Reklama

Trela: Jabłka niedaleko od jabłoni. Ojcowie i synowie w Ekstraklasie

Michał Trela

Autor:Michał Trela

30 marca 2025, 10:46 • 10 min czytania 9 komentarzy

To, że Jakub Jezierski, Dominik Szala czy Ariel Mosór są synami znanych przed laty piłkarzy, przypomina się niemal w każdy weekend. Sytuacji, w których dorosłe dzieci poszły w ślady ojców i również dotarli do Ekstraklasy, jest jednak znacznie więcej.

Trela: Jabłka niedaleko od jabłoni. Ojcowie i synowie w Ekstraklasie

Ekstraklasa. Rodzinne duety w polskiej lidze

Kibic urodzony w latach 90., patrząc dziś na europejską piłkę, ma pełne prawo czuć się jak w czasach młodości. Thuram w Juventusie. Haaland w Manchesterze City. Simeone w Atletico. Schmeichel w Lidze Mistrzów. Reyna w reprezentacji USA. Weah w lidze włoskiej. Chiesa, Maldini, Stanković, Kluivert i jeszcze wielu innych. Geny, dobrzy trenerzy i akademie, odpowiednie wzorce, umiejętność pokierowania karierą i poruszania się w trudnym świecie piłki, czasem, co tu kryć, samo brzmienie nazwiska. To wszystko czynniki sprzyjające, by synowie znanych piłkarzy również przebijali się do profesjonalnego futbolu. Zjawisko widać także w Polsce. W historii reprezentacji Polski było dziewięć duetów, w których zarówno ojciec, jak i syn zagrali w drużynie narodowej. Najbardziej oczywisty ze współczesnych przykładów to Wojciech Szczęsny, ale przed nim podobnie toczyły się losy Jakuba Koseckiego czy Euzebiusza Smolarka, którzy też mieli już kadrowe szlaki przetarte przez ojców.

Na poziomie Ekstraklasy tego rodzaju historie zdarzają się jednak częściej. O niektórych wspomina się regularnie przy każdej obecności synów na boisku. Inne przechodzą bez większego echa, bo ojcowie albo nie zrobili dużych karier, albo grali w najwyższej lidze w już dość zapomnianych czasach. W obecnym sezonie polskiej ligi wystąpiło jednak aż jedenastu piłkarzy, których ojcowie już wcześniej grali w Ekstraklasie. Kto zrobił większą karierę? Jak wyglądają podobieństwa i różnice? Która para ma najwięcej występów?

Igor i Marcin Kośmiccy – 6 występów

Na początek dwie postaci, które przez Ekstraklasę jedynie przemknęły. Igor Kośmicki od tego sezonu należy do kadry Korony Kielce i jesienią wystąpił w dwóch meczach. Cztery razy siedział jeszcze na ławce rezerwowych, ale tej wiosny jeszcze to mu się nie zdarzyło. Na boiskach najwyższej ligi spędził więc dotąd ledwie 180 minut. Nieznacznie ustępuje tym samym ojcu, który również w barwach Korony przewinął się przez Ekstraklasę w debiutanckim sezonie tego klubu na tym szczeblu. Piłkarz, także grający na jako obrońca, uzbierał w czterech spotkaniach 226 minut. W zimie 2006 roku odszedł do II-ligowego wówczas Ruchu Chorzów i nigdy nie wrócił do elity, w której zadebiutował, mając już 28 lat. Jego syn dotarł na ten szczebel wcześniej. Być może więc zdoła jeszcze przebić osiągnięcia ojca.

Filip i Zbigniew Rejczykowie – 25 występów

Filip Rejczyk uchodzi za duży talent. Z reprezentacją Polski zdobył medal mistrzostw Europy U-17. Kosta Runjaić, jeszcze jako trener Legii Warszawa, zestawiał go z Tonim Kroosem. Pozyskanie go przez Śląsk Wrocław minionego lata traktowano jako duży sukces wicemistrzów Polski. W zimie 19-latek został jednak zesłany do rezerw i na razie nie odgrywa żadnej roli w drużynie Antego Simundży. W Ekstraklasie zagrał dotąd dziewięć razy – sześć w barwach Legii w poprzednim sezonie i trzy w zespole Śląska. Na razie ustępuje więc liczbami w Ekstraklasie ojcu, który w sezonie 1992/1993 rozegrał szesnaście meczów jako obrońca Siarki Tarnobrzeg. Mimo że miał wówczas ledwie 20 lat, kolejnych występów na poziomie najwyższej ligi już nie zanotował. Biorąc pod uwagę skalę talentu jego syna, wydaje się, że powinien przeskoczyć osiągnięcia ojca. Ale w karierze różnie bywa, a obecny sezon na pewno nie toczy się po myśli młodego piłkarza.

Reklama

Jordan i Robert Majchrzakowie – 34 występy

Pierwsza na liście sytuacja, w której syn już zdążył przebić ekstraklasowy dorobek ojca, choć przecież sam dopiero stawia w niej pierwsze kroki. Jordan Majchrzak ma za sobą jeden sezon na boiskach najwyższej ligi. W minionym roku był bowiem wypożyczony do Puszczy Niepołomice, w której zagrał dziewiętnaście razy i trafił nawet do siatki. Jesień spędził w Legii Warszawa. Nie dostawał jednak szans od Goncalo Feio i pojawił się w tym sezonie na murawie tylko na minutę. W zimie został więc oddany na wypożyczenie do I-ligowej Arki Gdynia. Ojciec 20-latka w Ekstraklasie pograł jednak jeszcze mniej. W 1998 roku Robert Majchrzak czternaście razy wystąpił dla Rakowa Częstochowa jako obrońca. Klub spod Jasnej Góry spadł jednak wtedy z ligi. Majchrzak razem z nim i w Ekstraklasie pojawił się po raz ostatni, mając 22 lata.

Serafin i Piotr Szotowie – 85 występów

Serafin Szota powoli wyrabia sobie status solidnego ligowca. Obrońca debiutował w Ekstraklasie w barwach Wisły Kraków, ugruntował pozycję w najwyższej lidze w Widzewie Łódź, a od lata występuje w Śląsku. Na boiskach polskiej elity ma 78 występów, czym znacznie przebił osiągnięcia taty, który także grał w Ekstraklasie, ale tylko dla jednego klubu i znacznie krócej. Piotr Szota uzbierał siedem występów na tym szczeblu jesienią 1996 roku jako gracz Odry Wodzisław. Wrócił do Varty Namysłów i już nie wyściubił nosa poza ligi regionalne. Choć dzieli ich życiorys, łączy rola na boisku, bo zarówno ojciec, jak i syn zajmowali się głównie pilnowaniem dostępu do własnej bramki.

Lukas i Waldemar Podolscy – 104 występy

Duet o bardzo wyraźnej dysproporcji, jeśli chodzi o skalę osiągnięć. Lukas Podolski w polskiej lidze pojawił się u schyłku kariery, a i tak ma już na liczniku sto występów. A przecież grał w przeszłości także m.in. w Bundeslidze, Premier League czy Serie A oraz oczywiście w reprezentacji Niemiec, z którą zdobył mistrzostwo świata. Jego ojciec, zanim wraz z rodziną, w tym małym Lukasem, wyjechał do Niemiec, zdążył zadebiutować w Ekstraklasie jako piłkarz Szombierek Bytom. W 1978 roku Podolski-obrońca uzbierał trzy występy w barwach śląskiego klubu, w kolejnym dołożył zaś jeszcze jeden, by odejść do ROW-u Rybnik, który nie grał już wtedy w Ekstraklasie. Później grał jeszcze w Górniku Knurów, by w 1987 roku wyjechać do RFN. Podolski senior zaszczepił jednak w synu przywiązanie do Górnika Zabrze, któremu sam kibicował, co po dekadach okazało się błogosławieństwem dla tego klubu.

Aleksander i Grzegorz Komorowie – 118 występów

Para o względnie wyrównanym dorobku. Grzegorz Komor uzbierał na razie więcej występów w Ekstraklasie od swojego syna. Wszystkie zaliczył jednak w barwach jednego klubu. Pomiędzy 1988 a 1992 rokiem ten obrońca występował w barwach Motoru Lublin. Aleksander Komor gra już w Ekstraklasie dla trzeciego zespołu. Debiut zaliczał, podobnie jak ojciec, w ekipie z Lubelszczyzny, czyli Górniku Łęczna. Potem wrócił do grona najlepszych z Podbeskidziem Bielsko-Biała, by ponownie uczynić to przed rokiem z GKS-em Katowice. Stoper nie należy do pierwszego składu ekipy Rafała Góraka, ale w tym sezonie dziewięć razy pojawił się na boisku. Razem z ojcem mogą się pochwalić identyczną liczbą goli w Ekstraklasie – po jednym.

Miłosz i Józef Trojakowie – 135 występów

Miłosz Trojak z Korony Kielce dobija właśnie do setki występów w Ekstraklasie. Józef, jego nieżyjący już ojciec, mógł się pochwalić wyraźnie skromniejszym przebiegiem w najwyższej lidze. W elicie debiutował w 1984 roku jako piłkarz Górnika Wałbrzych. Na najwyższym szczeblu utrzymywał się w czterech sezonach, dobijając do 36 spotkań. Ostatnie zaliczył w barwach Śląska Wrocław, mając jedynie 23 lata. Jego syn, który debiutował w Ekstraklasie w Ruchu Chorzów w 2017 roku, długo musiał czekać, aż przebije osiągnięcia ojca, ale transfer do Korony Kielce w wieku 28 lat pozwolił mu ugruntować pozycję w najwyższej lidze. Dziś Trojak jest uznawany za obrońcę, jak jego ojciec, ale do Kielc ściągany był przez Pawła Golańskiego i Leszka Ojrzyńskiego jeszcze jako środkowy pomocnik.

Damian i Robert Kądziorowie – 146 występów

Rodzina Kądziorów sporą liczbę występów w Ekstraklasie zawdzięcza głównie synowi, będącemu dziś w Stali Mielec, który w najwyższej lidze pograł już 140 razy. A przecież ma także na koncie występy w Lidze Mistrzów czy reprezentacji Polski. Kibicom polskiej ligi dał się wcześniej poznać jako skrzydłowy Jagiellonii Białystok, Górnika Zabrze, Piasta Gliwice. Robert Kądzior był napastnikiem, ale goli w Ekstraklasie ma mniej niż syn występów. Pojawił się jednak na boisku tylko sześciokrotnie, wiosną 1990 roku, jako piłkarz Jagiellonii. Ostatnie występy na ligowych boiskach zanotował jako 20-latek. Jego syn w tym wieku dopiero się rozkręcał, a na dobre wskoczył do Ekstraklasy, mając 25 lat.

Reklama

Jakub i Remigiusz Jezierscy – 163 występy

Bardzo medialny duet ojca z synem, bo tata piłkarza Śląska Wrocław był w swoim pokoleniu cenionym ligowym napastnikiem, a obecnie już od lat pracuje przy Ekstraklasie jako ekspert telewizji Canal+. W tej roli zasłynął m.in. ze spopularyzowania na polskim rynku terminu „asysta drugiego stopnia”. Traf chciał, że w jednym z pierwszych występów w Ekstraklasie taki właśnie udział przy golu zaliczył jego syn, który przebija się w barwach Śląska. Jezierski junior gra jako ofensywny pomocnik i jako 20-latek wciąż ma wszystko przed sobą. Do przebicia osiągnięć ojca sporo mu jednak brakuje, biorąc pod uwagę, że Remigiusz Jezierski zagrał w Ekstraklasie 144 razy, strzelił 23 gole i z Jagiellonią Białystok zdobył Puchar Polski. Nigdy nie grał jednak w europejskich pucharach, podczas gdy jego syn w tym sezonie wystąpił w nich w trzech meczach.

Dominik i Wojciech Szalowie – 286 występów

Wynik wyśrubowany głównie przez ojca, który przez lata był stałym elementem krajobrazu polskiej ligi. Ponad ćwierć tysiąca występów, dwa mistrzostwa, Puchar i Superpuchar Polski oraz Puchar Ligi z Legią Warszawa, o tego Superpuchar z GKS-em Katowice. Boczny obrońca lub stoper nie był piłkarzem wybitnym, nie zadebiutował w reprezentacji Polski ani nie wyjechał za granicę, ale w swoim pokoleniu był ucieleśnieniem solidnego ligowca. Synowi, który też gra na boku lub środku obrony, wróży się większą karierę, choć na razie musi zacząć od przebicia wcale niemałych osiągnięć ojca. Medalista mistrzostw Europy do lat 17. rozgrywa drugi sezon w Ekstraklasie, a jego pozycja w ekipie Jana Urbana rośnie. Na razie przełożyło się to na dwadzieścia cztery mecze 18-latka w najwyższej lidze.

Ariel i Piotr Mosórowie – 363 występy

Jedyna aktualnie para rodzinna, w której zarówno ojciec, jak i syn rozegrali przynajmniej sto spotkań w Ekstraklasie. Były piłkarz Legii Warszawa z bliska śledzi losy syna, pilotując jego ścieżkę kariery. To on miał spory wpływ na to, że stoper obrał nietypową w swoich czasach drogę opóźniania wyjazdu za granicę, celem wcześniejszego ugruntowania pozycji w Ekstraklasie. Po epizodach w Legii regularnie w lidze zaczął grać w barwach Piasta Gliwice, z którego w lecie przeniósł się do Rakowa Częstochowa. Jego sezon jest na razie rwany kontuzjami, ale może się zakończyć drugim w karierze 22-latka mistrzostwem Polski. Jego ojciec po jedyne mistrzostwo sięgnął w podobnym wieku, bo mając 21 lat, wywalczył je z Legią Warszawa. Później dołożył z tym klubem jeszcze krajowy puchar, a w sezonie 1995/96 zadebiutował z nim w Lidze Mistrzów. W Ekstraklasie, w której grał dla Ruchu Chorzów, Legii, Lechii/Olimpii Gdańsk, Widzewa, Pogoni Szczecin, Amiki Wronki i Wisły Płock uzbierał łącznie 263 mecze i dziesięć bramek.

Inne aktywne duety

Choć obecnie w jedenastu rodzinach mogą sobie porozmawiać jak piłkarz ekstraklasowy z byłym piłkarzem ekstraklasowym, wśród aktywnych polskich zawodników takich przypadków jest więcej. Całkiem niedawno na meczach Szymona Włodarczyka w Górniku Zabrze regularnie można było spotkać jego ojca Piotra. Razem mają na koncie grubo ponad 300 spotkań w polskiej lidze. Młodemu napastnikowi nie wiedzie się za granicą, więc niewykluczone, że wkrótce znów będzie grał w Ekstraklasie.

W Bundeslidze występuje natomiast Adam Dźwigała, syn Dariusza, który ma na koncie 258 meczów w Ekstraklasie. Adam zresztą też, zanim wyjechał z Polski, przebił barierę stu występów. Podobnie jak Przemysław Wiśniewski, grający obecnie w Serie B, syn Jacka Wiśniewskiego, który tak jak on występował niegdyś w Górniku Zabrze. W Ekstraklasie grali też ojcowie Bartosza Bereszyńskiego, Przemysława Szymińskiego, Pawła Jaroszyńskiego, Mateusza Klicha, Andrzeja Kobylańskiego, Mateusza Praszelika, Marcela Bykowskiego czy Jakuba Myszora. Łukasz Janoszka przez lata był o tyle ciekawym przykładem, że funkcjonował nawet pod ksywką „Ecik” odziedziczoną po tacie Marianie. Z ich wspólnym dorobkiem trudno się komukolwiek współczesnemu równać, bo łącznie niemal dobili do 400 meczów w Ekstraklasie i uzbierali osiemdziesiąt goli. Meczów więcej uzbierał syn, goli ojciec.

Przyszłe duety

Trudno przewidzieć przyszłość, ale kilku młodych synów byłych piłkarzy znajduje się już w bezpośrednim przedsionku Ekstraklasy, czekając na debiut. Teoretycznie najbliżej jest Jakub Żewłakow, uznawany za duży talent syn nowego dyrektora sportowego Legii Warszawa. 18-letni pomocnik zadebiutował już nawet w pierwszej drużynie w meczu eliminacji Ligi Konferencji z Caernarfon Town, ale w Ekstraklasie nie było go jeszcze nawet w kadrze meczowej. Razem z nim na pierwsze występy w Legii czeka Pascal Mozie, reprezentujący Polskę na szczeblu U17 syn Mike’a, byłego nigeryjskiego stopera Wisły Płock. 16-latek pojechał już tej wiosny z drużyną Goncalo Feio na mecz ligowy do Gliwic, ale jeszcze nie podniósł się z ławki. Przed rokiem dwa razy na ławce Cracovii usiadł Franciszek Dziewicki, 18-letni syn Piotra. W zimie piłkarz opuścił jednak drużynę Pasów, więc do debiutu w Ekstraklasie na pewno na razie nie dojdzie. W rezerwach Śląska Wrocław na szansę czeka natomiast 19-letni Aleksander Wołczek, który jesienią był już dwa razy na ławce pierwszej drużyny. Jego ojciec Krzysztof z wrocławskim klubem zdobywał 13 lat temu mistrzostwo Polski. Widząc więc często po meczach dzieci na rękach piłkarzy, świętujące razem z nimi ligowe wygrane, trzeba zakładać, że przynajmniej część z nich za kilkanaście lat sama będzie grać w Ekstraklasie.

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

fot. Newspix.pl

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa