Młody chłopak z zacięciem na twarzy rozpoczyna akcję. Nie patrzy na boki, nie ma zamiaru podawać. Porusza się niesamowicie lekko, żwawiej niż inni, z dużą szybkością wykonując kolejne ruchy. Holuje piłkę, przez chwilę próbuje nawet dryblować i wreszcie strzela. Precyzyjnie, wewnętrznym podbiciem. Przystaje, opiera jedną kulę o drugą i przeciera pot z czoła – z niezadowoleniem, bo bramkarz opanował futbolówkę i jedną ręką przycisnął ją do klatki piersiowej. – Panowie, jeszcze sześć minut roboty – krzyczy trener. – Krótkie i niskie ruchy. Nie przyjechaliśmy się tutaj bawić. Za miesiąc spotkamy się z drużynami, które naprawdę grają i nagle wszyscy zrobimy wielkie oczy… Tak w Warszawie powstaje polska reprezentacja Amp Futbolu. Drużyna piłkarska ludzi po amputacjach.
W naszym kraju dyscyplina dopiero raczkuje, jest na etapie pozyskiwania sponsorów, zainteresowania mediów i samych zawodników, których dotąd zgłosiło się najwyżej trzydziestu. Tymczasem na świecie, przynajmniej w niektórych krajach, istnieją już oficjalne rozgrywki ligowe, a zeszłoroczny finał mistrzostw świata w Argentynie obejrzało na żywo dziesięć tysięcy ludzi. Doszło też do pierwszych transferów między klubami. Dwaj Ghańczycy niebawem będą zarabiać na życie w Turcji, grając w piłkę nożną o kulach…
W miniony weekend w hali na warszawskim Bemowie odbyło się czwarte zgrupowanie polskiej drużyny, która w odległej perspektywie ma szansę wyjazdu na mistrzostwa świata w tej dyscyplinie. Szukając o niej informacji w internecie, a nawet jadąc już obejrzeć pierwszy trening, byłem przekonany, że to nie może mieć wiele wspólnego z futbolem, jaki oglądamy na co dzień. Mówiąc krótko, cholernie się myliłem. A jeśli ktoś wciąż powątpiewa, niech uwierzy na słowo. Zupełnie pełnosprawny człowiek, nawet uprawiający sport regularnie, nie wytrzymałby tam nawet połowy treningu.
Same zasady tylko w kilku punktach różnią się od standardowej odmiany futbolu. Nie ma spalonych. Nie można wykonywać wślizgów. Trenerzy dokonują dowolną ilość zmian “lotnych”, a boisko jest mniej więcej dwa razy mniejsze od normalnego. W każdej drużynie gra siedmiu piłkarzy, przy czym tu pojawia się niezmienna zasada – bramkarze to ludzie po amputacji ręki, a zawodnicy z pola – po amputacji nogi, bez protezy, tylko o kulach.
Nigdy nie przypuszczałem, że w ten sposób, opierając się na dwóch silnych rękach i jednej nodze, można składnie grać w piłkę. Nie tylko wykonywać najprostsze zagrania, kopać czubkiem buta byle do przodu, ale robić zwody, czasem podać piętą czy “na szybkości” minąć rywala. Nagle widzę, że da się. Niektórzy potrafią.
Na pierwszym treningu jest dwudziestu jeden graczy w tym czterech bramkarzy. W porównaniu z poprzednim zgrupowaniem, paru brakuje, ale jest też kilku nowych. Warunki uczestnictwa nie są wyśrubowane – każdy może przyjechać i dać sobie szansę, zobaczyć jak to wygląda i zmierzyć się z równymi sobie. Gołym okiem można odróżnić debiutantów od tych, którzy już wiedzą, na czym ta gra polega. Ci drudzy lepiej się rozumieją, a przede wszystkim wytrzymują zajęcia siłowo. – Co to za niedzielne tempo? Jeszcze sześć minut wysiłku. Dla waszej kondycji i waszej przyszłości – przekonuje trener, który ku zaskoczeniu niektórych narzuca rygor i wymagania.
– Generalnie, nie oczekują, że ktoś będzie się nad nimi użalał. Oni właściwie sami nie traktują się już jak niepełnosprawnych. Jeśli żyją z tym od lat, wreszcie staje się to dla nich normalne. Pierwsze treningi były zamknięte dla widzów, ale dziś chłopcy nawet otwarcie rozmawiają o sobie z dziennikarzami – zauważa jeden z organizatorów. Oczywiście, nie wszyscy. Niektórych krępuje kamera czy reporter biegający po boisku, byle bliżej wydarzeń, byle nagrać lepszy materiał.
Każdy uczestnik to osobna historia. Nie każdy chce się nią dzielić i nic w tym dziwnego, ale są i tacy, którzy mówią o sobie bez skrępowania.
Piotrek – gdy miał cztery lata, maszyna rolnicza zmiażdżyła mu nogę. Lekarze zdecydowali się na amputację, żeby ratować mu życie. Dziś doradza takim jak on i na co dzień sprzedaje protezy. Do uczestnictwa w obozie Amp Futbolu nie trzeba go dwa razy namawiać. W wolnych chwilach nie tylko gra w piłkę, ale z sukcesami trenuje pływanie. Ma nawet na swoim koncie złoty medal mistrzostw świata w Brazylii. Marcin – stracił nogę w wypadku motocyklowym, wcześniej grał w piłkę w lidze okręgowej. Pawłowi amputacja uratowała życie, gdy w jego organizmie wykryto nowotwór kości. Cała paleta historii…
Jeszcze inny z zawodników dopiero po amputacji odkrył w sobie talent muzyczny. Uparł się, że chce grać na perkusji, zapisał do szkoły, a dziś ma za sobą profesjonalne nagrania między innymi z Patrycją Markowską. W wolnych chwilach, rzecz jasna, kopie piłkę.
– Wielu z nas na początku trafiał szlag na samą myśl o uprawianiu sportu. No, bo jak? Ledwo jestem w stanie się ruszyć, nie mogę funkcjonować jak normalny człowiek, a nagle jakaś mądrala radzi mi, żebym wziął się za siebie? Ł»e co, mam biegać za piłką na jednej nodze? Kiedyś chyba każdy miał chwile zwątpienia, ale to musi minąć. A że wielu z nas przed wypadkiem czy chorobą uprawiało różne sporty, to teraz próbuje sobie to jakoś zastąpić – mówi jeden z chłopaków, ale nie chce, by podawać nawet jego imię.
Arek, młody chłopak z Mazowsza dodaje: – Nieraz szukałem czegoś takiego, jak Amp Futbol, ale w Polsce nie działała żadna tego typu drużyna. We wsi, w której mieszkam, nie było wielu możliwości. Dlatego nieraz po prostu grałem z pełnosprawnymi, na zwykłym boisku, nawet jedenastu na jedenastu. Oni normalnie, a ja… o kulach. Jakoś dawałem radę – mówi z uśmiechem, opierając się o dwie biało-czerwone kule. Jeszcze inny, Mateusz, zdecydowanie wyróżniający się na treningach, niegdyś dzięki protezie mógł ćwiczyć z młodzikami Lecha Rypin, a jeden z bramkarzy do dziś kopie w piątej lidze, tyle że na pozycji pomocnika. – Dzięki temu gra świetnie nogami, a w tej dyscyplinie to ogromny atut – mówi trener bramkarzy zespołu, Krzysztof Wajda.
Pytam go – skąd wiedziałeś, jak do tego podejść? Jak ćwiczyć z bramkarzem, który nie ma ręki? – Na początku to była jedna, wielka improwizacja – przyznaje. – Zanim poprowadziliśmy pierwsze zajęcia, widzieliśmy może cztery filmy na Youtube. Tak naprawdę, w Polsce nikt nie miał z tą dyscypliną żadnej styczności. Prowadziłem już trochę treningów bramkarskich, ale to było coś zupełnie nowego. Mówię: “chłopaki, wybaczcie, jeśli kiedyś przypadkiem coś walnę, bezmyślnie, typu – no, to teraz druga ręka”. Wolałem być szczery, ale myślę, że z każdym treningiem radzimy sobie wspólnie coraz lepiej.
Sztab trenerski liczy dziś cztery osoby. Pierwszym trenerem został Marek Dragosz (przy innej okazji rozmawialiśmy z nim TUTAJ). – Kiedyś, podczas pobytu w Sierra Leone zetknąłem się z ludźmi grającymi po amputacjach, ale tam, jak to w Afryce, to był żywioł, nie żaden profesjonalny trening. Jakiś czas temu zadzwonił do mnie organizator tego przedsięwzięcia i zapytał czy nie podjąłbym się takiego zadania. Poprowadziłem pierwszy trening, później drugi, w końcu skompletowałem czteroosobowy sztab i dziś próbujemy coś wspólnie zbudować.
Pomysłodawcą projektu jest Mateusz Widłak. Niepozorny student fizjoterapii, który wpadł na pomysł właściwie przypadkiem. – Pewnego dnia oglądałem film dokumentalny, którego fragment pokazywał właśnie ludzi uprawiających futbol o kulach. Zacząłem się tym interesować, szperać w Internecie, w końcu wysyłać maile, by zorientować się, jak to funkcjonuje za granicą, aż wreszcie udało nam się stworzyć coś własnego w Polsce – opowiada pomiędzy jednym telewizyjnym wywiadem a drugim.
Na razie to tylko kilka treningów, litry potu, dziesiątki bramek i pierwsze złamane od wyeksploatowania kule, ale niebawem może to przerodzić się w coś znacznie poważniejszego. Na przełomie marca i kwietnia polska drużyna Amp Futbolu wybiera się na międzynarodowy turniej do Manchesteru. Zagra z Anglią, Niemcami i Irlandią. Po raz pierwszy jako oficjalna reprezentacja Polski, przy hymnie, w narodowych barwach i koszulkach z orzełkiem na piersi. Polski Związek Piłki Nożnej na początku nie zamierzał wspomóc projektu, ale w końcu uznał zespół Dragosza za kadrę narodową – ufunduje więc stroje meczowe, sprzęt sportowy i opłaci bilety do Anglii.
Na turniej pojedzie tylko dwunastu najlepszych graczy. – Czy jest rywalizacja? No, pewnie. Każdy przecież chce polecieć do Manchesteru – mówi Arek, a pierwszy trener dodaje: – Ten Manchester to taki najbliższy cel na naszej drodze. Mamy nadzieję, że uda nam się nawiązać nowe kontakty, że cała ta inicjatywa pójdzie w dobrym kierunku, a w końcu – kto wie – może na przełomie listopada i grudnia zagramy w mistrzostwach świata.
Jest godzina siedemnasta, sobota. Właśnie kończy się pierwszy trening, po którym czas na obiad, godzinę odpoczynku i drugie zajęcia. Później nocleg i w niedzielę powtórka z rozrywki. Mateusz Widłak ma nadzieję, że z każdym kolejnym miesiącem chętnych do udziału w treningach, czy to mających cokolwiek wspólnego z grą w piłkę, czy też zupełnych amatorów, będzie szybko przybywać.
– Wiesz czego się bałem najbardziej? – pyta na koniec trener bramkarzy. – Wyobrażałem sobie, jak taki trening może wyglądać. Obawiałem się, że będzie tu strasznie ponuro, a okazało się, że to przepozytywni ludzie, których cieszy każde kopnięcie piłki…
PAWEŁ MUZYKA
foto: ampfutbol.pl