Wraz z kolejnymi awansami Barcelony w Lidze Mistrzów i utrzymującą – albo i powiększającą – się przewagą nad Realem w La Liga, coraz częściej w przestrzeni publicznej będzie pojawiać się pytanie, czy Robert Lewandowski ma szansę na Złotą Piłkę w 2025 roku. Odpowiedzialny obserwator futbolowego świata powinien więc wiedzieć już dziś, że nie, nie ma.

No dobra – nie bądźmy tak radykalni, w końcu to Lewandowski, dla niego nie ma rzeczy niemożliwych, natomiast szanse na ten upragniony triumf są naprawdę bardzo małe. Polak gra świetny sezon, strzela regularnie, w Lidze Mistrzów ma już 11 bramek, w Hiszpanii aż 25, natomiast to niestety – bo pewnie wszyscy życzymy mu pierwszego miejsca – nie wystarczy.
Tylko w samej Barcelonie naturalniejszym kandydatem jest Raphinha, który czaruje tak bardzo, że wczoraj wyrównał rekord Leo Messiego i ma udział już przy 19 golach Barcy w europejskiej elicie. A skoro zostały mu co najmniej trzy mecze, bardzo prawdopodobne jest, że ten rekord będzie jeszcze śrubował, a to rekord, dodajmy, nabity choćby trzema golami z Bayernem, pięcioma z Benfiką czy wczoraj golem i asystą z Borussią.
Brazylijczyk jest cholernie regularny, nie zalicza pustych przelotów – tylko dwóch rywali jakkolwiek nie ukąsił – a Lewandowski meczów bez konkretu w Europie ma już pięć.
Robert Lewandowski a Złota Piłka 2025. Ciężary
Natomiast nie ma co się zamykać na same liczby, wystarczy pomyśleć logicznie, że jednak łatwiej wyobrazić sobie Barcelonę bez Polaka niż Barcelonę bez Brazylijczyka, bo ten drugi kreuje, ucieka wszystkim schematom i – jako się rzekło – jest magikiem, czarodziejem, gościem, dla którego ludzie przychodzą na stadiony.
Gorszy napastnik nie strzeliłby przy Raphinhi tylu goli, co Lewandowski, ale jednak by strzelał, natomiast gorszy piłkarz od Raphinhi sprawiłby, że Barcelona byłaby nieporównywalnie słabsza, a Lewandowski by tego nie zmienił.
I to właśnie Brazylijczyk jest faworytem bukmacherów, którzy kurs na jego triumf ustawili w okolicach 2,35, z kolei Robert jest w tym zestawieniu niżej (z kursem między osiem a dziesięć).
Jakby tego było mało, że trzeba rywalizować z takim kozakiem, to przecież trudno też deprecjonować szanse Yamala, Salaha albo Dembele. Pierwszy nie jest zainteresowany tym, jak młodym człowiekiem jest, tylko strzela i asystuje gdzie popadnie, drugi odpadł z Ligi Mistrzów, ale w Premier League ma chore liczby (27 + 17), trzeci wskoczył na taki poziom, że nie tylko zastępuje Mbappe, ale można się zastanawiać, czy nie jest lepszy. No i dalej jest w grze o Europę.
Ale tak, gdyby nie istniał Raphinha, można by się zastanawiać, czy mimo wszystko głosujący nie docenią Lewandowskiego, bo tutaj nie ma żadnej przepaści między powyższą trójką a Polakiem, natomiast Raphinha istnieje i ma się fenomenalnie.
Lewandowski do triumfu potrzebowałby wybitnych występów w półfinale i finale Ligi Mistrzów, czegoś, co zapadnie w pamięć jak pięć goli z Wolfsburgiem czy cztery gole z Realem, ale dlatego to takie zapadające w pamięć, bo cholernie trudne i zdarzające się raz od wielkiego dzwona. Druga szansa to siła, której nie docenił Lord Voldemort, czyli siła miłości, to znaczy głosujący pamiętają kradzież z 2020 roku, widzą, że Lewandowski dalej jest kozakiem mimo 36 lat na karku, i głosują na niego.
Ale tutaj problem jest z kolei taki, że to życie, a nie książka i siła miłości może aż tak mocno nie funkcjonować.
Dlatego na dzisiaj, jakkolwiek spojrzeć, nie wychodzi w żaden sposób, że Lewandowski tę Złotą Piłkę weźmie. Natomiast jest jednym z faworytów do podium, a to na tym etapie kariery, jest wynikiem REWELACYJNYM.
I o tym pamiętajmy.
CZYTAJ WIĘCEJ WESZLO:
- Barcelona jak walec. Lewandowski krok od setki!
- PSG ogrywa Aston Villę, choć z problemami! [VIDEO]
- Rice-dwa i po meczu! Anglik zmasakrował Real genialnymi wolnymi
- Kiwior po meczu z Realem i wyczynie Rice’a. “Byliśmy w szoku”
- Bayern próbował, Inter strzelał i ma blisko do półfinału Ligi Mistrzów
Fot. Newspix