Reklama

Boniek: Przyzwyczaiłem się, że Polacy są ważną częścią dużych drużyn

redakcja

Autor:redakcja

20 lutego 2017, 08:41 • 9 min czytania 12 komentarzy

– Ja już nie traktuję tego w taki sposób, ponieważ przyzwyczaiłem się, że Polacy są ważną częścią dużych drużyn. Nie mam manii widzenia „polskości” w jakiejś drużynie. Oczywiście, analizuję występy naszych piłkarzy. Nie da się podważyć geniuszu Lewandowskiego. Rozwija się Zieliński, aczkolwiek muszę przyznać, że zabrakło mi w meczu z Realem tego, by dwa, trzy razy uderzył na bramkę – mówi w Fakcie i Przeglądzie Sportowym Zbigniew Boniek, prezes PZPN. – Górny pułap możliwości Piotrka jest bardzo wysoki, dlatego tak dużo od niego wymagamy. Bo dzisiaj tak już jest z polskimi piłkarzami, że ktoś mówi: „O, Teodorczyk znów strzelił dla Anderlechtu” i nikt się tym nie podnieca, ponieważ stało się to normalne.

Boniek: Przyzwyczaiłem się, że Polacy są ważną częścią dużych drużyn

FAKT

f1

Wszyscy chcą grać z Polską. Zaczyna się rozmową ze Zbigniewem Bońkiem.

Nie jest to smutna rozmowa o kadrze. Chyba możemy spać spokojnie przed najbliższym meczem eliminacji mistrzostw świata.
– Bardzo się go boję, naprawdę. Gramy z drużyną nieobliczalną, mocną fizycznie, w której każdy piłkarz zakładający koszulkę reprezentacji czuje się, jakby szedł na wojnę. Na dodatek, jeśli go wygramy, to praktycznie otwiera się przed nami autostrada do mundialu. Ale nie będzie łatwo.

Reklama

Czarnogóra jest mocniejsza od Rumunii?
– To podobna drużyna, natomiast ma lepsze indywidualności, choćby Joveticia. Ale to już sprawa trenera i sztabu.

Z dobrej strony pokazali się Polacy grający w Bundeslidze: Piszczek zdobył bramkę, zaliczył asystę i po jego zagraniu rywal strzelił samobója, a Lewandowski w ostatniej minucie trafił na 1:1. Natomiast dla Bartosza Kapustki prawdopodobnie zakończył się sezon – Leicester odpadło z Pucharu Anglii.

f2

Kolejne dwie strony wypełnione są relacjami z meczów Ekstraklasy. Najważniejsza: W Legii żałują zgody na grę Niezgody.

Takiego scenariusza nie spodziewał się nikt. Ruch pokonał bezradną Legię 3:1, a bohaterami niedzielnego meczu zostali zawodnicy, którzy mogą wystąpić w młodzieżowych mistrzostwach Europy. Przed rozpoczęciem okresu przygotowawczego trener Legii Jacek Magiera zastanawiał się, czy skrócić wypożyczenie do Ruchu. Ostatecznie napastnik został przy Cichej, a w niedzielę boleśnie utarł nosa pracodawcy.

Z kolei Radosław Majewski gra jak z nut.

Reklama

Dwa gole w meczu to dla niego za mało! – Miałem szanse na kolejne bramki. Szkoda, że nie udało się ustrzelić hat-tricka, bo miałem ochotę zabrać piłkę do domu – śmieje się pomocnik Lecha Radosław Majewski po spotkaniu w Gliwicach z Piastem. Nic dziwnego, że byłemu reprezentantowi Polski humor dopisuje. Na początku rundy wiosennej jest bowiem w świetnej formie. W osiągnięciu takiej dyspozycji nie przeszkodziła mu nawet zimowa przerwa.

GAZETA WYBORCZA

Legia się przewraca – oto wspomnienie ligowego weekendu.

Tym samym Legia została kolejną drużyną z czołówki, która wiosną straciła punkty. Tydzień temu druga Jagiellonia została rozbita przez Lechię 0:3. Ale już w piątek lider z Gdańska tylko zremisował w Niecieczy. Różnice punktowe na szczycie są jednak małe; gdyby dziś tabela została podzielona na grupę mistrzowską i spadkową, pierwsza Lechia miałaby 22 pkt, a trzecia Legia – 19 pkt. Jedynym zespołem w lidze, który perfekcyjnie zaczął wiosnę, jest Lech. Dwie wygrane po 3:0 (z Niecieczą i Piastem) to najlepszy start poznaniaków w nowym roku w historii. A jeszcze niedawno wydawało się, że będzie źle.

gw

bohaterze gorszego sortu pisze Rafał Stec.

Pozostaje jednak klasycznym niezmordowanym superbohaterem z boku obrony. Cholernie wydolnym, precyzyjnie dośrodkowującym w pełnym biegu, coraz wytrawniej czytającym grę, zdolnym i zasuwać jako cofnięty skrzydłowy, i skrupulatnie chronić pole karne jako obrońca półprawy, w systemie 3-5-2 lub 3-3-2-2. Trener Thomas Tuchel wynosi go wręcz na symbol drużyny i mówi, że Piszczka kocha, a po selekcjonerze Adamie Nawałce po prostu widać, że kocha. Nie wygląda też, by wobec nadciągających 32. urodzin Polak tracił dynamikę – prędzej bym ogłosił, że przeżywa szczytowy moment w karierze, czego doświadczamy również jako kibice reprezentacji kraju, którzy podziwiali go w jesiennej wiktorii w Bukareszcie. A przecież wytrzymał już 239 meczów Bundesligi i wkrótce wyprzedzi polskiego rekordzistę w tych rozgrywkach, Tomasza Wałdocha (248), przecież jako jedyny obok Wawrzyniaka uczestniczył i w Euro 2008, i w Euro 2012, i w Euro 2016 – tyle że on, w przeciwieństwie do kolegi z przeciwległej flanki, uczestniczył aktywnie, zazwyczaj w podstawowym składzie. Teraz zaś najwyraźniej poczuł, że ma dość niewidzialności. Strzela jak opętany, pięć goli czyni go najskuteczniejszym obrońcą sezonu w Niemczech – Glik z sześcioma jest najskuteczniejszym obrońcą we Francji, ależ mamy działa w defensywie! – okazalszy dorobek miał dotąd tylko w Zagłębiu, gdzie fruwał po skrzydle, nikt jeszcze nie przypuszczał, że stanie kiedyś bliżej własnej bramki.

SUPER EXPRESS

se

Robert Lewandowski przekonuje: Zagraliśmy z Herthą w ping-ponga.

Ostatnie wasze mecze w lidze – z Ingolstadt (2:0, bramki w 90. i 91. min.) i Herthą kosztowały kibiców Bayernu mnóstwo nerwów. Wierzył pan w końcówce spotkania w Berlinie, że teraz też zakończy się szczęśliwie?
– Trzeba wierzyć, jeśli sędzia dolicza aż 5 minut, bo to jednak sporo czasu. Wierzyliśmy, że nadarzy się okazja, może właśnie jakiś stały fragment gry, który będzie dobrą sytuacją bramkową. W takim momencie ważne jest ustawienie pod bramką. Doczekaliśmy się, a zagranie było trochę jak w ping-pongu i przyniosło upragnionego gola. Adrenalina po takiej bramce jest na pewno większa, niż gdybym strzelił pół godziny wcześniej.

(…)

Imponuje pan formą fizyczną. Jak można się tak szybko zregenerować po meczach?
– To też zasługa mojej żony, ale wszystkiego nie mogę zdradzić. Na pewno trzeba być konsekwentnym w diecie i nie tylko. Albo się robi wszystko w tym kierunku, albo nic.

se2

Ruch ośmieszył Legię.

Wróciły demony z jesieni, kiedy Legia zbierała baty na własnym boisku. Tym razem mistrzów Polski rozbił grający po profesorsku, Ruch Chorzów. (…) Ruch grał mądrze, a warszawianie walili głowami w mur chorzowskiej obrony. Ambitnie, ale bez ładu, składu i pomysłów. Mistrzów Polski stać było tylko na honorowe trafienie Radovicia, choć Ślązacy już wtedy grali w dziesiątkę, bo za czerwoną kartkę sędzia wyrzucił z boiska Adama Pazię.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka.

ps

Wszyscy chcą grać z Polską. Wracamy do rozmowy z Bońkiem i cytujemy inny fragment.

Przyjemnie pogadać o piłce, patrząc na role odgrywane przez Polaków w dużych klubach. Zwłaszcza po meczach Ligi Mistrzów.
– Ja już nie traktuję tego w taki sposób, ponieważ przyzwyczaiłem się, że Polacy są ważną częścią dużych drużyn. Nie mam manii widzenia „polskości” w jakiejś drużynie. Oczywiście, analizuję występy naszych piłkarzy. Nie da się podważyć geniuszu Lewandowskiego. Rozwija się Zieliński, aczkolwiek muszę przyznać, że zabrakło mi w meczu z Realem tego, by dwa, trzy razy uderzył na bramkę.

Mówi pan to samo, co jego tata.
– Znam Piotrka od kilku lat i uważam, że oprócz tego, że ma genialne podanie, potrafi też znaleźć sobie miejsce i strzelić z dystansu na bramkę. On musi to robić częściej. Musi mu się czasem włączyć Hamšik. Bo Hamšik tak strzela, a on ma lepsze uderzenie od Słowaka. Górny pułap możliwości Piotrka jest bardzo wysoki, dlatego tak dużo od niego wymagamy. Bo dzisiaj tak już jest z polskimi piłkarzami, że ktoś mówi: „O, Teodorczyk znów strzelił dla Anderlechtu” i nikt się tym nie podnieca, ponieważ stało się to normalne.

ps2

Chorzowska młodzież zszokowała mistrza – uderza kolejny nagłówek. Relacji już nie czytamy, spoglądamy na analizę Antoniego Piechnika, który wyciąga wnioski z meczu.

Ruch do końca walczyć będzie o utrzymanie
Wygrana Niebieskich to duża niespodzianka i zaskoczenie, ale na pewno wynik jest sprawiedliwy. Chorzowianie zagrali bardzo mądrze taktycznie. Ich kontry były dopracowane, zdobyli dwie piękne bramki, a trzeci gol jeszcze bardziej oszołomił legionistów. Kogo bym najbardziej wyróżnił? Cały blok defensywny. Libor Hrdlicka nie popełnił żadnego błędu, kapitan Rafał Grodzicki skutecznie walczył. To był całkiem inny zespół, niż ten z inauguracyjnego spotkania z Cracovią. Oglądałem też wcześniej mecz Cracovii z Pogonią Szczecin, i Pasy też prezentował się zgoła odmiennie. Mimo że Legia częściej była w posiadaniu piłki i miała mnóstwo dośrodkowań, to Ślązacy byli bliżsi czwartej bramki. W Ruchu nikt nie poddaje się, ale drużyna musi iść za ciosem. Nie może nastąpić rozluźnienie, euforia po wygranej, w następnej kolejce w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław też trzeba tak zagrać. Wygrana w stolicy będzie się liczyć, jeśli będzie przełomem w grze i skuteczności drużyny.

ps3

Mazek odsunięty, Mazek musi wybrać.

Kamila Mazka zabrakło w „18” na mecz z mistrzem Polski. Powód? Szefom Ruchu nie podoba się, że piłkarz chce opuścić Cichą po wygaśnięciu umowy latem, czyli za darmo. Ruch postawił piłkarza pod ścianą, wysyłając mu jasny sygnał: albo przedłużasz z nami kontrakt (dzięki czemu Niebiescy mogliby na jego transferze zarobić), albo wiosną nie będziesz grał. Ultimatum dla Mazka jest szczególnie kłopotliwe, bo walczy o miejsce w polskiej kadrze na czerwcowe mistrzostwa Europy U-21. A Ruch jest zdeterminowany tak bardzo, że może zrezygnować z ważnego piłkarza, mimo że bardzo potrzebuje go w walce o utrzymanie.

Antoni Bugajski podsumowuje kolejkę. Głównym tematem – Franciszek Smuda.

Jeśli jako trener przegrywasz swoje dwa pierwsze mecze po 0:5, musisz się czuć, jakbyś właśnie śnił ścinający krew w żyłach koszmar. Taki falstart słabego czy początkującego trenera mógłby zwalić z nóg. Ale i zaprawiony w bojach rutyniarz, któremu wspominki starych kozackich wyczynów mieszają się z legendami, nie może takich porażek skwitować wzruszeniem ramion. Smuda to facet, dla którego zaryglowane drzwi nie stanowią żadnej przeszkody, by w sekundę przedostać się do szatni. Potrafi być despotyczny, szorstki i nieprzyjemnie wymagający, ale z drugiej strony posiada trudną do zdefiniowania trenerską intuicję. Można się z niego śmiać, że robi błędy językowe i nie potrafi zgrabnie formułować myśli. Ale przy tych zastrzeżeniach umie dotrzeć do głowy piłkarza, kiedy okazuje się, że niezborne, niegramatyczne zdania dla ligowego kopacza brzmią niczym wyszukane poetyckie apostrofy dla studenta literatury. Smuda w piłkarskiej szatni w trafia na ludzi, którzy w zdecydowanej większości nie oczekują erudycyjnych popisów, tylko dosadnych komunikatów. Złotoustych trenerów przecież nie brakuje, tyle że wielu już zdążyło się zorientować, że w trenerskim zawodzie nawet nie zbliżą się do wyników, które w swoim życiu miał niesforny Franz. A jednak całkiem możliwe, że Smuda tym razem przeliczył się z siłami. Intuicja go ostrzegała, lecz on – o, to jest w jego stylu – postanowił być mądrzejszy nawet od niej. No bo jak to – ja nie dam rady?!

ps4

Czytamy również ciekawy reportaż Łukasza Olkowicza o Pawle Matłaczu, który kiedyś był zmiennikiem Artura Boruca w juniorach Pogoni Siedlce, a od jego ostatniego meczu minęło już ponad półtora roku. Takich listów poczta nie doręcza…

W Sochaczewie spędziłem kilka godzin. Wypadek był przed osiemnastą, a po kilku godzinach byłem u siebie w Siedlcach. Następnego dnia przyszedł lekarz i powiedział, że nie będę niczym ruszał. Dodał, że stanie się cud, jak poruszę ręką. Zrobiłem mu jakąś tam niespodziankę. Nie mogłem tak po prostu się poddać, położyć i liczyć, że samo się naprawi. Myślę, że mnie rozumiesz, też jesteś przecież sportowcem. Walkę mamy w naturze. Chcą jeszcze w miarę normalnie pożyć, choć wiem, że nigdy nie odzyskam pełnej sprawności. Mam już za sobą pierwsze sukcesy. Pamiętam, jak leżałem na OIOM-ie trzy tygodnie po wypadku i nie mogłem spać. W nocy próbowałem ruszać palcem. Pierwsza próba. Nic. Druga. To samo, brak czucia. Trzecia, dziesiąta, dwudziesta. Ale w końcu palec drgnął. Szczęśliwy zawołałem lekarza, czy to widzi. Widział. Cieszą mnie postępy. To, że ruszałem palcem u nogi, było jedną z takich wielkich chwil.

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...