Część z nich powoli zamykaliśmy w szufladzie z etykietką: „ligowcy drugiego sortu”, o części zdążyliśmy już prawie zapomnieć, a kilku innych wystawiało nasze nadzieje na próbę zbyt wiele razy, by znów w nich bezrefleksyjnie uwierzyć. A jednak. Wiosna należała do nich, choć jesień była, jak to jesień – zimna, szara i deszczowa. Przed wami ranking piętnastu największych skoków jakościowych, których byliśmy świadkami po zimowej ligowej przerwie.
Kandydatów było oczywiście więcej, dlatego na wstępie słówko o tych, którzy ostatecznie się nie załapali. Igor Lewczuk i Maciej Dąbrowski to świetne przykłady graczy, o których moglibyście się upomnieć, ale którzy już jesienią – choć byli niedoceniani – grali bardzo solidnie. I mimo że wiosną jeszcze podkręcili tempo, to jednak nam chodziło bardziej o tych, którzy swoim postanowieniem noworocznym musieli uczynić skończenie z pierdołowatością. Wybicie się ponad bylejakość. Powrót do świata żywych. Poza listą, choć byli blisko wdarcia się do finałowej piętnastki, znaleźli się też między innymi: Kohei Kato (poza falstartem na Lechii, naprawdę świetna runda), Bence Mervo (urzekł nas walecznością, a przecież jesienią był w kolejce do gry w rezerwach Sionu nawet za klubową sprzątaczką), a także duet z Zagłębia: Piątek (dwa gole i dwie asysty, do tego naprawdę dobra gra) i Kubicki (ogromny potencjał, rośnie w oczach).
W nawiasach podajemy nasza średnią not, tak tylko dla lepszej orientacji, to nie ona była tu decydująca. Startujemy.
15. Dariusz Trela (średnia ocen Weszło jesienią: 5,00 -> wiosną: 6,60)
Mówisz: Trela, myślisz: elektryczny. Niepewny. Nieprzewidywalny. Bramkarz Korony ma taką dziwną manierę, że na dwie interwencje wprost nie do wiary, zalicza zwykle co najmniej jedną fatalną decyzję o wyjściu z bramki i jednego babola. Jesień ewidentnie nie należała do niego – potrafił w zaledwie cztery spotkania stracić zaufanie Marcina Brosza, który przecież w Gliwicach zrobił z niego bramkarza pożądanego przez ligową czołówkę. Wrócił raz jeszcze pod koniec rundy, znów w bardzo słabym stylu – gol przyjęty z Lechem, dwie sztuki z Cracovią, trzy z Legią. Brosz nie chciał sprawdzać, czy tendencja będzie kontynuowana i raz jeszcze Trelę odstawił. A jednak on wiosną wygryzł przyzwoitego Małkowskiego i nie oddał miejsca. Stał się też swego rodzaju talizmanem, bo z nim między słupkami Korona w tym roku jeszcze nie przegrała. A sam obronił 75% strzałów (15/20), o 8% więcej niż jesienią.
14. Kamil Mazek (średnia ocen Weszło jesienią: 5,00 -> wiosną: 6,60)
Mieliśmy pełną świadomość, że ten chłopak ma potencjał, ale jednocześnie jesienią jakby nieco dusił go w sobie. Zresztą – nie tylko my:
Co do skrzydłowych to Legia uważa, ze Kamil Mazek jest lepszy niż Adam Gyurcso⚽️
— B(L)1916 (@BL_1916) 2 stycznia 2016
Cały czas Mazek pozostawał jednak w cieniu Lipskiego i Stępińskiego, których zwyczajnie dużo bardziej broniły liczby. Ale widać było, że w przerwie zimowej za cel obrał sobie, by niczym nie odstawać i jak postanowił, tak zrobił. Jego popisem były Wielkie Derby Śląska, gdzie wypracował bramkę Stępińskiemu, którą ostatecznie… musiał strzelić sam, bo kolega nie poradził sobie z pokonaniem Janukiewicza.
13. Artur Jędrzejczyk (średnia ocen Weszło jesienią: – -> wiosną: 5,33)
Jego bynajmniej o pierdołowatość czy bylejakość nie posądzamy, ale fakt faktem – stracił rundę w Krasnodarze i musiał szybko wskoczyć na odpowiedni poziom, by nie wypaść z coraz szybciej pędzącej karuzeli Adama Nawałki. „Jędza” zaparł się na niej jednak rękami, nogami i czym tylko się dało i poza meczem z Termalicą, gdzie cały zespół był jakąś marną podróbką Legii, za każdym razem imponował grą do przodu i pewnością w defensywie. Jak wynika z raportu InStat, z grających wciąż w Ekstraklasie prawych obrońców, więcej kluczowych podań na mecz zaliczył jedynie Adam Frączczak – a wiadomo, jak to jest z jego pozycją na boisku.
12. Jakub Wawrzyniak (średnia ocen Weszło jesienią: 4,18 -> wiosną: 5,75)
Wawrzyniak jest najlepszym symbolem Lechii z tego sezonu. Jesienią rozchwiany jak trenerski stołek w Gdańsku, wiosną – pewny punkt niezwykle przyjemnego, ofensywnego projektu Piotra Nowaka. Przy grze trójką obrońców, „Wawrzyn” szybko odnalazł się jako ten pół-lewy, popracował też nad koncentracją, bo celność podań skoczyła u niego z 80% jesienią do aż 88% wiosną. I tak na koniec roku, trochę z braku laku klasyfikowaliśmy go na pierwszej pozycji wśród polskich lewych obrońców, ale teraz dorzucił od siebie znacznie więcej argumentów. No i umocnił się na pozycji pewniaka do wyjazdu na Euro jako zmiennik Maćka Rybusa.
11. Michał Miśkiewicz (średnia ocen Weszło jesienią: – -> wiosną: 5,67)
Podczas gdy w Wiśle klepano kolejne oświadczenia w sprawie Radosława Cierzniaka, on zakasał rękawy, przekalkulował i wyszło mu, że jeśli trafi z formą, to znów będzie jedynką Białej Gwiazdy. I choć czystego konta nie zachował wiosną ani jednego, to trudno się go w jakiś znaczący sposób czepiać. Roboty miał całą masę (46 strzałów w światło bramki, wybronił 34 – 74% skuteczności), niczego nie zawalił, za to wsadził Wiśle los we własne ręce, broniąc karnego Lipskiego w przedostatniej kolejce. A że koledzy nie potrafili tego później wykorzystać? Nie jego w tym wina.
10. Jozef Piacek (średnia ocen Weszło jesienią: – -> wiosną: 5,11)
Typowaliśmy go na tego, bez którego Podbeskidzie wiosną nie będzie się mogło obyć i – jak nigdy – mieliśmy absolutną rację:
Z braku laku postawimy na tego, o którym wiadomo stosunkowo najmniej, i przed którym postawiono kluczowe zadanie – scementować dziurawą obronę. Mamy tu na myśli sprowadzonego z Ziliny Jozefa Piacka, 32-latka z dwoma mistrzostwami Słowacji na koncie, doświadczeniem w Champions League (sezon 2010/11) oraz pierwszej reprezentacji (jeden mecz w sierpniu 2013 roku). W poprzednim sezonie Słowak, jako jeden z kapitanów Ziliny, miał duży udział w zdobyciu wicemistrzostwa kraju, bo zagrał w 27 spotkaniach i zdobył jednego gola. Sezon zakończył jednak z kontuzją kolana, która – po niezbędnym zabiegu artroskopii – jesienią zupełnie wykluczyła go z gry.
Piacek imponował spokojem, a najlepszą recenzją podmianki na stoperze niech będzie kilka liczb. Z Piackiem Podbeskidzie traciło średnio 1,22 gola na mecz, bez niego – 1,67. Ze Słowakiem zachowało czyste konto w czterech z dziewięciu meczów, bez niego – również bez straty gola obyło się czterokrotnie, ale już na dwadzieścia jeden prób. Jest różnica?
9. Adam Mójta (średnia ocen Weszło jesienią: 4,63 -> wiosną: 5,44)
Wiedzieliśmy, że ciąg na bramkę to on ma, ale wiosną wszedł na nieosiągalny wcześniej poziom. Każde jego ofensywne wejście zwiastowało zagrożenie pod bramką rywali, skończyło się na trzech golach i dwóch asystach, ale tych drugich spokojnie mogło być znacznie więcej, bo Mójta jeszcze podniósł średnią otwierających podań na mecz z 2,2 na 2,6. Zaimponował nam do tego stopnia, że nie mieliśmy powodu czepiać się, gdy stwierdził sam z siebie, że chciałby grać w Lechu Poznań.
8. Michał Chrapek (średnia ocen Weszło jesienią: 3,00 -> wiosną: 6,60)
Powoli zapominaliśmy, że ktoś taki istnieje. Że jeszcze funkcjonuje w piłkarskim światku. W pewnym momencie chcieliśmy go szukać na listach emerytów w ZUS-ie, a tu… niespodzianka. Chrapek żyje i ma się dobrze. Jak tylko były wiślak dostał szansę od Piotra Nowaka, to od razu w pomocy było jedno miejsce mniej do walki o podstawowy skład. Zaczął z wysokiego C i ani razu nie zszedł poniżej przyzwoitego poziomu (noty Weszło wiosną: 8, 7, 7, 6, 5). Żaden inny zawodnik na jego pozycji w lidze nie ma tak wysokiego procentu wygranych pojedynków (55%).
7. Wojciech Kędziora (średnia ocen Weszło jesienią: 4,16 -> wiosną: 5,56)
Stary człowiek, a może. Już gdy w pierwszym meczu rundy otarł się o hat-trik z Lechem, wydawało nam się, że źle widzimy. Przecież wszystko wskazywało na to, że Kędziora może pakować manatki i kierować się w podobnym kierunku, co choćby jego były kumpel z Piasta, Adrian Klepczyński. Ulubiony napastnik Michała Probierza (Klik!) zamiast klepać 8-1 Raków Częstochowa, wolał usadzić na dupie Bratanoviciów i innych Nikoliciów i pokazać, że nie zapomniał, o co w tej zabawie chodzi. Że romantyczne historie o drugiej, a może nawet trzeciej młodości mają prawo się wydarzyć nie tylko na poziomie pierwszej ligi (pozdrawiamy Macieja Kowalczyka). Wiosną? Sześć bramek, dwie asysty. Lepiej niż Nikolić. Ten z Legii.
6. Patryk Małecki (średnia ocen Weszło jesienią: 4,12 -> wiosną: 5,57)
Nie mamy pojęcia, czy Dariusz Wdowczyk wie, jakie witaminy trzeba wybrać z wiaderka dla Małeckiego, czy może zna jakieś magiczne zaklęcie, jak słynne już abrakadabra Luisa Enrique, które pozwala wydobyć z „Małego” to, co najlepsze. Fakty są takie, że tylko przy tym szkoleniowcu skrzydłowy potrafi jeszcze na boisku być Panem Piłkarzem, a nie tylko Panem Obrażalskim. Taki sygnał dostajemy teraz w Wiśle, ale i te lepsze mecze w Pogoni Małecki rozgrywał przecież głównie za Wdowczyka. Jego transfer miał być strzałem w stopę, a na razie – po zmianie trenera – okazuje się strzałem w okolice dziewiątki. Dziesiątkę rezerwujemy dla kogoś innego.
5. Łukasz Janoszka (średnia ocen Weszło jesienią: 4,60 -> wiosną: 6,00)
Pod koniec roku był wymieniany wśród najgorszych piłkarzy Zagłębia, prezes Tomasz Dębicki zapowiadał nawet na łamach Przeglądu Sportowego: – W przerwie zimowej będziemy chcieli się wzmocnić na skrzydłach. Już wiemy, że z dużej chmury spadł mały deszcz, a pozyskania Luisa Carlosa w kategoriach plusów zapisać z pewnością nie można. No chyba, że to jego pojawienie się w szatni zadziałało tak mobilizująco na Janoszkę, który u boku Filipa Starzyńskiego zmienił się z chimerycznego, momentami wręcz apatycznego skrzydłowego w prawdziwego drapieżnika. Biega za dwóch, wszędzie go pełno, nie unika pojedynków jeden na jeden, przez co zdążył znaleźć się w czołówce najczęściej faulowanych zawodników Ekstraklasy.
4. Airam Cabrera (średnia ocen Weszło jesienią: 3,69 -> wiosną: 5,78)
Prędzej spodziewalibyśmy się, że Kanye West zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych (stuprocentowa powaga – przecież zapowiadał, że będzie kandydować), niż że Cabrera odpali jak fajerwerki w Nowy Rok. Że zacznie wiosnę w jeszcze bardziej imponującym stylu, niż Nemanja Nikolić rozpoczął swoją przygodę z Legią. Że pod względem strzeleckiego dorobku zaliczy lepszy pozimowy start od każdego zawodnika, który przewinął się przez naszą ligę przez ostatnich dwadzieścia jeden lat. W Koronie Kielce. Nie w Legii, Lechu czy Lechii, gdzie za kreowanie sytuacji odpowiadają reprezentanci kraju. W Koronie, gdzie Hiszpan musi się wyżywić z podań Aankoura, Pawłowskiego i Sierpiny. Szacun.
3. Aleksandar Prijović (średnia ocen Weszło jesienią: 4,62 -> wiosną: 5,67)
Już pograne. Już mu się Nikolić włączył. Fakty są takie, że wiosną to właśnie „Prijo” gra lepiej od swojego partnera z ataku, choć jesienią nie postawilibyśmy na to złamanego grosza. Nawet gdyby nie był nasz. Przecież jeszcze w październiku Stanisław Czerczesow odsuwał go od pierwszego zespołu, a różnica charakterów pomiędzy Prijoviciem a Rosjaninem miała się okazać nie do przeskoczenia. Ale wiosną Szwajcar nie dał trenerowi wyboru. Podczas gdy wszyscy typowali go jako pierwszego do odpadnięcia po treningach z niedźwiedziami syberyjskimi, on wrócił z obozu naładowany tak, że w Jagiellonię i Zagłębie wjechał na rozpędzie jak dzik w kasztany. W dziewięciu meczach podwoił swój jesienny dorobek, dobijając do sześciu ligowych goli i czterech asyst. I coś nam podpowiada, że to wciąż nie koniec.
2. Rafał Wolski (średnia ocen Weszło jesienią: – -> wiosną: 6,71)
Że technikę ma – to już wiedzieliśmy po tym, jak jeszcze z mlekiem pod nosem ruletą a’la Zidane wbijał w ziemię zakręconych jak słoiki na zimę obrońców PSV. Ale po tym, jak strawiła go najpierw Serie A, a później Jupiler League, zaczynaliśmy mieć wątpliwości czy jeszcze coś z niego będzie. A może to ostatni dzwonek by jeszcze pójść na jakieś studia? Spróbować rozkręcić własny biznes? A tu chłopak wraca i zamiata pod dywan całą ligę, wychodzi na takim luzie, jakby rywale dopiero wyszli z gimnazjum. Wcinka, zewnętrzniak, klepka, drybling – pełen repertuar. Tylko cały czas niepokoi nas jedno – jak to świadczy o naszej lidze, że gość za słaby nie tylko na Fiorentinę, ale i na Bari czy Mechelen, robi takie rzeczy w Wiśle? I czy po tych wszystkich zachwytach z naszego podwórka za moment znów nie przyjdzie brutalna weryfikacja na którymś z sąsiednich?
1. Filip Starzyński (średnia ocen Weszło jesienią: – -> wiosną: 6,56)
Z Wolskim wygrał tylko dlatego, że oprócz świetnej formy w klubie, potwierdził dyspozycję w reprezentacji. Tak jak wszyscy przecierali oczy ze zdumienia gdy dostawał powołanie, tak teraz jedną z oznak ślepoty może się okazać dostrzeżenie braku jego powołania na Euro. Kolejny, którego Belgia przeżuła i wypluła i który wrócił jeszcze mocniejszy, niż zdążyliśmy go zapamiętać sprzed próby podbicia Europy. Niestety, zakończonej spektakularną glebą na pierwszym, niezbyt wysokim płotku. Wiosną średnio co mecz maczał palce przy jednej bramce, zaliczając gola, asystę lub kluczowe podanie. I ani razu nie zszedł u nas poniżej szóstki, co wiosną spośród zawodników z pola udało się tylko jemu.
Przygotował SZYMON PODSTUFKA
Fot: 400mm.pl/FotoPyK