Łyk egzotyki. Startuje Puchar Narodów Afryki

Antoni Figlewicz

21 grudnia 2025, 13:54 • 10 min czytania 0

To najprawdopodobniej najbardziej barwne kontynentalne mistrzostwa na całej naszej planecie. Puchar Narodów Afryki nie ma jednak wielkiego sportowego statusu, świat nie wstrzymuje oddechu na kilka tygodni, przygotowując się na starcie Demokratycznej Republiki Konga z Beninem czy Zambii z Komorami. Nie zawiesza nawet rozgrywek w ligach, które dostarczają na turniej całkiem wielu piłkarzy, przez co często rozpatrujemy afrykański czempionat w kategoriach problemu. Może jednak trochę niepotrzebnie, szczególnie że to okazja do ciekawego odkrycia dla każdego, kto nie za bardzo jest zaznajomiony z piłką Czarnego Lądu.

Łyk egzotyki. Startuje Puchar Narodów Afryki
Reklama

Kogo i komu „zabiera” Puchar Narodów Afryki? [CZYTAJ WIĘCEJ]

Startujemy już dziś, Maroko otwiera turniej na własnej ziemi z przekonaniem, że trofeum może być tylko kwestią formalności. Wielu ekspertów przekonuje, że półfinaliści ostatniego mundialu to właściwie murowany faworyt do tytułu – mają jakość, są najwyżej notowaną w rankingu FIFA drużyną Afryki (11.), grają u siebie. Trudno wyobrazić sobie, że nie dowiozą tematu, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że w tym roku Lwy Atlasu nie przegrały jeszcze żadnego meczu. O rany, nawet remis im się nie przytrafił, ostatni miał miejsce w marcu 2024 roku. Kosmiczne wyniki.

Reklama

Marokańczycy tylko w ostatnich miesiącach cieszyć się mogli z Mistrzostwa Narodów Afryki (rozgrywki dla reprezentacji składających się z piłkarzy rodzimej ligi każdego z krajów, tu nawet przytrafiła się porażka, ale to był inny zespół z innym selekcjonerem) czy podobnie nieprestiżowego Pucharu Narodów Arabskich. Teraz pora na największy z triumfów –  z udziałem najmocniejszej kadry, która ma dostać to, na co pracuje od kilku lat pod wodzą Walida Regraguiego.

I piękną przygrywkę przed przyszłorocznym mundialem.

Zresztą to właśnie w kontekście zbliżających się mistrzostw świata możemy obserwować rozpoczynający się dziś afrykański turniej, jeśli szukamy w nim czegoś więcej niż odrobiny rozrywki. To wszak świetna okazja do ocenienia siły kilku drużyn na co dzień przez nas nieoglądanych.

Rusza Puchar Narodów Afryki. Marokańczycy grają tylko o pełną pulę

Zaczęliśmy od gospodarzy, więc może pociągnijmy temat. Oni nie będą raczej korzystać z żadnych tajemnych mocy szamanów, bo zwyczajnie nie potrzebują dodatkowego wsparcia tajemnych mocy szamanów. Nie są egzotyczni i tajemniczy, wielu znamy z europejskich boisk, wielu na futbol patrzy już raczej przez pryzmat europejski. Hakimi, Mazraoui, Amrabat, Diaz. Gracze z lig angielskiej, hiszpańskiej, francuskiej. Poważne kluby wysyłają na ten turniej poważnych Marokańczyków ze świadomością, że mogą ich zobaczyć ponownie dopiero za miesiąc.

Finał zaplanowano na 18 stycznia, Lwy Atlasu mają ambitny plan do niego dotrzeć i wszystko wskazuje na to, że dokonają tej sztuki.

Presja i odpowiedzialność są ogromne. Maroko to prawdziwie namiętny kraj, a kiedy mówimy o pasji, pojawiają się emocje naprawdę trudne do opanowania – mówił ostatnio w długiej rozmowie ze Sky Sports selekcjoner reprezentacji gospodarzy, Walid Regragui. – Społeczeństwo czeka tak długo, że nie może przestać o tym myśleć. Jako trener rozumiesz odpowiedzialność. Każdego dnia, na ulicy, gdziekolwiek jesteśmy w Maroku, nie ma ani jednej osoby, która nie mówi mi, że absolutnie musimy wygrać – dodawał.

Achraf Hakimi to zdecydowany lider marokańskiej kadry

Ostatni i jedyny triumf Marokańczyków w Pucharze Narodów Afryki miał miejsce już niemal pół wieku temu. W międzyczasie parę innych liczących się reprezentacji wygrywało turniej kilkukrotnie. Egipt, Wybrzeże Kości Słoniowej, Algieria, Nigeria, Kamerun. Maroko czeka i czeka, a w ostatnim czasie ma przecież naprawdę silną pakę, która mogłaby poważnie myśleć o odniesieniu sukcesu na Czarnym Lądzie. W tym czasie presja narasta do absolutnych granic, a trener Regragui dwoi się i troi, by zdejmować ją ze swoich zawodników.

Postawienie się w centrum uwagi w starciach z mediami jest często skomplikowane, ale to jedna z metod. Mój sposób polega na tym, że to ja mam skupiać dziennikarzy, ja mam też brać na siebie odpowiedzialność przed nimi. Wolę, żeby ludzie krytykowali mnie, a nie moich piłkarzy – tłumaczy selekcjoner Lwów Atlasu.

Ktoś pewnie powie, że pcha się na afisz, ale w Maroku wszyscy powinni mu ufać po tym, czego dokonał z zespołem w Katarze.

Najwięksi kontra ci naprawdę mali. Nie mylić z Mali

Maroko dziś inauguruje rywalizację meczem z Komorami, powiedzieć, że gospodarze są faworytem tego starcia, to jak nie powiedzieć nic. Więcej jest zresztą takich zespołów, które wystąpią w rolach całkowicie drugoplanowych. Sudan, Tanzania, Zimbabwe czy Botswana, w rankingu FIFA sklasyfikowana najniżej ze wszystkich uczestników turnieju (na 138. miejscu, za Turkmenistanem, Filipinami czy Nikaraguą). Sporo będzie więc egzotyki, czyli elementu zwykle pożądanego przez europejskiego widza Pucharu Narodów Afryki.

Już osiągnęliśmy nasz cel. Najważniejszą rzeczą było upewnienie się, że przyjedziemy tutaj z zespołem godnym rywalizacji w Pucharze Narodów Afryki. Zrobiliśmy to, jesteśmy więc dobrze przygotowani. Mamy wiarę, więc czekamy na pierwszy mecz z pozytywnym nastawieniem. Zrobimy w nim na pewno wszystko, co w naszej mocy – mówił parę dni temu selekcjoner Morena Romoreboli w materiale nagranym na potrzeby botswańskiej federacji.

Trener Romoreboli zastanawia się pewnie, jak sprawić niespodziankę podczas Pucharu Narodów Afryki

Podobne podejście do turnieju może mieć kilka innych zespołów, tu priorytety raczej się nie zmieniają – zagrać dobrze, zrobić wszystko, wierzyć. Botswana ma prawo do pozytywnego myślenia, bo w ostatnim meczu kontrolnym… przegrała z Tunezją 1:2.

Tylko 1:2, to zdaniem selekcjonera dobry znak. – Jeśli spojrzysz na to, jak sobie radzimy na boisku, to można wyciągać pozytywne wnioski. Strzeliliśmy gola zaraz po przerwie, to była piękna bramka zespołowa, która została przeniesiona do meczu wprost z naszych treningów. To jest coś, co mnie cieszy – zaznaczał Romoreboli.

Porażki mogą być zatem dla takiej Botswany wynikami całkiem przyzwoitymi. Szczególnie, że już na inaugurację przyjdzie jej się mierzyć z jednym z faworytów do tytułu – Senegalem.

Starcie dwóch sił? Senegal chętnie pokrzyżuje plany gospodarzy

Zespołem od lat będącym w czołówce piłkarskich drużyn Czarnego Lądu. A ostatnio także na nagłówkach włoskich mediów, które szybko odnotowały starcie ogólnie pojętej senegalskiej piłki z trenerem tamtejszego Como. Cesc Fabregas naraził się całemu afrykańskiemu krajowi przez swoje wypowiedzi o jednym z piłkarzy – tematem całego sporu był Assane Diao, powołany na Puchar Narodów Afryki mimo kontuzji.

– Nie chcę zbytnio dotykać tego tematu. Jest powołany i rozmawiałem z nim. Znacie moje zdanie bardzo dobrze – mówił niedawno wyraźnie poirytowany Fabregas. – Rozmawiałem też z selekcjonerem, nie była to zbyt przyjemna rozmowa. Oni mają całą siłę sprawczą w swoich rękach. Diao pojedzie, jeśli będzie chciał to poprowadzić w ten sposób – podsumował, wyraźnie niezadowolony, że borykający się ostatnio z urazami piłkarz będzie najpewniej wystawiony na kolejne obciążenia.

Fabregas pod ostrzałem… senegalskich kibiców przed PNA [CZYTAJ WIĘCEJ]

Pape Thiaw odbył ostatnio nieprzyjemną rozmowę z trenerem Como

Hiszpan komentował też sprawę bardziej dosadnie, szydząc nieco z selekcjonera senegalskiej kadry Pape Thiawa. W odpowiedzi spotkał się z internetowym szturmem afrykańskich kibiców, którzy w mediach społecznościowych zaczęli go bombardować wyzwiskami i emotikonami przedstawiającymi świnię.

Assane Diao nie jest jednak elementem całkowicie niezbędnym do odniesienia przez Senegal sukcesu. W Maroku Lwy Terangi mają prawo liczyć na wiele, a apetyty na sukces będą spore po niezbyt udanym turnieju dwa lata temu. Wówczas Senegalczyków brakło w półfinałach, a w roku 2021 i 2019 meldowali się nawet w finale – raz wygrywając z Egiptem i raz uznając wyższość Algierii.

Lista chętnych do triumfu jest zresztą długa, więc nawet jeśli Marokańczycy stają do wyścigu o tytuł na pole position, to będą się ciągle musieli mieć na baczności.

Jedno oko na Maroko, drugie na… Tunezję

My z przyczyn oczywistych będziemy też bardzo uważnie podglądać Tunezyjczyków, z którymi możemy zagrać na przyszłorocznym mundialu. Oni akurat nie są wymieniani w gronie największych faworytów, nie powinni wziąć szturmem marokańskich stadionów, ale dla nas każdy ich mecz może być ciekawą nauką przed potencjalnym starciem podczas mistrzostw świata. Sami Trabelsi i jego podopieczni zmierzą się w grupie C z:

  • Ugandą (23 grudnia, 21:00),
  • Nigerią (27 grudnia, 21:00),
  • Tanzanią (30 grudnia, 17:00).

I najprawdopodobniej z tej grupy wyjdą, tym bardziej, że na awans do 1/8 finału mogą też liczyć cztery zespoły z trzecich miejsc. Okazje do zobaczenia Tunezyjczyków będą więc ze cztery, a jeśli wszystko ułoży się po ich myśli, to może i więcej. Wrażenie na rywalach Orłów Kartaginy mogą robić niedawne eliminacje do mundialu, przez które zespół Trabelsiego przeszedł bez straty gola, ale selekcjoner w rozmowie z afrykańską federacją nie ma zamiaru wygłaszać jednoznacznych deklaracji.

Sami Trabelsi dobrze wie, jakie wyzwanie czeka jego zespół w Pucharze Narodów Afryki

Nie jesteśmy tutaj, aby wysyłać jakąś wiadomość do naszych przeciwników. Mamy wielki szacunek dla nich wszystkich. Znam kontynent i turniej – byłem zaangażowany jako zawodnik, jako trener i jako asystent w 2010 roku. Przesłanie, które chcę przekazać moim piłkarzom, jest takie, że w piłce nożnej wszystko jest możliwe. Jeśli nastawimy się na to, możemy osiągnąć wiele – mówi.

Analizuje też grupowych rywali Tunezji, których jego zdaniem nie można lekceważyć, bez względu na widoczną na pierwszy rzut oka różnicę jakości między jego piłkarzami a, dajmy na to, reprezentacją Tanzanii.

Ciągle stawiają kolejne kroki, a ich kluby regularnie rywalizują w CAF Champions League i Pucharze Konfederacji. Pozostawiają silne wrażenie. Mają też wyróżniającego się zawodnika, Ali Samatę, znakomitego napastnika, który ma za sobą dobrą karierę w Europie – zauważa Trabelsi. – Uganda jest natomiast ekipą, która stale się rozwija. Mieli solidną kampanię kwalifikacyjną, nawet jeśli ich eliminacje do mistrzostw świata nie były wyjątkowe. Ale wszyscy przyjeżdżają na AFCON z celem, aby posunąć się tak daleko, jak to możliwe. Często te niezbyt mocne zespoły pokonują na pozór silniejszych.

No i jeszcze Nigeria, do której szacunek trzeba mieć zawsze i wszędzie. Sami Trabelsi doskonale wie, z kim przyjdzie mu się mierzyć i mówi krótko: – Pozostają kontynentalną potęgą, z ogromną pulą talentów grających w najlepszych europejskich klubach.

„Nasi” w Afryce. Kapuadi i Salvador będą reprezentować Ekstraklasę

Na koniec wypada jeszcze wspomnieć o naszych reprezentantach. Naszych, czyli ekstraklasowych, bowiem w turnieju wezmą udział dwaj przedstawiciele polskiej piłki klubowej. Do Maroka z reprezentacją Gwinei Równikowej jedzie Iban Salvador, jeden z najbardziej kontrowersyjnych piłkarzy Wisły Płock. Okej – najbardziej kontrowersyjny piłkarz Wisły Płock. Nieoczekiwanie przewodzący tabeli Nafciarze wysyłają więc swojego człowieka na prestiżowy turniej i liczą na pewno, że wróci z niego cały i zdrowy.

Ostatnio Salvador pełni głównie rolę rezerwowego, ale to i tak ważny element w układance Mariusza Misiury. Gra regularnie, miał kilka ważnych momentów w tym sezonie, zdobył ważne dwa gole. Nie da się ukryć, że chętnie będziemy się przyglądać jego poczynaniom w Pucharze Narodów Afryki, choć jego reprezentacja nie powinna się nawet zakręcić w turniejowej czołówce. Plus jest taki, że Salvador, jeśli nie dojdzie do żadnej katastrofy, zamelduje się chociaż na murawie.

Iban Salvador

Iban Salvador to etatowy reprezentant Gwinei Równikowej

Co innego w przypadku drugiego z piłkarzy Ekstraklasy, w Afryce reprezentującego Demokratyczną Republikę Konga. A w Polsce przybitą w ostatnim czasie Legię Warszawa. Steve Kapuadi dzięki piłce reprezentacyjnej będzie mógł chyba odrobinę odsapnąć. Obrońca zagrał nawet w meczu towarzyskim z Zambią i mógł cieszyć się z wygranej 2:0. Dotychczas nie był jednak pierwszym wyborem selekcjonera i niewiele wskazuje na to, że coś się w tej materii zmieni.

W eliminacjach do mundialu Kapuadi nie zaliczył nawet minuty, w ostatnim sparingu dziewięćdziesiąt minut dostał nawet grający dla Hibernian Rocky Bushiri. Tak jakby reprezentant Ekstraklasy był ostatnim w kolejce do gry na pozycji stopera.

Nie do ruszenia jest doświadczony Chancel Mbemba, w wyjściowym składzie będzie pewnie grać Axel Tuanzebe. Podsumowując – wielkich szans na występy obrońcy Legii to tu raczej nie ma.

Cały czas jest jednak ciekawy turniej, który przyciąga swoją różnorodnością. Nawet jeśli od początku do końca, jak po sznurku, w kierunku tytułu będą zmierzać gospodarze, to po drodze może się jeszcze wydarzyć sporo ciekawych historii. Na nie, powiedzmy sobie wprost, liczymy. Afrykańska piłka to dla europejskiego kibica koncept absolutnie egzotyczny.

CZYTAJ WIĘCEJ O PUCHARZE NARODÓW AFRYKI NA WESZŁO:

Fot. Newspix

0 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Inne kraje

Reklama
Reklama