Gdyby nie niemoc strzelecka Łukasza Zwolińskiego, Lech Poznań nie wygrałby w niedzielę meczu z Pogonią Szczecin. To często stawiana teza, z którą nie tak łatwo jest polemizować, bo snajper “Portowców” mógł przełamać się w wielkim stylu, a choć strzelił bramkę, nie można tego występu nazwać nawet przyzwoitym. Warto jednak spojrzeć też na drugą stronę medalu – kilku lechitów rozegrało w ostatniej kolejce swoje najlepsze mecze w tym sezonie.
Poprzeczka nie wisiała szczególnie wysoko? Zgadza się. Ale to i tak dość ważne wydarzenie w Poznaniu – przecież nie zaskoczymy nikogo, pisząc, że Lech potrzebuje liderów, których na początku tego sezonu (i w dużej mierze w całym poprzednim) brakowało. Koniec końców w te buty wskoczy najpewniej Szymon Pawłowski, to naturalny kandydat. Mecz z Pogonią pokazał jednak, że ważne role są w stanie odgrywać również…
Marcin Robak. Przez niemal całe okienko czekaliśmy aż Lech ściągnie napastnika, no bo ciężko było wiązać nadzieje z duetem Nielsen-Robak. W ich przypadku przez długi czas zgadzała się tylko liczba kilogramów i dni, które trzeba było poświęcić na leczenie. No a przecież z innych rozlicza się napastników. Jednak coraz bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, według którego pasywność w czasie okienka transferowego nie odbije się Lechowi czkawką. Zdrowy Robak w rytmie meczowym to wciąż wyróżniający się ligowiec. Trzeba na niego chuchać i dmuchać, ale to może się udać.
Abdul Aziz Tetteh. Pal licho gola. To znaczy dobrze, że się przełamał, bo pamiętamy, że kilka razy w dość istotnych momentach znajdował się w sytuacji strzeleckiej, a posyłał piłkę w maliny, więc może teraz jego głowa będzie trochę chłodniejsza. Ważniejsze jest jednak to, jak radzi sobie w środku polu uwolniony od urbanowej “Tetrałki”. Oczywiście to nie jest sytuacja zero-jedynkowa, czyli “Tetteh grał źle, bo obok był Trałka”, ale faktem jest, że gość lepiej czuje się w innym układzie, otoczony bardziej kreatywnymi graczami.
Matus Putnocky. Zacznijmy od tego, że Jasmin Burić to uznana marka. Ciężko było mu zarzucać, że jest winowajcą słabszych wyników Lecha. Jednak z drugiej strony – ostatnio jeszcze ciężej było pisać o nim, że to bramkarz, który w trudnych momentach regularnie ratuje skórę Kolejorzowi. Czasami gwarancja stabilności na tej pozycji to za mało. Putnocky to bramkarz o zbliżonej klasie, rywalizacja pomiędzy nimi powinna w dłuższej perspektywie obu wyjść na dobre. A zyska przede wszystkim Lech, gdy jego bramkarz będzie w takiej formie, jak były golkiper Ruchu w meczu przeciwko Pogoni.
Wyróżnienie przyznać trzeba jeszcze Darko Jevticiowi, choć akurat jego w ekipie kozaków nie zmieściliśmy. Konkurencja wśród pomocników była zbyt mocna, zresztą zobaczcie sami.
A w ekipie badziewiaków największa konkurencja była wśród obrońców. Jakub Rzeźniczak to już stały bywalec (pięć występów w tym sezonie, cztery razy w badziewiakach!), ale jego partnerzy to jednak zaskoczenie. Czerwiński w swoim debiucie w Legii dostosował się do poziomu kolegi ze środka defensywy, Grodzicki robił wiele, by Ruch jednak nie wygrał ze Śląskiem (może z sentymentu?), a Mójta z tego sezonu coraz mniej przypomina Mójtę z poprzedniego, a coraz bardziej tego, dla którego Ekstraklasa to niekoniecznie właściwe miejsce.
Dalej już luzik. Wbrew wszystkiemu ciągle wydaje nam się, że Masłowski w Piaście jeszcze zaskoczy, może nawet jak będący w poniekąd analogicznej sytuacji Szwoch w Arce, ale na jego miejscu nie testowalibyśmy cierpliwości Radoslava Latala.
Fot. FotoPyK