Wielu z Was nawet nie mogłoby to przejść przez myśl. A jednak – są tacy ludzie. Mijają nas na ulicy, siedzą obok w tramwaju, nie jeden raz byliście z nimi na imprezach. Ludzie, których piłka nie obchodzi. Ludzie, którzy piłkę mają gdzieś. Nie rozróżniają Boruca od Smolarka. Nie wiedzą, co to klub, a co reprezentacja, po co gra liga, ile jest zmian, co to spalony, i tak dalej, i tak dalej. Trzeba tych ludzi jakoś tolerować, ale – z ręką na sercu – ciężko nam to przychodzi.
Wyobraźcie sobie taką sytuację. Czekacie cały tydzień na jakiś mecz, dajmy na to: Barcelona – Real, albo Chelsea – Manchester United. No i siadacie w pubie, a obok facet, który szturcha Was łokciem: – Ty, a o co oni grają?
Ręce Wam opadają? No bo co gościowi powiedzieć? Od czego zacząć, skoro to się zaczyna tak wcześnie. Ł»e to po prostu wiesz, tak jak wiesz – piszemy to zupełnie serio – czy jesteś heteroseksualistą, czy homo. Nie zastanawiasz się, dlaczego podnieca cię piłka. Tak PO PROSTU JEST.
My, ludzie, którzy na punkcie piłki mamy obsesję, nie wyobrażamy sobie bez niej życia. Kiedy Lewandowski strzela w weekend gola dla Borussii, wydaje nam się to takie ważne, i w ogóle. Tymczasem jakiś biznesmen, który czyta o gospodarce i polityce, a sportowe strony zawsze przewraca zapytałby teraz może: – Co? Janusz Lewandowski, ten komisarz do spraw budżetu strzelił gola? To jakaś nowa aktywność na rynkach pieniężnych? Narzędzie finansowe? O co chodzi z tym golem?
Tak, są tacy ludzie. Strasznie nas wkurzają. Nie możemy ich ścierpieć. Ale jako że jesteśmy tolerancyjni (ha, ha, ha), machamy ręką z politowaniem.
Dlaczego o tym piszemy? Bo to brzmi jak koszmar – postawić sobie takie pytanie: A co by było, gdybym nie interesował się piłką? Ile emocji bym stracił? Co bym robił? Hodował orchidee? Konstruował latawce? Oglądał “M jak Miłość”?
Do tych przemyśleń skłonił nas bardzo inteligentny człowiek. Jerzy Pilch, wielki kibic Cracovii, który nie tak dawno deklarował, że już na tę Cracovię nie chce patrzeć, że się z nią żegna i wypina na nią w spektakularnym stylu. Ale na piłkę wypiąć się nie da.
Pilch w najnowszym numerze Przekroju pisze tak:
“(…) W swej najnowszej, świetnej książce “Spiski. Przygody Tatrzańskie” Wojciech Kuczok takie – tyczące pewnego gazdy, który nader ospale, mimo że mecz już trwa, uruchamia telewizor – wyznanie czyni: “Być może wtedy właśnie nabrałem nieuleczalnej niechęci i dozgonnej nieufności do wszystkich mężczyzn nieemocjonujących się futbolem; być może niemiłosierne ociąganie się gazdy i jego brak zrozumienia dla mojej rozpaczy, z powodu tracenia pierwszych minut spotkania inauguracyjnego (nawet początkujący eksperci i raczkujący analitycy wiedzą, że najwięcej bramek pada na początku i na koniec każdej połowy, te zaś, którym zdarzy się paść w pierwszych minutach, mają szczególną moc układania meczu) spowodowały, że później zawsze stroniłem od piłkarskich ignorantów”.
Rozumiemy Pilcha doskonale! Lata temu, podczas wakacji 94′, trwał mundial w USA. Dziadek kolegi nie rozumiał, że chcemy oglądać mecz fazy grupowej, mało tego, miał stary ledwie zipiący telewizor. Telewizor ów można było przełączyć tylko dwa razy na dzień. Potem padał. Koniec. Kaput.
– Na którym programie mecz? – zapytał dziadek zły, że musi w ogóle uruchamiać ustrojstwo.
– Na drugim – odpowiedzieliśmy, niestety, mylnie (tak nam się wydawało).
No to dziadek, myk, na “dwójkę”. A tam meczu nie ma. Reklamy.
– Przepraszamy panie dziadku, na pierwszym!
No to dziadek, myk – na “jedynkę”. A tam film. Meczu nie ma.
– O jezu, chyba jednak na drugim!
Dziadek: – Już za późno.
Zgasił telewizor (właściwie zgasł sam)
Morze łez poskutkowało. Mama zabrała do domu, do miasta, na fazę pucharową. Od tamtej pory nienawidzimy piłkarskich ignorantów. Jak to dobrze, że plazma wisi na swoim miejscu. Zaczyna się mecz Lecha!