Jan Grzesik ma za sobą najlepszy sezon w karierze, ale chyba nadal jest zawodnikiem trochę niedocenianym w Ekstraklasie. Daje solidność w tyłach, konkrety z przodu, obsadzi wiele pozycji i praktycznie nigdy nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu. W nowy sezon wszedł z buta. Z czołową postacią Radomiaka rozmawiamy o wydarzeniach z ostatnich dwóch lat, bo właśnie latem 2023 roku Grzesik zamienił Wartę Poznań na Radom.
![Grzesik: Reprezentacja? To się na 99 procent nie wydarzy [WYWIAD]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/08/jan-grzesik-radomiak-radom-scaled.jpg)
Czy to najlepszy Radomiak, w którym grał? Dlaczego na początku klub nie udźwignął deklaracji, które mu składano? Jakie wydarzenia negatywnie wpływały na atmosferę w szatni? Czym wyróżnia się trener Joao Henriques? Czy dopuszcza myśli o reprezentacji Polski? Jak patrzy dziś na degrengoladę Warty? Zapraszamy.
*
Eksperci zastanawiają się, kto może zostać czarnym koniem tego sezonu Ekstraklasy. Padały nazwy Cracovii, Widzewa, Korony czy Górnika. O Radomiaku w tym kontekście raczej się nie mówi, a może powinno?
Nie wiem, od tego są eksperci, którzy opisują dużo rzeczy dookoła naszej ligi, żeby nakręcać całą otoczkę. My w szatni nie zastanawiamy się, czy ktoś powinien nas wymieniać, czy nie i co czujemy w tym temacie. Chcemy robić swoje, na koniec wszystko pokażą wyniki. Nie zastanawiamy się, co będzie za 2-3 kolejki. Przed nami Raków i teraz to jest ważne.
Mamy założony swój cel wewnątrz zespołu i tego się trzymamy. Chcemy osiągnąć wynik minimum, który sobie rozpisaliśmy.
Ale rozumiem, że to tajemnica?
Tak, nie zamierzamy tego rozpowiadać na zewnątrz, więc nie będę się wyłamywał.
Zapytam inaczej: obecny Radomiak ma najsilniejszy zespół, odkąd tu jesteś?
Trzeba było tak od razu (śmiech). Myślę, że tak. Jeśli chodzi o jakość zawodników i przede wszystkim ich charakter, to mówimy o najsilniejszym Radomiaku. Mamy połączenie doświadczenia z… może nie tyle młodością 18-latków, ale z chłopakami mającymi 23 czy 24 lata, którzy są głodni gry i chcą się pokazać. Do tego dochodzą bardzo dobre parametry motoryczne, na które ostatnio często zwraca się uwagę. Wydaje się, że na dziś wszystkie te elementy stoją na dobrym poziomie i pokażemy, że jesteśmy w stanie punktować na miarę oczekiwań założonych przez klub.

Można też zapytać, czy aktualnie nie oglądamy najlepszego Jana Grzesika, choć w zasadzie to pytanie jest aktualne od roku. Przez cały poprzedni sezon byłeś w bardzo dobrej formie, a w nowe rozgrywki wszedłeś z drzwiami i futryną.
Nie lubię takiego spłaszczania, bo chodzi o spojrzenie w czyste statystyki, z których wysnuwa się wniosek, że Jan Grzesik mocno wszedł w sezon. Gdyby nie patrzono na same liczby, raczej nikt by tak nie mówił.
Na tym ten sport polega. Jak ktoś jest w formie, często widać to również po podstawowych liczbach.
Wiadomo, że w każdym sporcie liczby wiele oddają i pokazują, ale jakoś nie lubię się do nich odnosić. Od czterech lat naprawdę wnikliwie analizuję każdy swój mecz. Czasami grałem bardzo dobrze, tyle że przegrywaliśmy, a zdarzało się, że miałem gorszy dzień, ale wygrywaliśmy i notowania były na wyższym poziomie. Mam trochę inne spojrzenie na to, co robimy. Nieraz wynik determinuje to, jak ktoś odbiera twoją postawę.
Te słowa brzmią, jakbyś trochę sobie umniejszał za ostatnie tygodnie.
Przeważnie sobie umniejszam, patrzę na swoją grę krytycznie. Jestem pewny siebie, na boisku nie brakuje mi poczucia własnej wartości, ale cały czas widzę pole do poprawy wobec niektórych meczowych decyzji czy zachowań. Mogę rozegrać dwa podobne spotkania jak z Pogonią czy Arką, z tą różnicą, że zamiast strzelić gola stracimy bramkę po moim błędzie i recenzja mojego występu będzie zupełnie inna.
Naturalna rzecz, ale jakoś tak się składa, że goli nie zawaliłeś, tylko je strzelałeś. Z czegoś to wynika.
Tak, po prostu nie lubię sztucznego pompowania balonika. Nigdy nie jest tak kolorowo jak się wydaje, a też często nie jest tak tragicznie, jak odbierają to komentujący z zewnątrz.
No to gdy Jan Grzesik analizował swoje ostatnie mecze, kiedy najmocniej się krzywił?
Po meczu z Pogonią na pewno krzywiłem się na ucieczki Kamila Grosickiego za moje plecy, natomiast to była też kwestia usprawnienia całej naszej struktury w grze obronnej. Do tego dochodziły małe rzeczy w kontekście ustawienia, podań czy wyjścia do piłki, które zawsze można usprawnić. To szczegóły, które mi mogą sprawiać ból głowy, ale dla kibiców niekoniecznie są widoczne.
Przy twoich golach dwie znakomite asysty zaliczył Rafał Wolski. Tworzy nam się super duet w Ekstraklasie?
Zobaczymy. Rafał stracił trochę czasu podczas przygotowań, bo przeszedł zabieg i później wszedł w sezon. Z „Wolakiem” bardzo dobrze się współpracuje, ma „szeroką” wizję gry. Jeśli jest przy piłce, można się spodziewać różnych rzeczy. Gdybym w tej akcji na 5:1 z Pogonią podał do kogoś innego, nie liczyłbym aż tak mocno na takie odegranie. Z Arką nawet nie wiem, czy mnie widział, ale na pewno słyszał i wiedział, że jestem za jego plecami. Dostawił stopę i wyszło „magic touch”, dokładnie tak chciał zagrać. Duże słowa uznania dla niego. Czas powinien działać na jego korzyść i wierzę, że zaliczy jeszcze wiele asyst.
A z Pogonią na 3:1 próbowałeś strzelić gola sezonu czy tak wyszło?
Gdybym teraz przekonywał, że zamierzałem dokładnie w taki sposób przelobować Cojocaru z niemal zerowego kąta, nie byłbym wiarygodny. Piłka tak czy siak szłaby ostrzej w kierunku dalszego słupka, ale rykoszet od Koutrisa sporo zmienił. Cojocaru zrobił wyraźny krok w prawą stronę, a piłka zmieniła tor lotu i już nie był w stanie tego skorygować. Miks szczęścia i chęci stworzenia dużego zagrożenia pod bramką rywala zagraniem w dalszy róg. Być może nawet bez rykoszetu jakoś by to wpadło od słupka, ale to trącenie wiele ułatwiło.

Śmialiśmy się, że zaczynasz tak sezon, żeby tym razem kapituła Ekstraklasy nie miała już wątpliwości i na koniec nominowała cię do top5 na którejś pozycji. Żałowałeś, że w maju nie znalazłeś się w tym gronie?
Słyszałem, że jestem jednym z zawodników, który może zostać nominowany. Czy powinien być w piątce? Mam swoje zdanie na ten temat, ale wpływu nie mam żadnego. Nie chcę powiedzieć, że kompletnie mnie to nie obchodzi, bo byłoby to zbyt nonszalanckie. Zawsze przyjemnie znaleźć się na takiej gali w gronie wyróżnionych, ale nie mówimy o rzeczach, którymi choć trochę bym się przejmował. Jeśli strzelę 10 goli i dam 10 asyst na prawej obronie, może ktoś uzna, że już nie ma wyjścia i trzeba mnie nominować.
Utrudnieniem był fakt, że rozegrałeś sezon na wielu pozycjach. Kim ty się w zasadzie dziś czujesz: prawym obrońcą, wahadłowym czy skrzydłowym?
Uważam, że jestem prawym obrońcą, tyle że chyba nie ma drugiego prawego obrońcy w lidze, który w razie czego jest w stanie opędzlować cztery inne pozycje. No, może przesadziłem, że nie ma, ale trudno byłoby kogoś takiego znaleźć. Na myśl przychodzi mi jeszcze tylko Fran Tudor, który w Rakowie był ostatnio także pół-prawym stoperem i lewym wahadłowym. Są zawodnicy, którzy mogą pełnić różne role na zadowalającym poziomie i ja się do nich zaliczam. Cieszę się, że mam zaufanie ze strony trenera i co tydzień gram. Patrząc na to, jak zmieniali się trenerzy i piłkarze w Radomiaku, być może jestem tutaj jedynym zawodnikiem, który niezależnie od tego cały czas wychodzi w podstawowym składzie. Nie ukrywam, że cieszy mnie ten fakt, bo oznacza on, że nie ma tu przypadku.
Chłopaki w szatni śmieją się, że chyba stałem się synkiem trenera i rozmawiam z nim więcej niż inni, ale zawsze odpowiadam, że nie da się być synkiem kilku trenerów z rzędu. Staram się być aktywny na boisku w każdym aspekcie, od pewnego czasu bardziej widoczny jest ten ofensywny. Sądzę jednak, że również w defensywie daję pewną solidność. Nadal czuję się przede wszystkim obrońcą. Może już nie tak mocno nominalnym jak w pierwszym sezonie w ŁKS-ie, gdy graliśmy czwórką z tyłu i byłem ustawiany na prawej stronie z nastawieniem mocno defensywnym. Na przestrzeni lat ewoluowałem i poszedłem do przodu, o czym świadczy dziś moja wszechstronność.

Dwa lata temu rozmawialiśmy już po twoim odejściu z Warty do Radomiaka. Mówiłeś wtedy, że władze klubu z Radomia przedstawiły ci ciekawe perspektywy i sam zastanawiasz się, gdzie jest sufit tego projektu. Jakie masz wnioski po tym czasie?
W pierwszym sezonie nastąpiła weryfikacja, z różnych powodów. Z dzisiejszej perspektywy moje oczekiwania na starcie względem Radomiaka były za wysokie, natomiast niezmiernie cieszy mnie to, że klub sobie z tym poradził i faktycznie zaczęliśmy iść we właściwym kierunku. Jeśli więc wracamy do słów sprzed dwóch lat, teraz są znacznie bardziej aktualne niż wtedy.
Myślę, że momentem przełomowym i apogeum tego wszystkiego była końcówka ubiegłego roku. Miały miejsce różne dziwne sytuacje z Vagnerem i Rochą, odszedł także trener Bruno Baltazar. Grubą kreską odcięto się od wielu negatywnych spraw związanych z klubem i od tej chwili zaczęło iść ku lepszemu. Doszło też do roszad na „górze”. Jakość sprowadzanych zawodników także się poprawiła. Jako dziennikarze chyba sami widzicie, że to już nie ten sam Radomiak. Wierzę, że kolejne lata to będzie już nieustanne stawianie kroczków naprzód. Wtedy będziemy mogli zrealizować ambicje kibiców czy niektórych osób z zarządu. Nigdy jednak nie powiem głośno, że gramy o puchary czy pierwszą piątkę. Głównym celem pozostaje spokojne utrzymanie, a jeśli dołożymy coś więcej, to będzie super.
To co sprawiło, że Radomiak w sezonie 2023/24 do końca bronił się przed spadkiem?
Całościowo przeżywaliśmy gorszy czas. I organizacyjnie, i sportowo, i jeśli chodzi o charaktery w szatni i dogadywanie się grupy. Do tego różnego rodzaju perturbacje trenerskie. Jeśli w ciągu sezonu masz trzech trenerów, coś musiało być nie tak. Brakowało chłodnego spojrzenia. No i nie zapominajmy, że trenowaliśmy jeszcze w znacznie gorszych warunkach. Delikatnie mówiąc, nie były to boiska najwyższej jakości.
Pierwsze wyraźniejsze zmiany na lepsze nastąpiły już w połowie 2024 roku, gdy przyszedł Bruno Baltazar. Odświeżyliśmy głowy jako zespół. Otworzono nowy obiekt treningowy na Koniówce, gdzie są świetne warunki. Obok stadionu mamy jeszcze jedno boisko. Klub od środka zaczął bardziej dbać o organizację i codzienne funkcjonowanie. Nadal wiele spraw jest do poprawy, ale trudno nie zauważyć wyraźnego postępu. Grunt, żeby się nie zatrzymywać.
Wspominałeś o Vagnerze. Pisaliśmy, że zaczął trochę gwiazdorzyć i psuć atmosferę w szatni. Były jednostki, które nie do końca ciągnęły wózek w tę samą stronę.
Patrząc na to, jak funkcjonujemy w szatni dzisiaj, a jak było dwa lata temu, zmiany zdecydowanie poszły w dobrą stronę. Po drodze straciliśmy kilku zawodników, którzy mieli jakość i dawali dużo dobrego, ale tych, którzy z różnych względów nie chcieli tu być, już z nami nie ma. Z niewolnika nie ma pracownika. Teraz zespół składa się z piłkarzy, którzy naprawdę chcą coś pokazać i mają głód rozwoju.
Nie każdemu pasowało to, że jest w Radomiu. Zresztą, w pierwszym sezonie ja również nie byłem nie wiadomo jak zadowolony z sytuacji. Różnymi sposobami odciąłem te negatywne emocje, zacząłem się bardziej cieszyć z samego grania w piłkę. W międzyczasie klub wykonał progres, o którym mówiliśmy i całościowo przełożyło się to na występy i moje, i Radomiaka. W ostatnim sezonie nie musieliśmy drżeć w temacie utrzymania.

Przychodząc do Radomiaka musiałeś mieć wkalkulowane, że wchodzisz do międzynarodowej szatni, ale czy skala tego zjawiska cię zaskoczyła i powodowała jakieś problemy?
Mówienie w innym języku nigdy nie jest problemem. Zawsze chodzi o to, jakie masz nastawienie i mentalność. Jeśli – tak jak obecnie – w szatni są goście poukładani, chcący ciężko pracować, dokładający elementy piłkarskie i motoryczne, to nie sądzę, by jakiekolwiek proporcje narodowościowe miały znaczenie. One ewentualnie uwypuklają się, gdy nie zgadzają się kwestie, które wcześniej wymieniłem.
W Radomiu na początku uderzyły mnie charaktery, które tutaj spotkałem. To był główny czynnik różnorakich kłopotów – moich z adaptacją i wynikowych. Trochę już wyciągnąłeś w tym temacie i uznajmy, że tyle wystarczy.
Jak językowo się odnajdujesz w takim towarzystwie?
Na początku musiałem się podciągnąć w angielskim. Po dłuższym czasie wyuczyłem się na tyle, że mogę się swobodnie komunikować w tym języku i to angielskiego używa większość zawodników. Wiadomo, że portugalsko czy francuskojęzyczni między sobą mówią w ojczystych językach, ale jak trzeba, angielski jest dla wszystkich i w nim też rozmawia z nami trener Henriques. Gdy ktoś mniej rozumie, wtedy w razie potrzeby dorzucany jest portugalski.
Przyznałeś, że wraz z przyjściem Joao Henriquesa na dobre poszliście do przodu. Czym się wyróżnia na tle innych trenerów, z którymi pracowałeś? Radomiak powoli zaczyna łączyć efektowną grę z dobrymi wynikami, a to jest najtrudniejsze.
Chcę być dobrze zrozumiany: przyjście trenera Henriquesa było jednym z wielu elementów pozytywnych zmian w klubie, to się zbiegło w czasie.
Pamiętam, że chwaliłeś Bruno Baltazara i broniłeś go w mediach.
No właśnie. Wcześniej działo się dużo dziwnych rzeczy. W pewnym momencie chyba nawet same wyniki poszły trochę na bok i nawet jeśli wygrywaliśmy, najwięcej mówiło się o tym, co było w szatni z Vagnerem, transferem Rochy i odejściem trenera Baltazara.
A czym się wyróżnia Joao Henriques? Zasadami, które wprowadził i twardą ręką w prowadzeniu zespołu. To nie wyklucza luzu, absolutnie nie o to mi chodzi, ale konsekwentnie trzyma się swoich założeń, co go wyróżnia. Jeśli coś jest ustalone i uważa to za słuszne, mamy się tego trzymać i koniec. Jest też człowiekiem bardzo stonowanym emocjonalnie.
Chyba że w pobliżu znajdzie się Goncalo Feio.
Takie sceny w jego wykonaniu naprawdę są rzadkością. Podczas meczu emocji jest więcej, ale i tak przeważnie potrafi trzymać nerwy na wodzy. A jeśli chodzi o aspekty związane z analizą i przygotowaniem do meczu, znajduje złoty środek. Ani nie jest zbyt wyciszony i powierzchowny, ani nie jest nadpobudliwy, bez potrzeby nie wrzeszczy na zawodników. Świetnie też zarządza meczami, jego zmiany często ożywiają zespół. Co do widowiskowości, wynika ona również z tego, że trafiają do nas chłopaki o innych profilach niż wcześniej. Mamy innych skrzydłowych czy stoperów. Dobra grupa trenerów w odpowiednim czasie spotkała się z dobrymi piłkarzami i są efekty.

Kiedy żegnałeś się z Wartą, dało się wyczuć między wierszami, że nie wierzysz w jej dalszy rozwój. Skala tej degrengolady chyba jednak cię zaskoczyła?
Najzwyczajniej w świecie jest mi smutno. Spędziłem w tym klubie niesamowite trzy lata. Energia, którą tam mieliśmy, jest nie do opisania. Życzę każdemu zawodnikowi, żeby choć raz podczas swojej kariery trafił do szatni i klubu z tak wspaniałymi ludźmi, którzy mają w sobie mnóstwo radości, chęci, wzajemnej życzliwości. Mieliśmy kapitalną atmosferę.
Trudno mi się dziś patrzy na wydarzenia w Warcie, na spadek do II ligi. Ostatnio analizowałem jej skład i nie ma tam już nikogo, z kim grałem. Całkowicie nowa drużyna. Serce się kraje, że z tego, co wtedy budowano w zasadzie nic nie zostało.
A czy coś przeczuwałem? Mogłem mieć wrażenie, że mój czas w Warcie się kończy, ale na pewno nie zakładałem tak czarnego scenariusza. Dla mnie był to ostatni dzwonek na odejście. Ja i moi agenci mamy nosa do zmiany klubów. Uważam, że z Siarki Tarnobrzeg i ŁKS-u też odchodziłem w optymalnym momencie. Zobaczymy, jak będzie z Radomiakiem. Zostały mi dwa lata kontraktu. Wierzę, że wydarzy się tu jeszcze wiele dobrego.
Masz nadzieje na 1A w CV? Ostatnio uznaliśmy, że byłby to pożądany scenariusz, zwłaszcza że w przeszłości wielu gorszych zawodników dostawało powołania.
99 procent, że to się nie wydarzy. Zostawiam sobie ten jeden procencik. Nadziei sobie nie robię. Odkąd współpracuję z psychologiem Konradem Czapeczką nauczyłem się, że kluczową sprawą jest poziom naszych oczekiwań, zatem niczego nie oczekuję jeżeli chodzi o powołanie do reprezentacji. Poziom wyjściowy, najwyżej mile się zaskoczę.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Kahveh Zahiroleslam – przez Cracovię na mistrzostwa świata 2026?
- Zarząd Górnika: Bez pieniędzy z transferów klubu by już nie było [WYWIAD]
- Ekstraklasa silna i słaba. Ranking swoje, rynek swoje – naszych gwiazd nikt nie chce
- Trela: Siła paszportu. Które nacje sprawdzają się w Ekstraklasie?
- Nowy sezon, ten sam Jean-Pierre Nsame
Fot. FotoPyK/Newspix