Nie są to na pewno lekkie dni dla fanów Wisły Kraków, ale też trzeba pamiętać, że nie są to też lekkie dni dla Jakuba Meresińskiego, wciąż jeszcze świeżo upieczonego właściciela “Białej Gwiazdy”. Jeszcze dwa miesiące temu był młodym, ambitnym, wysportowanym i opalonym biznesmenem po wyższej uczelni, który przedsiębiorczo zdywersyfikował swój portfel poprzez rozkręcenie szeregu firm. Dziś jest absolwentem gimnazjum, w którego szafie upchnięto tyle trupów, że do szeregu firm mógłby dorzucić jeszcze usługi pogrzebowe.
Swoją drogą, gdy słuchamy jego recept na uzdrowienie Wisły Kraków zastanawiamy się, czy te usługi pogrzebowe nie będą wkrótce dobierać koloru trumny dla zasłużonego klubu.
Meresiński bowiem postanowił “przerwać milczenie” i wyjaśnić, jak szum ostatnich dni wygląda z jego strony. Chociaż… Słowo “wyjaśnić” nie jest chyba w tym wypadku odpowiednie. Przepytany przez “Sportowe Fakty” opowiada trochę o swojej historii, ale tak naprawę zamiast zmniejszyć wątpliwości, tylko je pogłębia.
Mocno jest od samego początku.
Moim pierwszym biznesem była hurtownia kawy w Częstochowie. Sprowadzaliśmy ją z Włoch i próbowaliśmy dystrybuować do różnych kawiarni. Po jakimś czasie sprzedałem firmę i przeprowadziłem się do Warszawy. W stolicy otworzyłem drugą, która zajmowała się uprawą pieczarek. Ten rok to był fajny czas. Mieliśmy kilka innowacyjnych pomysłów. Konkurencji zależało na jakości, my dbaliśmy o to, by produkt rósł większy i było go więcej.
Konkurencji zależało na jakości? Hmm, to chyba dobrze? Innowacyjne pomysły w uprawie pieczarek? No dobra, nie będziemy udawać ekspertów od tej branży.
W Warszawie miałem też restaurację. Chwilowy interes, który nie przypadł mi do gustu.
A może okazało się, że właściciela nie było stać na jej kupno?
Potem mamy o planach wydania kolejnej książki, o tym, że właściciele Legii nie zainwestowali pieniędzy, tylko poprawili zarządzanie i marketing, o tym, że razem z Markiem Citką zdecydowali, że kupno klubu “nikomu nie zaszkodzi”… No właśnie. I dochodzimy do sedna, czyli trupów z szafy. Generalnie Meresiński nie bawi się w jakieś głupie tłumaczenia, tylko mówi wprost: zrobiłem kilka głupot. Byłoby to nawet okej w przypadku matury, ale już przy zarzutach dotyczących VAT…
W swoim życiu prowadziłem klika biznesów, często równolegle. Wytłumaczę to tak: działałem w pewnej strukturze, ale osoby, które ze mną współpracowały, nie były do końca uczciwe. Byłem pod niektóre rzeczy podpięty, na niektóre kwestie nie miałem wpływu lub po prostu nie byłem pewnych rzeczy świadomy.
No tak. Pewna struktura, pewne osoby i pewne kwestie (prokuratura chyba roboczo nadała temu specjalne określenie: zorganizowana grupa przestępcza). Czyli można się przygotować, że to jednak nie jest żadne nieporozumienie, ale jedno z tysięcy potwierdzeń, że granica między robieniem biznesów a wałków bywa momentami bardzo płynna. Ale idźmy dalej.
Pod zorganizowaną grupę przestępczą podlegać już mogą trzy osoby, które ukradły gumy do żucia w sklepie.
No tak. Ale jednak do tej pory nie słyszeliśmy o zorganizowanej grupie przestępczej wykradającej gumy ze sklepów. Przywłaszczenie mienia to głupoty, ale robi wrażenie też dalszy ciąg.
Ludzie są zawistni, czasem nie potrafią sobie poradzić w życiu i składają donosy, rzucają pod nogi kłody. Niektórzy są bardziej wysportowani i je przeskakują, a inni się potykają.
Wysportowany biznesmen zapewne je przeskoczy, nie śmiemy wątpić. Ale tutaj dochodzimy do najważniejszego punktu wywiadu. Jakub Meresiński bowiem zauważa, że na wizerunek Wisły największy wpływ ma obecnie nie źle prowadzony dział marketingu, ale wlokące się za nim “błędy przeszłości”. Wobec tego zapowiada, że nie będzie pełnił żadnych funkcji w klubie, możliwe, że usunie się w cień, a w najgorszym wypadku – w ogóle zniknie. Co biorąc pod uwagę tę odpowiedź:
Ja milionerem nie jestem. Klub piłkarski to nic innego jak firma, która musi zarabiać i do której nie powinno się dokładać.
…może nastąpić szybciej, niż sądzimy. Na razie duet Meresiński-Esposito będzie się tłumaczyć przed Komisją Licencyjną, próbując udowodnić, że Wisła nie straciła płynności finansowej. Starcie jutro o 11.45. Mamy wrażenie, że – parafrazując Meresińskiego – by przeskoczyć tę przeszkodę, potrzebna będzie nie tyle zwinność Artura Partyki, ale tyczka Sergieja Bubki. A nie hantle obecnego właściciela Wisły.