Wyniki sportowe odwrotnie proporcjonalne do tego, co dzieje się wewnątrz klubu? Hmm, skąd my to znamy. Na myśl przychodzi od razu Polonia Warszawa, która osiągała świetne wyniki w oczekiwaniu na przelew z Wiednia, albo ŁKS, który jedyne, co miał, to długi. Sandecja Nowy Sącz może i z problemami finansowymi się nie boryka, ale regularnie na każdym możliwym polu zalicza kompromitacje. A my, jak wiadomo, patologie piętnować lubimy.
Kilka dni przed startem pierwszej ligi pisaliśmy o tym, co działo się na zagranicznym zgrupowaniu. Piłkarze zorganizowali sobie mocniej zakrapianą posiadówkę, następnego dnia zorientował się trener, ale nie zdążył zareagować. Kolejnego razu, gdy już przeszedł do działania, wyciągnął kluczyk z hotelowej recepcji, w pokoju znalazł kilkadziesiąt puszek po piwie i zrobił aferę – imprezowicze dostali po 10 tysięcy złotych kary. Efekt? 4:0 z czwartą na koniec roku Pogonią Siedlce i 5:0 z trzecim na koniec roku Zagłębiem Sosnowiec.
Jeszcze chwila, a Radosław Mroczkowski sam kupi piłkarzom alkohol i udostępni im na balangę swoje mieszkanie…
Nie zdążyliśmy przesadnie nachwalić się grze Sandecji, a już natrafiliśmy na ciekawy tekst w serwisie sadeczanin.info dotyczący agencji ochrony, zabezpieczającej domowe mecze. Drugie spotkanie w Nowym Sączu w tym roku, akurat podwyższonego ryzyka – przyjechało Zagłębie Sosnowiec. Po czwartym golu dla gospodarzy na murawę poleciały petardy, a sędzia przerwał mecz w oczekiwaniu, aż dym przestanie unosić się nad murawą. Czy klub czeka kara? Bardzo możliwe.
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy – Sandecja do niedawna miała podpisaną z firmą ochroniarską umowę, w której znajdował się zapis, że wszelkie finansowe konsekwencje wobec PZPN (za wniesienie na stadion środków pirotechnicznych, zakłócenie porządku itd.) pokrywa świadczący usługę. Poza tym, kierownikiem ds. bezpieczeństwa na stadionie nie jest już osoba wskazywana przez klub, lecz człowiek z ramienia firmy ochroniarskiej. No, ciekawe, o czyje interesy bardziej zadba. Rozumiemy, że to rozwiązanie – oczywiście tylko z pozoru – miało być oszczędnościowym, ale nawet i o podejście biznesowe byśmy w Sandecji nikogo nie podejrzewali.
Wiesław Leśniak, wiceprezes, tłumaczy się na łamach sadeczanin.info z podpisanej umowy (widnieją podpisy jego i wiceprezesa Tadeusza Szewczyka): – Nowa umowa jest korzystna dla klubu, bo mniej zapłacimy za agencję ochrony, gdyż oglądamy każdą złotówkę – zapewnia Leśniak. – Rozwiązanie z kierownikiem ds. bezpieczeństwa też jest dla nas korzystne. Bo druga strona wzięło na siebie pełną odpowiedzialność, a co do liczenia ochroniarzy, czy zgadza się ich ilość na meczu, to spokojna głowa. Umiemy liczyć.
Wiceprezes Leśniak mocno się natomiast zasępił się przy ostatniej, poruszonej przez nas kwestii zniknięcia z umowy zapisu o płaceniu przez firmę ochroniarską kar, nałożonych przez PZPN, za wybryki kibiców.
– Faktycznie tego nie ma? – nie dowierzał. – Nie pamiętam, muszę to sprawdzić.
– Umowę przeglądał radca prawny, a jak radca prawny złoży parafkę, to człowiek ma zaufanie i podpisuje – dodał Wiesław Leśniak.
Czy w Sandecji potrafią liczyć (mowa o tym, że na meczu z Zagłębiem miało być mniej pracowników ochrony niż gwarantowała umowa), tego nie wiemy. Mają natomiast problemy z pamięcią – oczywiście sprawdzanie dokumentów było bezskuteczne, bo taki zapis zniknął.
Oto skan dotychczasowej umowy traktujący o karach w przypadku nie wywiązania się z umowy przez Zleceniobiorcę (w nowej umowie takiego punktu w ogóle nie ma):
I jak się okazuje, w Sandecji mają też problemy z procedurami – oczywiście żaden radca prawnym nie parafował się pod umową – no i logicznym myśleniem, bo jak ktoś może postrzegać obsadzenie funkcji kierowniczej pracownikiem innej firmy, z ewidentnym konfliktem interesów?
Panowie-działacze, czas się ogarnąć i trochę spoważnieć. Tym bardziej, że samych piłkarzy coraz bardziej ciągnie do Ekstraklasy: rozegrali dwa mecze mniej, a zajmują czwarte miejsce ze stratą trzech punktów do wicelidera i czterech do lidera.
Fot. 400mm.pl