Reklama

Cristian Pasquato nie zapomniał o Legii. Miłe słowa byłego zawodnika

Marcin Ziółkowski

02 listopada 2025, 20:00 • 4 min czytania 0 komentarzy

Kiedy Cristian Pasquato przyjechał grać w Legii Warszawa –  był czołowym asystentem rosyjskiej ekstraklasy i to grając w drużynie późniejszego spadkowicza. Jak sam przyznał, poza najmocniejszymi drużynami w Rosji poziom nie był zbyt wysoki. On sam miał jednak dużą przyjemność z gry i otworzyło mu to nowe możliwości. 

Cristian Pasquato nie zapomniał o Legii. Miłe słowa byłego zawodnika

Włoch przybył do Warszawy latem 2017 roku i w niedawnej rozmowie w ramach podcastu Centrocampo chwalił sobie czas spędzony w stolicy naszego kraju.

Reklama

Pasquato, czyli włoski człowiek sukcesu na polskiej ziemi

Ofensywny zawodnik z przeszłością w Juventusie to jeden z niewielu przedstawicieli kraju Dantego, który może o sobie powiedzieć, że odniósł w Polsce sukces. Były piłkarz takich klubów jak Empoli czy Torino w Warszawie wygrał zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski. Obecny już 36-latek w klubie z Łazienkowskiej rozegrał 36 meczów i trafił do siatki trzykrotnie. Zanotował też pięć asyst.

Jego kariera to głównie wypożyczenia ze „Starej Damy” w różne części Włoch, ale zdarzyły się w jego piłkarskiej podróży dwa kluby spoza Półwyspu Apenińskiego. Krylja Sowietow Samara oraz Legia Warszawa. Z obydwu miejsc ma dobre wspomnienia, choć w seniorskim futbolu to właśnie nad Wisłą zdobył swoje jedyne trofea.

W rozmowie dla podcastu Centrocampo, nadal czynny zawodnik bardzo poleca swoim rodakom – piłkarzom wyjazd z ojczyzny. Jak sam przyznał, wiąże się z tym wiele korzyści, a także można przeżyć fantastyczne wspomnienia. W Rosji więcej asyst od Pasquato (8) mieli tylko Quincy Promes oraz Manuel Fernandes (po dziewięć asyst). To otworzyło mu drzwi, aby trafić do jednej z największych drużyn w tej części Europy, jaką niewątpliwie była wtedy Legia.

– Futbol to nie tylko Włochy. Wiele razy to mówiłem w różnych rozmowach. Jeśli jest szansa doświadczyć gry w innej lidze, bardzo to polecam – pozwala to poznać różne sfery życia. To nadal granie w piłkę, a zawsze coś innego niż gra w Serie C, bo wiele rynków się na ciebie otwiera. Mało kto ogląda cię w trzeciej lidze. Jeśli jesteś otwarty, chętny na podróże…

Jako Włosi może nie jesteśmy leniwi, ale w sumie… mamy tu wszystko. Nie ma tak wielu Włochów (piłkarzy – przyp. red.) poza krajem, głównie są to tzw. mistrzowie. Niegdyś Criscito grał w Zenicie. Sankt Petersburg to lepsze miejsce do życia, bogatszy klub. Grał w Lidze Mistrzów, Lidze Europy, wygrał trochę pucharów, był tam kapitanem. Miał tam świetny czas, to samo Bocchetti w Spartaku. To trochę inna rzeczywistość niż ta w której byłem, ale ja miałem dużo frajdy i było super.

Co prawda Włoch grający obecnie w Serie D w drużynie Campodarsego nie wyróżnia czasu w Warszawie za ten najlepszy, ale wspomniał o polskiej stolicy ponownie na plus. Żyło mu się tam bezproblemowo.

– Najwięcej miłości poza Juventusem zaznałem w Pescarze (…) W Modenie miałem pewnie najlepszy rok pod kątem liczb, ten czas jest bardzo bliski mojemu sercu. Wszędzie było mi dobrze, w Polsce, czy w Trieście, w Empoli. Nigdzie nie miałem żadnych problemów z aklimatyzacją czy czymś w tym rodzaju.

Pasquato w rozmowie otrzymał bardzo ciekawe pytanie z perspektywy jego kariery. Trenujący w Juventusie choćby pod wodzą Antonio Conte zawodnik został zapytany, czy w najlepszym momencie pod kątem formy łapałby się do obecnej kadry Włoch. Były zawodnik Legii jednak twardo stąpa po ziemi.

–  Nigdzie nie miałem ponadprzeciętnych wyników, to bardziej były rezultaty dobrej pracy przez cały sezon. Teraz jest Mattia Zaccagni czy Matteo Politano. Gdy Riccardo Orsolini przybywał za kilka milionów euro do Juventusu, to na wypożyczeniu miał coś w rodzaju pięciu goli i ośmiu asyst. Ja miałem trochę więcej asyst, ale on jest teraz tam, gdzie zasługuje. U mnie mogłoby być lepiej, ale też mogłoby być gorzej – trudno mi tutaj gdybać.

Były zawodnik Legii gra obecnie na poziomie Serie D w Campodarsego i łącznie w dziewięciu spotkaniach dwukrotnie trafił do siatki. Ma on kontrakt z zespołem do czerwca przyszłego roku.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. Newspix

0 komentarzy

Człowiek urodzony w roku stulecia swojego przyszłego ulubionego klubu. Schodzący po czerwonej kartce Jens Lehmann w Paryżu w finale Ligi Mistrzów 2006 to jego pierwsze piłkarskie wspomnienie. Futbol egzotyczny nie jest mu obcy. Przykład? W jednej z aplikacji ma ustawioną gwiazdkę na tajskie Muangthong United, bo gra tam niejaki Emil Roback. Inspiruje się Robertem Kubicą, Fernando Alonso i Ottem Tanakiem, bo jest zdania, że warto dać z siebie sto i więcej procent, nawet mimo niesprzyjających okoliczności. Po szkole godzinami czytał o futbolu na Wikipedii, więc wybudzony nagle po dwóch godzinach snu powie, że Oleg Błochin grał kiedyś w Vorwarts Steyr. Potrafi wstać o trzeciej nad ranem na odcinek specjalny Rajdu Safari, ale nigdy nie grał w Colina 2.0. Na meczach unihokeja w szkole średniej stawał się regenem Lwa Jaszyna. Esencją piłki jest dla niego styl rodem z Barcelony i Bayernu Flicka, bo Zdenek Zeman i jego podejście to życie, a posiadanie piłki jest przehajpowane

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama