Sebino Plaku po raz ostatni w barwach Śląska zagrał w sierpniu 2014 roku, a mimo to wciąż ma niemały wpływ na aktualną sytuację klubu. A to oczywiście dlatego, że wrocławianie rozstali się z Albańczykiem w sposób najbardziej buracki z możliwych – gnoili go, przyznawali absurdalne kary (za to że opuścił trening, bo zeznawał w PZPN we własnej sprawie) i na wiele sposobów próbowali upokorzyć, na przykład zmuszając go do roznoszenia ulotek. A teraz zbierają tego plony.
Tak jak przykładowy Górnik Zabrze wciąż zarabia na Miliku (dostał swoją działkę na za transfer do Ajaksu, potem za transfer do Napoli), tak Śląsk ciągle traci na Plaku. W ostatnim półroczu wyglądało to następująco:
1 sierpnia 2016: Decyzją CAS Śląsk został zobligowany do zapłacenia Albańczykowi pensji do momentu znalezienia sobie nowego klubu oraz do pokrycia różnicy w pensji, jaką otrzymał w nowym klubie, a jaką otrzymywałby w Śląsku. Lekko licząc, wrocławski klub został stuknięty na 1,2 miliona złotych.
31 stycznia 2017: Decyzją Izby ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych przy PZPN Śląsk musi zapłacić 150 tysięcy złotych z tytułu sankcji prawnych za nieuzasadnione naruszenie stabilności kontraktowej Sebino Plaku. Póki co decyzja o odszkodowaniu (oraz o jego wysokości) jest nieprawomocna.
Śląsk może się więc odwoływać, ale trudno przypuszczać, by przyniosło to jakiś diametralny zwrot sytuacji, bo wszystkie argumenty zdają się być po stronie zawodnika. Innymi słowy, na dziś bilans ostatnich miesięcy sporu z Plaku oscyluje w granicach minus 1,35 miliona złotych. I dodajmy, że jest to bilans jak najbardziej zasłużony.
Epizod Plaku we Wrocławiu okazał się więc dla Śląska ze wszech miar tragiczny. Nie dość, że zawodnik nie bronił się sportowo (29 meczów w lidze na skrzydle bądź w ataku i 0 goli), to jeszcze mocno obciążył klubową kasę oraz totalnie skompromitował żenujące praktyki klubu. I wypada tylko mieć nadzieję, że cała sytuacja czegoś działaczy Śląska ostatecznie nauczy.
Fot. FotoPyK