Kahveh Zahiroleslam dwa lata temu dopiero poznawał smak profesjonalnego futbolu w VV St. Truiden, gdzie przeniósł się ze Stanów Zjednoczonych. Tam studiował na jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie w Yale, a urodził się w Dolinie Krzemowej, raju dla geniuszy. Ojciec? Inżynier w świecie technologii. Rodzina? Z Iranu. Nowy napastnik Cracovii jest w realiach Ekstraklasy tak nieoczywistym przybyszem, że postanowiliśmy z nim porozmawiać. O prestiżowej edukacji w USA, dziwnej ścieżce piłkarskiej, inteligencji w szatni, amerykańskim śnie, konflikcie Iranu z Izraelem i o tym, co może dać ekipie Pasów. Zapraszamy.
![Jak student z Yale został piłkarzem. Zahiroleslam: Myśleli, że oszalałem [WYWIAD]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/08/Kahveh-Zahiroleslam.png)
***
Jak pierwsze tygodnie w Krakowie?
Uwielbiam to miasto! W klubie też mi się podoba, choć zaczynam dopiero zgrywać się z ludźmi. Ale jest to prostsze, bo wszyscy wokół są nastawieni na rozwój.
Jesteś bardzo ciekawym przypadkiem. Studiowałeś w jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie w Yale, po czym stwierdziłeś, że przestawiasz wajchę na futbol. Czemu nie wcześniej? Presja rodziców na edukację?
Nie nazwałbym tego presją, ale na pewno rodzice wpajali mi, jak ważna jest edukacja i ciężka praca. Jak dorastałem, celem zawsze było dostanie się do dobrej szkoły średniej, potem koledżu, ewentualnie ze stypendium naukowym.
W takim razie skąd ta zmiana w życiu?
Zawsze chciałem być profesjonalnym piłkarzem. Sęk w tym, że w Stanach Zjednoczonych ścieżka do bycia profesjonalistą jest inna. Chłopcy grają dla swoich szkół i droga do akademii danego klubu nie jest taka łatwa, zanim w ogóle uda się trafić do MLS. Dla mnie to zawsze był jakiś cel, który nie zmienił się, mimo studiowania w Yale. Jako dzieciak wyobrażałem to sobie inaczej, ale mogę dzisiaj powiedzieć, że się udało.
To prawda, że zacząłeś kopać piłkę w wieku dwóch lat?
Zgadza się. Tata mi ją zaszczepił, choć nie z intencją, żeby zrobić ze mnie piłkarza.
Jak zacząłeś rosnąć, nie zacząłeś zastanawiać się na przykład nad koszykówką? Masz pod to świetne warunki fizyczne.
Zawsze tylko futbol. Jasne, zdarzało się grać w koszykówkę albo tenisa z kolegami, ale nigdy nie czułem, żeby wziąć się za to profesjonalnie.
Wzór piłkarza?
Kaka i Ronaldinho! Uwielbiałem ich oglądać.

Twoi rodzice pochodzą z Iranu. Skąd ich decyzja o życiu w Stanach?
Byli nastolatkami, kiedy się przenieśli. To była duża zmiana, ale z jasnym celem: żeby wieść lepsze życie z myślą o sobie i dzieciach. Wiem, że to było duże poświęcenie i nigdy nie zapomnę, skąd pochodzę.
Urodziłeś się w Dolinie Krzemowej. Rodzice pracują w sektorze technologii?
Tata jest inżynierem oprogramowania w dużej firmie.
Czyli mógł być zawiedziony, że nie poszedłeś w jego ślady.
Raczej nie aż tak dosłownie, ale coś w tym jest. Chciał, żebym po uniwersytecie w Yale miał dobrze płatną pracę na odpowiedzialnym stanowisku. Fakt, że wybrałem piłkę, był dla niego zaskakujący.
Jak trudno dostać się do Yale?
Nie będę kłamał, że jest łatwo. Poziom akceptacji wniosków wynosi jakieś 5%, a często nawet mniej. Na 50 tysięcy chętnych potrafią przyjąć jedynie dwa tysiące. Zanim tam trafiłem, grałem w piłkę i miałem konkretne umiejętności, co pomogło w rekrutacji. Ale to nie wszystko. Trzeba mieć świetne oceny. Bez bycia bardzo dobrym studentem się nie obejdzie, bo w takim uniwersytecie patrzą najpierw na akademickie atuty, a w dalszej kolejności na sportowe.
Jaki kierunek studiowałeś?
Stosunki międzynarodowe. Ale tu muszę dodać, że wciąż je studiuję, tylko że w formie klas online na ostatnie dwa lata. Mam nadzieję, że wszystko uda się skończyć, przez co rodzice będą szczęśliwi. Na pewno nie żałuję tej zmiany, bo oferta z Belgii była dla mnie tą jedną na całe życie. Nawet się nie zastanawiałem. Ludzie mówili, że jestem szalony, że co ja robię, że dlaczego opuszczam Yale. Ale dla mnie to był „no-brainer”.
Taki uniwersytet wymaga nauki po kilkanaście godzin dziennie?
Zależy od kierunku, choć na każdym są nie tylko zajęcia, ale też zadania domowe. Jak dodasz jeszcze treningi i mecze, faktycznie może się okazać, że nie ma czasu na nic innego. W Yale dni, dla mnie jak dla sportowca, wyglądały tak samo – zajęcia, nauka, zadania, trening i spanie. Doba okazuje się wtedy tak krótka, że uczy cię, jak kreować więcej przestrzeni w 24 godzinach.

Bycie sportowcem czyni tam studenta elitarnym?
Nie powiedziałbym, zwłaszcza że studenci w Yale są genialni np. w muzyce, matematyce czy robotyce. Ale na tym właśnie polega magia tego uniwersytetu – ściąga ludzi z niezwykłymi talentami w jednym miejscu.
I zapewne z grubym portfelem rodziców.
Tak, niestety to droga szkoła. Czasami, gdy jesteś sportowcem, uniwersytet w USA potrafi opłacić ci studia, jeśli będziesz reprezentował go w zawodach. W Yale tak nie ma, choć akurat mi udało się uzyskać pomoc finansową w ramach stypendium. Nie musiałem ponosić pełnej opłaty, bo rodziców nie było na to stać. Na tym polega program w Yale. Tam patrzą, jakie ktoś ma zarobki, a jeśli są niskie – pomagają. Na pewno edukacja w USA jest za droga i nie powinno tak być. To bariera, która hamuje wiele rodzin.
Nie zdziwiłbym się, jakbyś w wielu szatniach był uważany za najbardziej inteligentnego piłkarza, choćby z samego faktu, że studiujesz w Yale.
Jak moi rówieśnicy słyszeli, że chcę grać w piłkę, patrzyli na mnie jak na dziwaka. Bo przecież nie idziesz na Yale, żeby zostać profesjonalnym piłkarzem, prawda? I rozumiem, że odwrotnie może myśleć w szatni, na zasadzie: „co on tu robi?”. Ale zawsze miałem taką myśl, że czego sobie nie ustawię za cel, będę chciał to osiągnąć. A czemu nie być dobrym na dwóch ścieżkach? Edukacyjnej i sportowej? Tak wybrałem.
I na pewno nie powiedziałbym, że to, gdzie studiujesz, czyni cię człowiekiem inteligentniejszym od innych. To nie jest kluczowy warunek. Na inteligencję składa się na przykład sposób, w jaki komunikujesz się z innymi ludźmi z różnych środowisk. Do tego dodałbym też rozumienie i szybkie przyswajanie nowych informacji.
Dwa lata temu dopiero wszedłeś na poziom profesjonalny w Truiden, a nie jest wykluczone, że w 2026 roku zagrasz na mundialu w Stanach na przykład w reprezentacji Iranu. Tu rodzi się kilka pytań, choć zacznę od tego, czy twoim zdaniem MŚ będą dobrą reklamą dla USA czy niekoniecznie?
Dobre pytanie. Spędziłem w USA prawie całe życie, więc jestem przyzwyczajony do wszystkich plusów i minusów. Wiele rzeczy faktycznie wygląda tak jak w filmach, a w kategorii „amerykańskiego snu”, o którym często się mówi, lubię myśleć, że wszystko jest możliwe.
Czyli wierzysz w „amerykański sen”?
Pokazali to moi rodzice, którzy są emigrantami i pracowali bardzo ciężko w poszukiwaniu lepszego życia. Ja i mój brat jesteśmy nauczeni, że trzeba mieć dobrą etykę pracy i być pokornym. Samo dostanie się do Yale udowodniło mi, że „da się”. To nie był przypadek. Później wejście do TOP10 lig w Europie, w Belgii, też stało się dla mnie dowodem, że wspomniany sen da się spełnić.
Tylko teraz kontynuujesz go w Europie.
Dokładnie.

Ludzie pytają cię czasami, o co chodzi z konfliktem Iranu z Izraelem? Polityka i stosunki międzynarodowe to mniej więcej twój rejon zainteresowań.
Pytają, pytają. Do tego dochodzą jeszcze stosunki Iranu z USA. Cóż, to nie jest prosta sprawa…
Jaką reprezentację byś wybrał, gdyby pojawiły się powołania? USA czy Iran?
Wydaje mi się, że wiem. Nie zastanawiałem się nad tym jednak długo, bo jeszcze nie było takiej okazji, żeby podjąć decyzję. Mam jedynie nadzieję, że za rok na mundialu będę na boisku jako zawodnik. Zagrać w swoim domu dla kadry narodowej? To byłaby piękna sprawa.
Cracovia ma być do tego trampoliną, choć chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że jesteś dla niej eksperymentem przez wzgląd na krótkie piłkarskie CV.
Liczę na to, choć wizja, że trzy lata po opuszczeniu Yale miałbym zagrać na mundialu, brzmi szaleńczo. Ale czuję, że najpierw wybór ligi belgijskiej, a potem polskiej, wyjdzie mi na dobre. Sama Cracovia wygląda na świetnie miejsce, z ambicjami i dobrymi piłkarzami. Widzę też, że młodzi zawodnicy odchodzą z Polski do topowych rozgrywek albo na odwrót: że fajne nazwiska pojawiają się u was. To dobra zachęta, żeby spróbować się tutaj rozwinąć i wypromować. Na razie uważam, że polska liga jest za belgijską, ale za kilka lat mogą się zrównać. Jestem tu dopiero kilka tygodni, ale da się zauważyć ogromny potencjał.
Ktoś polecał ci Ekstraklasę?
Nikt, nie znam tutaj nikogo. Nie bałem się pójść w nieznane, bo taki jestem. Uważam, że trzeba wychodzić ze swojej strefy komfortu, żeby stawać się lepszym, co dotyczy wielu aspektów życia. Już po pierwszych rozmowach z dyrektorem sportowym i trenerem byłem pewien, że Cracovia będzie właściwym wyborem.
Co możesz dać Cracovii, jeśli chodzi o atuty piłkarskie?
Intuicję z piłkę przy nodze, blisko bramki. Lubię ją mieć, nawet jeśli moje warunki fizyczne na to nie wskazują. Ale wierzę, że w fizycznej lidze, jaką jest Ekstraklasa, przydadzą się i dodatkowo je rozwinę. Staram się podchodzić do tego kompleksowo. To znaczy: mogę strzelać głową i kilka takich bramek w Belgii zdobyłem, ale też uważam, że mam atuty do ofensywnej gry w piłkę po ziemi. Będę się starał, żeby pomóc Cracovii w osiągnięciu europejskich pucharów. Czuję, że tutaj wiele można osiągnąć, zwłaszcza przy tak niesamowitych kibicach.
CZYTAJ WIĘCEJ O CRACOVII:
- Atalanta, Dinamo, Standard. Cracovia sięga po obrońcę z mocnym CV
- Tęsknota za idolem. Mateusz Klich i tożsamościowa luka Cracovii
- Ajdin Hasić: Mam marzenie, by trafić do Barcelony [WYWIAD]
Fot. Newspix