Reklama

Ziółkowski za tani? A może to rynek nas weryfikuje?

Kamil Warzocha

06 sierpnia 2025, 13:05 • 5 min czytania 66 komentarzy

Kiedy renomowany klub z topowej ligi puka do drzwi ekstraklasowicza, trudno o to, żeby działaczom nie zaświeciły się oczy z myślą o fajnym zarobku. A jest jeszcze trudniej, jeśli trzeba zasypywać dziury budżetowe i godzić się na cenę, która wyraźnie odbiega od wymarzonej. Ale, no właśnie – czy 6 mln euro z bonusami, jakie rzuca na stół AS Roma za Jana Ziółkowskiego, to powód, żeby oskarżać Legię o letnią wyprzedaż?

Ziółkowski za tani? A może to rynek nas weryfikuje?

Wczoraj Paweł Paczul rozważał, czy młody obrońca nie wypływa na szerokie wody za wcześnie. Wątpliwości to naturalna kolej rzeczy, skoro mówimy o piłkarzu, który nawet nie wskoczył na najwyższą półkę stoperów w Ekstraklasie. Ale że ogromny talent ma, istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że się jednak obroni. Tego mu oczywiście życzymy.

Reklama

Obawy nie biorą się jednak tylko z faktu, że Rzym a Warszawa to dwie różne bajki. To też konsekwencja przygód Polaków za granicą w ostatnich latach, które wpływają nie tylko na nasze, medialne dywagacje. Naiwnością byłoby myślenie, że europejskie kluby nie podpatrują „success story” danego kraju. Że nie monitorują, czy polski piłkarz lepiej przystosowuje się do warunków bardziej wymagającej ligi, czy może niekoniecznie, tracąc na rzecz przykładowego Chorwata. Tu dochodzimy do punktu, że o ile trzeba oczekiwać jak największej kasy za talent z Polski, o tyle akurat teraz nie mamy komfortowej pozycji w Europie do negocjacji.

Jan Ziółkowski do Romy „tylko” za 6 mln euro. Historia sukcesu nie jest nam przychylna

Śledząc dyskusje o transferze Ziółkowskiego do Romy (na ten moment jeszcze niedokonanym), rozumiem żal czy frustrację, że to „tylko 6 mln euro”. Zwłaszcza że oczami wyobraźni wybiegam rok naprzód i widzę gościa, który gra w europejskich pucharach, bije się o mistrzostwo Polski w wyjściowym składzie Legii, debiutuje w reprezentacji Polski i trochę nabiera na wartości. Super wizja, prawda? W dodatku wcale nie szaleńcza. A jednocześnie chwilę później staram się wejść w buty zagranicznego klubu, który takiego Ziółkowskiego wycenia. Myślę sobie: hmm, mega potencjał, wiek wciąż optymalny do rozwoju, ale… ci Polacy. Za nich nie ma co przepłacać.

Kacper Kozłowski sprzedany za 11 mln euro do Brighton? Brutalna weryfikacja w Belgii, bez szansy w Anglii, po kilku latach piłkarz walczący o utrzymanie w lidze tureckiej. Kariera jeszcze do uratowania, ale w Brighton dobrze wspominać tego transferu nie będą.

Jakub Moder za podobną kwotę? Zapewne dziś grałby regularnie w Premier League, ale niestety ta kariera nie potoczyła się po jego myśli przez pecha z kontuzjami. W 2025 roku tak naprawdę dopiero się odkręca i wygląda to obiecująco. Ale raz, że na półeczce niżej w Eredivisie, dwa: Brighton też straciło na tym biznesie.

Jakub Kamiński za 10 mln euro do Wolfsburga? Od kilku sezonów traci na wartości. Teraz ma szansę zabłysnąć w Koeln, ale skoro jest tam na wypożyczeniu, znaczy to, że bliżej niż dalej mu do wylotu z macierzystego klubu. Nie podbił średniaka Bundesligi, a jeśli nie wyjdzie poza przeciętność w ekipie beniaminka, notowania 23-latka naturalnie spadną.

Michał Skóraś za 6 mln euro do Club Brugge? Za taką cenę w Brugii raczej spodziewali się kogoś więcej niż rezerwowego, a tam przecież transfery z zyskiem to chleb powszedni. Póki co, nie zapowiada się ani na to, ani na wielki wzrost akcji byłego skrzydłowego Lecha w nowym sezonie.

Kamil Piątkowski za 6 mln euro do Red Bull Salzburg? Austriacy wysłali go ostatnio na trzecie wypożyczenie i to do Turcji. Na rok przed końcem kontraktu w klubie nie mogą powiedzieć, że pieniądze włożone w Polaka były strzałem w dziesiątkę.

To grupa najwyższych transferów wśród polskich piłkarzy po wybuchu pandemii koronawirusa. Na renomę ligi za granicą pozytywnie wpływają na razie Ante Crnac i Ernest Muci, ale wiadomo, że ich traktuje się inaczej w obliczu wspomnianego już „success story” konkretnego kraju. Pod tym kątem niewiadomą jest Maxi Oyedele, który za sześć baniek dopiero co odszedł do Strasbourga, a trzeba czekać też na rozwój sytuacji z Brightem Ede. On też wskoczy do czołówki ruchów wychodzących, jeśli oczywiście Motor nie przelicytuje.

Musimy znowu pokazać, że Polak jest warty znaczniej większej kasy

Uwzględniając ostatnie lata, trudno oczekiwać, że kluby z czołowych rozgrywek będą zaczynać negocjacje od kwot 6-7 mln euro za wyróżniającego się 20-latka, a kończyć znacznie wyżej. Ba, jeśli Zbigniew Jakubas wyciągnie „dychę” za swojego piłkarza, będzie to bardziej anomalia, sukces pomimo słabnącej atrakcyjności Polaków na europejskim rynku.

Poza tym, gdyby pastwić się nad młodymi Polakami, którzy mieli być naszą wizytówką, moglibyśmy jeszcze wspomnieć o mniejszych, kilkumilionowych transferach. Choćby o Marchwińskim, Łęgowskim, Nawrockim, Włodarczyku czy Puchaczu. O żadnym z nich, tak jak w przypadku znacznie droższych kolegów, nie możemy powiedzieć: okej, przyczynił się do zwiększenia wartości polskiej nacji w Europie. A że pozytywnych przykładów dla przeciwwagi mamy tyle, co kot napłakał, nie dziwmy się później, że bogaty klub Serie A nie da zarobić tyle, ile chcieliby kibice.

Niestety, mimo że spodziewaliśmy się pójścia za ciosem i przebijania sprzedaży rzędu 10 mln euro, moim zdaniem znajdujemy się teraz w swego rodzaju czyśćcu, który redefiniuje wartość Polaków. Duża w tym rola piłkarzy pokroju Oyedele, wkrótce pewnie Ede, Rózgi, Sarapaty czy nawet Bogacza w USA. A także Ziółkowskiego, który lada dzień może pożegnać się z Legią.

Teraz to my musimy znowu dowodzić, że talent z Ekstraklasy nie jest jedynie pieniędzmi wyrzuconymi w błoto. To może jednak stać się o tyle problematyczne, że po zmianie przepisów w Ekstraklasie nastąpił odpływ młodzieżowców. Z drugiej strony – może transferów będzie mniej, ale za to unikniemy sztucznego pompowania młodych Polaków? Czyli czegoś, co w jakimś stopniu dało się zauważyć w ostatnich latach? Nie jest to takie oczywiste, choć jedno jest pewne. Jesteśmy w okresie testu, a nie stawiania Europie idealnych dla nas wymagań.

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

66 komentarzy

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama