Zewsząd słychać, że Piast Gliwice się zaciął, że w końcu dopadł go przewidywany przez wszystkich dołek formy, który zapoczątkuje to, co nieuniknione – finalne oddanie fotela lidera. Niby wczorajszy remis z silną Cracovią nie stanowi jakiejś wielkiej tragedii, ale kto oglądał mecz, ten wie, że był to remis nadzwyczaj szczęśliwy, a podopieczni Latala wykorzystali wszystko, co mieli. To znaczy stworzyli jedną sytuację pod bramką rywala i strzelili jednego gola, a kolejnego dołożył niezawodny Bartosz Rymaniak. Z kolei Cracovia kompletnie zdominowała grę i stwarzała wiele sytuacji, ale za sprawą nieporadnego wczoraj Erika Jendriska nie potrafiła strzelić decydującego gola i zgarnąć pełnej puli. Gdyby jednak podopieczni Zielińskiego zaprezentowali porównywalną skuteczność co Piast, gliwiczanie dostaliby powtórkę z Zabrza, a nastroje byłby zdecydowanie gorsze.
Jakkolwiek patrzeć, dwa ostatnie mecze Piasta optymizmem nie napawają. Zwłaszcza w kontekście liczby straconych goli, których było aż siedem, a mogło być przecież znacznie więcej. Czy zatem w Gliwicach można już pomału trąbić na odwrót, i czy najgroźniejsi przeciwnicy właśnie poczuli krew? Być może, ale zwracamy uwagę na jeden szczegół, który może okazać się tu niezwykle istotny i w jakimś sensie wytłumaczyć ostatnią dyspozycję podopiecznych Latala.
Otóż Piast nie radzi sobie w trybie grania co trzy-cztery dni. W całym sezonie gliwiczanie po tak krótkim odpoczynku zagrali trzy razy. Na początku sezonu, po pierwszym meczu z Termaliką rozgrywanym w poniedziałek, w piątek przegrali w Chorzowie 0:2. A teraz w środku tygodnia, cztery dni po meczu z Podbeskidziem, oberwali w Zabrzu aż 2:5, a wczoraj w nie najlepszym stylu zremisowali z Cracovią. Czyli na szesnaście punktów, jakie Piast stracił w całych rozgrywkach, aż osiem miało związek z krótkimi przerwami pomiędzy meczami.
Rzecz jasna w sierpniu – w związku z pierwszym i zarazem ostatnim meczem Piasta w Pucharze Polski – też trzeba było grać co trzy-cztery dni, ale wtedy Latal wybrnął z sytuacji w inny sposób. Przypomnijmy fragment naszej relacji z meczu ze Stalą Stalowa Wola: O połowie pierwszego składu Piasta przeciętny kibic nawet nie słyszał: Rusov – Długołęcki, Korun, Klepczyński, Mokwa – Kuzdra, Moskwik, Dytko, Badia – Angielski, Musiolik. A gdyby ktoś miał wątpliwości, na ławce jeszcze lepszy skład węgla i papy. (…) Piast dostaje dokładnie to, o co prosił od samego początku, wystawiając swoje osiemnaste rezerwy. Jako pierwszy może już skupić się w stu procentach na lidze.
Latal od początku musiał mieć pełną świadomość bardzo wąskiej kadry zespołu, więc jego pucharowe decyzje personalne – zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy – wydają się jak najbardziej zrozumiałe. Zresztą Piast nie jest tu żadnym wyjątkiem, bo na początku sierpnia już siedmiu przedstawicieli Ekstraklasy pożegnało się Pucharem Polski, by móc się skoncentrować wyłącznie na rozgrywkach ligowych. Być może nie u wszystkich tego typu odpuszczenie miało rację bytu, ale w Gliwicach tak z pewnością było, bo wspomniana kadra Piasta zdaje się najwęższa w całej stawce. Przeanalizowaliśmy iloma piłkarzami grają w lidze nasze kluby, czyli jak wielu zawodników zaliczyło przynajmniej 250 minut na boiskach Ekstraklasy. Na dziś sytuacja wygląda następująco:
Piast 14
Wisła 15
Ruch 16
Śląsk 17
Cracovia 17
Podbeskidzie 17
Termalica 17
Legia 18
Zagłębie 18
Jagiellonia 19
Pogoń 19
Lech 20
Górnik Ł. 20
Górnik Z. 21
Korona 21
Lechia 22
Widać więc jak na dłoni, że to w Piaście zawodnicy są najmocniej eksploatowani. Jako że 250 minut to niecałe trzy pełne mecze, w praktyce za całą kapitalną jesień odpowiada czternastu piłkarzy: Szmatuła, Mraz, Vacek, Murawski, Hebert, Osyra, Pietrowski, Nespor, Korun, Barisić, Zivec, Szeliga, Badia i Mak. W tym kontekście trudno się dziwić, że drużyna gorzej sobie radzi przy krótkich przerwach. Przeciwnie, to wydaje się naturalną konsekwencją tak wąskiej kadry. A co to oznacza w krótszej i dłuższej perspektywie?
Przede wszystkim piłkarze Legii jednak nie powinni zacierać rąk, jak pisaliśmy wczoraj w naszej pomeczówce. A to dlatego, że szlagier ligi odbędzie w Warszawie dopiero za tydzień. Podopieczni Czerczesowa zagrają dziś ciężki mecz w Krakowie z Wisłą, następnie wyjadą do Neapolu w ramach Ligi Europy, gdzie wciąż mają matematyczne szanse na wyjście z grupy. Natomiast Piast będzie miał długie osiem dni odpoczynku. Jeżeli rzeczony dołek formy można połączyć z dużym natężeniem gier, to w przyszłą niedzielę u piłkarzy z Gliwic nie powinno być nawet śladu po kryzysie. A jeśli ktoś może być zmęczony, to wyłącznie zawodnicy Legii.
Dobra wiadomość dla Piasta jest też taka, że do końca roku będą grać w swoim ulubionym systemie, czyli raz w tygodniu. Natomiast do końca sezonu tak częste granie przytrafi się podopiecznym Latala jeszcze dwa razy: na przestrzeni jednego tygodnia będą rozgrywane kolejki 24-26 oraz 34-36. Ale to już będzie mieć miejsce wiosną, więc działacze z Gliwic mogą w międzyczasie pomóc drużynie i nie dopuścić, by ta biła się o mistrza ledwie czternastoma piłkarzami.
Fot. FotoPyK