Ryszard Komornicki, trener Górnika Zabrze, przeżywa drugi, bolesny kontakt z polską piłką. Za pierwszym razem nie chciał zaakceptować faktu, że zawodnik tak ze dwa razy na tydzień musi sobie mocniej golnąć, więc stracił pracę. Teraz czas na kolejny etap poznania.
– W zawodowej lidze hokeja zawodnik sam dba o swoją formę fizyczną. Jeśli nie jest przygotowany, to go wywalają. U nas jest tak, że piłkarz zwala winę na szkoleniowca – mówi “Koko”.
Rysiu, musisz zrozumieć, że słowa “jesteśmy źle przygotowani do sezonu” to podstawa w polskim futbolu. Zamiast mówić “nie umiem grać w piłkę”, piłkarz mówi “zostałem źle przygotowany”, czym sugeruje, że gdyby był przygotowany dobrze, to by umiał grać. Cała sztuka wypowiadać magiczną regułkę w optymalnym momencie. Na przykład po przegranym meczu, w którym zawodnik zmarnował cztery doskonałe sytuacje bramkowe, trzeba powiedzieć o złym przygotowaniu, zanim jeszcze dziennikarz zdąży zadać pytanie na temat posłania piłki obok pustej bramki.
Jednocześnie już dawno przyjęło się, że to trener odpowiada za to, czy zdrowy, 25-letni mężczyzna, uprawiający zawodowo sport (zawodowo – bo z tego żyje) ma siłę biegać, czy nie ma. Jeśli piłkarz czuje, że czegoś mu brakuje, to oczywiście nie zdecyduje się na indywidualne treningi, bo to nie jego działka.
Pod tym względem piłka nożna jest profesją wyjątkową. Jakoś nikt nie wyobraża sobie, że człowiek idzie do banku, a tam facet za biurkiem mówi: – Przepraszam, jestem źle przygotowany do zawodu… Albo idziemy do lekarza, a on: – Sorry, ale ordynator źle mnie przygotował.