W sumie oglądamy sobie tę piłeczkę ze dwadzieścia lat, chodzimy na mecze od co najmniej kilkunastu, byliśmy na paru tysiącach meczów na kilku kontynentach, zaliczyliśmy wyjazdy pociągami oraz luksusowe wyprawy samolotowe. Czuliśmy i gaz łzawiący, i zapach kawioru… Człowiek by pomyślał, że coś tam o tym kopaniu wie, coś widział, stał na trybunach przez lata z różnymi ludźmi, w różnych sytuacjach, zna mentalność kibiców… A tu pojawia się Robert Biedroń, naczelny gej RP, specjalista od wszystkich tematów, na które akurat pojawia się zapotrzebowanie, i tak pisze w ostatniej Rzeczpospolitej…
“Boisko piłkarskie czy szatnia wyglądają jak miejsca, w których spotykają się wymuskani do granic absurdu homoseksualiści. Pocałunki po strzelonym golu, uściski, wspólne kąpiele pod prysznicami stwarzają specyficzne męsko-męskie relacje. Dotyczy to także ich fanów. Prawie wszyscy moi koledzy w podstawówce, ze mną włącznie, zamiast plakatów piosenkarek wieszali na ścianach półnagich, spoconych piłkarzy. Wszystko to, połączone z kultem idealnego, często wytatuowanego i wykolczykowanego jak na gejowskim pornofilmie ciała, którego piłkarskim symbolem stał się David Beckham, mogłoby sprawiać pozory homoseksualnego, rozpasanego raju. Nic bardziej mylnego. Nienawiść wobec gejów i pogarda dla kobiet są w futbolu codziennością. Sport zespołowy stwarza bowiem wyjątkowe relacje męsko-męskie, nacechowane dominacją i maczyzmem. Zmusza piłkarzy do ciągłej gry w supersamców i playboyów, jak Onyszko nienawidzących gejów i szydzących z blondynek. Presja “prawdziwego mężczyzny” jest zbyt silna, a zabezpieczeniem przed oskarżeniami o bycie “ciotą” jest tylko agresja. Nie ma miejsca na tolerancję. Najmniejsze podejrzenie może oznaczać wykluczenie z samczego grona.
To dlatego też identyfikujący się ze swoimi piłkarskimi idolami kibice przejmują homofobiczne zachowania. Nazwanie piłkarza drużyny przeciwnej czy sędziego pedałem należy do kanonu pseudokibica. Poniżenie przeciwnika jest rodzajem walki, a werbalna penetracja wroga jest dopełnieniem zwycięstwa”.
Do gejów nic nie mamy: prawdę mówiąc, gówno nas obchodzi, czy koleś, który ładuje bramę w okno z 30 metrów albo jest najlepszym obrońcą ligi, całuje się po meczu z Anią, czy Maćkiem. Jego sprawa. Jak dla nas, to może czuć miętę nawet do psów rasy Husky. Orientacja seksualna interesuje nas mniej więcej tak, jak miejsce urodzenia. Czytaj: w ogóle.
(O Onyszce nasze zdanie znacie: pisaliśmy o nim wiele razy, jest nawiedzony; faszystów i osłów nie tolerujemy i też dawaliśmy temu wyraz niejednokrotnie).
Tyle tylko, że Biedroń – człowiek nam obojętny – nie powinien przykładać naukowego języka do prostych tematów, bo to jak mierzenie z shotguna do muchy. Jeśli kibic Widzewa wyzywa kibica Legii od kurew lub pedałów, to nie po to, żeby go “werbalnie penetrować”, ale po to, żeby go wkurwić i obrazić. Po prostu. “Ty chuju” – krzyczy jeden kibic do drugiego, bo go szczerze nienawidzi. I tyle: po prostu go nie cierpi i chce, żeby tamtemu było przykro. Chce mu popsuć humor. Chce go wyprowadzić z równowagi, a zobaczenie rywala w takim stanie jest dla niego największą nagrodą.
Równie dobrze można by zresztą napisać, że raperzy w trakcie bitew na rymy werbalnie penetrują swoich kolegów. A oni po prostu ich chcą poniżyć. Kibicowska nienawiść to uczucie, w którym chce się rywalom jak najmocniej słownie (pardon our frencz) dojebać – tak, żeby zapamiętali. Dlatego na polskich stadionach zawołania w rodzaju “X to pedzie” są zastępowane wśród bardziej świadomych grup hasłami odwołującymi się do społecznego statusu przeciwników, albo ich czułych punktów w sportowym ujęciu.
Spójrzmy zresztą prawdzie w oczy. Wbrew temu, co sądzi większość ekspertów zza biurek i monitorów, wyzywanie się od pedałów nie jest na stadionach już od dawna niczym skutecznym, więc stopniowo zanika. Kto się w 2010 roku przejmuje taką obelgą, jeśli wie, że gejem najzwyczajniej w świecie nie jest?
Nikt.
Mechanizm jest taki: “Kretyni” – myślą bluzgani kibice – “wyzywają nas od homoseksualistów, podczas gry nie jest to prawda. Marnują swój głos na nieskuteczny przekaz, który nam zwisa”. O wiele celniejsze byłoby w tym momencie odwołanie się do stopy bezrobocia w regionie siedziby klubu, prawda? Albo do tego, że od 20 lat nie zdobył on mistrzostwa Polski. Oooo, to już potężna zadra: bo sól trafia prosto w otwarte rany, rzeczywisty powód frustracji tysięcy ludzi!
Generalnie (choć nie będzie to pewnie popularne twierdzenie) sądzimy też, że słowo “pedał” traci już powoli konotacje z orientacją seksualną: ludzie wyzywają się od pedałów mając na myśli zupełnie inny zestaw cech, niż kiedyś. Przykład: “Ten pedał podyktował wapno z powietrza”. Znaczenie: “Ten człowiek, który na niczym się nie zna i nie chcę go widzieć na oczy, podyktował karnego bez podstaw”.
Nie jesteśmy lingwistami, ale dla nas to trochę jak ze słowem “parówa”. Mówiąc: “Prezes Lato to parówa” nikt nie sądzi, że pan Grzegorz jest fizycznie zbudowany ze zmielonych resztek po uboju bydła hodowlanego. Parówa to po prostu inne, metaforyczne określenie kogoś, kto zachowuje się brzydko, chamsko, nieszczerze. Zyskało, przez lata, kolejne znaczenie.
Proste? Proste.
Tak więc, jakkolwiek fajnie, że poważne gazety zajmują się kibicami, to byłoby dobrze, gdyby pamiętały, że lepiej by było, gdyby ludzie mówiący o nas, nie próbowali zbyt mocno starać się wyciągać wniosków, których nie ma.
Robert, walcz dalej o prawa homoseksualistów. My też nie lubimy nietolerancji i na Weszło walczymy z każdym jej przejawem. Ale nie nazywaj werbalnego dawania w policzek werbalną penetracją. Po prostu się mylisz.
OK.?
Zresztą, pogadajmy konkretniej o fragmencie, który zacytowaliśmy. “Wymuskani do granic absurdu” ludzie, to lalusie. Nie homoseksualiści, lalusie. Hetero, homo – bez znaczenia. “Pocałunki po strzelonym golu, uściski, wspólne kąpiele pod prysznicami stwarzają specyficzne męsko-męskie relacje” – tak, tworzą, relacje radości, wspólnoty. Mają się kurwa kąpać w odstępach pięciominutowych? Robić kolejkę pod prysznic? Jezu, chcą szybko wyjść z szatni, więc kąpią się w dziesięciu! Czy o górnikach ktoś mówi, że tworzą gejowskie relacje? Nie. A kąpią się razem. Czy jak na weselu pan młody dostaje wąsate pocałunki od kolejnych członków rodziny, to pojawia się kwestia orientacji seksualnej? Nie. Robert, zrelaksuj się. Geje nie mają monopolu na przebywanie ze sobą bez gaci.
Dalej. “Prawie wszyscy moi koledzy w podstawówce, ze mną włącznie, zamiast plakatów piosenkarek wieszali na ścianach półnagich, spoconych piłkarzy”. Ciężka sprawa, następni w kolejce są fani heavy metalu. Geje jak nic, co drugi wokalista świeci mokrą klatą. Ale od kiedy pot – fizjologiczny objaw zmęczenia – jest zarezerwowany dla homoseksualistów? Apelujemy: więcej tolerancji! Pan Biedroń utwardza stereotyp!
“Wszystko to, połączone z kultem idealnego, często wytatuowanego i wykolczykowanego jak na gejowskim pornofilmie ciała, którego piłkarskim symbolem stał się David Beckham, mogłoby sprawiać pozory homoseksualnego, rozpasanego raju”. Albo sportowej formy człowieka, który ma masę pieniędzy i chce się dobrze w życiu bawić, więc ma diamenty w uszach i orła na plecach. Na marginesie: nie, żebyśmy byli ekspertami, ale na heteroseksualnych pornosach kolesie też chyba raczej mają dziary i piercing?
Ł»arty żartami, ale Bierdonia w pewnym momencie po prostu ponosi: “Nienawiść wobec gejów i pogarda dla kobiet są w futbolu codziennością”. Pogarda dla kobiet codziennością w futbolu? Moment, chyba coś przegapiliśmy. Jasne, czasem jakiś burak krzyknie coś do cheerleaderek, że chętnie by je wszystkie teraz i tutaj, ale… codzienność? Wiemy, że fajnie jest używać słów typu: każdy, wszyscy, czy zawsze, ale… Robert, masz jakieśâ€¦ hmmm… argumenty? Przykłady? Wiesz, wydarzenia, które dokumentują twoją tezę? Bo my widzieliśmy parę dziewczyn na meczach i zawsze mamy to samo wrażenie: trybuny raczej ślinią się na ich widok, niż chcą je masakrować. Kobieta na stadionie jest wciąż rzadkością, więc kibice są w nie zapatrzeni. Nie mówią: “won z trybun”! Mówią, do siebie: “Kurwa, ale chciałbym, żeby moja żona tu przyszła”.
Taka prawda. Kobieta lubiąca futbol to senne marzenie większości z nas.
Kolejny cytat: “Sport zespołowy stwarza bowiem wyjątkowe relacje męsko-męskie, nacechowane dominacją i maczyzmem. Zmusza piłkarzy do ciągłej gry w supersamców i playboyów, jak Onyszko nienawidzących gejów i szydzących z blondynek”. Jakby to powiedzieć… Gdyby tak było, skakalibyśmy z radości. Znacie nas: gdyby Iwański powiedział przed meczem z Wisłą, że chce upokorzyć, skundlić i zniszczyć Głowackiego, nazwalibyśmy go mega kozakiem. Gdyby Lewandowski przed spotkaniem z Polonią powiedział, że chce zrobić z Przyrowskiego szmatę, byłby idolem tłumów.
Tyle tylko, że nasi piłkarze są mniej więcej tak daleko od pragnienia dominacji, jak stadion Odry od Maracany: kurewsko daleko. W naszej piłce nożnej nie ma – UBOLEWAMY – za grosz maczyzmu. Za macho uchodzi tu przeszczepiający sobie kudły Majdan. Robert, widziałeś gdzieś w prasie kobiecej artykuły o Stiliciu? O Brożku? O Grosickim? Nie. Wiesz, dlaczego? Bo nie masz racji, a oni – jaj.
Sport zespołowy zmusza piłkarzy do ciągłej gry w supersamców mniej więcej tak, jak do gry w brydża. Czyli w ogóle. Dla nas to – jak napisaliśmy powyżej – pewien problem. Ta liga nie ma cojones, stary. Gdyby była taka, jak piszesz, cieszylibyśmy się od ucha do ucha.
Tymczasem my spędzamy najlepsze lata swojego życia na udowadnianiu grajkom, jakimi są leszczami, jak głupio gadają, i jak bardzo brakuje ikry. W tej lidze, w Polsce, nie ma “presji prawdziwego mężczyzny”. Są kolesie, którzy potykają się o własne nogi, leszcze, którzy po wyprzedaży w Peek&Cloppenburg czują się lepiej, niż po hattricku. Dla ich (sorry za mocne słowa) pizdowatości, wbrew temu, co piszesz, jest cholernie dużo miejsca na tolerancję. I nawet największe podejrzenie nikogo nie wyklucza.
Niestety. Gdybyś w swoim artykule miał rację, nie czytałoby nas kilkaset tysięcy kibiców miesięcznie.
Z resztą artykułu nie polemizujemy: nie interesuje nas polityka.