Reklama

Nigdy w Europie nie debiutowało mniej klubów niż tego lata

AbsurDB

Autor:AbsurDB

09 lipca 2025, 12:57 • 12 min czytania 6 komentarzy

Rusza sezon 2025/26 europejskich pucharów. Sześć klubów zagra w tych rozgrywkach po raz pierwszy w historii. Niektóre powracają po trzydziestu (jak Nottingham), a nawet ponad pięćdziesięciu latach.  Jakie nowe zespoły na mapie Europy pozna szersza publiczność już tego lata? Kto zostanie nowym Rakowem Częstochowa, Brestem czy Gironą, które pierwszy raz zagrały w rozgrywkach UEFA w ostatnich latach? Wygląda na to, że debiutanci w europejskich pucharach to nie piękne, romantyczne historie małych klubów mozolnie przez lata pracujących z młodzieżą, a raczej szemranych interesów, powiązań, zakazów transferowych i miast z korupcyjną przeszłością. Nowych zespołów jest w tym roku najmniej w historii. Tylko sześć z nich nigdy dotąd nie grało w Europie.

Nigdy w Europie nie debiutowało mniej klubów niż tego lata
Reklama

Jakie kluby zadebiutują w europejskich pucharach w sezonie 2025/26?

Kilka tygodni temu zapowiadałem, jacy debiutanci mogą pojawić się w pucharach w rozpoczynającym się sezonie. Wiele się sprawdziło, ale doszły też niespodziewane kluby. Dziś możemy już ostatecznie stwierdzić, że nowych klubów jest zaledwie sześć, czyli najmniej w historii.

Ligi grające w systemie wiosna-jesień

Jako pierwsze debiut w europejskich pucharach sezonu 2025/26 zapewniły sobie dwa kluby z lig grających w systemie wiosna-jesień. Pierwszym jest BFC Daugavpils z Dyneburga. Miasto to ma niezwykle bogatą, ale też wstydliwą historię zespołów występujących w lidze łotewskiej.

Do 2009 roku grał w niej bowiem FK Dinaburg, który w 1991 roku wygrał Puchar Łotwy, a w 1997 i 2001 dotarł do finału, zaś w 1995 był wicemistrzem i wiele razy występował w europejskich pucharach, a z Intertoto wyrzucił nawet Zagłębie Lubin w 2002 roku. Następnie wyrósł mu lokalny rywal FK Daugava, z którym w 2009 roku się połączył. Wkrótce okazało się, że Dinaburg ustawiał wyniki spotkań i został wykluczony z wszelkich rozgrywek, a jego szef – Oleg Gawriłow otrzymał dożywotnią dyskwalifikację. Daugava postanowiła odciąć się od skompromitowanych działaczy i ponownie przystąpić do rozgrywek najwyższej ligi na własny rachunek. W 2012 zdobyła nawet mistrzostwo kraju. Na cztery starty w europejskich pucharach nie wygrała żadnego dwumeczu.

W 2013 roku UEFA i służby antykorupcyjne nabrały podejrzeń w tracie przegranego przez nią 1:7 meczu z Elfsborgiem, w którym siedem bramek padło w drugiej połowie. Rok później w trakcie kontroli okazało się, że w klub zaangażowany był znany nam Oleg Gawriłow. Niedługo po tym Daugava została zlikwidowana. Drugie co do wielkości miasto Łotwy, z polską, ale przede wszystkim rosyjskojęzyczną mniejszością, stałoby się futbolową pustynią, jednak honoru Dyneburga bronił skupiający się na pracy z młodzieżą BFC Daugavpils.

Przez lata krążył między drugą ligą, a dołami tabeli Virsligi. W ubiegłym roku przegrał szesnaście meczów przy jedenastu wygranych, jednak dzięki kolejnej aferze związanej z niewypłacalnością Valmiery, dostał się z piątego miejsca do eliminacji Ligi Konferencji, w których zagra w czwartek po raz pierwszy w historii. Będzie już szóstym debiutantem z Łotwy w ostatniej dekadzie. Większość kończy marnie, część już nie istnieje, ale być może BFC pójdzie w ślady RFS-u Ryga, który dopiero co dotarł aż do fazy ligowej Ligi Europy.

W Dyneburgu gra obecnie Armans Galajs, który trzy lata temu występował w trzeciej lidze w KSZO Ostrowiec. BFC w pierwszej rundzie kwalifikacji Ligi Konferencji zmierzy się już w czwartek z albańską Vllaznią.

Gruziński drugoligowiec

Drugi debiutant jest jeszcze ciekawszy. Spaeri Tbilisi wygrało w grudniu Puchar Gruzji pokonując po rzutach karnych lokalnego rywala – Dinamo. Spaeri powstało osiem lat temu, jako amatorski klub, w którym trenowali sobie po godzinach… funkcjonariusze służb specjalnych. W 2022 roku dotarli aż do drugiej ligi, a awans do elity przegrali w konkursie jedenastek z Gagrą, czyli klubem, który grając na zapleczu najwyższej ligi gruzińskiej zdobył puchar kraju w 2020 roku. Spaeri powtórzyło to pięć miesięcy temu, mimo że w lidze zdobyło tyle samo punktów co… rezerwy Dinama, którego pierwszą drużynę pokonało w finale.

Zatem już 24 lipca gruziński drugoligowiec zadebiutuje w kwalifikacjach Ligi Konferencji meczem z Austrią Wiedeń.

Tragedia nad Morzem Czarnym

Samsunspor to klub z miasta na wybrzeżu Morza Śródziemnego siedemset kilometrów na wschód od Stambułu, a trzysta na zachód od Trabzonu, który między 1965 a 2006 rokiem praktycznie bez przerwy grał w najwyższej lidze, albo był w ścisłej czołówce drugiego szczebla. Zajmuje bardzo wysokie jedenaste miejsce w tabeli wszechczasów Süper Lig. Miał jednak pecha do europejskich kwalifikacji. W latach osiemdziesiątych, gdy akurat zajmował miejsca na podium, liga turecka była niesłychanie wręcz, z dzisiejszego punktu widzenia słaba, więc w Pucharze UEFA występował tylko jej wicemistrz. W latach 1978-1985 kluby znad Bosforu wyeliminowały łącznie… jednego rywala – fińskie Kuusysi Lahti. W 1988 Samsunspor zagrał nawet w finale Pucharu Turcji, ale przegrał z niżej notowanym Sakaryasporem.

Drogę na szczyt zatrzymała jednak tragedia. 20 stycznia 1989 roku autobus wiozący drużynę na mecz ligowy zderzył się z ciężarówką i spadł z klifu. W katastrofie zginął trener, kilku zawodników i kierowca autobusu. Klub musiał oddać pozostałe mecze walkowerem. Federacja pozwoliła mimo tego Samsunsporowi na utrzymanie oraz przyznała mu tytuł honorowych zwycięzców ligi. Niestety klub spadł z niej rok później i nigdy nie wrócił do chwały lat osiemdziesiątych.

Pod koniec ubiegłego stulecia występował w Pucharze Intertoto, który tradycyjnie nie jest wliczany do głównych rozgrywek europejskich. W 1998 doszedł w nich aż do półfinału, w którym odpadł z Werderem.

Po 2006 roku Samsun przechodził jeszcze głębszy kryzys, w elicie zagrał tylko w 2012 roku. Jak to zwykle bywa, krokiem ku odbudowie był spadek – pierwszy w historii do trzeciej ligi w 2018 roku, akurat po otwarciu nowego, pięknego trzydziestotysięcznego stadionu. Ostatecznie Czerwona Błyskawica wróciła do elity.

W 2012 roku grał w niej Słoweniec Dejan Kelhar, który rok wcześniej zaliczył dwa mecze w Legii. Jednak dopiero w ostatnich latach klub wręcz lubuje się w sprowadzaniu graczy z przeszłością w Ekstraklasie. W 2020 roku sięgnął po Nadira Ciftciego, który wcześniej grał w Pogoni, z Wisły sprowadził Vukana Savicevicia, a rok później Alena Melunovicia, którego mogą pamiętać fani Widzewa.

W 2022 nad Morze Czarne trafił Arvydas Novikovas – dwukrotny wicemistrz Polski z Jagiellonią i obcokrajowiec roku 2018. Spisał się jednak kiepsko i szybko się z nim pożegnano. Dwa lata spędził tam nawet Jakub Szumski – wychowanek Legii, a później bramkarz Piasta, Zagłębia Sosnowiec i Rakowa. Do dziś gra w Samsunie sprowadzony dwa lata temu z Lecha słowacki obrońca Lubomir Satka.

Satka walczy z Ciro Immobile z Besiktasu

Co ciekawe, za długi między innymi wobec Melunovicia, turecki klub miał do 1 lipca nałożony przez FIFĘ zakaz transferowy. Mimo tego z dużym powodzeniem prowadzi go Thomas Reis znany z Bochum i Schalke. Zajął w ubiegłym sezonie trzecie miejsce, wyprzedzając prowadzony przez Solskjaera Besiktas oraz Başakşehir Piątka i Szysza. Klub znad Morza Czarnego zadebiutuje w europejskich pucharach dopiero pod koniec sierpnia w fazie play-off Ligi Europy.

Szemrany klub ze wschodu

Kolejny klub, który zadebiutuje w Europie, pochodzi z miasta leżącego zaledwie osiemdziesiąt kilometrów od tureckiej granicy.

To zespół z azerskiej eksklawy Nachiczewanu, która oddzielona jest od Azerbejdżanu pasem ziemi należącym do Armenii o szerokości około trzydziestu kilometrów. Obszar ten nie ma bezpośredniej łączności ze stolicą w Baku. By tam dojechać, konieczna jest podróż przez Armenię. Mimo że zawarte pięć lat temu porozumienie kończące zwycięski dla Azerów konflikt z sąsiadem o Górski Karabach, zagwarantowało bezpieczny transport do Nachiczewanu, tamtejszy klub – Araz, swoje mecze rozgrywa w Baku. Podobnie zresztą jak znany prześladowca naszych drużyn – Karabach, który w Agdamie, z którego pochodzi, nie gra od trzech dekad.

Eksklawa Nachiczewanu oddzielona od Azerbejdżanu (źródło: Mapy Google)

Araz Nachiczewan był w ostatnim ćwierćwieczu likwidowany i trzykrotnie odbudowywany. Nigdy nie zajął miejsca wyższego niż ósme. Dziesięć lat temu został oskarżony o ustawianie meczów, a niewiele później sam wycofał się z ligi w proteście przeciwko stronniczemu, jego zdaniem, sędziowaniu. Powrócił do elity rok temu, a teraz zajął w niej wysokie trzecie miejsce. W drugiej rundzie Ligi Konferencji czeka go trudny bój z Arisem Saloniki.

Myśląc o debiutach w europejskich pucharach często mamy idealistyczne wyobrażenia o małych klubach inwestujących w szkolenie młodzieży i przebijających się mozolnie przez szczeble ligowe w swoich krajach. Niestety, Araz jest kolejnym przykładem klubu, który zadebiutuje w pucharach mając za sobą historię przekrętów, o jakich czytaliście już wyżej przy okazji Turcji i Łotwy.

Nie są to odosobnione sporadyczne przypadki. Rok temu w artykule o siedemnastu debiutantach sezonu 2023/24 wymieniłem:

  • Gironę należącą do Manchester City Group
  • Pafos przejętym przez rosyjskich oligarchów
  • Kalev Tallin oskarżony o ustawianie meczów
  • AC Virtus z wyrokiem za match-fixing
  • Isłacz Minski Rajon, który ustawił mecz w 2016 roku

Także nowe zespoły z Serbii, Czarnogóry i Ukrainy mają za sobą nieco szemrane rodowody. To nie może być przypadek. Niestety, w wielu ligach, głównie ze wschodniej części Europy, debiutantami są w ostatnich latach zespoły, w których trudno dostrzec romantyczną wizję długofalowego rozwoju, a bardziej chęć skoku na kasę z UEFY, a potem gotowość do choćby i nawet likwidacji klubu.

Sześciu debiutantów w tym roku oznacza wyrównanie historycznego minimum z 1979 roku, gdy zagrało tylko sześć nowych drużyn. Swoją drogą – była wśród nich Arka Gdynia. Wszystko zmieniło się po upadku komunizmu, gdy powstały w naszej części Europy liczne nowe kraje, które zaczęły delegować do pucharów swoich reprezentantów. W 1993 roku było ich aż trzydziestu. Dwadzieścia lat temu rozpoczęła się jednak ponowna naturalna tendencja spadkowa, którą zakłóciło aż siedemnaście nowych zespołów rok temu. W 2025 nastąpiła mocna korekta tej liczby. Mniej nowych klubów w jednym sezonie nie mieliśmy jak dotąd nigdy!

 

Dziewiąty klub z Londynu

Liga angielska to jedyne mocne rozgrywki, które delegują w tym roku do Europy debiutanta. Premier League dobrymi występami w tym roku zapewniła już sobie pięć miejsc w fazie ligowej Ligi Mistrzów. Będą to Liverpool, Arsenal, City, Newcastle i Chelsea. Aston Villa zagra w Lidze Europy, a Nottingham w Lidze Konferencji.

Crystal Palace za wygranie Pucharu Anglii zagra w Lidze Europy, a zatem zadebiutuje w prawdziwych europejskich pucharach, bo dotąd grał tylko w Intertoto. Został zatem już dziewiątym londyńskim zespołem w Europie po reprezentacji miasta w Pucharze Miast Targowych, Chelsea (debiut w 1959), Tottenhamie (1961), Arsenalu (1963), West Hamie (1964), Queens Park Rangers (1976), Fulham (2002) i Millwall (2004).

Orły blisko Europy były już na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy brylował w ich barwach Ian Wright. W 1990 prowadziły nawet w dogrywce finału Pucharu Anglii z Manchesterem United, ale Mark Hughes wyrównał, a w powtórce drużyna Alexa Fergusona okazała się lepsza. Rok później Palace zajęło rewelacyjne trzecie miejsce w lidze, wyprzedzając między innymi oba zespoły z Manchesteru, a nad Tottenhamem i Chelsea gromadząc aż dwadzieścia punktów przewagi.

Był to jednak drugi sezon po powrocie angielskich klubów z banicji spowodowanej tragedią na Heysel, więc z zerowym dorobkiem zajmowały one ostatnie miejsce w rankingu UEFA, co oznaczało, że nawet brązowy medalista nie mógł zagrać w pucharach.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych angielskie kluby unikały jak ognia gry w Pucharze Intertoto, niby organizowanym już wtedy przez UEFA, ale traktowanym bardzo po macoszemu i dziś generalnie niewliczanym do oficjalnych europejskich pucharów. W 1998 zgłosiła się do niego tylko jedna angielska drużyna. Było to właśnie Crystal Palace i nikomu nie przeszkadzało, że zajęło ono właśnie… ostatnie miejsce w lidze.

Co ciekawe, Anglicy trafili tam na… Samsunspor, z którym przegrali oba mecze 0:2. Od powrotu do Premiership w 2013 roku Orły wykazują się wyjątkową regularnością: co roku zajmują miejsce między dziesiątym a piętnastym.

Kibice na meczu Novego Pazaru z Partizanem

Jeszcze półtora miesiąca temu zapowiadając potencjalnych debiutantów pisałem, że szanse Novego Pazaru są iluzoryczne. Od tego czasu zaliczył jednak imponującą serię w serbskiej grupie mistrzowskiej, przegrywając tylko jedno z siedmiu spotkań i to nie z dominującą Crveną Zvezdą ani Partizanem, tylko z Vojvodiną Nowy Sad. Dzięki zajęciu trzeciej lokaty zagra w Lidze Konferencji, mimo że zanotował… ujemną różnicę bramek w całym sezonie. Strzelił ich bowiem 60, a stracił aż o pięć więcej. Klub ten wcześniej ledwo co zakwalifikował się w ogóle do grupy mistrzowskiej. O interesującym klubie z bardzo ciekawej części Serbii przyjdzie nam jednak jeszcze napisać, bo w drugiej rundzie Ligi Konferencji trafił na Jagiellonię!

Dwa kluby z Klużu w Europie

Wiele zespołów wraca do europejskich pucharów po latach nieobecności w nich. Wśród tych, które wracają po co najmniej dekadzie są norweski Fredrikstad, którego Lech tak zbił w 2009 roku, że do dziś się nie otrząsnął, czy litewska Banga Gorżdy.

Wraca także Nottingham, które ostatni raz występowało w Europie w 1995 roku, Dinamo Tirana (czeka od 2011) i chorwacki Varazdin (od 2012, choć formalnie obecnie działa inny klub niż wtedy). Anglicy prawie pół wieku temu pod wodzą legendarnego Briana Clougha wygrali dwa razy z rzędu Puchar Mistrzów.

Jeszcze do końca lat dziewięćdziesiątych grali w Premier League. W 1995 załapali się nawet jako beniaminek na jej podium ze Stuartem Pearcem i Alfem-Inge Haalandem (ojcem Erlinga) w składzie i zanotowali całkiem niezłe występy w Pucharze UEFA pokonując Malmo, Auxerre i Lyon, a powstrzymał ich dopiero w ćwierćfinale Bayern. W 1999 spadli jednak z ligi, a dwadzieścia lat temu grywali nawet na trzecim szczeblu wyprzedzeni przez takie „potęgi” jak Colchester czy Huddersfield. Genezę powrotu Foret do chwały opisał niedawno Michał Kołkowski.

Najbardziej imponujący comeback będzie miał natomiast miejsce w Rumunii. Aż do początku tego stulecia jedynym liczącym się klubem stolicy Transylwanii była Universitatea Kluż reprezentująca środowisko akademickie. Spędziła aż 57 sezonów w najwyższej lidze i zajmuje szóste miejsce w tabeli wszech czasów. Była jednak zazwyczaj chłopcem do bicia – ma najwięcej porażek (ponad siedemset) i straconych goli (ponad 2,5 tysiąca!) ze wszystkich klubów rumuńskiej Ligi I. To więcej nawet niż polski rekordzista pod tym względem – ŁKS. Jedynymi sukcesami są wicemistrzostwo w 1933 roku oraz sześć finałów pucharu kraju, z których wygrali tylko jeden w 1965 roku, a także brązowy medal w 1972 roku.

Dwa ostatnie sukcesy zaowocowały grą w europejskich pucharach, jednak Studenci odpadli z Atletico oraz Lewskim Sofia (mimo wygranej 4:1 w pierwszym meczu). Dziś wracają po… pięćdziesięciu trzech latach przerwy.

To tak, jakby polskim reprezentantem został któryś z dwóch klubów czekających najdłużej na powrót do pucharów: Polonia Bytom lub Zagłębie Wałbrzych.

Klub ten zajął czwarte miejsce z czterema punktami przewagi do… CFR-u Kluż. Ich derbowy rywal był historycznie reprezentantem środowiska kolejarskiego. Kibicuje mu także bardzo liczna w regionie mniejszość węgierska. Przez pierwsze sto lat swojego istnienia był w cieniu akademickiego przeciwnika. Na początku tego stulecia przejął go jednak nowy sponsor, Arpad Paszkany, który z trzeciej ligi doprowadził Kolejarzy do ośmiu mistrzostw kraju w latach 2008-2022, czterech pucharów oraz trzech występów w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a po dwóch w Lidze Europy i Konferencji!

Ciekawostką jest fakt, że oba kluby pobudowały sobie piętnaście lat temu pokaźne, ponad dwudziestotysięczne stadiony za kilkadziesiąt milionów euro. Dzieli je… kilometr. Trzeba pamiętać, że mówimy o mieście mniejszym od Białegostoku. Na obu zdarza się grywać reprezentacji kraju. Układ sił w mieście może się niedługo odwrócić.

Derby Klużu (Motofily, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons)

 

Inne powroty po latach

Po ćwierć wieku do Europy wraca Rayo Vallecano, które w swojej historii zazwyczaj lawirowało między pierwszym a drugim szczeblem ligowym. W 2000 roku dostało zaproszenie do Pucharu UEFA mimo zajęcia zaledwie dziewiątej lokaty, dzięki obowiązującym wtedy dodatkowym miejscom z rankingu fair play. Wykorzystało otrzymaną szansę docierając aż do ćwierćfinału, w którym lepszy okazał się ich ligowy rywal z Alaves. Potem Błyskawicy z Madrytu zdarzyło się spaść nawet do trzeciej ligi, ale dziś staje się znów mocnym hiszpańskim średniakiem.

Po ponad dekadzie wracają także do Europy północnoirlandzcy Dungannon Swifts, szwajcarska Lozanna i węgierskie ETO Gyor.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZLO:

Fot. Newspix.pl

6 komentarzy

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Inne ligi zagraniczne

Reklama
Reklama