Najpierw będzie o sporcie, ale króciutko. I w sumie drobiazg. Napisałem TUTAJ, dlaczego nie przeczytam książki Antoniego Piechniczka. Do tej pory opowiadał kłamstwa, że go Andrzej Iwan przepraszał za „Spalonego” i że tłumaczył się tym, iż musiał nazmyślać, żeby „Spalony” się dobrze sprzedał. Ale teraz podesłano mi jeszcze jeden wywiad ze Świętym Antonim. Tam już odlot totalny – otóż ten nabzdyczony facio stwierdza, że gdyby inny dziennikarz spisywał wspomnienia Iwana, to pewnie w ogóle negatywny rozdział o Piechniczku by nie powstał!
Wniosek prosty: to ja jestem tą szują, która kazała Iwanowi nazmyślać na temat byłego trenera kadry. To ja mu umysł zatrułem. Musiałem błagać: – Andrzej, nakłamiemy, nic się nie stanie, a sprzeda się więcej! Wiem, że lubisz i cenisz Piechniczka, ale zaufaj mi – tak będzie lepiej. Zaraz wymyślimy jakieś historie. Czekaj, czekaj, co tam się mogło dziać… Jak Andrzej wypalił, że Jankowi Jałosze mogło jądro pęknąć to zanieśliśmy się śmiechem, że to chyba za mocne i nikt nie uwierzy. A potem zmyślanie już poszło z górki. Daliśmy cały zmyślony rozdział.
Gdyby książkę pisał ktoś inny, wtedy Andrzej powiedziałby tylko prawdę i wystawił Piechniczkowi piękną laurkę, dokładnie taką, na jaką ten wielki człowiek zasłużył. Ale niestety, ten Stanowski… Ja się musiałem na Piechniczka uwziąć. W sumie to się składa do kupy, bo Wojtek Kowalczyk też go w swoich wspomnieniach nie potraktował zbyt sympatycznie, więc zapewne realizował nakreślony przeze mnie plan sprzedażowy. Kiedyś na mnie nawet Święty Antoni z tego powodu naskoczył – fuknął coś, że nastawiam Kowalczyka przeciwko niemu.
Musiało przy tym kominku naprawdę mocno grzać.
Otóż ja mam Piechniczna centralnie w dupie – ani go lubię, ani nie lubię, obcy i obojętny człowiek. Jak zdobywał medal, to ja przychodziłem na świat, więc tych wiekopomnych chwil świadkiem nie byłem. Z meczów prowadzonych przez niego to pamiętam jedynie te w połowie lat dziewięćdziesiątych – na przykład gdy przeciwko Anglii wpuścił do ataku Waldemara Adamczyka z Hutnika Kraków. To naprawdę nie moja wina, że ilekroć ktoś opowiada swój życiorys, to obrywa się Piechniczkowi. Jakby Kowalczyk powiedział, że Piechniczek to sama dobroć, a Iwan – że od czasów Helenio Herrery nikt tak nie wpłynął na światowy futbol, to co? Nie napisałbym? No pewnie, że bym napisał.
Bo jeśli spisuję czyjąś autobiografię to nie jest moją rolą ingerować we wspomnienia, oceny i refleksje. Nie jest moją rolą sugerowanie, kogo warto polubić, a kogo znienawidzić. W sumie mi to rybka. Ja mam całość tylko tak spisać, żeby się to dało przeczytać.
Piechniczek jednak – oj biedak – żyje w jakieś alternatywnej rzeczywistości (co jest jasne odkąd oświadczył, że mecz ze Słowacją wygraliśmy na liczbę rzutów rożnych). U niego ja namawiam Iwana do zdeptania piechniczkowej legendy, a Iwan go potem przeprasza. Następny etap to chyba wspólne pląsanie ze smerfami.
* * *
Od blisko trzech tygodni aż do marca nie mieszkam w Polsce. Nie mam polskiej telewizji, nie czytam polskich gazet, nie słucham polskiego radia. Owszem, jest internet, on niby zastępuje wszystko, ale jednak odcięty jestem – na szczęście – od znacznej części niepotrzebnego jazgotu. Nie słucham bzdur jadąc samochodem, a gdy siedzę na kanapie w tle nie leci nasza telewizja dezinformacyjna. Ludzie wokół nie dyskutują o polskiej polityce. Przekaz, który do mnie dociera, mogę znacznie skuteczniej dawkować – z czego korzystam. Nie przedawkowałem „autorytetów”.
Niestety, nie każdy ma tak dobrze.
Z dystansu z narastającym zdumieniem przyglądam się głupawce, która ogarnia Polaków. Nie mogę się im jednak dziwić – są perfidnie oszukiwani. Początkowo chciałem ten tekst zatytułować „wszystkich nas nie oszukacie”, ale potem sobie przypomniałem, że tytuł zawsze jest ten sam: Jak co wtorek… Krzysztof Stanowski potem zmieniłem zdanie – z czasem oszukacie nas wszystkich, prawda przestanie mieć znaczenie i zniknie. Widać to na przykładzie obecnej sytuacji, w której raz po raz uaktywniają się „Polacy gorszego sortu”. Oni naprawdę święcie wierzą, że Jarosław Kaczyński tak ich właśnie określił. Nie mają czasu oglądać całego wywiadu, nie mają czasu myśleć nad kontekstem, nie mają czasu na nic więcej niż kilka chwytliwych tytułów. Kiedyś tłumaczono mi, że większość czytelników gazet czyta:
1. Tytuł
2. Lead
3. Podpis pod zdjęcie
Nigdy nie rozumiałem, dlaczego akurat podpis pod zdjęcie, a i ogólnie chciałem wierzyć, że jednak też zapoznają się z treścią artykułu. Po latach stwierdzam, że chyba nie. A i ten lead coraz bardziej traci na znaczeniu.
Żyjemy w zbyt szybkich czasach. Informacje przyswajamy w ułamku sekundy. Zagłębianie się jest domeną ludzi, którzy mają zbyt dużo wolnego – a takich niewielu. Ufamy więc dziennikarzom, że krótkimi równoważnikami zdań streszczą nam świat. Żółty pasek jest gazetą XXI wieku: trzy spojrzenia i mamy dawkę informacji na cały dzień. No, ewentualnie – to już opcja dla fachowców – można obejrzeć główny program informacyjny, w którym w 80 sekund powiedzą ci niezwykłe dogłębnie o każdej sprawie i zostaniesz ekspertem od konstytucji (haha).
Skąd ludzie mają wiedzieć, że Kaczyński wcale nie powiedział o nich, iż są gorszego sortu, skoro wprost w haniebnym materiale insynuują to „Wiadomości” (potem będzie płacz, że trzeba w TVP zrobić porządki), a „Fakty” TVN – program z wielomilionową widownią – sugerują to jeszcze w poniedziałek? Niemal wszystkie media – z wyjątkiem tych uważanych za oszołomskie – zaczęły pogrywać sobie słowami „Polacy gorszego sortu”, za nic mając prawdziwy kontekst wypowiedz Kaczyńskiego. Mógłbym uznać, że w tych mediach pracują wyłącznie debile, którzy nie są w stanie zrozumieć wypowiedzi prezesa PiS, ale w to nie wierzę: to oszuści. Kłamliwe łachudry, dla których znaczenie ma osiągnięcie celu, a nie prawda. „Polacy gorszego sortu” to fajne hasło, dobrze się klika, można nawet nadrukować na koszulki. Po co zarzynać kurę znoszą złote jajka? Zwłaszcza, gdy można ją jeszcze wykorzystać politycznie.
Jeśli uważasz, że Kaczyński uznał cię za Polaka gorszego sortu, to są trzy możliwości:
– Jesteś z odsuniętego od koryta układu, który w akcie rozpaczy biegnie po wsparcie w zagranicznych mediach
– Jesteś okłamany przez media
– Jesteś głupi
Na ten moment innej możliwości nie dostrzegam. Sugeruję wybrać opcję numer dwa. Chociaż mam też wrażenie, że u niektórych działa następujący mechanizm:
– Zobacz, że Kaczyński powiedział coś o najgorszym sorcie Polaków
– Uciesz się, że to o tobie i jesteś teraz taki ważny i w ogóle
– Dowiedz się od znajomych, że Kaczyński nie miał ciebie na myśli
– Zignoruj to, wyprzyj, bo ze świadomością, że chodziło o ciebie żyje się bardziej „cool”
– Zamów koszulkę i poczuj się jak zwalczana przez władzę niewygodna opozycja
Kaczyńskiego można nie lubić, nienawidzić, można nim gardzić – co kto woli. Ale jednak jak ktoś chce z nim walczyć, to sugerowałbym nie używać do tego kłamstwa, bo to podłe. Jeśli Władysław Frasyniuk w telewizji występuje z przypiętą kartką „jestem gorszego sortu”, to zastanawiam się – on też dał się oszukać, czy uważa się za świnię z brakiem dostępu do koryta, robiącą raban w zagranicznych mediach?
Niestety, w ostatnich tygodniach kłamstwo lub w najlepszym razie niedopowiedzenie jest głównym orężem. Wiadomo, że Platforma Obywatelska narobiła bałaganu z Trybunałem Konstytucyjnym, wiadomo, że Prawo i Sprawiedliwość jeszcze ten bałagan powiększyło i się zrobił totalny galimatias, ale kto dzisiaj powie, że winni są jedni i drudzy? To się nie wpisuje w ogólną koncepcję naszego politycznego duopolu.
Polaków nie traktuje się teraz poważnie, lecz jak bezrozumny motłoch. Medialni specjaliści podkręcają emocje, jakby kręcili gałką w radiu. Nie ma żadnej refleksji, żadnej odpowiedzialności. Nikt nie stara się racjonalizować nastrojów i pokazywać, że oprócz czerni i bieli są też odcienie szarości. Nikt nie tłumaczy, że sprawa z TK jest naprawdę wielowątkowa i skomplikowana, że w sumie nie widać dobrego rozwiązania. Czasami znienacka wyskoczy polityk PO i strzeli sobie samobója…
…ale to z rzadka. Konstytucja, łamanie, prawa człowieka, dyktatura, zmiana ustroju, rządy autorytarne. No naprawdę, można zrobić ludziom sieczkę z mózgu (bo trzeba mieć sieczkę z mózgu, by iść w jednym marszu z Giertychem). Niebezpiecznie sobie niektórzy pogrywają, a na koniec się okaże, że jak zawsze to wina Kaczyńskiego, bo „podzielił Polaków”. On, owszem, w dzieleniu jest ekspertem, ale jednak nie większym niż mediowi manipulatorzy.
PiS – moim zdaniem – zaczął rządy fatalnie. Łapczywie. Potwierdził wszystkie obawy ludzi, którzy głosowali na tę partię z ciężkim sercem lub też którzy po prostu nie oddali głosu na PO, ignorując antyPiS-owe ostrzeżenia. Ale jeśli ktoś chce ten rząd zwalczać – nie mam nic przeciwko – to niech nie stosuje niegodziwych metod. Po prostu. Na razie mamy wrzaski odstawionych, piski odsuniętych, memy, kłamstwa, niedopowiedzenia i manipulacje. A na ulicy otumanieni przez zawodowców ludzie walczą o przywrócenie do pracy niedawnych szabrowników.
* * *
A faktyczny podział na Polaków lepszego i gorszego sortu to mieliśmy nie tak dawno w gazecie należącej do Agory.
KRZYSZTOF STANOWSKI