Jonathan-Heimes-Stadion-am-Boellenfalltor. Tak przez najbliższy rok nazywać się będzie stadion niemieckiego Darmstadt. Sponsor klubu, firma farmaceutyczno-chemiczna Merck, zdecydowała się na rok zrezygnować z praw do nazwy, ku czci Johnny’ego Heimesa – wiernego kibica klubu, który zmarł na początku tego roku.
– Można powiedzieć, że teraz będziemy grali w dużym pokoju Johnny’ego, co samo w sobie jest ogromną motywacją. Chcemy w tym sezonie się utrzymać, a ta sytuacja sprawia, że będziemy o to walczyć jeszcze mocniej. Każdy kibic Darmstadt, który identyfikuje się z nami, identyfikuje się też z Johnnym – mówi cytowany przez bundesliga.com Aytac Sulu, kapitan drużyny.
Johnny nie był jednak zwykłym kibicem, którego zasługi kończyłyby się na obecności na każdym domowym meczu SVD. 26-latek długo zmagał się z rakiem, a tę najważniejszą walkę swojego życia przegrał w marcu obecnego roku. Zanim jednak to nastąpiło, wraz z tenisistką Andreą Petković założył fundację DUMUSSTKÄMPFEN („Musisz Walczyć”), wspierającą właśnie młode osoby dotknięte nowotworami. Inspirował młodych ludzi chorych na raka, ale także piłkarzy Darmstadt, czego dowodem jest tatuaż z innym życiowym motto Johnny’ego „nic jeszcze nie jest stracone”, który znajduje się na ręce byłego pomocnika klubu, Tobiasa Kempe.
Piłkarze Darmstadt zresztą nigdy nie ukrywali, że jego walka jest dla nich symboliczna. Że historia Heimesa pięknie wplata się w historię klubu i jego niespodziewanego awansu do Bundesligi rok temu. Chłopak miał zresztą okazję wraz z piłkarzami swojego ukochanego klubu świętować jego ogromny sukces w maju zeszłego roku.
Teraz doczekał się doprawdy niezwykłego wyróżnienia. Na człowieka dość wyjątkowego, by jego imieniem nazwać stadion w Darmstadt, czekano w tym mieście od ponad 95 lat. Czyli od chwili, gdy wybudowano Stadion-am-Boellenfalltor.