Reklama

Karim Bez Zęba i Marszczę Rano. Gran Derbi dwóch gospodarzy

redakcja

Autor:redakcja

25 kwietnia 2016, 11:52 • 5 min czytania 0 komentarzy

Derby Katowic. Pewnie wyobrażacie sobie to tak: atmosfera podgrzewana sukcesywnie i osiągająca temperaturę wrzenia w momencie, w którym tysiące kibiców przekraczają bramy stadionu. Przecież tak jest w Łodzi, Warszawie, o Krakowie nawet nie wspominając. Jednak w przypadku starcia dwóch ekip ze stolicy województwa Śląskiego jest zupełnie inaczej.

Karim Bez Zęba i Marszczę Rano. Gran Derbi dwóch gospodarzy

Patrząc na rozmach, z jakim to spotkanie promował „Wyścig” – niezwykle sympatyczna produkcja klubu z Bukowej – można było odnieść wrażenie, że tym meczem będzie żyć cały region. Że tak jak na mecze Górnika z Ruchem czy – choć wciąż jeszcze w mniejszym stopniu – Piasta z Górnikiem, tak i tutaj mobilizacja kibiców będzie szczególna.

– Chciałbym, by atmosferę można było porównać do Gran Derbi. My – mała Barcelona, Gieksa – Real Madryt. Grzesiek (Goncerz, przyp. red.) – rasowy snajper, Karim Bezzęba, a ja taki Marszczerano – bawił dziennikarzy zebranych na przedmeczowej konferencji napastnik Rozwoju, Adam Czerkas. Ba, uśmiechnął się nawet zwykle poważny do bólu Jerzy Brzęczek.

***

Reklama

W teorii gospodarzem tego meczu miał być Rozwój. Tak wynikało z terminarza, jednak w związku z tym, że stadionowi klubu ze Zgody daleko jest do pierwszoligowych standardów, korzysta on z obiektu przy Bukowej. Nawet dwójka komentatorów prowadzących relację dla nieoficjalnego serwisu GKS-u od początku zaznaczała, że nie będzie o Rozwoju mówić per „gospodarz”, by nie dochodziło do nieporozumień.

– Jo żech wiedzioł, że łon to pojebie – krótko skwitował siedzący kilka metrów ode mnie kibic GKS-u. Wskazał palcem na staroświecki zegar stojący za bramką, której w pierwszej połowie strzegł Wojciech Pawłowski. Chłopak odpowiedzialny za zmienianie wyniku po golu dzisiejszych „gości”, cyferkę na jedynkę z przyzwyczajenia zmienił oczywiście przy gospodarzach.

Image and video hosting by TinyPic

Konkurs karnych dla kibiców GKS-u, Gieksik zabawiający dzieciaki na trybunie, nawet program meczowy, który otrzymaliśmy przed pierwszym gwizdkiem z GKS-em po lewej stronie, przeznaczonej dla gospodarza – wszystko wskazywało jednoznacznie na to, że kibice GieKSy mają pełne prawo dziś zaśpiewać: “gramy u siebie”.

Image and video hosting by TinyPic

Gdyby klub z Bukowej grał – zgodnie ze swoimi rozbuchanymi ambicjami – o awans, pewnie ktoś lubujący się w teoriach spiskowych mógłby się przyczepić, że niesprawiedliwością jest granie osiemnastego meczu na własnym stadionie.

Reklama

***

Odpowiedzialność za zrobienie atmosfery spoczywała więc siłą rzeczy na kibicach GKS-u, bo Rozwój nie ma nawet czegoś takiego, jak „swoje” dzielnice. Znalezienie murów katowickich budynków, na których widnieje napis inny niż GKS, to jak szukanie igły w stogu siana. Pod stadionem słyszałem głosy, że dzięki kibicom nominalnych gości dziś może być komplet lub prawie komplet. Że mimo obiadowej pory, mobilizacja w szeregach GieKSy jest. Już patrząc na kolejki przy kasach można było oszacować, że to optymizm sporego kalibru.

Image and video hosting by TinyPic

Słynny „Blaszok” wypełnił się jakoś maksymalnie w dwóch trzecich – czyli jednak znaleźli się tacy, którzy postawili na roladę, kluski i modrą kapustę. I jeśli przypomnimy sobie ostatnie występy podopiecznych Brzęczka – trudno się dziwić. Pod tę trybunę zresztą trener szedł po ostatnim meczu bronić swoich zawodników, co odebrano jako niepotrzebne wywoływanie na graczach presji.

I – co by nie mówić – w poczynaniach GKS-u długimi momentami było tę nerwowość widać. Zbierającą się od kiksu do kiksu frustracja na pół godziny przed końcem wymagała już ujścia. No i może nie chóralnie, ale jednak – poszło tradycyjne: „GieKSa grać, kurwa mać”. Podziałało bardziej na Brzęczka niż na piłkarzy, bo szybko pozbył się fatalnych tego dnia Bębenka i Zahorskiego.

***

W Katowicach absolutnie wszyscy, włącznie z urzędem miasta, widzą w Rozwoju klub, który fajnie szkoli młodzież. Ich wychowankiem jest przecież choćby Arkadiusz Milik. Jego los w pierwszej lidze zajmuje jednak na poważnie ledwie garstkę ludzi. To widać po dysproporcji wysokości dotacji przyznawanych obu klubom, grającym przecież na jednym poziomie rozgrywkowym. Prezes klubu, Zbigniew Waśkiewicz mówił wprost, że na sukces w postaci awansu Rozwój organizacyjnie po prostu nie był gotowy. Klubu nie stać na pensje wyższe niż kilka tysięcy złotych, pamiętamy zresztą ogłoszenie Kamila Kosowskiego:

Poprzednie derby Rozwój wykorzystał, by zwrócić na to uwagę prezydenta miasta. Piłkarze założyli specjalnie przygotowane koszulki z napisem „my też jesteśmy z Katowic”, a na mecz wyszli z transparentem: „prezydencie Krupa, dlaczego nie chce nam pan pomóc”.

Dziś podobnych manifestacji już nie było, Rozwój miał po prostu piłkarsko pokazać, że za znacznie mniejsze pieniądze niż GKS potrafi zbudować coś, czego przy bogatszym sąsiedzie nie trzeba się wstydzić. Mimo porażki – to się chyba po części udało.

***

Wspomniana wcześniej postać Milika jest w tym momencie kluczowa dla przyszłości Rozwoju, co obojętne nie pozostaje również sympatykom… GKS-u. Ale po kolei. Prezes Waśkiewicz twardo obstaje przy swoim zdaniu w sprawie kwoty, która należała się Rozwojowi za transfer Arkadiusza Milika do Bayeru Leverkusen. Górnik spłacił co prawda milionowe zadłużenie względem katowiczan, ale Waśkiewicz uważa, że Rozwojowi należą się jeszcze odsetki za spłatę długu po terminie. Ostatnio stwierdził nawet, że Rozwój będzie wnioskował o to, by Górnik Zabrze nie dostał licencji właśnie z tego powodu. A to kibicom GKS-u, którzy trzymają się blisko z tymi z Zabrza, nieszczególnie się podoba.

***

– Można w ogóle derby z Rozwojem porównywać do tych choćby z Ruchem? – pytam prowokacyjnie jeszcze przed meczem stojącego w kolejce do kasy kibica GKS-u. Uśmiecha się znacząco. – A jak Górnik zagra w pucharze Polski z Walką Zabrze, to spyta pan kibiców, czy można porównywać to do Wielkich Derbów Śląska? Albo jak Piast spotka się z Carbo Gliwice, to będzie pan szukać podobieństw do meczów z ich „kolegami” z Zabrza?

Zadałem to pytanie kilku kolejnym osobom i ich reakcja była bardzo podobna. Rozwój wciąż jest przez nich traktowany marginalnie. Jak młodszy brat. Fajny, sympatyczny, ale na poważne tematy nie ma sensu z nim rozmawiać. Tak, jakby nadal grał gdzieś w niższych ligach, do czego w Katowicach wszyscy byli przyzwyczajeni. Jakby był tylko przyjemną ciekawostką, z którą gra się towarzysko albo w Pucharze Polski, a nie w meczach o ligowe punkty. – Kibicowsko to żadna rywalizacja. Rozwój nie ma kibiców, Rozwój ma jedynie sympatyków.

Patrząc po ludziach zgromadzonych na Bukowej, trzeba było mocno wytężać wzrok, by dostrzec ludzi w szalikach Rozwoju. Zresztą – przy bramce na 1:1, która dawała Rozwojowi wyrównanie, do góry ręce wzniosła w geście triumfu garstka osób w porównaniu z tymi, które „jest!” krzyknęły po tym, gdy karnego na decydującą bramkę zamienił Grzegorz Goncerz.

***

Rozwój nie ma kibiców, Rozwój ma sympatyków.

SZYMON PODSTUFKA

Zdjęcie główne: 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...