Czy Legia Warszawa ma szanse na pierwsze miejsce w lidze przed podziałem punktów? Oczywiście, wystarczy że lepiej poradzi sobie w Krakowie z “Pasami” niż Jagiellonia w Gliwicach z Piastem, a to przecież nie brzmi jakoś szczególnie nieprawdopodobnie. Co więcej, przypieczętowanie pierwszego miejsca wyjazdowym meczem byłoby dla “Wojskowych” najlepszym podsumowaniem tego sezonu zasadniczego. Sezonu, w którym błyszczą poza Warszawą i są nieprawdopodobnie surowi dla własnych kibiców.
Faza zasadnicza przy Łazienkowskiej 3 zakończyła się wczorajszym meczem z Koroną. Legia u siebie ma już na liczniku piętnaście gier i zmierzyła się z każdym przeciwnikiem, czyli jest to próbka reprezentatywna i spokojnie można tu szukać porównań z poprzednimi rozgrywkami. I naprawdę trzeba się sporo napocić, by znaleźć równie żenujący dla legionistów domowy bilans. Przypomnijmy, obecnie wygląda to tak – sześć zwycięstw, sześć remisów i trzy porażki.
I chyba najprościej zobrazujemy domową formę “Wojskowych” właśnie odnosząc się do historii, bo mamy tu do czynienia drugim najgorszym wynikiem Legii na przestrzeni ostatnich 40 lat. Słabiej było tylko w sezonie 1990/91, kiedy to warszawianie równolegle grali w Pucharze Zdobywców Pucharów (gdzie doszli do półfinału), a o obliczu drużyny decydowali tacy piłkarze, jak Kosecki, Kowalczyk czy Pisz. To właśnie wtedy z rozczarowującym domowym bilansem 5-6-4 “Wojskowi” zajęli dalekie dziewiąte miejsce w lidze. A przecież dzisiejsza Legia ma tylko punkt straty do lidera i dla wielu wciąż jest głównym faworytem w wyścigu o tytuł mistrzowski.
Jakkolwiek spojrzeć, postawa “Wojskowych” na własnym boisku jest dramatyczna. W ostatnich 40 sezonach aż w 39 wyglądało to lepiej. I nawet nie ma sensu wspominać tu czasów, kiedy Legia przez całe rozgrywki tylko raz traciła punkty na swoim terenie, a w pozostałych meczach goliła rywali jak leci. Dziś bowiem piłkarze Jacka Magiery nie wygrywają 60 procent wszystkich ligowych spotkań w Warszawie, co przy obecnej kadrze i budżecie po prostu musi szokować. Po piętnastu meczach na własnym stadionie aż dziewięć razy stołeczni kibice wracali do domu wściekli, bo musieli stawić czoła stracie punktów. I warto tu też dodać, że w taki sposób są traktowani ludzie, którzy – pod względem frekwencji łącznej – najliczniej stawiali się na swoim stadionie spośród wszystkich kibiców w ekstraklasie.
W tym kontekście czynnikiem, który utrzymuje Legię przy życiu i wciąż daje realne szanse na obronę tytułu, jest kapitalna forma na wyjazdach. Tak jak na własnym terenie warszawianie wygrywają ledwie 40 procent spotkań, tak z terenu w przeszło 70 procent przypadków wracają z tarczą (bilans 10-1-3). W dodatku świetnie radzą sobie z największymi rywalami do tytułu, bo komplet punktów przywieźli między innymi z Białegostoku, Gdańska i Poznania. Co więcej – to ważne info dla graczy Ustaw Ligę – Legia poza Warszawą to dziś największy w ekstraklasie gwarant goli, bo żaden inny klub – niezależnie czy gra u siebie, czy na wyjeździe – nie jest w stanie strzelać na poziomie 2,4 bramki na mecz. Natomiast na swoim stadionie legioniści legitymują się średnią ledwie 1,5 gola na mecz, co także pięknie pokazuje, jak dwie diametralnie różne postawy prezentują dziś podopieczni Jacka Magiery.
Ciekawe światło na sprawę rzucają także zasady systemu ESA37, które wyższe miejsce w tabeli nagradzają większą liczbą spotkań u siebie. Poza tym, im lepsza lokata, tym mniej wymagające wyjazdy. Tymczasem dla obecnej Legii to wcale nie musi być żaden atut, a wręcz przeciwnie. I wcale byśmy się nie zdziwili, gdyby o losach tytuły zdecydował taki szczegół, jak na przykład – z kim z czołowej czwórki warszawianie zmierzą się na wyjeździe.
Fot. FotoPyK