“Były napastnik reprezentacji Polski Tomasz Frankowski porównuje nasz eksportowy duet do dwójki Grzegorz Lato – Andrzej Szarmach. – To był chyba nasz najlepszy skład napastników w historii. W latach 70. i 80. bała się ich nie tylko cała Europa, ale i świat. Czy podobnie będzie z Robertem i Arkiem? Oni też świetnie rozumieją się na boisku. Jeżeli ich współpraca będzie się rozwijać tak jak dotychczas, to wydaje się, że podczas mistrzostw we Francji nawiążą do sukcesów dwójki Lato-Szarmach”. Taki fragment znajdziemy dziś w polskiej prasie. Ponadto, Maciej Rybus zostaje ogłoszony… polskim Roberto Carlosem.
FAKT
Odważny wniosek po sparingu z Serbami: Polska ma rozgrywającego.
Adam Nawałka (59 l.) już nie jest skazany na grę dwójką defensywnych pomocników. Pomocnik Empoli Piotr Zieliński (22 l.) daje mu nowe możliwości. – We Włoszech zacząłem grać naprawdę nieźle w momencie, gdy poczułem pewność, w czym pomogli mi koledzy z drużyny i trener. Teraz muszę sobie taką samą sytuację wypracować w kadrze – mówi Zieliński. Wprawdzie to nie on był bohaterem meczu z Serbią (1:0), ale zagrał wystarczająco dobrze, by Nawałka już na dobre przestał myśleć o Sebastianie Mili (34 l.). To nie pierwszy selekcjoner, który mocno tęsknił za „dychą”.
Jestem jak Roberto Carlos – mówi Maciej Rybus. Patrząc na treść rozmowy, tytuł – delikatnie mówiąc – trochę naciągany…
Mentalnie przestawił się pan na lewą obronę?
– Tak. Myślę, że jeśli będę grał w kadrze, to na tej pozycji. Skrzydłowym mogę być zawsze, gry w obronie uczę się cały czas i z każdym meczem jest lepiej.
Jest pan polską wersją Roberto Carlosa?
– Głowy nie ogolę, wyglądałbym komicznie. Boczny obrońca też może strzelać gole i asystować. Mam frajdę, kiedy idę do przodu, wrzucam piłkę w pole karne, ale też coraz bardziej podobają mi się wygrane pojedynku główkowe, walka ramię w ramię czy odbiór piłki.
Polska może być czarnym koniem na Euro. Głos zabiera selekcjoner reprezentacji Finlandii, Hans Backe.
Jak pan ocenia szansę swojej drużyny w starciu z reprezentacją Polski?
– Nie ukrywam, że trudno będzie nam grać z takim rywalem, w dodatku na wyjeździe. Polska może być czarnym koniem mistrzostw Europy. Wasza drużyna ma znakomitą ofensywę, do tego dysponujecie trzema klasowymi bramkarzami do wyboru.
Czy ma pan pomysł na zatrzymanie Lewandowskiego?
– Nie będzie to łatwe, ponieważ jest w fenomenalnej formie. Cały czas pcha do przodu swój zespół, strzela na tyle różnych sposobów. Wiem jednak też, że Polska ma innych dobrych zawodników. Podobali mi się: Krychowiak, Grosicki, Linetty, Milik czy Piszczek. Wiem, że z ławki może wejść Kapustka. To bardzo silny skład.
Tabloid słusznie też dopytuje, co się dzieje z Patrikiem Mrazem.
Wiosną Patrik Mraz (29 l.) nie ma ani jednej asysty i jest niewidoczny w ofensywie Piasta. (…) Po zimowej przerwie były piłkarz Śląska i Górnika Łęczna nie jest jednak sobą. W obronie zdarzają mu się błędy, a w ofensywie nie stwarza zagrożenia. – Myślę, że nie tylko on gra słabiej, ale on rzuca się najbardziej w oczy. Nie można mówić, że jeszcze nie odpalił po zimowych przygotowaniach, bo już sporo meczów za nami. Jesienią wszyscy wiedzieli jak gra, a i tak trudno było go zatrzymać – przyznaje były reprezentant Polski, a obecnie komentator telewizyjny Paweł Wojtala (44 l.). – Patrik musi w najważniejszych meczach pokazać, że jesień w jego wykonaniu nie była jednorazowym wyskokiem. Runda finałowa będzie pewnego rodzaju egzaminem – dodaje Wojtala.
GAZETA WYBORCZA
Drugie życie Kuby.
Jakub Błaszczykowski musiał zrozumieć, że stracił reprezentację, by znów stać się jej częścią. I dziś jest bardzo blisko jedenastki, która 12 czerwca zacznie mecz z Irlandią Płn. na Euro 2016. – Kuba wykorzystał szansę. Jest doświadczony, stąd powołanie dla niego – mówił Adam Nawałka po środowym zwycięstwie z Serbią 1:0. 31-letni skrzydłowy Fiorentiny strzelił zwycięskiego gola, wykonał gigantyczną pracę w obronie (aż osiem razy odbierał piłkę – najwięcej w zespole, drugi pod tym względem Piszczek miał cztery), był najlepszy na boisku. Tak dobrego meczu dla Nawałki jeszcze nie zagrał. Zaproszenie go na marcowe zgrupowanie oczywiste jednak nie było. W tym sezonie Błaszczykowski tylko pięć razy spędził na boisku 90 minut, ostatnie siedem meczów ligi włoskiej przesiedział w rezerwie. Żaden polski piłkarz, który wyszedł na boisko w Poznaniu (było ich 17), nie ma w klubie tak trudnej sytuacji. Selekcjoner podał jednak Błaszczykowskiemu rękę, a piłkarz pokazał, że może dużo dać reprezentacji.
Rafał Stec porusza temat śmierci Johana Cruyffa. Pisze: Żaden gigant piłki nożnej nie wpłynął bardziej na jej historię.
Kiedy przed kilkoma tygodniami Leo Messi wprawił świat w zdumienie, bo z rzutu karnego nie kopnął piłki w kierunku bramki, lecz podał ją do Luisa Suareza, pomyśleliśmy – my, entuzjaści futbolu – że najwybitniejszy współczesny zawodnik składa hołd Cruyffowi. Holender zagrał kiedyś identycznie, a dzień wcześniej ogłosił, że wygrał wojnę z rakiem. Płuca zatruł nikotyną. Paczkę papierosów odkopnął – najpierw nią żonglował, w słynnej reklamie promującej zdrowy styl życia – ćwierć wieku temu, gdy zdiagnozowano u niego chorobę wieńcową i operowano mu serce. A potem wyniósł Barcelonę na szczyt. Jako trener osobiście poprowadził ją do pierwszego historii Pucharu Europy, jako wybitny myśliciel zainspirował następców, jako innowator i strateg zaprojektował unikatową metodę szkolenia młodzieży. Dla Messiego stworzył idealny świat dzieciństwa, w którym talent przetapia się na złoto, dla naczelnego dzisiaj trenerskiego filozofa Pepa Guardioli był niczym Sokrates dla Platona. Jedyny w historii, który aż tak wirtuozem był i na boisku, i po zejściu z boiska. W latach 70. ucieleśniał urodę holenderskiego „futbolu totalnego” – bajecznego, a zarazem wyprzedzającego epokę – i trzykrotnie podnosił Złotą Piłkę, najbardziej prestiżową indywidualną nagrodę w tym sporcie. Współcześni obwołali go Pitagorasem w korkach. Za niezwykłą geometrię akcji, jaką nadawały im podania zrodzone w jego wyobraźni i precyzyjnie odmierzane jego stopami. Teoretycznie był środkowym napastnikiem, ale nie wytrzymywał w jednym miejscu. Cofał się, inicjował ataki, chciał kontrolować wszystko, co dzieje się na murawie.
Zaglądamy też do wydania stołecznego, w którym miasto Warszawa kibicuje Legii.
– Dwustu lat! No i oczywiście mistrzostwa w tym sezonie – życzył Legii wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak. W czwartek podpisał z klubem umowę o współpracy. – Wiele europejskich miast, chociażby Barcelona czy Monachium, buduje swoją tożsamość poprzez współpracę z klubami sportowymi. Chcemy iść tą samą drogą i jeszcze mocniej podkreślić, że miasto Warszawa kibicuje Legii. Dzięki nowym właścicielom klubu, którzy w ostatnich latach są bardziej otwarci na dialog z ratuszem, zaczynamy nowy etap naszej przyjaźni – mówił w czwartek wiceprezydent Warszawy. W samo południe, ubrany w meczową koszulkę Legii, podpisał na stadionie przy ul. Łazienkowskiej umowę o współpracy. Precyzyjnie określa ona projekty, które Legia wspólnie z miastem przygotuje w ramach obchodów swojego stulecia. Będą to rozświetlony barwami klubu Pałac Kultury, legijne flagi na miejskich autobusach dojeżdżających na stadion, wielka dekoracja na trybunie wschodniej (126 metrów długości) prezentująca wspólne losy miasta i klubu, udekorowanie ulicy Łazienkowskiej, a także zorganizowanie okolicznościowego biegu. – Mamy jeszcze w zanadrzu przynajmniej kilkanaście pomysłów, które do kwietnia przyszłego roku chcielibyśmy zrealizować – zapowiedział Jakub Szumielewicz, wiceprezes zarządu Legii.
SUPER EXPRESS
Sporo do poczytania jeszcze o środowym meczu Polaków z Serbami. Najpierw jest o tym, że Lewandowski ochrzaniał kolegów – jako najlepszy obecnie polski piłkarz i kapitan, miał prawo. Obok krótka rozmowa z Bartoszem Salamonem: Trener był ze mnie zadowolony.
Trzy lata temu, gdy przechodziłeś do wielkiego Milanu, określano cię jako złote dziecko. Niestety, w Mediolanie nie przebiłeś się do składu, a potem grałeś w innych klubach poniżej oczekiwań. Zjadła cię presja?
– Te wszystkie określenia o złotym dziecku w ogóle mnie nie ruszały. Przechodząc do Milanu, zostałem rzucony na głęboką wodę i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie był to dobry ruch, bo nie powiodło mi się tam. Ale człowiek uczy się na błędach. Staram się teraz odbudować tę moją karierę. Trzy lata temu wierzyłem, że mogę sobie tam poradzić.
Masz co nadrabiać, bo kilka ważnych lat kariery ci umknęło.
– Trzeba gonić (śmiech). Czas ucieka, młody już nie jestem. Każdy miesiąc, każdy sezon jest ważny. Jednak tamte negatywne doświadczenia nauczyły mnie nie myśleć długofalowo. Chcę korzystać z szans, które mam teraz, a nie rozmyślać, co będzie za jakiś czas.
Kilka miesięcy temu chyba nie wierzyłeś w to że możesz się znaleźć w kadrze na Euro?
– Nie. Dałem sobie z tym spokój, skupiłem się na grze w klubie. I dobrze, bo to zaowocowało powołaniem do kadry. Zobaczymy, jak będzie dalej. Na razie wykonałem pierwszy krok w kierunku Euro. Tylko mały krok.
Na kolejnej stronie o tym, jak Szczęsny uratował nam zwycięstwo.
Obok strzelca gola, Kuby Błaszczykowskiego (28 l.), najlepszym piłkarzem reprezentacji Polski w meczu z Serbią (1:0) był Wojciech Szczęsny (26 l.). Bramkarz AS Roma kilkoma kapitalnymi interwencjami ocalił biało-czerwonym wygraną. Szczęsny grał całą drugą połowę (w pierwszej wystąpił Łukasz Fabiański). – Wiadomo, że granie od 46. minuty to nie jest idealne rozwiązanie dla bramkarza – ocenia Szczęsny. – Trener jednak zdecydował, że mam zagrać i chciałem wykonać robotę jak najlepiej. Parę razy pomogłem drużynie, jestem więc zadowolony. Po tak wyśmienitym występie Szczęsnego trener Adam Nawałka będzie miał jeszcze większy ból głowy przy wyborze pierwszego bramkarza na Euro. Będzie musiał wybierać pomiędzy Szczęsnym i Fabiańskim. – Chciałbym wiedzieć, kogo wybierze (śmiech). Ja muszę grać jak najlepiej, żeby przekonać do siebie Adama Nawałkę – podkreśla Szczęsny, który twierdzi, że prawie nikt nie może czuć się pewny wyjazdu na Euro.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka.
Że reprezentacja ma rozgrywającego, przeczytaliśmy w Fakcie. Tutaj jest po prostu szersza wersja tekstu. Jest też o Salamonie, czyli trener zadowolony, zawodnik też.
To nie czas i pora oceniać, czy Bartek Salamon pojedzie na Euro, ale rozegrał dobre spotkanie – lakonicznie podsumował występ 25-letniego piłkarza trener Adam Nawałka. W ustach powściągliwego w komplementach selekcjonera takie słowa to spory komplement. – Trener był ze mnie zadowolony, ja z siebie też, choć nie pokazałem wszystkiego, co potrafię. Mam rezerwy. Wygraliśmy z mocnym rywalem, nie straciliśmy gola, a ja nie popełniłem większych błędów – mówił Salamon, który pochodzi z Poznania, ale na głównej płycie Lecha zagrał w środę pierwszy raz w życiu. Jego kariera znowu nabiera rozpędu. Przed rokiem podpisał pięcioletnią umowę z Cagliari, to jego szósty klub we Włoszech, dokąd wyjechał w 2007 roku. Na meczach reprezentacji Polski U-16 z Portugalią wypatrzył go Maurizio Micheli, szef skautów Brescii, i sprowadził do Italii. Później Salamon zwiedził Foggię, Milan, był w Sampdorii oraz Pescarze aż wreszcie znalazł przystań na Sardynii. – Chciałem stabilizacji. Dostałem od życia kilka kopniaków, więc postanowiłem odbudowywać karierę małymi krokami. Nie chciałem rzucać się na głęboką wodę. Cagliari to odpowiedni klub, chce wrócić do Serie A i się w niej zadomowić. Zamierzam być częścią tego planu – opowiada Salamon.
Mam frajdę, kiedy idę do przodu – mówi w rozmowie z PS nasz Roberto Carlos.
Był pan rozżalony, że zimą Terek nie zgodził się na transfer? Ma pan umowę do 30 czerwca i zapowiedział, że jej nie przedłuży.
– W styczniu dostałem poważną propozycję z Middlesbrough. Klub z Championship oferował spore pieniądze Terekowi i mnie, ale Rosjanie się nie zgodzili. Ja też nie byłem przekonany, czy chcę odejść. Rok albo półtora temu bardziej bym naciskał, teraz wolałem zostać i przygotować się do EURO. Wiedziałem, że w Tereku będę grał, Anglia to była niewiadoma. Nie miałem poczucia, że tracę życiową szansę. Przeciwnie – uważam, że wszystko przede mną. Kiedy zadzwonił menedżer, Mariusz Piekarski i powiedział o Middlesbrough, nie zareagowałem entuzjastycznie. Sam zauważył, że nie jestem przekonany, że nie słyszy euforii. Nie byłem podniecony ofertą. Piłkarz od razu musi poczuć, że to jest to.
Zimą miał pan wrócić do Legii?
– Byłem w kontakcie z prezesem Bogusławem Leśnodorskim. Po powrocie z listopadowych meczów kadry, nie grałem. Trener zarzucał mi, że spędziłem mało czasu z zespołem. Gdyby to trwało, podążyłbym drogą Artura Jędrzejczyka.
Lewandowski z Milikiem jak dwa orły Górskiego? Pompowanie balonika trwa w najlepsze.
Chociaż w ostatnim meczu z Serbią (1:0) goli nie strzelili, mimo wszystko duet Robert Lewandowski – Arkadiusz Milik pozostaje najgroźniejszą bronią kadry Adama Nawałki. Obaj napastnicy w tym sezonie zachwycają skutecznością. Pierwszy dla Bayernu zdobył już 36 bramek, a drugi w Ajaksie strzelił 16 goli. Nasi rodacy w ligach walczą o koronę króla strzelców. Lewy prowadzi w klasyfikacji strzelców Bundesligi (25 trafień), a Milik do lidera snajperów Eredivisie (Vincenta Janssena z Alkmaar – 20 goli) traci cztery bramki. Były napastnik reprezentacji Polski Tomasz Frankowski porównuje nasz eksportowy duet do dwójki Grzegorz Lato – Andrzej Szarmach. – To był chyba nasz najlepszy skład napastników w historii. W latach 70. i 80. bała się ich nie tylko cała Europa, ale i świat. Czy podobnie będzie z Robertem i Arkiem? Oni też świetnie rozumieją się na boisku. Jeżeli ich współpraca będzie się rozwijać tak jak dotychczas, to wydaje się, że podczas mistrzostw we Francji nawiążą do sukcesów dwójki Lato-Szarmach – uważa Frankowski. – Pamiętajmy jednak, że legendarny duet Kazimierza Górskiego zdobył z reprezentacją dwa medale mistrzostw świata, a Lewandowski i Milik dopiero do podobnych sukcesów pretendują. Wierzę jednak, że jeżeli ominą ich kontuzje, nawiążą do naszych najlepszych piłkarskich tradycji. Patrząc na to, jak oni grają, kibice mają prawo tego oczekiwać. Kluczowa będzie jednak forma w czerwcowym turnieju we Francji – podkreśla Frankowski.
Dwie strony o Ekstraklasie:
– Cierzniak z rezerw do rezerw
– Mraz się zagubił
– Górnik Zabrze pozbywa się Janukiewicza i Przyrowskiego
– Napastnicy Pogoni się zacięli
– Dwali jest inwestycją Śląska Wrocław
– Vestenicky może zostać w Cracovii
I na koniec ciekawa historia od Barbary Bardadyn i Jarosława Kolińskiego. Oszust poluje na Brazylijczyków.
Wiadomo o nim, że nazywa się Gleyson Barbosa i często przebywa na Litwie, bo jego żoną jest znana w tym kraju piosenkarka Beata Wilkin, z którą ma córeczkę Izabellę. To jego jasna strona, ale jest również ciemna. Piłkarski menedżer znalazł bowiem sposób, jak oszukiwać piłkarzy z Brazylii. Pod pretekstem znalezienia swoim rodakom klubu w Polsce wyłudził od nich w sumie równowartość ponad 100 tysięcy złotych! Jednym z oszukanych jest Fernando Sa, inny brazylijski agent. – Poznałem Barbosę w 2012 roku. Grałem wtedy w drugiej lidze brazylijskiej, a on załatwił mi testy w Koronie Kielce i Górniku Zabrze. Zaprzyjaźniliśmy się. W październiku zeszłego roku zaproponował mi interes, ponieważ prowadzę własną agencję FSA Agenciamento Esportivo – opowiada Sa. – Zawodnicy mieli zainwestować, żeby móc grać w Polsce. Czterech piłkarzy miało obiecane kontrakty w Zagłębiu Lubin na dwa lata za 3 tysiące euro miesięcznie, a dwóch w Bełchatowie, też na dwa lata, za 1,5 tysiąca euro – dodaje. Żeby uwiarygodnić swoje kontakty z polskimi klubami, agent wysłał mailem rzekomo oryginalne umowy ze wspomnianymi klubami. W tej wysłanej do Lubina jest nawet podrobiona parafka prezesa Tomasza Dębickiego. Nieświadomemu oszustwa Sa wydawało się więc, że wystarczy, iż jego piłkarze złożą na kontrakcie swoje podpisy, a staną się graczami drużyny prowadzonej przez Piotra Stokowca. Oczywiście nie za darmo.