Reklama

Cavani i Di Maria rozbili Bordeaux. Czwórka w plecy, choć bez winy Lewczuka

redakcja

Autor:redakcja

24 stycznia 2017, 23:38 • 3 min czytania 0 komentarzy

Choć mamy dopiero styczeń, Paris Saint-Germain awansowało już do pierwszego finału w tym sezonie. Jutro o możliwość rywalizacji z paryżanami zagrają Monaco i Nancy. Puchar Ligi Francuskiej czeka na zgarnięcie, a Bordeaux na lepsze czasy, bo to już trzeci mecz od grudnia, w którym Żyrondyści przyjmują cztery kule na ciało. Plus taki, że pierwszy raz odpowiedzieli, ale i tak był to strzał ze ślepaka, bo gol Rolana został zdobyty po spalonym. Całe szczęście, że za współudział przy żadnym z nich nie odpowiada Igor Lewczuk.

Cavani i Di Maria rozbili Bordeaux. Czwórka w plecy, choć bez winy Lewczuka

Polski stoper zagrał przyzwoicie, choć zdajemy sobie sprawę, jak to brzmi, gdy jego zespół przegrał czterema bramkami. Co na plus? Najlepiej radził sobie z rozgrywaniem piłki z tyłu, choć o to nie było trudno, bo koledzy robili to gorzej niż beznadziejnie. Na przykład taki Pallois dostał podanie, po którym ni stąd, ni zowąd postanowił wybić piłkę w górę. Jak się okazało, ta zaczęła lecieć w stronę pola karnego gospodarzy i Igor Lewczuk musiał gasić pożar podaniem głową do golkipera. Nie ugasił, bo Jerome Prior bezmyślnie wyszedł z bramki i minął się z piłką. Całe szczęście zdążył się obrócić i zagarnąć ją przed Edinsonem Cavanim.

Lewczuk po grze w Legii z Michałem Pazdanem powinien być przyzwyczajony do łysego partnera u boku, ale jednak gołym okiem widać, że Nicolas Pallois to nie ktoś pokroju Kung-fu Pazdana, a zwykły przebieraniec. A czy sam Igor gdzieś zawinił? Jak zdążyliście przeczytać wyżej – nie przy bramkach. Natomiast warto przypomnieć cytat z Polaka z wywiadu dla Weszło kilka miesięcy temu. – To, co było charakterystyczne i zaskakujące u Cavaniego, to krycie się za mną. W ogóle nie wychodził przede mnie, tylko stał za moimi plecami. Czaił się cały mecz. Lekcja nie została wyciągnięta, bo w pierwszej połowie na czterdziestym metrze Lewczukowi uciekł, choć co prawda nie Cavani, ale Blaise Matuidi. Marco Veratti zagrał mu piłkę korytarzem prowadzącym wprost do bramki, ale tym razem Prior zrobił, co powinien i błąd Lewczuka nie przyniósł konsekwencji.

Kończąc wątek samego Igora, Bordeaux sprzeciwiało się mistrzom Francji, ale na niewiele się to zdało, bo wbrew tezie, że ściany (tu obramowanie bramki) pomagają gospodarzom, aż trzy gole PSG wpadły od poprzeczki, a jeden od słupka. Jednak nie ma co mówić o pechu, bo PSG było po prostu lepsze, a Di Maria, Cavani i Lucas Moura zrobili show, które nie mogło zakończyć się niepowodzeniem. A przyniosło całkiem dobre efekty, bo Argentyńczyk wreszcie grał, jak powinien i strzelił dwie przepiękne bramki, a Edinson zrównał się liczbą strzelonych goli z Pauletą i zdobył 27. oraz 28. bramkę w 27. meczu.

Jeśli dziwi was brak nazwiska “Krychowiak” w tekście, to z przykrością uświadamiamy was, że Grzesiek nie znalazł się w kadrze przez uraz. A szkoda, bo od siódmego stycznia do siódmego lutego PSG miało/ma do rozegrania aż dziewięć meczów, więc szansę na pokazanie się dostałby nie raz.

Reklama

Najnowsze

Francja

Francja

Kolejny francuski klub w poważnych tarapatach. Właściciel zapowiada wielką wyprzedaż

Paweł Marszałkowski
3
Kolejny francuski klub w poważnych tarapatach. Właściciel zapowiada wielką wyprzedaż

Komentarze

0 komentarzy

Loading...