To zawodnik, który na swój sposób zrewolucjonizował futbol, a już na pewno na nowo zdefiniował pojęcie i rolę bramkarza. Przed nim było wielu próbujących grać nie tylko w bramce, ale i kilkanaście metrów przed nią; użytek robić nie tylko ze swoich rąk, ale również nóg – do większości jednak, w mniejszym lub większym stopniu, z czasem przyklejana była łatka pajaca, który tylko naraża drużynę. O Manuelu Neuerze tego powiedzieć nie można – gdy wybiega przed pole karne to albo po to, by skutecznie przeciąć akcję, albo by wziąć udział w rozegraniu piłki. Myli się cholernie rzadko, o ile w ogóle, a poza tym posiada chyba wszystkie atrybuty i umiejętności, które powinien mieć wzorowy golkiper. Nie wszędzie go jednak kochają – w miejscu w którym się urodził i wybił do wielkiego futbolu ma status persona non grata, jest uosobieniem zdrady. Mimo wszystko to bez wątpienia jeden z największych golkiperów w historii tego sportu.
Ten facet ma jaja ze stali i nie posiada choćby namiastki układu nerwowego. Sprawia wrażenie człowieka, który choć do swoich obowiązków podchodzi najzupełniej poważnie, a w jego rękach są czasem dziesiątki milionów euro, to kompletnie się tym nie przejmuje. Uwielbia brać presję na swoje barki, ogniskować na swojej osobie uwagę całego świata i przełamywać wszelkie bariery. Jak na przykład pewnego majowego wieczoru w 2012 roku, kiedy ni stąd, ni zowąd, podszedł do rzutu karnego w finale Ligi Mistrzów. Chwilę wcześniej odbił uderzenie Juana Maty, a potem sam ustawił piłkę na jedenastym metrze. Uderzył technicznie, precyzyjnie, przy słupku. Ostatecznie na nic się to zdało, bo trofeum i tak trafiło do Chelsea, ale przyznać się z ręką na sercu – spodziewaliście się, że w rolę strzelca w trzeciej serii wcieli się właśnie Neuer?
Niedoszły tenisista, który nie ruszał się bez pluszowego misia
Nie zawsze był jednak tak mocnym psychicznie gościem, jakim jest dzisiaj. Gorzej – będąc dzieciakiem trząsł się na samą myśl o jakimkolwiek zagrożeniu, a każde niepowodzenie odreagowywał płaczem. Jak wtedy, gdy jako pięciolatek pojechał na turniej piłkarski z młodzieżową drużyną Schalke. Tę kapitalną scenę, gdy po straconym golu wpada w trudny do opanowania szloch, a trenerzy wbiegają na boisko, by go pocieszać i podnieść na duchu, przypomniano mu parę lat temu w jednej z niemieckich telewizji. I co zrobił na tamtych zawodach Neuer? Pobiegł po pluszowego misia, którego dla otuchy zostawił przed meczem w bramce, mocno go przytulił i zawziął się, że między słupkami już nie stanie.
Wspomina Lothar Matuschak, wieloletni trener bramkarzy w klubie, który z bliska widział pierwsze kroki Manuela w piłce: “To był bardzo bojaźliwy zawodnik. Widziałem wielu młodych piłkarzy, ale żaden nie reagował na boiskowe niepowodzenia aż tak emocjonalnie. Manuel nie potrafił zrozumieć, że bramkarzowi czasem zdarza się puścić gola – od razu płakał albo odwracał się plecami i twierdził, że już nie chce bronić. Każdą puszczoną bramką obarczał siebie.”
Neuer zresztą, przychodząc na swoje pierwsze treningi w klubie, nie wyglądał jak ktoś, kto nadawałby się do tego, by ubierać bluzę z numerem jeden. Raz jeszcze oddajmy głos Lotharowi: “Przyszedł do nas taki mały chłopiec i powiedział, że chce bronić tak, jak jego idol Jens Lehmann. No ok, wszystko fajnie, ale był wprost nienaturalnie niski, nawet wśród rówieśników był kurduplem. Z fizycznego punktu widzenia był dokładnym przeciwieństwem potencjalnego bramkarza”.
Próbowano go więc przestawić na pozycję napastnika – bezskutecznie. Próbowano go też zachęcić do uprawiania innego sportu i co rusz podstawiano mu pod nos rakietę i piłeczkę tenisową – z identycznym skutkiem. Na korcie radził sobie w sumie nawet nieźle, ale od przeznaczenia nie uciekł. Zamiast na treningi tenisa, wolał pobiec kilka przecznic dalej i pograć z chłopakami w gałę.
Nic jednak dziwnego, że najmocniej ciągnęło go do futbolu – gdy rodzisz się w dzielnicy zagorzałych fanatyków Schalke, Buer, gdy chodzisz do szkoły z okna której widać ówczesny stadion klubu, Parkstadion, a twój tata pracuje w oddziale policji co weekend pilnującej porządku na trybunach, to jesteś skazany na piłkę.
– Pamiętam, że najczęściej graliśmy na boisku albo betonowym, albo żwirowym. Jezu, ileż to moja mama spędziła czasu przy maszynie do szycia! Non stop musiała mi cerować dziury, bo tak bardzo kochałem się rzucać – wspomina Neuer.
Długo jednak łączył dwa zainteresowania, bo tenis na dobre porzucił dopiero w wieku 14 lat. Potem trafił do tej samej szkoły z której wyszli Mesut Özil, Benedikt Höwedes oraz Julian Draxler. Z czasem też w końcu zaczął odbijać wzrostem od ziemi i na tle wielkiej bramki nie wyglądał już tak komicznie, jak na początku swojej przygody. A i coraz częściej wykazywał smykałkę do tego, że w przyszłości może być z niego całkiem niezły golkiper.
– Nie chcę opowiadać, że już wtedy wiedziałem, że wychowuję przyszłego mistrza świata. Ale to prawda – na tle swoich kolegów Manuel bardzo się wyróżniał. Rzadko spotyka się chłopaka z takimi predyspozycjami do bronienia. Refleks, intuicja, umiejętność ustawiania się – to wszystko w pewnym stopniu można wyćwiczyć, ale w jeszcze większym trzeba się z tym urodzić – rozpamiętuje Matuschak.
Kilkuletni urwis z kibolskiej dzielnicy
Wracając na moment do kruchej psychiki Neuera z czasów, gdy był jeszcze smarkaczem – dość szybko dojrzewał fizycznie, a w parze z tym szła też dorosłość psychiczna, mentalna. Trenerzy z tamtego okresu wspominają, że już jako nastolatek emanował pewnością siebie i nawet przed najważniejszymi meczami nie trząsł portkami.
– To, co pokazuje na boisku Neuer, to po części umiejętności, a po części siła psychiczna. Na tej pozycji ani rusz bez spokoju i wewnętrznego opanowania. Manuel, gdy coś pójdzie nie po jego myśli, natychmiast odstawia to na bok. Ma rzadką zdolność wymazywania na pewien czas z głowy niepowodzeń i wracania do nich dopiero na pomeczowej analizie – kwitował zawodnika legendarny bramkarz, Andreas Köpke.
Fanatyk z ekipy wyjazdowej, który zostaje pierwszym bramkarzem drużyny
Przez juniorskie szczeble Schalke piął się zaskakująco szybko. Wielokrotnie przesuwano go rocznik wyżej, bo swoich rówieśników przerastał umiejętnościami. Przez cały okres gdy trenował w klubie, regularnie odwiedzał też stadion. Nie był zwykłym chłopakiem, który szedł na trybuny, obserwował mecz i wracał do domu. Gdy przychodził na stadion, to szedł do sektora najzagorzalszych kibiców. Zdzierał gardło, machał flagami – zapowiadał się z niego totalnie oddany swojej drużynie fanatyk. Oczywiście obcy nie był mu też klimat meczów wyjazdowych – weekendy spędzał więc właśnie albo na Parkstadion, albo gdzieś w odległym zakątku Niemiec z kilkusetosobową grupą szukającą mocnych wrażeń. Gdy mecz odbywał się w Gelsenkirchen, to jeszcze pal licho, bo ojciec zawsze starał się go mieć na oku, ale gdy wsiadał w pociąg i ruszał za swoim klubem, to matka chodziła od okna do okna modląc się, by Manuel wrócił w jednym kawałku.
Pokonywał wszystkie szczeble piłkarskie i wszystkie szczeble kibicowskie. Jeździł na mecze, był członkiem fanklubów, a gdy nie trenował, to przez siatkę obserwował jak trenuje jego ulubieniec – Jens Lehmann. Potrafił godzinami wpatrywać się w to jakie wykonuje ruchy, jak się ustawia i tak dalej.
Debiut w pierwszej drużynie przyszedł szybciej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Frank Rost miał wówczas w drużynie tak silną pozycję, że tylko kontuzja mogła wykluczyć go z gry. I wykluczyła. Przed meczem drugiej kolejki sezonu 2006/2007, doszło do roszady w bramce – spędzającego wówczas czas w gabinecie fizjoterapeuty Rosta zastąpił 20-letni Neuer, który wraz z drużyną pojechał na wyjazd do Alemannii Aachen.
Zagrał 90 minut, nie puścił gola i spodobał się na tyle, że zagrał też w następnej kolejce przeciwko Werderowi i znów na zero z tyłu. Potem jednak usiadł na ławce, bo postanowiono, że na tej pozycji najważniejsze jest jednak doświadczenie. Kilka spotkań obserwował z pozycji siedzącej, a gdy wywalczył sobie już na dobre pozycję pierwszego bramkarza, nie tylko na skutek kontuzji Rosta, to od razu rzucono go na głęboką wodę i konfrontację z Bayernem. Konfrontację, która stawia na nogi całe kibicowskie Gelsenkirchen i która – obok derbów z Borussią Dortmund – jest najważniejszym momentem całego roku.
– Frank nie był ostatnio w zbyt dobrej dyspozycji, brakowało mu trochę szczęścia. Czy boję się, że Neuer nie udźwignie presji? Spokojnie, to bardzo silny chłopak – argumentował wówczas prowadzący drużynę Mirko Slomka.
Błędu się jednak nie ustrzegł. Przy stanie 2:0 feralnie wypiąstkował piłkę pod nogi Ottla, który trafił do siatki. Potem pokonał go jeszcze Roy Makaay i skończyło się remisem. Slomka jednak nie zamierzał z Neuera rezygnować, a ten odpłacił mu się kapitalną grę. Po sezonie Rost zmuszony był spakować walizki. Schalke miało nowego bohatera.
Minął rok, a Neuer pokazał się szerszej publice. Jest sezon 2007/2008, 1/8 finału Ligi Mistrzów. Królewsko-Niebiescy jadą na rewanż do Porto ze skromną, jednobramkową przewagą. Ostatecznie wygrywają dwumecz po rzutach karnych, a Mirko Slomka mówi po meczu: “Z innym bramkarzem po 90 minutach dostawalibyśmy zero do trzech lub czterech”. Wtedy Europa usłyszała o Manuelu po raz pierwszy. Zresztą – zobaczcie sami. Niektóre interwencje są naprawdę z kosmosu.
Kochają go tam, gdzie powinni nienawidzić i nienawidzą tam, gdzie powinni kochać
Z każdym kolejnym sezonem pozycja Neuera była coraz mocniejsza. W bramce Schalke spisywał się znakomicie, swój kunszt prezentował na boiskach Bundesligi oraz całej Europy. Kibice kochali go do granic możliwości, bo i trudno im się dziwić – dopiero co jeździł z nimi na mecze i zdzierał gardło na słynnej Nordkurve, a teraz miał już osobisty wpływ na losy tego klubu. Był jednym z nich. Był swój.
W takiej koszulce, z nazwą fanklubu utworzonego w dzielnicy, z której się wywodzi, Neuer często paradował po meczach Schalke
Powody do tego, by zaskarbić sobie miłość trybun dawał jednak nie tylko samą grą. Większość meczów kończył wisząc na ogrodzeniu i przez megafon zarzucając przyśpiewki kibicowskie. Na każdym kroku utożsamiał się z klubem, podkreślał swoją przynależność do niego i do regionu. Do swojej postawy boiskowej dosypywał też szczyptę pieprzu, jak na przykład wtedy, gdy po wygranym meczu derbowym na terenie wroga, dyskretnie dźgnął głową Kevina Grosskreutza. Tego samego Grosskreutza, który jest zagorzałym kibicem BVB i który powiedział kiedyś, że gdyby jego syn był za Schalke, to skończyłby w domu dziecka.
W pewnym momencie jasne stało się jednak, że Gelsenkirchen będzie dla niego za ciasne. Na każdym kroku zdradzał potencjał uprawniający go do gry w największych klubach świata. Gdy w 2011 roku, po półfinałowym dwumeczu z Manchesterem United, Sir Alex Ferguson powiedział: “W całym okresie, kiedy prowadziłem Manchester United, Manuel Neuer był najlepszym bramkarzem przeciwko jakiemu graliśmy”, wiele wskazywało, że to właśnie Old Trafford będzie jego kolejnym przystankiem w karierze. Takiego ruchu nikt nie miałby mu za złe – w S04 osiągnął już wszystko, teraz miał iść do jednego z największych klubów na świecie, bo zwyczajnie sobie na to zasłużył.
Im bliżej było jednak okna transferowego, tym coraz częściej jego nazwisko padało w kontekście przenosin do Bayernu Monachium. Początkowo nikt nie brał tego na poważnie, ale gdy rozmowy między klubami osiągnęły zaawansowane stadium, to w Niemczech rozpętała się prawdziwa burza. Jedni – kibice Schalke – na mecze wychodzili z transparentami “MaNu bleibt” (pol. MaNu zostań), a drudzy – kibice monachijscy – za nic w świecie nie chcieli przyjąć w swoje szeregi człowieka identyfikującego się ze znienawidzonym wrogiem na każdym roku.
Podczas półfinału Pucharu Niemiec pomiędzy S04 a FCB, rozgrywanego na Allianz-Arena, cała trybuna gospodarzy uniosła do góry kartki z hasłem “Koan Neuer” (Żadnego Neuera):
Przenosiny stały się jednak faktem. Bawarczycy zapłacili, jak na bramkarza, wielkie pieniądze, ale absurdom związanym z tym transferem nie było końca. W Gelsenkirchen Neuera znienawidzili do tego stopnia, że regularnie wysyłali mu listy z pogróżkami, życzono mu śmierci, raka i generalnie wszystkich plag, jakie mogą tylko człowieka dotknąć. Na jednym z głównych wiaduktów w mieście zawieszono wielką kukłę, ubraną w strój Neuera, która dyndała na stryczku. “Skończysz tak samo” – głosiły transparenty. Kompletna psychoza.
Skalę nienawiści jaka przetoczyła się w stronę bramkarza ciężko porównać z jakąkolwiek inną zdradą piłkarską. Owszem, w podobnych przypadkach na boisko wlatywały świńskie łby lub monety, ale nikt nie podszedł do sprawy tak poważnie jak kibice Schalke. Gdy Die Knappen po wygranym nad Duisburgiem finale DFB-Pokal świętowali na mieście triumf, wokół przejeżdżającego obok Manuela Neuera dało wyczuć się gęsta atmosferę. Nikt wtedy jeszcze oficjalnie tego nie wiedział, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że bramkarz zamieni Zagłębie Ruhry na Bawarię. Jeden z kibiców nie wytrzymał. Najpierw wdał się w pyskówkę słowną, a gdy zawodnik się postawił, to został spoliczkowany. Po prostu dostał w twarz.
Na konferencji prasowej zorganizowanej po to, by pożegnać bramkarza, Neuer kompletnie się rozkleił. Zaczął wyjaśniać swoją decyzję, mówić o planach na przyszłość, o tym, że chce postawić kolejny krok w sportowej karierze, ale nie zdążył na dobre rozwinąć swojej wypowiedzi, a kompletnie zaniemówił. W oczach pojawiły się łzy, zupełnie odebrało mu głos.
Tydzień później był już w Monachium, a fani Bayernu, nawet już po zaklepaniu zawodnika przez zarząd, nie ustawali w swojej ofensywie. Schickeria, czyli grupa najzagorzalszych fanatyków stojących za bramką, stworzyła dla nowego zawodnika specjalne przykazania. Pięciopunktowy regulamin, którego powinien trzymać się zakładając na siebie czerwoną koszulkę klubu.
Zaczęło się od przedsezonowego sparingu z Trentino i wielkiego baneru z hasłem: “Niezależnie od tego, ile piłek obronisz, to i tak nigdy nie zaakceptujemy cię w naszych barwach”. A zaraz po tym, spotkaniu Neuer poznał paragrafy, których miał przestrzegać:
1. Nigdy nie będziesz śpiewał przez megafon pieśni chwalących Bayern.
2. Nigdy nie uklękniesz razem z zespołem i nie zaśpiewasz “Humby” (najbardziej klasyczna przyśpiewka kibiców FCB).
3. Nigdy nie podejdziesz do południowej trybuny, na której siedzimy.
4. Nigdy nie będziesz nam rzucał swojej koszulki.
5. Nigdy nie pocałujesz naszego herbu.
Nieźle, co?
A jak najlepiej pojednać wrogich sobie kibiców? Oczywiście grą. No i niestety, ale Manuel start miał fatalny, bo już na początku sezonu spektakularnie się uciął i fala hejtu w jego stronę uderzyła ze zdwojoną siłą.
Chyba wyjątkowo, ten jeden raz, zżarła go trema.
Z każdym kolejnym meczem było już jednak coraz lepiej, Im bliżej było jednak 18 września 2011 roku, tym ciśnienie coraz bardziej rosło. Właśnie tego dnia Neuer miał powrócić ze swoim nowym klubem na stare śmieci – do miejsca, gdzie jest totalnie spalony, gdzie niektórzy najchętniej posłaliby go kilka metrów wgłąb ziemi.
To, że Nordkurve zgotuje mu piekło było pewne. Spodziewano się gwizdów, śpiewów i obelg. Kibice Schalke polecieli jednak na całego – przygotowali okolicznościowe transparenty, flagi, a za każdym razem gdy Manuel był przy piłce, buczeli i krzyczeli pod jego adresem “Judas!”. Tak jest zresztą do dzisiaj i – choć minęło już pięć lat – 30-latek nie ma prawa oczekiwać choćby krzty litości ze strony trybun na których się wychował.
Tak jak na Veltins-Arena sytuacja nie ulega zmianie, tak w Monachium kibice w pełni tolerują już swojego zawodnika. Jest jednym z nich, nie odtrącają go, z czasem spokojnie się z nowym środowiskiem zasymilował.
Podkładanie głosu w bajkach, pół miliona w teleturnieju i brat z gwizdkiem
Poza boiskiem Neuer to niezwykle barwna postać. Już na początku swojej kariery, gdy zaczął zarabiać pierwsze poważne pieniądze, na dobre rozkręcił fundację charytatywną Manuel Neuer Kids Foundation. Celem jej działalności jest oczywiście pomoc biednym i chorym dzieciom z obszaru Zagłębie Ruhry oraz całych Niemiec. Na cele charytatywne zgromadził zresztą swego czasu całkiem okazałą sumę.
W 2011 roku wziął udział w tamtejszej edycji Milionerów, w której zgarnął 500 tysięcy euro.
– Nigdy się tak nie stresowałem! Na boisku czuję luz, a tutaj siedziałem strasznie spięty, czułem jak pot płynie mi po plecach. Wykorzystałem już wszystkie koła ratunkowe, a na ostatnie pytanie kompletnie nie znałem odpowiedzi. Dajcie mi bronić rzuty karne, przynajmniej wiem, że mam na nie jakiś wpływ, a tutaj? To byłby kompletny strzał. Kocham adrenalinę, ale to byłby już niepotrzebny hazard. Wolałem odejść z połową miliona.
Całą kwotę przeznaczył na cele charytatywne, a uwadze nie uszła też jego wszechstronna wiedza, bo ze wszystkich celebrytów, którzy brali udział w zabawie, zgarnął największą sumę.
– W wolnych chwilach lubię po prostu poszerzać swój bank informacji – skwitował.
Neuer podłożył też swój głos w bajce dla postaci Franka McCaya w niemieckiej wersji Monsters produkowanej przez Disneya.
– Świetne przeżycie, a że ja jestem fanem filmów Disneya i nawet teraz po treningu lubię sobie czasem jakiś włączyć, to nie mogłem się nie zgodzić.
Ciekawie jest też analizując prywatną sferę życia Neuera – jego brat, Marcel, jest sędzia. Gwiżdże raczej niższe ligi i za nic w świecie nie jest podobny do bramkarza Bayernu.
– Mam ciemne włosy, jestem niski, zupełnie inaczej zbudowany. Gdybym nie miał tak wielkich dłoni jak Manuel, to szczerze zastanawiałbym się czy jesteśmy rodziną!
– Chyba wiem dlaczego brata ciągnęło akurat do sędziowania. Obaj będąc dzieciakami lubiliśmy robić rzeczy w których można polegać tylko na sobie – dlatego ja wybrałem życie bramkarza, a swoich sił próbowałem też w tenisie. A on postanowił biegać z gwizdkiem, bo tam też decyzje są jego i tylko jego – nikt nie może ich podważyć. A gdy coś zawali, to również pretensje może mieć tylko i wyłącznie do siebie – opowiada Neuer.
Manuel jest twarzą wielu kampanii reklamowych, ma też swoją woskową figurę w muzeum Madame Tussauds w Berlinie. Nie jest może tak kontrowersyjny jak Ibrahimović czy Balotelli, ale też słynie z ciętego języka. Gdy był wśród nominowanych do Złotej Piłki w 2014 roku i ostatecznie zajął trzecie miejsce, skomentował to tak: “Nie jestem osobą, która pozuje w bieliźnie. Nie lubię czerwonych dywanów. Wolę zieloną trawę. Wolę wyróżniać się w inny sposób, chociaż w skrótach pomeczowych widać głównie bramki i asysty. Pomija się całą robotę, jaką wykonuje bramkarz”. Aluzja do triumfującego wówczas Cristiano Ronaldo widoczna gołym okiem.
Dziennikarz zresztą ciągnął go wówczas za język, dopytywał o sponsorów i szukał punktu zaczepienia w rozmowie, ale Neuer wciąż przytomnie kontrował: “Wybrałem te firmy nie bez powodu: Allianz – bo ubezpieczenia, a ja ubezpieczam swoich kolegów. Coca-Cola, bo produkuje Coke Zero, a ja lubię grać na zero. I Sony, bo gwarantuje ostrość obrazu, co mi również potrzebne jest na murawie…”. Jak widać – refleks nie tylko na boisku.
Nieszablonowych cytatów 30-latka znalazłoby się jeszcze trochę. Choćby takie:
– Nie wiedziałem, że Ramos preferuje wykopywanie piłki w niebo – gdy Hiszpan z rzutu karnego uderzył w trybuny. Lub:
– Bycie bramkarzem bywa bardzo nudne. Po niektórych meczach nie potrzebowałem nawet prysznica – podsumowując dominację Bayernu w Niemczech.
Zresztą – to, że ma jaja i potrafi w subtelny sposób dokuczyć pokazał jeszcze będąc zawodnikiem Schalke. Po zwycięstwie na Allianz-Arena postanowił świadomie, co potem przyznał, sparodiować zachowanie Olivera Kahna.
Między innymi właśnie naśmiewanie się z legendy Bayernu, wytykali mu kibice tego klubu po przyjeździe do Bawarii.
Ciąg na bramkę i zadatki na rozgrywającego
Neuer stopniowo szlifował swoje umiejętności techniczne, aż w końcu dopieścił je do tego stopnia, że niektórzy eksperci telewizyjni zaczęli sugerować Guardioli, by dla eksperymentu, dla dobra nauki, wystawił kiedyś Manuela w środku pola. Póki co wychowanek Schalke takiej szansy w klubie nie otrzymał, ale ci, którzy widzieli go na treningach, nie mają wątpliwości – gdy zakłada normalną koszulkę i staje do gierki, to niczym nie odstaje od zawodników z pola.
Manuel Neuer to fenomen. Ma niesamowity timing i intuicję, które pozwalają mu w odpowiednim momencie wybiec z bramki i przeciąć akcję. Ma też tak wielkie umiejętności, że czasem wdaje się w dryblingi czy wręcz rajdy przeciwko rywalom.
Czy ma przy tym słabe strony? Niektórzy za takie uznają jego wyjścia do dośrodkowań, bo parę razy, jak choćby przy golu Milika, zdarzyło mu się zaliczyć pusty przelot. Statystyki jednak nie kłamią – w ostatnich sezonach takie błędy policzylibyśmy maksymalnie na palcach jednej dłoni. To odważna teza, ale chyba mająca pełne pokrycie z rzeczywistością – tak kompletnego bramkarza jak Neuer, świat jeszcze nie widział. Nie można go na razie porównywać klasą choćby z Buffonem, bo na takie zestawienia przyjdzie czas za parę lat, gdy obaj już zakończą kariery. Nie ulega jednak wątpliwości, że Manuel pokazał zupełnie inne oblicze bramkarza – udowodnił, że nie wystarczy stać na linii i odbijać lecących piłek. Od Mundialu w Brazylii zaczęła się prawdziwa Neueromania, bo 30-latek ma już setki naśladowców. Wielu chciałoby tak kapitalnie grać na przedpolu, tak świetnie rozgrywać piłkę. Niestety – tak wysokie umiejętności ma tylko Neuer.
MARCIN BORZĘCKI