Byłem pogodzony z odejściem z Legii, ale Hasi chciał mnie jeszcze przetrzymać – mówił w wywiadzie dla sport.pl Michał Kopczyński. I dalej: – Powiedziałem, że mam dobrą propozycję i chcę odejść z Legii, bo nie mam już czasu na przesiadywanie na ławce, albo grę w rezerwach. (…) Jestem Hasiemu bardzo wdzięczny, bo w poprzednich latach za słowami nie szły czyny, a on był w porządku i słowa dotrzymał. Dał mi szansę, a ja odwdzięczyłem się najlepiej jak umiałem.
A tak prezentuje się ligowy bilans Kopczyńskiego z podziałem na trenerów:
– Jan Urban: 17 minut przez półtora sezonu
– Henning Berg: 0 minut przez jeden sezon
– Stanisław Czerczesow: 31 minut przez pół sezonu
– Besnik Hasi: 665 minut w dziewięć kolejek
No to jeszcze jedna wypowiedź Michała: – Nie czułem się piłkarzem dużo lepszym niż rok czy dwa lata temu. To zaufanie i szczerość ze strony trenera Hasiego były ważne. Pamiętajmy też, że wcale nie było tak, iż to sytuacja kadrowa zmusiła Albańczyka do postawienia na Kopczyńskiego. Berg wolał w środku pola chociażby Makowskiego (jesienią 2015 dał mu zagrać siedem meczów w lidze), natomiast Hasi – przy tym samym wyborze – to właśnie “Makosa” puścił latem na wypożyczenie. Z kolei Czerczesow przy problemach w środku pola wolał przesunąć do przodu Pazdana lub wystawić Vranjesa. Albańczyk także mógł skorzystać z tych rozwiązań, a jednak zdecydował się dać wreszcie szansę Michałowi.
Dziś Kopczyński błyszczy i zbiera zasłużone pochwały. Na poniedziałkowej Gali Weszło przekonacie się, że jego wejście w ekstraklasę zrobiło też wrażenie na jego rywalach z boiska, ale dokładnych wyników jeszcze zdradzać nie zamierzam. Za architekta postępu Michała postrzega się dziś Jacka Magierę, który zna się z “Kopą” od zawsze, i który miał odwagę postawić na niego w najważniejszych meczach Ligi Mistrzów. Gdzieś jednak pomijany jest fakt, że największa w tym zasługa właśnie Hasiego, który jako pierwszy naprawdę uwierzył w 24-letniego defensywnego pomocnika. Gdyby nie Albańczyk, Kopczyński mógłby pójść drogą np. Kamila Mazka, i to raczej przy dobrych wiatrach, bo wielu widziało dla niego miejsce raczej w I lidze. To właśnie Hasi sprawił, że Magiera w ogóle mógł z niego skorzystać, bo niemal w pojedynkę zatrzymał go w klubie.
***
Sierpień 2014 roku – Vadis Odjidja-Ofoe przechodzi za 5 milionów euro z Club Brugge do Norwich. Niecałe dwa lata później stawia się z kartą zawodniczą na ręku w Warszawie, skuszony wizją i projektem Besnika Hasiego. Co prawda w Anglii zmagał się z dużymi kłopotami zdrowotnymi i grał bardzo niewiele, ale też nikt nie brał nawet pod uwagę opcji, że piłkarz z tej półki może w ogóle wylądować w klubie na poziomie Legii.
***
Czerwiec 2016 roku – Thibault Moulin, po zakończeniu świetnego sezonu w barwach Waasland-Beveren (4 gole i 10 asyst), szokuje całe tamtejsze środowisko. Pomimo ofert z Anderlechtu, Gent i Club Brugge, czyli calutkiej krajowej czołówki, wybiera ligę polską i Legię. Jak później przyznaje sam zawodnik, decydującą rolę odegrała osoba trenera Besnika Hasiego. Poniżej fragment lipcowego “Faktu”:
Dlaczego wybrał pan Legię? Miał pan podobno oferty z czołowych klubów Belgii. W grę wchodziły: Anderlecht, Gent i Club Brugge.
Tak, to prawda. Najbliżej byłem Brugii, bo będzie grała w Lidze Mistrzów. Kluby się jednak nie dogadały, wtedy pojawiła się Legia i sprawy potoczyły się bardzo szybko. Znałem z Belgii trenera Besnika Hasiego, co też miało wpływ na moją decyzję.
***
Grudzień 2016 roku. Legia po świetnym meczu pokonuje Sporting, zajmuje trzecie miejsce w najtrudniejszej grupie tej edycji Ligi Mistrzów i zapewnia sobie awans do 1/16 finału Ligi Europy. Dzieje się tak zarówno dzięki pokonaniu Portugalczyków, jak i remisowi wyrwanemu wcześniej Realowi Madryt. W obydwu meczach decydującą rolę odegrał środek pola warszawian. Przeciwko “Królewskim” gole strzelili Vadis i Moulin, a Kopczyński wykonał ogromną pracę w defensywie. Natomiast ze Sportingiem wrażenie robiła pełna kontrola nad boiskowymi wydarzeniami, za którą w największej mierze odpowiadali właśnie środkowi pomocnicy. No i oddajmy też Vadisowi genialne kluczowe podanie przy golu Guilherme oraz kontrolowane usunięcie z boiska Williama Carvalho.
***
Jak wyliczył Paweł Mogielnicki z 90minut.pl, za pokonanie Sportingu Legia z samych bezpośrednich premii od UEFA zainkasowała 2 227 273 euro. To znacznie więcej niż wartość całego kontraktu Besnika Hasiego, który na koniec i tak miał się zrzec sporej części odprawy.
***
Gdzieś przeczytałem, że zatrudnienie Hasiego było najkosztowniejszą pomyłką w historii Legii. Rzecz jasna Albańczyk zupełnie nie sprawdził się jako trener, rozbił warszawską szatnię, a jego drużyna grała fatalnie i notowała beznadziejne wyniki. Pamiętajmy jednak, że swoje najważniejsze zadanie – czyli wykorzystanie zrządzenia losu, jakim było korzystne losowanie w eliminacjach Ligi Mistrzów – Hasiemu jednak udało się wykonać. Odszedł, bo odejść musiał, drużyna pod jego wodzą zjeżdżała po równi pochyłej, ale dziś – z perspektywy czasu – można ocenić, że niektóre jego personalne decyzje miały głęboki sens. Albańczyk pomylił się co do Langila, ale trafił w samiutki środek tarczy z Kopczyńskim, Moulinem i Vadisem. Można powiedzieć, że Hasi ulepił tej drużynie serce, które przy Jacku Magierze zaczęło bić.
Dziś nowy trener Legii zbiera zasłużone laury. Stosując porównanie kulinarne – udało mu się sporządzić naprawdę smaczną potrawę, ale kilku głównych składników dostarczył mu właśnie Hasi. Nowy trener Legii zastał drużynę w rozsypce, ale na dwie rzeczy z pewnością nie mógł narzekać – na jakość zawodników oraz ich przygotowanie fizyczne. Magiera świetnie wszystko poukładał, reanimował kilku zawodników – co najlepiej widać po Rzeźniczaku – ale jego praca, a także upływający czas, pozytywnie zweryfikowały również niektóre posunięcia jego poprzednika. Patrząc na dzisiejszą Legię, jej grę i personalia, już chyba nikt nie nazwie Hasiego największą pomyłką w historii warszawskiego klubu.
Michał Sadomski
Fot. FotoPyK