Była jedenastka najlepszych, byli najgorsi, a my się nie wstrzymujemy i lecimy z kolejnymi podsumowaniami. Wiemy w końcu nie od dziś, że to lubicie najbardziej. Teraz czas na największe odkrycia. Piłkarzy, o których albo nawet nie słyszeliśmy, albo nawet o nich słyszeliśmy, ale w życiu nie pomyślelibyśmy, że zaczną aż tak błyszczeć. Nie znajdziecie tu jednak ani Nikolicia, ani Vacka, ani Nespora. Powód? Jeżeli ktoś ma w CV Chievo lub Spartę Praga albo – wybaczcie ordynarne słownictwo – strzela jak pojebany na Węgrzech, to i w Ekstraklasie powinien błyszczeć. Oto nazwiska, które kibic powinien kojarzyć wybudzony w środku nocy. I twarze, które powinien rozpoznawać, gdy wpadnie na nie w zieleniaku.
Bramkarz? Tu dylemat mieliśmy największy. Odkrycia de facto wyróżniliśmy trzy – Marić, Nowak i Szmatuła. Postawiliśmy jednak na tego pierwszego, bo trafił do Gdańska, a sami wiecie, co oznacza zagraniczny transfer do Lechii. Nie licząc wyjątków – generalnie wtopa. 19-latek dotychczas balansował pomiędzy rezerwami a ławką w Rapidzie Wiedeń, za to w Lechii dość zdecydowanie wygryzł Bąka i Budziłka. Zawalił co prawda akurat wtedy, gdy większość reflektorów była na niego skierowanych, czyli z Legią, ale nie zmienia to faktu, że Chorwat się sprawdził. Koniec, kropka.
Kim będzie sterował Marić w „naszej” defensywie? Czerwińskim i Sołdeckim – to dość oczywiste – oraz Korunem, który jest tak anonimowy, że nie rozpoznają go pewnie nawet sąsiedzi, ale zupełnie niesłusznie. Słoweniec to naprawdę kawał solidnego defensora, choć nie mówi się o nim wcale. Destrukcją zajmie się niezmordowany Góralski i młody Kubicki, po skrzydłach hasać będą Mazek z Janusem, a odpowiedzialność za kreowanie wezmą na siebie Piesio z odkryciem sezonu, czyli Lipskim. Gole ma strzelać Szczepaniak.
Wnioski z jedenastki? Te nasuwają się same. W ekipie odkryć mamy aż osiem postaci, które jeszcze rok temu rozbijały się po Ząbkach i Chojnicach na pierwszoligowych boiskach (a braliśmy też pod uwagę wspomnianego Nowaka i Grzelaka z Korony!). Oczywiście, każdy śledzący te rozgrywki w miarę regularnie od dawna już wpychał ekstraklasowym trenerom Góralskiego, Piesia, Czerwińskiego czy Szczepaniaka, ale – umówmy się – zdecydowanie więcej pierwszoligowców w elicie przepadło, a ci dają w swoich klubach tyle, że nie pogardziliby nimi pewnie nawet pucharowicze. Wyjątkiem w tej ekipie jest Janus – on dostał już ekstraklasową szansę przed pięcioma laty w Bełchatowie i Cracovii, ale Janus 2016, a Janus 2009 to postaci od siebie tak odległe jak Krychowiak od Fertovsa. No i jeszcze Sołdecki, ale przyznajcie szczerze – czy ktokolwiek z was w ogóle pamięta go z boisk Ekstraklasy? No własnie, dawno i nieprawda.
Reasumując – warto łowić na zapleczu.
Fot. FotoPyK