Miał być spacerek, golenie frajera jak najmniejszym nakładem sił, dopełnienie formalności w rewanżu i spokojny awans. Zamiast tego wyszedł horror i – w ostatecznym rozrachunku – zalążek tego, co w obecnej nomenklaturze określane jest nieoficjalnie mianem “eurowpierdolu”. Dziś mija równo 12 lat od pierwszego spotkania w ramach I rundy Pucharu UEFA między Wisłą Kraków i Dinamem Tibilisi.
“Biała Gwiazda”, która jeszcze niespełna miesiąc wcześniej w eliminacjach Ligi Mistrzów dzielnie stawiała czoła Realowi Madryt, była oczywiście uważana w tamtym starciu za zdecydowanego faworyta. Mistrzowie Polski najwyraźniej zapomnieli jednak, że Gruzini mimo wszystko nie zamierzają się przed nimi położyć i prosić o wyrozumiałość. Tak czy inaczej, trzeba przyznać, że mieli ku temu pewne podstawy – przed dwumeczem z “Królewskimi” Wisła rozbiła bowiem w poprzedniej rundzie kwalifikacji Champions League WIT Georgię 8:2 i 3:0.
Nie minęło jednak pół godziny, a w Krakowie było już 0:2 dla Dinama – najpierw swojaka wbił Głowacki, następnie zaś podwyższył Aladaszwili. Po przerwie zespół Henryka Kasperczaka zorientował się, że nic samo jednak się nie zrobi i zabrał się do odrabiania strat. Między 60. i 76. minutą Wisła zdołała wsadzić rywalowi cztery gole – po razie ukłuli Żurawski i Gorawski, kolejne dwie sztuki dołożył zaś Frankowski. Gdy wydawało się, że jest już w zasadzie pozamiatane, Wisła wbiła sobie jednak kolejnego samobója – tym razem autorstwa Kłosa.
Wisła – Dinamo Tibilisi 4:3. Co tu dużo gadać, wynik – chyba nie będzie w tym zbytniej przesady – jak na tamte czasy absurdalny.
Szaleńcza pogoń wiślaków koniec końców poszła jednak na marne. W rewanżu “Biała Gwiazda” przegrała 1:2 i pożegnała się z rozgrywkami jeszcze zanim zdążyła się wszystkim ładnie przedstawić. W ten oto sposób mistrz Polski drugi rok z rzędu dał się pokonać zespołowi skazanemu przez wszystkich na pożarcie – rok wcześniej Wisła odpadła po karnych z Valarengą. W Polsce natomiast powoli zaczęło krystalizować się doskonale nam znane powiedzenie mówiące o tym, że “dziś w Europie nie ma już słabych drużyn”. Jakkolwiek spojrzeć, Wisła w dwumeczu z Dinamem Tibilisi straciła bowiem tyle samo bramek, co chwilę wcześniej z Realem Madryt.