Najbliższy sezon Ekstraklasy zapowiada się pasjonująco. Mimo że jestem jeszcze przed urlopem, na który wyczekuję, to samego startu rozgrywek również nie mogę się doczekać, bo mogą być one najciekawsze od lat. Jedną ze składowych tego zjawiska jest nowe rozdanie w Widzewie. Uważam jednak, że na tę chwilę łódzki klub wciąż bardziej jest obietnicą walki o coś więcej niż stanem faktycznym, co chyba nie wszyscy chcą dostrzegać.

Ekstraklasa ma już teraz pięć miejsc pucharowych, więc na europejską arenę automatycznie będzie się można dostać z czwartego miejsca w tabeli. Chrapkę na znalezienie się przynajmniej tuż za podium ma tak naprawdę minimum połowa ligi.
Za wielką piątkę możemy obecnie uznać Lecha Poznań, Raków Częstochowa, Jagiellonię Białystok, Legię Warszawa i mimo wszystko Pogoń Szczecin. To naturalni kandydaci do powalczenia o lokaty pucharowe. Coraz mocniejsza staje się jednak grupa pościgowa – kluby z rosnącymi możliwościami finansowymi, mające ugruntowane zaplecze w postaci co najmniej przyzwoitego stadionu i sporej liczby kibiców. Mam tu na myśli takie ekipy jak chociażby Cracovia, Górnik Zabrze, Motor Lublin czy właśnie Widzew, który medialnie apetyty rozbudza najbardziej.
Widzew Łódź w jedno okienko nie stanie się drużyną na puchary
Przejęcie klubu przez Roberta Dobrzyckiego czy zatrudnienie zagranicznego dyrektora sportowego i trenera ma zwiastować nadejście nowych, lepszych czasów. Nikt w Łodzi nie ukrywa, że pieniądze do wydania są duże i duże będą też zmiany kadrowe, co zresztą już widać.
– Już w końcówce poprzedniego sezonu mówiliśmy, że drużyna wymaga przebudowy i teraz to po prostu robimy. Za nami sześć ruchów, ale nie ma co ukrywać, że drugie tyle jeszcze przed nami i mamy sporo pracy do wykonania. (…) Do września może się jeszcze wiele wydarzyć, choć mam nadzieję, że przed obozem uda się wykonać przynajmniej trzy -cztery ruchy – to najnowsza wypowiedź prezesa Michała Rydza, którą cytował portal WidzewToMy.
Jeżeli jednak druga połowa zakupów łodzian będzie na podobnym poziomie do pierwszej, absolutnie nie traktowałbym Widzewa jako kandydata do czołówki już w tym sezonie. Wokół tego klubu przewijały się wielkie nazwiska – początkowo nawet Ivan Rakitić czy Ivan Perisić – ale jak przychodzi co do czego, sprowadza on głównie ligowców, którzy mniej lub bardziej zdążyli się wyróżnić.
Zdaję sobie sprawę, że wygłodniałym powrotu do czasów świetności kibicom i lokalnym mediom trudno zachować chłodny osąd, lecz zbytnie rozbudzenie oczekiwań na tym etapie prędzej zaszkodzi niż pomoże.
Na dziś bowiem fakty są takie, że Widzew kupuje ciekawszych zawodników niż wcześniej, ale w gruncie rzeczy jedynym transferem premium jest na razie Mariusz Fornalczyk. W „normalnych” okolicznościach wyjeżdżałby teraz za granicę lub przechodził na przykład do Lecha Poznań. Wrażenie robi zwłaszcza kwota odstępnego, wynosząca aż 1,5 mln euro. A przy Fornalczyku i tak trzeba postawić pewien znak zapytania, bo nadal mówimy o zawodniku, który rozegrał świetną połowę rundy wiosennej, by pod koniec sezonu trochę spuścić z tonu. Koniec końców więcej konkretów ofensywnych w Koronie miał Dawid Błanik, mimo że rozegrał ponad tysiąc minut mniej od swojego byłego już kolegi z szatni. Jeszcze nie ma pewności, czy Fornalczyk trwale wszedł na wyższy poziom i definitywnie dojrzał, bo nawet w ostatnim czasie chwilami pokazywał, że na boisku wciąż ma dość krótki lont.
Pozostałe transfery Widzewa na papierze wyglądają nieźle, ale raczej nie oznaczają automatycznego wejścia na lepszy level.
Widzew się wzmacnia, ale za wcześnie na euforię
To prawda, że Sebastian Bergier jest najskuteczniejszym polskim napastnikiem z ostatniego sezonu Ekstraklasy, tyle że i tak chodzi o dorobek poniżej dwucyfrówki (9 goli). Bergier pokazał, że występy w polskiej elicie go nie przerastają, że może w tym gronie funkcjonować, jednak dopiero w Widzewie przekonamy się, czy można z nim w składzie myśleć o czymś więcej niż środek tabeli.

Sebastian Bergier jest jednym z tych, którzy mają odmienić oblicze Widzewa.
Maciej Kikolski z dobrej strony zaprezentował się w pierwszoligowym GKS-ie Tychy i poszedł za ciosem w Radomiaku, ale przesadą byłoby stwierdzenie, że w Radomiu zrobił furorę. W piątce najlepszych bramkarzy ligi mało kto by go umieścił. Widać u niego pole do poprawy, zwłaszcza w grze nogami. Oczywiście nie krytykuję Widzewa za jego sprowadzenie. To ruch na plus, zwłaszcza że mówimy o młodym zawodniku, ale to nie jest ktoś, kto momentalnie zagwarantuje coś lepszego niż Rafał Gikiewicz.
Gdyby dziś Kikolski czy Bergier zdecydowali się na Zagłębie Lubin, raczej nie miałbym poczucia, że mocno się uwsteczniają i idą do klubu znacznie poniżej swojego potencjału.
To samo zresztą dotyczyłoby Angela Baeny. Nie wiem, może miałem pecha, ale wiosną obejrzałem kilka meczów Wisły Kraków i za każdym razem Hiszpan wypadał słabo. Psuł dobrze zapowiadające się akcje, podejmował złe decyzje, za rzadko podnosił głowę. A czytam, że i tak ostatnie półrocze było najlepsze z jego dwuletniego pobytu przy Reymonta. Nie wygląda mi on na kogoś przewyższającego umiejętnościami Mikiego Villara, który rok temu zamienił Wisłę na Jagiellonię. Czytaj: na ligę może być, ale świata z nim nie podbijesz. Co nie zmienia faktu, że jego pozyskanie to także mały pokaz możliwości finansowych Widzewa, bo chrapkę na Baenę miało wiele innych klubów Ekstraklasy.
O 17-letnim Antonim Klukowskim tak naprawdę jeszcze niewiele wiemy, poza tym, że ma talent. Samuel Akere niemal na pewno nie będzie drugim Hilarym Gongiem, Daniej Kajzer chwalił go na Weszło za okres w Botewie Płowdiw, ale osiem goli i osiem asyst w siedemdziesięciu meczach wyraźnie słabszej bułgarskiej ekstraklasy same w sobie wyobraźni nie rozbudzają.
Widzew oczyścił szatnię, ale przebudowa musi potrwać
Na tę chwilę lepiej od transferów przychodzących wyglądają te wychodzące, bo klub pozbył się zawodników ewidentnie za słabych (Gong, Silva, Hamulić, Kastrati, Nunes), którzy niepotrzebnie obciążali budżet. Widzew miał ostatnio skład węgla i papy na wielu pozycjach, więc przebudowanie go w jedno okienko na zespół mogący regularnie straszyć najlepszych to wyjątkowo trudne zadanie, nawet przy znacznie wyższym budżecie.

Do tych wszystkich wątpliwości dochodzi osoba trenera Żeljko Sopicia. Coraz więcej osób będących wokół Widzewa zaczyna się zastanawiać, czy to na pewno fachowiec z wystarczająco wysokiej półki, żeby poprowadzić tak ambitny projekt, ale o tym w najbliższych dniach powinniśmy napisać więcej w osobnym tekście.
Życzę Widzewowi, by szedł w górę i wkrótce stał się klubem rokrocznie walczącym o najwyższe cele, bo ma ku temu naturalny potencjał, od niedawna wsparty także zasobnością portfela właściciela. Patrząc jednak po dwóch miesiącach działań na transferowym rynku, będę zaskoczony, gdyby już w pierwszym sezonie po zmianach klub ten mocno namieszał w czołówce. Nie można tego wykluczyć, nie byłby to totalny szok, ale żeby wyjściowa optyka się zmieniła, drugi pakiet nowych piłkarzy to musiałaby być wyłącznie „skala Fornalczyka” lub większa. A na to mimo wszystko się nie zanosi.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Łódzki Klub Sportowy znalazł nowego napastnika! Transfer z Ekstraklasy [NEWS]
- Piast Gliwice blisko transferu obrońcy. Ponad 100 meczów w MLS [NEWS]
- Raków reaguje na problemy w pomocy. Sonduje transfer Węgra [NEWS]
- Hansen w Wieczystej? Temat istnieje, ale jest inny faworyt [NEWS]
Fot. Newspix