Reklama

Co łączy strzelców historycznych goli dla Polski? Nie urodzili się w Polsce

AbsurDB

Autor:AbsurDB

13 lipca 2025, 10:18 • 5 min czytania 9 komentarzy

Czwarty raz polska reprezentacja piłkarska strzela swojego pierwszego gola w finałach wielkiego turnieju i czwarty raz jego autorem jest osoba, która nie urodziła się w Polsce. Pochodząca z Hiszpanii Natalia Padilla-Bidas wpisała się do historii polskiej piłki po Fryderyku Scherfkem, Hubercie Gadzie i Rogerze Guerreiro. Polki zostały też naszą pierwszą reprezentacją (męską lub kobiecą), która od powstania rankingu FIFA w finałach wielkiego turnieju pokonała drużynę klasyfikowaną tak wysoko.

Co łączy strzelców historycznych goli dla Polski? Nie urodzili się w Polsce

Wygraliśmy z dwunastymi na świecie Dunkami 3:2.

Reklama

Padilla-Bidas w niezwykłym gronie. Oto autorzy historycznych goli dla polskich reprezentacji

Fryderyk Scherfke w 1938

Pierwszym strzelcem gola dla Polski w finałach mistrzostw świata był Fryderyk Scherfke, który w 1938 roku trafił w 23. minucie meczu przegranego po dogrywce 5:6 z Brazylią. Nie urodził się w Polsce, ale to samo można powiedzieć o prawie każdym uczestniku tamtego mundialu. Po odzyskaniu niepodległości przyszli na świat tylko młodziutcy Stanisław Baran i Walter Brom. Obaj siedzieli na ławce, a Brom do dziś jest najmłodszym bramkarzem, jaki był w składzie jakiejkolwiek reprezentacji w finałach mistrzostw świata.

Cała reszta urodziła się, chcąc nie chcąc, na terenie zaboru rosyjskiego, niemieckiego albo austriackiego. Właśnie na terenie Cesarstwa Niemieckiego, w Poznaniu w 1909 roku urodził się Fryderyk (a właściwie Friedrich) Scherfke. Jednak w przeciwieństwie do większości ówczesnej kadry, był etnicznym Niemcem. Jego brat miał na imię Günther, a sam Fritz czasie wojny grał w klubie SS i służył w Wehrmachcie. Nie da się jednak powiedzieć o nim złego słowa. Z radością reprezentował barwy Polski i Warty Poznań. Będąc członkiem niemieckiej administracji aktywnie chronił wielu kolegów z drużyny do tego stopnia, że zainteresowało się nim Gestapo.

Pozostałe cztery gole w meczu z Brazylią strzelił Ernest Wilimowski, także urodzony w niemieckim wtedy mieście – Katowicach. On z kolei był piłkarzem znacznie bardziej znanym, ale też jego dalsze losy i lojalność wobec Polski są zdecydowanie bardziej kontrowersyjne. Nie ma to jednak dziś znaczenia.

Roger Guerreiro w 2008

W znacznie bardziej współczesnych czasach padł pierwszy gol dla Polski w finałach męskich mistrzostw Europy, choć wielu zapomniało już, kto go strzelił. Z meczu z Austrią w 2008 roku zapadł w pamięci przede wszystkim rzut karny dla gospodarzy podyktowany w doliczonym czasie gry przez późniejszego wroga publicznego numer jeden: sędziego Howarda Webba. Amnezja odnośnie pierwszej bramki dla Polski może wynikać z tego, że… została strzelona ze spalonego.

Jej autorem był Roger Guerreiro. Urodził się w 1982 roku w brazylijskim Sao Paulo.

W wieku 24 lat trafił z polecenia Mariusza Piekarskiego do Legii, dla której rozegrał 101 meczów i strzelił 19 goli. Wywalczył też mistrzostwo, puchar i superpuchar. Tuż przed Euro dostał polskie obywatelstwo, a potem strzelił jedyną naszą bramkę w finałach.

Hubert Gad w 1936

Grzegorz Wojtowicz z Polskiej Agencji Prasowej przypomniał mi, że także autor pierwszego gola dla Biało-Czerwonych w igrzyskach olimpijskich nie urodził się w Polsce. W 1924 roku w Paryżu nie udało nam się trafić do siatki, ale w Berlinie dwanaście lat później w pierwszym spotkaniu pokonaliśmy Węgrów 3:0, a pierwsze dwie bramki strzelił Hubert Gad, urodzony trzy tygodnie po wybuchu I wojny światowej w Świętochłowicach na terenie ówczesnego Cesarstwa Niemieckiego.

Zmarł na dwa miesiące przed wybuchem kolejnej wojny światowej podczas niefortunnej kąpieli w stawie.

Natalia Padilla-Bidas w 2025

W sobotni wieczór byliśmy świadkami pierwszego gola strzelonego przez Polkę w finałach kobiecych mistrzostw Europy.

Jego autorką okazała się nie Ewa Pajor, która dokonała tej sztuki kilka minut później, a Natalia Padilla-Bidas. Trzecią bramkę strzeliła Martyna Wiankowska. Ona i Pajor urodziły się w centralnej Polsce, w województwie łódzkim: w Łowiczu i Uniejowie.

Natomiast Natalia nie jest owocem polskiej myśli szkoleniowej. Urodziła się w hiszpańskiej Marbelli, a do dziewiętnastego roku życia grała w Maladze. Dziś jest zawodniczką Bayernu. Jej dziadek – Michał Bidas, był jednym z pierwszych ministrów sportu po upadku komunizmu, a później wiceprezydentem Gdańska. W latach 70. był trenerem koszykówki w Gdańsku, a nawet prowadził reprezentację Polski. Jej mama grała w basket w ekstraklasie w Gdyni w latach 80.

Tym samym skompletowaliśmy piękny kwartet – autorami debiutanckich goli dla Polski na czterech największych turniejach byli zawodnicy, którzy z różnych przyczyn nie urodzili się na terenie naszego kraju. Są wśród nich zarówno imigranci, jak i emigranci. W pewnym sensie wskazuje to, że jesteśmy jednym z krajów, które w największym stopniu mogą korzystać z umiędzynarodowienia światowego futbolu.

Zamiast ściągać tu na siłę zawodników (jak kilkanaście lat temu), którzy nie mają wiele wspólnego z Polską, możemy szukać wśród tysięcy młodych ludzi, których rodziny losy życiowe rzuciły w różne zakątki świata, ale wciąż pielęgnują swoje polskie pochodzenie, jak Natalia Padilla-Bidas. Zresztą, na turnieju w Szwajcarii była też urodzona w Niemczech Tanja Pawollek, czy Kayla Adamek, która przyszła na świat w Kanadzie.

Która następna?

Kto wie, może któraś z nich strzeli debiutanckiego gola na mistrzostwach świata 2027 w Brazylii? Droga tam będzie bardzo trudna, choć na kolejnym kobiecym turnieju ma być aż 48 miejsc, jak na męskim mundialu.

Wydaje się to bardzo nieprawdopodobne, ale czy bardziej realne było wygranie przez Polki meczu w grupie, w której wszystkie rywalki plasują się w czołowej dwunastce światowego rankingu? Wczoraj po raz pierwszy w historii polska piłkarska reprezentacja męska lub żeńska strzeliła na dużej imprezie więcej niż jednego gola rywalowi klasyfikowanemu w tuzinie najlepszych zespołów świata! Także po raz pierwszy w stuletniej historii polskiej piłki wygraliśmy taki mecz.

W 2016 (z Portugalią), 2021 (z Hiszpanią) i 2024 z Francją (za każdym razem jedynego gola strzelał Lewandowski) oraz z Holandią (bramka Adama Buksy) udawało nam się trafić tylko raz do siatki rywali. Żadnego z tych spotkań nasza męska kadra nie wygrała.

Nawet jeżeli doliczyć mecze przed powstaniem rankingu FIFA, wygraną w finałach ze ścisłą czołówką strzelając trzy gole zaliczyliśmy tylko w 1974 (3:2 z Argentyną) i 1982 roku (3:0 z Belgią i 3:2 z Francją), a więc w najlepszych czasach polskiej męskiej reprezentacji.

CZYTAJ WIĘCEJ O PIŁCE NOŻNEJ KOBIET:

Fot. Newspix.pl

9 komentarzy

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama
Reklama