Peter Moore po raz pierwszy od przejęcia udziałów w Wiśle odwiedził Kraków i dał się poznać kibicom. Jego wykład na Uniwersytecie Jagiellońskim był okazją do zgłębienia historii sukcesu człowieka, który budował potęgę Xboksa, EA Sports i Liverpoolu. Skorzystałem z okazji, żeby dowiedzieć się, czego właściwie Anglik szuka w Krakowie, jak patrzy na Wisłę i w jaki sposób zamierza spełnić europejskie ambicje klubu, o których mówi wprost i z pełnym przekonaniem.
![Peter Moore widzi Wisłę Kraków w Europie. Jak tego dokonać? [REPORTAŻ]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/09/peter-moore-wisla-krakow.jpg)
Dochodziła jedenasta, gdy w Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego zgromadziła się grupa osób zainteresowana jednym z najciekawszych gości, jacy w ostatnim czasie zawitali do Krakowa. Peter Moore przedstawiając się wielokrotnie podkreślał, że jest zwykłym chłopakiem z typowej, robotniczej rodziny w Liverpoolu, któremu z jakiegoś powodu poszczęściło i ułożyło się w życiu.
Poszczęściło na tyle, że przez kilka lat był CEO Liverpool FC, klubu piłkarskiego z trzystumilionową grupą kibiców i przychodami idącymi w miliardy euro.
Spis treści
- Peter Moore, twórca sukcesów marek Reebok, Xbox, EA Sports i Liverpool FC, opowiedział o planach na Wisłę Kraków
- Klub piłkarski, czyli dostawca multimedialnej rozrywki. Liverpool FC i monetyzacja kontentu
- Peter Moore widzi Wisłę Kraków w Europie. "To buduje markę i reputację na lata"
- Stadion, relacje z miastem i "run the biznes". Rola CEO w klubie piłkarskim
- Jak EA Sports wyeliminował z biznesu gier piłkarskich Pro Evolution Soccer i... FIFA
- Angel Rodado jak Mohamed Salah? Peter Moore tłumaczy, jak zatrzymać w klubie gwiazdę
- CZYTAJ WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW NA WESZŁO:
Peter Moore, twórca sukcesów marek Reebok, Xbox, EA Sports i Liverpool FC, opowiedział o planach na Wisłę Kraków
Moore w kilka dni zobaczył chyba wszystko, łącznie z kopalnią soli w Wieliczce. Na spotkanie z kibicami przyjechał świeżo po meczu sekcji blind footballu, który przypieczętował mistrzostwo Polski dla Wisły Kraków w tej odmianie piłki nożnej. Ubolewał, że nie załapał się na mecz AMP futbolu i rozpływał się nad sukcesem niewidomych piłkarzy Wisły.
– To kwintesencja piłki nożnej i miłości do niej. Grupa ludzi, która mogłaby siedzieć w domu, pod czyjąś opieką, woli wyjść na boisko, wykonywać wślizgi, wpadać w bandy i gonić za dźwiękiem, który mówi im, co się dzieje. Dla nich piłka to ten przedmiot, który wydaje dźwięk. Nie wiedzą, jak wygląda rywal i ich koledzy z zespołu, ale wiedzą, że kochają futbol – mówił.
Wykład, którego udzielił i pytania, na które odpowiedział, bardzo często krążyły wokół futbolu, kładąc nacisk na to, co piłkę otacza, czyniąc ją unikalnym doświadczeniem wpływającym na losy miast, firm, organizacji czy nawet całych grup społecznych.
Kto wiedziałby to lepiej niż człowiek z Liverpoolu, który będąc szefem tamtejszego klubu postawił sobie za cel zbliżenie go do lokalnej społeczności?
Prezes Liverpoolu, twórca sukcesu gry FIFA. Peter Moore – historia udziałowca Wisły Kraków

Peter Moore z żoną i Jarosławem Królewskim w kopalni soli w Wieliczce
Klub piłkarski, czyli dostawca multimedialnej rozrywki. Liverpool FC i monetyzacja kontentu
Wiele osób zastanawia się, co tak naprawdę Peter Moore może wnieść do Wisły Kraków. Wiecie, to, że ma kontakty to dość obszerne i oklepane hasło. Podobnie jak know-how. Można wypisywać – co zresztą zrobiliśmy – szereg jego inicjatyw, takich jak spotkania z lokalnymi fanklubami Liverpoolu na całym świecie, zaangażowanie siebie i klubu w akcje charytatywne, ale jak to wszystko przenieść i wykorzystać w Polsce?
– Nigdy bym tego nie powiedział, ale w Liverpoolu patrzyliśmy na siebie jak na… dostawcę multimedialnej rozrywki. Pierwsze, z czego musisz sobie zdać sprawę, to fakt, że 99% kibiców takiego klubu nigdy nie zobaczy meczu swojego zespołu na żywo, bo go na to nie stać. Liverpool ma trzysta milionów kibiców na całym świecie. Musisz generować kontent, który możesz im dostarczyć, bo skoro oni nie dotrą do ciebie fizycznie, ty musisz dotrzeć do nich w inny sposób – tłumaczył były CEO klubu.
Moore zahaczył o temat najnowszej kolekcji adidas, która robi furorę. Najświeższe komplety Liverpoolu w stylu retro to małe dzieła sztuki. LFC chwali się, że ich sprzedaż idzie tak dobrze, że bije wszelki rekordy.
– Naszą inwestycją był kontent. Wszystko było filmowane, stworzyliśmy centra medialne, studia telewizyjne. Dewiza jest prosta: zdobądź, zaangażuj, monetyzuj. Spójrzcie na Inside Anfield. Fascynująca rzecz, zerknięcie za kulisy. Z kim rozmawia Virgil van Dijk, kto prosi Mohameda Salaha o koszulkę. Rozmawialiśmy z posiadaczami praw telewizyjnych o tym, gdzie możemy umieścić kamery, co jeszcze pokazać. Miliony osób wykupiły subskrypcję, żeby to oglądać. Nawiązujesz kontakt z kibicem, dostajesz dwa, trzy dolary za ekstra materiały i przyciągasz go do klubu – wyjaśniał Moore.
Yma o Hyd! Język walijski, Wrexham i walka o ocalenie tożsamości [REPORTAŻ]
Dalej padły sugestie, że Wisła Kraków też musi iść w tym kierunku. Zwłaszcza że budujesz w ten sposób świadomość tworzenia czegoś wspólnie. „Dokładania się” do utrzymania Angela Rodado, sprowadzenia lepszych zawodników. Z sali padło bardzo ciekawe pytanie o rozkład przychodów z dnia meczowego w podziale na kibiców. Ile wydają ci, którzy zostawiają na stadionie najwięcej w porównaniu z tymi, którzy wydają najmniej. Peter Moore nie podał dokładnych liczb, ale przybliżył konkretny schemat.
– Moglibyśmy sprzedać 200 tysięcy karnetów na Liverpool. Takie jest zapotrzebowanie, więc cały stadion mógłby wypełnić się karnetowiczami. Nikt jednak nie chciał, żeby na mecz przychodziło 60 tysięcy tych samych osób. Dzień meczowy generuje przychody na poziomie 3 milionów funtów. Ci, którzy traktują przyjazd na mecz jako wydarzenie życia, jednorazową przygodę, wydają więcej pieniędzy na pamiątki, przeżycie tego dnia.

Peter Moore na spotkaniu z włodarzami miasta Kraków
Współwłaściciel Wisły zaznaczył też, jak istotne jest, żeby stadion dawał jak największe możliwości do wykorzystania dnia meczowego i stworzenia takiego „matchday experience”, które pozwoli zwrócić inwestycję. O tym rozmawiał z Jarosławem Królewskim, gdy spotkali się po raz pierwszy.
– Stadion Wisły odwiedza trzydzieści tysięcy osób. Pracujemy nad tym, żeby zapewnić im jak najlepszą jakość usług i obsługi. Nowy merch jest bardzo dobry, wyprzedaje się. Rozmawialiśmy o tym, jak jeszcze można wykorzystać stadion, zwiększyć zaangażowanie fanów. Musimy zacząć tworzyć treści, które można monetyzować, żeby budować zrównoważony, stabilny biznes.
Moore zdradził, że jako CEO Liverpoolu wpisał do KPI zdobycie tytułu „stadionu roku w Premier League”. Anfield Road zrealizował ten cel trzy razy z rzędu.
– Od momentu wyjścia z pociągu, autobusu czy samochodu wizyta na Anfield Road miała przypominać wizytę w kościele. Wszyscy cię witają, poznają, pomagają. Przeżywasz niesamowite chwile. W klubie pracuje 800 osób, które nie kopią piłki. Jako lider musiałem zmobilizować wszystkie siły i skupić je na wspólnym celu. Byli nim kibice, oni stanowili nasz priorytet. Trzeba było pewne rzeczy naprawić, co się udało, bo stworzyliśmy strukturę, która była wielokrotnie nagradzana za swoją pracę.
Peter Moore wie o czym mówi. W końcu sam został „CEO roku” w najpotężniejszej lidze świata.
Peter Moore widzi Wisłę Kraków w Europie. „To buduje markę i reputację na lata”
Jak zjeść słonia? To pytanie, które Peter Moore usłyszał w jednej z globalnych marek, w których pracował. Odpowiedź na nie wydaje się równie absurdalna jak sama zagwozdka. Współwłaściciel Wisły Kraków wykorzystał tę dykteryjkę jako wstęp do zobrazowania, jak powinna przebiegać odbudowa marki Białej Gwiazdy.
– Pierwszy kęs naszego słonia to wydostanie się z tej cholernej ligi i powrót na nasze miejsce – do Ekstraklasy. Nie należymy do tego miejsca, nie pasujemy tu. Kiedy już wrócimy do Ekstraklasy, będziemy myśleć o tym, jak zbudować zespół, który pojedzie do Warszawy i wygra. Nie można frustrować się na drobne wpadki, bo piłka nożna to rollercoaster. Na końcu tej drogi jest powrót do Europy. Nie ma nic bardziej ekscytującego niż europejskie wieczory, to sól futbolu – oznajmił Moore.

Peter i Deborah Moore na Zamku Królewskim w Krakowie
Były szef EA Sports nie kryje, że futbol to biznes. Co napędza biznes? Sukces. Jego zdaniem droga do zbudowania marki, która sama na siebie zarabia, biegnie przez puchary.
– Nie ma znaczenia, jakie. Możemy grać w Lidze Konferencji z jakimś rywalem z Litwy. Europa buduje markę, rozpoznawalność i reputację na lata. Do Europy prowadzą sukcesy, które sprawiają, że rośnie baza kibiców. Zastanawialiście się, jak to jest, że Liverpool ma taką bazę kibiców w Skandynawii? Oficjalny fan club w Oslo ma 46 tysięcy członków, którzy opłacają składki! Wzięło się to stąd, że w latach 70. i 80. skandynawskie kraje miały bardzo dobrą umowę na pokazywanie ligi angielskiej. Liverpool święcił wtedy sukcesy, więc ludzie zostali jego kibicami – wyjaśniał.
Podczas wizyty Petera Moore’a w Krakowie hasła „europejskie puchary” i „Liga Mistrzów” już padały, co siłą rzeczy niosło za sobą szyderstwa, bo pierwszoligowiec myślący o międzynarodowym sukcesie brzmi abstrakcyjnie. To jednak wizja bardzo szeroka.
– Idealny klub piłkarski kieruje się hasłem: local heart, global pulse. Wisła Kraków może to zrealizować. Polska ma jedną z większych diaspor na świecie, emigranci mieszkają w każdym zakątku globu. Odnieś sukces poza krajem i przyciągniesz ich na swoją stronę. To jednak nie stanie się z dnia na dzień ani nawet na przestrzeni lat, to zajmie całą generację. Może Wisła wróci do Europy za dziesięć lat, ale ma to szczęście, że jej właściciel jest młody i za dziesięć lat wciąż będzie młody – śmiał się Anglik, zwiastując, że chciałby przylecieć wtedy do Krakowa na mecz z przykładowym Celtikiem Glasgow, żeby mieć poczucie wypełnionej misji.
Stadion, relacje z miastem i „run the biznes”. Rola CEO w klubie piłkarskim
Zdaniem Moore’a Kraków i Wisła mają wszystko, żeby zmierzać ku takim celom. Miasto pojawiło się w tym wszystkim nieprzypadkowo. Peter rozrysował, jak wyglądała jako praca w Liverpoolu, parokrotnie zaznaczając, jak bardzo sama metropolia łączy się z codziennym życiem klubu piłkarskiego. Udowodnienie tego było jednym z jego pierwszych wyzwań w pracy w Anglii.
– CEO mają mniejszy wpływ na sprawy czysto piłkarskie niż w przeszłości. Tę rolę przejęli dyrektorzy sportowi, którzy decydują i o skautingu, i rekrutacji. W amerykańskim modelu tak szerokie kompetencje przysługują raczej „general managerom”. W Liverpoolu powiedziano mi: masz pilnować tego cholernego biznesu. I to bardzo dosłownie, bo moją instrukcją, listą wymagań było „run the biznes”. Przyzwyczaiłem się do trzech stron wytycznych, które otrzymywałem w amerykańskich korporacjach, więc musiałem dopasować wyobrażenia i umiejętności do nowej sytuacji – opowiadał.

Peter Moore przyjął zasadę „Cztery C”, w którym jedną ze składowych było „Community”. Nie zadowoliło go, gdy usłyszał w klubie, że przełożenie LFC na ekonomię całego miasta jest „duże”. Poprosił o dogłębne zbadanie tematu.
– Moimi najlepszymi przyjaciółmi stali się wtedy burmistrz i szef policji. Mecz piłkarski to największa, cykliczna impreza masowa w mieście, co ma konkretne przełożenie na wpływy do budżetu. Bo kibic weźmie taksówkę, hotel, zje na mieście. Deloitte przygotował mi raport, który dowodził, że Liverpool FC generuje pół miliarda funtów dodatkowego przychodu do budżetu miasta. Teraz pewnie zbliża się to już do 750 milionów.
W analogiczny sposób Wisła oddziałuje na budżet Krakowa, stąd konieczna jest współpraca i wspólna wizja. Jarosław Królewski w ostatnim czasie coraz częściej podnosi temat budowy nowego, bardziej funkcjonalnego stadionu. To sprawa odległa, skomplikowana, pewna prowokacja do dyskusji, lecz dyskusji jak najbardziej słusznej i potrzebnej, bo stadion to coś, o co dziś dba każdy rosnący klub. Moore odwołał się do przykładu Wrexham i powiedział mi:
– Wrexham powinno ustabilizować pozycję w Championship. Raz, że wzrost wydatków w Premier League jest ogromny i trzeba być gotowym na taki przeskok. Dwa, że nie jest na to gotowy stadion klubu, który ogranicza możliwości przychodów. Tymczasowym rozwiązaniem była budowa prowizorycznej trybuny, bo klub nie mógł dłużej tracić na braku większej liczby miejsc. Trzeba jednak budować dalej i teraz trzeba będzie to robić w trakcie trwania rozgrywek, żeby nie tracić ani jednego spotkania. Tak właśnie było w Liverpoolu: rozbudowa stadionu działa się w trakcie sezonu i w ciągu dziewięćdziesięciu dni przerwy między rozgrywkami.
Hollywood, miliony fanów i marzenie o Premier League. Witamy w Wrexham! [REPORTAŻ]
Jak EA Sports wyeliminował z biznesu gier piłkarskich Pro Evolution Soccer i… FIFA
Lekcje, których Moore udziela Wiśle, są więc bezcenne i płyną z mnogości doświadczeń biznesmena. Jeśli na podstawie jego życiorysu można mu przypisać jedną cechę, atut, to byłoby czytanie przyszłości. Peter doskonale rozumiał zmieniający się rynek, niezależnie od tego, w jakiej branży pracował.

Odpowiadał za ekspansję i nowoczesny marketing Reebok, co pozwoliło firmie doścignąć gigantów. Tłumaczył skostniałym Japończykom z SEGA, że tracą kontakt z nową generacją, przez co odjeżdżają im Rockstar i EA Sports. Przekonywał Billa Gatesa, że Microsoft potrzebuje dużych inwestycji oraz dbałości o markę Xbox, żeby odkleić łatkę dostawcy narzędzi dla korporacji i zbliżyć się do reszty społeczeństwa. Odpowiadał za cyfryzację i Xboksa, i EA Sports. Sposób, w jaki ówczesna FIFA ograła Pro Evolution Soccer, był prosty, lecz wybitny.
– PES był prawdopodobnie lepiej grywalny, więc chcieliśmy zepchnąć Konami do narożnika i uczynić ich grę nieautentyczną. Zabiegaliśmy o licencje dla wszystkich lig, najlepszych piłkarzy na okładkach. Chcesz grać Liverpoolem, nie Merseyside Reds. Prawdziwi piłkarze, kluby i stadiony marginalizowały Konami. Teraz EA Sports ma 97% udziału w rynku gier piłkarskich – wyjaśniał.
– Potem sprawiliśmy, że FIFA stała się nie tylko grą, lecz usługą. Zastosowaliśmy „creative destruction”: wysadziliśmy pomysł biznesowy, który przynosił ogromne zyski, bo nie był przyszłościowy. Powiedzieliśmy naszym retailerom, że zabierzemy ich klientów. Możemy nadal produkować fizyczne egzemplarze, ale przyszłość to DTC, czyli „direct to customer”. Panował zamęt, redukcja etatów, cena akcji spadła. Rozłożyliśmy ten plan na wiele lat. Inwestowaliśmy wszystko w zbudowanie globalnego systemu rozliczeń online, w budowę zaplecza – opowiadał Moore.

Peter Moore w branży gier wideo dał się zapamiętać z nietypowych akcji marketingowych, jak tatuaż z logiem gry Halo 2
Ewolucja w Ultimate Team i EA Sports także była zamierzona oraz skrupulatnie rozplanowana. Pomysł na fantasy football, w którym możesz budować własny zespół z topowymi piłkarzami, zyskał obecną nazwę za sprawą pewnego chłopaka z Vancouver, który zademonstrował, jak taki tryb mógłby działać. Potem trzeba było jednak przekonać kluby do tego, żeby w wirtualnym świecie ich gwiazdy nie były kojarzone z ich marką – na czym przecież opierał się ten biznes z ich punktu widzenia.
– Myśleliśmy, że nie ma na to szans. Dlaczego Barcelona miałaby pozwolić, żeby Lionel Messi nie grał dla Barcelony? Potem zrobiliśmy prognozę finansową, przedstawiliśmy ją klubom i… wtedy się zgodzili – uśmiechał się Moore.
– Z czasem FIFA zaczęła żądać od nas jeszcze większych pieniędzy. Nie rozumieli, że to my budujemy ich brand. Dzięki nam młody chłopak na hasło „FIFA” myślał o grze komputerowej, nie federacji piłkarskiej, której działacze trafiali do więzienia za korupcję. Baliśmy się jednak, że stracimy ten „brand”, dlatego płaciliśmy za „protekcję”. Gdy znów zażądali więcej, powiedzieliśmy dość. EA Sports po cichu stworzył plan marketingowy i zgromadził oszczędności, które pozwoliły na kontynuację w postaci EA Sports FC. FIFA swojej nowej gry nie ma do dziś, trzeci rok z rzędu – wyjaśniał.
Angel Rodado jak Mohamed Salah? Peter Moore tłumaczy, jak zatrzymać w klubie gwiazdę
Wszystkie tego typu doświadczenia sprawiają, że Peter Moore ma niesamowite wyczucie rynku i potencjalnych szans, które mogą się wszystkim przytrafić. Inwestora Wisły Kraków spytałem o to, dlaczego czasami warto za wszelką cenę zatrzymać zawodnika kalibru Angela Rodado czy Mohameda Salaha. Albo Paula Mullina, który pełnił taką samą rolę w Wrexham. Rolę wykraczającą poza futbol, bo nie chodzi o to, ile ci ludzie dają od siebie na boisku.
– Niektórzy są kimś więcej niż tylko piłkarzami. Mohamed Salah zmienił postrzeganie muzułmanów w Wielkiej Brytanii. Są statystyki, które dowodzą, że w Liverpoolu spadła nawet liczba przestępstw związana z ludźmi tego wyznania. Można sprowadzić tę kwestię do tego, że kibice zabiją właściciela, który pozbędzie się takiego piłkarza jak Salah czy Rodado, ale to szerszy temat. Potrzebujesz kogoś, z kim się utożsamiasz i kto utożsamia się z tobą. Nie miałem żadnych wątpliwości, że zatrzymanie Angela w Wiśle niesie za sobą więcej korzyści niż tylko jego gole – tłumaczył mi Moore.
Jednocześnie podkreślał, jak duży jest wpływ takich jednostek na całą szatnię i otoczenie klubu, czyli społeczność, o której Moore tak chętnie opowiada.
– Są piłkarze więksi od innych. James Milner w szatni Liverpoolu był policjantem. Miał prawo nakładać kary na zawodników za ich zachowanie czy spóźnienia. Egzekwować pewne rzeczy. On czy Andy Robertson mieli w sobie tę brytyjską stal, która budziła szacunek. Salah też ma tę prezencję, charakter i szacunek. Futbol jest wypełniony ego, ale tacy ludzie to drogowskazy. Mohamed nie dotyka alkoholu, dba o idealną formę i sylwetkę, pokazuje, jak powinien żyć profesjonalista – kontynuował.

Peter Moore z żoną i trofeami zdobytymi przez Liverpool FC, którego był prezesem
Wreszcie, jak wyjaśnił Peter Moore, budowanie relacji z takimi zawodnikami sprawia, że na końcu łatwiej o obopólne korzyści.
– Jarosław mówił mi: Peter, jestem tutaj z Angelem. Możemy go stracić, inni go kuszą. Powiedziałem: ok, może mają więcej pieniędzy, ale ty masz relację z nim, z jego rodziną. Możesz przekonać go tym, ile znaczy dla Wisły. Damy mu podwyżkę, nie zarobi więcej niż w innym klubie, ale tutaj jest ważny, tu się zadomowił. Czynnik zewnętrzny, rodzina, ma wielki wpływ na decyzje zawodnika – mówił Moore i znów przywołał przykład Salaha.
– Mohamed ma bardzo duży kontrakt, ale w rozmowy o nowej umowie nie rozbijały się o pieniądze. Mówił: musicie mi zapłacić tyle, ile jestem wart, ale nie pójdę tylko za pieniędzmi. Kocham tę społeczność, moje dzieci są Liverpoolczykami, mają tutejszy akcent, dobrze się tutaj czują. Gdy piłkarz wrasta w otoczenie, nie tylko znaczy więcej dla klubu, ale też łatwiej go zatrzymać.
Paradoksalnie jednak historia Mohameda Salaha w Liverpoolu nie wydarzyłaby się, gdyby nie to, że inny zawodnik nie rozumiał i nie chciał doświadczyć tego, co teraz spotyka Egipcjanina. Współwłaściciel Wisły Kraków twierdzi, że momentem zwrotnym dla całego klubu było… odejście Philippe Coutinho.
– Grał świetnie, ale jego agent zaczął mu nadawać do ucha, że czas na zmianę. Chciał zarobić, skorzystał z tego, że wszyscy Brazylijczycy marzą o Hiszpanii, grze dla Barcelony. Juergen Klopp mówił Coutinho: jeśli tu zostaniesz, zbudują ci pomnik. Opieraliśmy się, ale skoro nie chciał tu grać, daliśmy mu odejść. Anglicy mówią w takich sytuacjach: idź, tylko patrz, czy nie dostałeś drzwiami w tyłek. Właściciel podjął wtedy decyzję: ok, sprzedamy go, ale zainwestujemy zysk w budowę lepszego zespołu, uruchomimy cykl futbolu: silniejszy zespół, więcej wygranych, wyższe przychody z UEFA, praw telewizyjnych, od sponsorów…
Wtedy do gry wkroczył dział naukowy. W Liverpoolu budował go dr Ian Graham, wybitny specjalista od wszystkiego, tylko nie od futbolu. Jego liczby, obliczenia i analizy pomogły jednak stworzyć jeden z najskuteczniejszych działów analiz, który położył podwaliny pod powrót The Reds na szczyt. I sprawił, że wszyscy w klubie uwierzyli, że Mohamed Salah może być dobrym piłkarzem.
– Dział analiz przygotował listę lewonożnych prawoskrzydłowych. Był na niej Salah, który nie poradził sobie w Premier League – z Chelsea wykopał go Jose Mourinho. To był argument za tym, żeby go nie kupować. Analitycy przekonywali jednak, że to idealny profil dla nas. Gramy bez typowej dziewiątki, potrzebujemy dokładnie kogoś takiego. Skauci i dział rekrutacji przyjęli te argumenty. Reszta jest historią – zakończył Peter Moore.

Sukces Angela Rodado w Wiśle Kraków nie zaczął się od działu analiz, ale też miał sporo wspólnego z odejściem zawodnika, którego każdy chciał zatrzymać. Może gdyby Wisła nadpłaciła Luisa Fernandeza, nie zyskałaby tak świetnego pozaboiskowego ambasadora, jak Rodado, bo jego gwiazda nigdy nie zaświeciłaby tak mocno?
Fernandez był wspaniały, jak Coutinho. Chciano go zatrzymać, jak Coutinho. Nie chciał dłużej tam grać, jak Coutinho. Jego następca zbudował sobie pomnik, który dla niego nie był atrakcyjną wizją, jak w przypadku Coutinho.
Może jednak Wisła Kraków ma więcej wspólnego z Liverpoolem niż nam się wydaje? Peter Moore mógłby się z tym zgodzić.
CZYTAJ WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW NA WESZŁO:
- Kim jest Peter Moore? 7 faktów o nowym udziałowcu Wisły Kraków
- Brawurowa akcja. Właściciel Wisły Kraków odzyskał skrojone dzieciom barwy!
- Szalony plan Wisły Kraków. Na urodziny chce zagrać z Wrexham! [NEWS]
- Duarte: W Sportingu kazali mi wybierać – piłkarz albo akrobata [WYWIAD]
Z KRAKOWA SZYMON JANCZYK
fot. Bartek Ziółkowski / Wisła Kraków