Reklama

Stawiajcie domy. W Lidze Europy będzie angielski finał

Kamil Warzocha

01 maja 2025, 23:25 • 4 min czytania 21 komentarzy

Patrząc na dzisiejsze wyniki półfinałów Ligi Europy, śmiało można powiedzieć o solidarności klubów Premier League. To aż zaskakujące, że Manchester United i Tottenham, jak jeden mąż, ramię w ramię, właściwie rozstrzygnęli kwestię awansu w pierwszym spotkaniu. Trudno bowiem sobie wyobrazić, że po takich meczach, jakie rozegrali kolejno z Athletikiem Bilbao i Bodo/Glimt, coś w dramatycznych okolicznościach wymknie im się w rewanżu.

Stawiajcie domy. W Lidze Europy będzie angielski finał

A dodając Chelsea, które w Lidze Konferencji rozniosło Djurgarden 4:1, w ogóle mamy świetny dzień dla angielskich klubów. To znaczy, że istnieje realna szansa, żeby w każdym z trzech europejskich finałów wystąpił przynajmniej jeden przedstawiciel Premier League. Liga Europy i Liga Konferencji po dzisiejszym dniu to właściwie pewniak, ale pozostaje Arsenal w Lidze Mistrzów, który za tydzień musi wznieść się na wyżyny z PSG (0:1).

Reklama

Athletic Bilbao – Manchester United 0:3. To był nokaut

Piłkarze United mieli ułatwione zadanie od 35. minuty. Nie to, żeby kompletnie zgnietli swojego rywala, ale kiedy jakiś piłkarz wylatuje z czerwoną kartką, a ty prowadzisz 1:0, raczej wchodzisz na szybszy pas ruchu. No i tak też się stało – Vivian zobaczył czerwień po faulu w polu karnym, Fernandes go wykorzystał, a potem jeszcze dołożył, tak na dobicie, trafienie do szatni.

3:0 w 45 minut w Bilbao? Co jak co, ale to ogromny wyczyn. W tym sezonie nawet Barcelonie nie udało się strzelić trzech goli ekipie z Kraju Basków na jej stadionie (0:2), a jedyną drużyną, która tego dokonała, była Osasuna (2:3). Niech zatem wybrzmi fakt, co zrobił dzisiaj Manchester United. Rozniósł nie byle zasieki, a w hiszpańskich realiach mega mocną twierdzę. Athletic wcześniej przegrał na niej tylko trzy razy i był niepokonany od trzech miesięcy.

Ale na tle Anglików był bezradny i szczerze wątpimy, że to zmieni się na Old Trafford. Zwłaszcza w starciach z geniuszem Bruno Fernandesa, który spuentował swoim występem tytuł, jaki mu nadano. Patrząc na jego liczby, to bezsprzecznie król Ligi Europy. W dodatku z nowym rekordem.

Błysnął też Casemiro, dla którego strzelanie goli jest jak święto. Ostatni raz Brazylijczyk cieszył się z bramki w barwach United w październiku, ale jego roli oczywiście nie można sprowadzać tylko do tego. Kto oglądał rewanż ćwierćfinału z Lyonem, ten wie, że były piłkarz Realu Madryt akurat na wielkie mecze potrafi dojechać jak mało kto. Wtedy zaliczył dwie asysty, był jednym z najlepszych na boisku. A dziś znowu pokazał, że trochę w swojej karierze jednak powygrywał.

ATHLETIC BILBAO – MANCHESTER UNITED 0:3 (0:3)

  • 0:1 – Casemiro 30′
  • 0:2 – Fernandes 37′ (rzut karny)
  • 0:3 – Fernandes 45′

Tottenham – Bodo/Glimt 3:1. „Kontrola” z małym potknięciem

Żeby nie wspominać o drugiej połowie tego meczu, która nie oferowała już żadnych emocji, przejdźmy do Tottenhamu. Londyńczycy potrafili zabawić się nawet lepiej niż kumple z Manchesteru, mimo że rozegrali dwie zupełnie różne połowy. Ale nie pod względem złej czy dobrej jakości, tylko pod kątem podejścia do przeciwnika.

Najpierw wcisnęli dwie sztuki w nieco ponad pół godziny (pierwszą w 38. sekundzie), bijąc się z Bodo/Glimt na posiadanie piłki, a potem… nie byli w stanie albo nie chcieli jej mieć. Oddali Norwegom sprzęt i czekali na kontry. To wyglądało tak, jakby po zmianie stron na murawę wyszli zupełnie inni goście, choć nie oznaczało to, że przestali być groźni.

Tottenham przez drugie 45 minut nawet nie wykręcił średniej dwóch podań na minutę, co może być uznawane za wstydliwe, podczas gdy Bodo/Glimt miało ich ponad 250. To brzmi jak anomalia, ale być może była w tym sprytna, skuteczna taktyka. Ten jeden raz „Koguty” wyszły z atakiem i wywalczyły rzut karny. Godzina gry, 3:0, można było oddać piłkę.

Nie każdemu musiało się to podobać, ale zadziałało. Norwegowie co prawda strzelili gola w 83. minucie, wykorzystując chwilę nieuwagi Tottenhamu w polu karnym, ale ogółem wypracowali żałosne 0,26 xG. Poza posiadaniem piłki i podaniami, to była lekcja futbolu w wykonaniu Anglików, dziś bardziej dojrzałych i zasługujących na finał. Gorzej, że wyniku na wyjeździe będą musieli bronić bez kontuzjowanego Maddisona i Solanke, ale powinni dać radę. Mimo gry na sztucznej trawie i niewygodnym terenie, po prostu będą frajerami, jeśli tego nie dowiozą.

TOTTENHAM HOTSPUR – BODO/GLIMT 3:1 (2:0)

  • 1:0 – Johnson 1′
  • 2:0 – Maddison 2′
  • 3:0 – Solanke 61′ (rzut karny)
  • 3:1 – Saltnes 83′

CZYTAJ WIĘCEJ O EUROPEJSKICH PUCHARACH NA WESZŁO:

Fot. Newspix

21 komentarzy

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Europy

Reklama
Reklama