W 3. minucie meczu pierwsze, jeszcze nieco nieśmiałe podejście pod tytułem „Jak głośno potrafimy gwizdać?”. W przerwie próba generalna, a z końcowym gwizdkiem sędziego – pełen pokaz dezaprobaty wobec tego, co zaprezentowali piłkarze Pogoni. Jeżeli w Szczecinie mieli wcześniej sporo zastrzeżeń do stylu gry zespołu, to teraz mają jeszcze więcej. A tak właściwie, to nie mają – ani stylu, ani wyników. Portowcy przegrywają po raz drugi w tym sezonie i mają na koncie ledwo punkt.
Po pierwszej kolejce, kiedy Pogoń przegrała w Krakowie z Wisłą, nikt tragedii nie robił. Ale w dwóch następnych spotkaniach do Szczecina przyjeżdżały: Korona, która zdążyła zebrać lanie od Zagłębia, oraz Śląsk, który nie zdobył bramki przez 180 minut. No to dziś zdobył dwie.
„Morioookaaa!” Ten, kto z całych krzyknął na stadionie nazwisko japońskiego rozgrywającego, wiedział, co się święci. Piłkarz Śląska odbierał właśnie sprytne podanie od Filipe Goncalvesa, dogrywał piłkę do środka, gdzie czekał Kokoszka. Tuż przed przerwą natomiast Goncalves już sam dostawiał nogę, wykorzystując kolejne gapiostwo obrońców Pogoni. I nie da się ukryć, że obu tych goli, po stałych fragmentach, Portowcy mogli i powinni uniknąć. Formacja defensywna nagle przestała być ich atutem, stracili już pięć bramek, a Jakub Czerwiński, dotychczasowy lider, jest bez formy.
Goście nie stwarzali sobie zbyt klarownych sytuacji z samej gry, po prostu mieli świetne schematy na rozegranie stojącej piłki. Dwa strzały celne do przerwy, dwa celne przez całe 90 minut i dwa gole. Wystarczyło, by wygrać, a Lecha Poznań uczynić jedynym w tym sezonie zespołem bez bramki.
Pogoń goniła wynik dość nieporadnie. Niby utrzymywała się przy piłce i wymieniała więcej podań, ale długo nie potrafiła przedostać się pod bramkę gości. Kontratak, wyjście w przewadze? Z tego też nic nie wynikało – Gyurcso raz miał mnóstwo czasu na strzał i tyle samo miejsca, by dograć Zwolińskiemu, ale poczekał aż zablokuje go Celeban. Z czasem z tych ataków gospodarzy zaczęło wynikać coraz więcej: Dwali odbił piłkę ręką w polu karnym (sędzia nie odgwizdał rzutu karnego i chyba przyznajemy mu rację), a równie świetnie, co szczęśliwie bronił Pawełek. Bramkarz Śląska złapał między nogi strzał Drygasa, odbity po drodze od Delewa, no i w naprawdę ładnym stylu odbił uderzenie Murawskiego. Problem przede wszystkim dotyczył celności, jedynie co czwarty strzał Pogoni był celny.
Komentatorzy mówili dziś o konieczności wyciągnięcia wniosków. Kazimierz Moskal chodził po meczu po murawie, słuchając gwizdów i wyzwisk pod swoim adresem, zastanawiając się pewnie, czy to on te wnioski zdąży wyciągnąć. Pogoń, mimo że latem się nie osłabiła, tylko pozyskała do składu jednego-dwóch nowych piłkarzy, wygląda dziś kiepsko – w defensywie i ofensywie.
A za tydzień wyjazd do Lubina.
Fot. 400mm.pl