Reklama

Dlaczego Radwańska nigdy nie wygra Wielkiego Szlema

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

19 stycznia 2017, 17:05 • 4 min czytania 7 komentarzy

Jeśli nie teraz, to chyba nigdy – pisaliśmy przed rozpoczęciem Australian Open. Po tym, co zobaczyliśmy dziś na korcie w Melbourne, zdanie podtrzymujemy: skoro nie udało się w styczniu 2017, to nie uda się już w ogóle. Agnieszka Radwańska to taki Arsenal światowego tenisa. Mistrzostwo raz na dekadę, regularnie ćwierćfinał Ligi Mistrzów – owszem, to się zdarza, ale rzadko dochodzi do czegoś więcej. Polka szlema nie wygrała i wszystko – niestety – wskazuje na to, że nie wygra.

Dlaczego Radwańska nigdy nie wygra Wielkiego Szlema

Kilka razy było blisko. W 2012 roku na Wimbledonie osiągnęła finał, w którym po trzysetowej walce uległa Serenie Williams. W Australii też miała szanse na finał, w 2014 roku, kiedy w ćwierćfinale wyeliminowała broniącą tytułu Wiktorię Azarenkę. Niestety, w półfinale wygrała zaledwie trzy gemy z 20. w rankingu Dominiką Cibulkovą. Tą samą, którą rok wcześniej ograła 6:0, 6:0 w finale w turnieju Sydney.

Tu dochodzimy do pierwszego z problemów Radwańskiej: po ważnych zwycięstwach często zdarzają jej się dużo słabsze mecze. Dlaczego? Wydaje się, że krakowianka czasem nie wytrzymuje presji, związanej z kluczową fazą wielkich turniejów. Nie trzeba być Einsteinem, żeby wiedzieć, że to raczej uniemożliwia zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym, w którym do końcowego triumfu potrzeba regularności, a dokładnie siedmiu wygranych z rzędu.

Cofnijmy się niemal o dekadę, do 2007 roku, kiedy to w 3. rundzie US Open Aga wyeliminowała broniącą tytułu Marię Szarapową. Do półfinału miała wtedy drogę ekspresową, jednak wpakowała się już w pierwszą barierkę w postaci 19. w rankingu Shahar Peer. OK, była młoda, brakowało jej doświadczenia. Lata jednak mijają, a wiele się pod tym względem nie zmienia. I tak jak na ekspresówce się nie udało, tak na autostradzie też. W 2013 roku na jej ulubionym Wimbledonie miała najłatwiej w historii. Serena Williams odpadła w 4. rundzie, w ćwierćfinale Radwańska wyeliminowała ostatnią pozostałą w turnieju rywalkę z TOP 10 (Na Li). Nie da się tego spieprzyć? A jednak! Polka uległa 23. w rankingu Sabine Lisicki, dzięki czemu tytuł zdobyła Marion Bartoli. Jeśli Radwańska jest Arsenalem tenisa, to ta zawodniczka była najwyżej West Hamem…

Idźmy dalej: styl Agnieszki to czekanie na błąd rywalki. Jest cierpliwa, szybka i precyzyjna, dlatego w większości przypadków to wystarcza. Kiedy jednak mocno uderzająca przeciwniczka nie popełnia wielu błędów, Radwańskiej brakuje argumentów. Stąd na przykład jej bilans z Sereną Williams to 0-10. Inaczej mówiąc: uderzaj mocno i nie popełniaj zbyt wielu błędów, a raczej wygrasz z krakowianką. Zwłaszcza, jeśli akurat będzie sparaliżowana otwierającą się przed nią szansą.

Reklama

Radwańskiej brakuje również siły. Oczywiście, ma wielki talent i nieprzypadkowo cztery lata z rzędu dostała nagrodę za uderzenie roku. Ale kiedy przychodzi do mocnej, siłowej gry, odstaje nie tylko od Williams, czy Angeliki Kerber, ale – co było dziś aż nadto widoczne – nawet od Marjany Lucić-Baroni. Oczywiście, da się wygrywać wielkie turnieje i być liderką rankingu bez mocy Pudziana, co udowadniała choćby Justine Henin. Belgijka miała dosyć podobne warunki fizyczne do Radwańskiej, a jednak wygrała aż siedem turniejów wielkoszlemowych. Tymczasem Radwańskiej ciągle czegoś brakuje i w szlemie za każdym razem wcześniej czy później wpada na ścianę, której nie jest w stanie przebić.

Polka, dzięki widowiskowym zagraniom, zyskała przydomek Ninja. Tyleż efektowny, co nietrafiony. Bo ninja to nie tylko gibkość i zręczność, ale także, a może przede wszystkim – zabójcza skuteczność. A właśnie instynktu zabójcy bardzo brakuje Agnieszce, zwłaszcza w decydujących fazach turniejów wielkoszlemowych.

Być może sprawę załatwiłby trener z najwyższej półki. Radwańska krótko współpracowała z Martiną Navratilovą, ale nic z tego nie wyszło. Jej szkoleniowcem jest Tomasz Wiktorowski, który poza Agnieszką nie prowadził nikogo nie tylko ze ścisłej czołówki, ale w zasadzie – nikogo w zawodowym tenisie. To naturalnie nie przekreśla jego możliwości jako trenera. Faktem jednak jest, że nie tylko Piotr Radwański w wywiadzie dla Weszło twierdzi, że z Wiktorowskim Agnieszka niczego więcej nie osiągnie.

Ktoś powie: jest tak doświadczoną zawodniczką, że sama doskonale wie, co ma robić. I doda: rola trenera w większości przypadków sprowadza się w zasadzie do zarezerwowania kortów treningowych. OK, być może, ale jeśli celem jest wygranie Wielkiego Szlema, to o sukcesie decydują niuanse. Dlatego potrzebny jest trener, który w kluczowym momencie, być może przy jednej, decydującej piłce, będzie umiał pomóc zawodniczce. Wiktorowski najwyraźniej tego nie potrafi, choć być może tworzy świetną atmosferę w teamie i dba o inne sprawy – w końcu to on zatrudnił jako sparingpartnera Dawida Celta, który wkrótce ma zostać mężem Agnieszki.

Wszystko wspomniane problemy sprawiają, że marzenie, jakim jest wygranie turnieju wielkoszlemowego, najprawdopodobniej nigdy nie zostanie spełnione. A szkoda, bo Radwańska jest prawdopodobnie najlepszą tenisistką ostatnich lat, której nie udało się nigdy wygrać jednego z najważniejszych turniejów…

JAN CIOSEK

Reklama

Najnowsze

Australian Open

Komentarze

7 komentarzy

Loading...