Co zrobić, gdy twój najlepszy zawodnik za moment opuści klub? Znaleźć jego następcę. W Krakowie latem zmierzą się z trudną sztuką zastąpienia Benjamina Kallmana. Zanim jednak do tego dojdzie, trener dostał czas i materiał do pracy, dzięki któremu odejścia lidera może być mniej bolesne. Cracovia nie będzie czekała na następcę Fina, bo już ma go w swoich szeregach. Czy Martin Minczew to transferowy majstersztyk Cracovii?
Jest zdolny, jest młody, jest sprofilowany pod oczekiwania i wymagania zespołu. W Krakowie nad transferami nie działano pospiesznie, lecz dotrzymano danego słowa — Dawid Kroczek dostał wzmocnienia na kluczowych pozycjach. W niektórych przypadkach być może przydałyby się one szybciej, lecz w przypadku Martina Minczewa czas nie odgrywał aż tak istotnej roli. Bułgarski ofensywny pomocnik w najważniejszą rolę wcieli się za kilka miesięcy.
Gdy Benjamin Kallman w końcu opuści Cracovię, ma z miejsca rozwiązać problem utraty najważniejszego zawodnika i wziąć na siebie rolę lidera drużyny.
Kim jest Martin Minczew? To on zastąpi Benjamina Kallmana w Cracovii
Jarosław Gambal, dyrektor działu skautingu Cracovii, zachwycał się Martinem Minczewem już pięć lat wstecz. W „Przeglądzie Sportowym” została nawet pamiątka i dowód, że tak było. Krótki tekścik, analiza, w której bułgarski piłkarz porównywany jest do Alexisa Sancheza. Wygląda jak zapisana kartka z notesu łowcy talentów, wyrwana i przepisana na użytek cyfrowy. Zacytujmy szerszy fragment:
„Charakteryzuje go odważny drybling, który dostosowuje do ustawienia obrońcy. W grze jeden na jednego bazuje na pojedynczym zwodzie, zmianie tempa biegu i przyspieszeniu. W polu karnym dokonuje właściwych decyzji o: uderzeniu na bramkę, podaniu do partnera czy dryblingu, by samemu zakończyć akcję ofensywną. Ogromne znaczenie w skutecznym działaniu w ofensywie ma jego obserwacja współpartnerów i przeciwnika. Dobre przygotowanie fizyczne sprawia, że atak na rywala z piłką jest zdecydowany i agresywny”.
Gambal nie oglądał wtedy Minczewa pod kątem wzmocnienia klubu z Krakowa, ba, pod kątem wzmocnienia jakiegokolwiek polskiego klubu. Współtworzył serię, w której opowiadał o ciekawych, wyróżniających się zawodnikach z różnych krajów. Przeważnie i tak byli oni poza zasięgiem Ekstraklasy. Dziewiętnastoletni Martin był już reprezentantem Bułgarii, który szykował się do zagranicznego transferu. Debiut w lidze zanotował jako szesnastolatek, zdążył strzelić kilka bramek, wykonywał nawet rzuty karne — rzadka sprawa dla kogoś w jego wieku.
Sparta Praga, której skauting skupia się na Bałkanach, zagięła na niego parol i wyłożyła za niego milion euro. Pieniądze jednocześnie duże i małe. Duże, jeśli ktoś liczył, że Minczew od razu zacznie brylować w nowej lidze. Małe, jeśli pokładał w nim nadzieje na przyszłość. W tym samym oknie, pierwszym po tym, jak koronawirus wstrzymał futbol i storpedował przychody klubów, Martin znalazł się w trójce najdroższych transferów ligi czeskiej.
W Pradze zawiódł, nie spełnił oczekiwań. Michal Kvasnica, szanowany dziennikarz i ekspert dziennika „Sport” mówi nam, że kibice Sparty wspominają Bułgara wyłącznie źle. – Jego występy były kiepskie. Wszyscy w Czechach spodziewali się po nim znacznie więcej w porównaniu z tym, co pokazał. To nie był dobry transfer, aczkolwiek miał jeden ważny moment: strzelił ważną bramkę w Ołomuńcu, która pomogła Sparcie zdobyć mistrzostwo.
Było to jedno z nielicznych trafień Martina Minczewa dla Sparty Praga. Lekko zaskoczył, gdy po odejściu z Czech rozegrał pełny sezon w tureckiej Super Lig jako podstawowy piłkarz Rizesporu. Po roku jego rola w zespole znacznie zmalała i tylko dlatego Jarosław Gambal mógł wyciągnąć stary zeszyt, żeby stwierdzić, że właśnie wpadł na pomysł na to, jak zastąpić Benjamina Kallmana. Niby napastnika, ale na tyle wszechstronnego i kreatywnego, że częściej wcielającego się w rolę dziewięć i pół, żeby wręcz nie powiedzieć: dziesiątki, ofensywnego pomocnika.
— Sprawdziłby się w ustawieniu 1-3-5-2 lub 1-4-4-2 jako wsparcie wysuniętego napastnika, bo przy jego mobilności, dryblingu i odwadze gra w ataku nabrałaby nieobliczalnego charakteru dla rywala — odnotował pięć lat temu Gambal. Teraz Minczew ma wspierać wysuniętego napastnika Cracovii.
Finansowy majstersztyk. Cracovia nie wyda fortuny na Martina Minczewa
Gdy Martin Minczew został piłkarzem Cracovii, zaczepił mnie jeden ze skautów pracujących dla jej ligowego rywala. Stwierdził, że rzadko chwali ruchy konkurencji, lecz tym razem zrobi wyjątek, bo w Krakowie popełnili naprawdę ciekawy ruch. W zasadzie lekko niewyobrażalny, bo z dobrych źródeł wie, że nie było łatwo — i tanio — wyciągnąć Bułgara z Rizesporu. Gdy rozmawiano o wypożyczeniu zawodnika, w tle przewijała się pensja na poziomie 25 tysięcy euro miesięcznie. Tymczasem Pasy zapłaciły jeszcze za transfer definitywny.
Wokół transakcji szybko więc narosły mity. Martin Minczew trafił na przykład na listę dziesięciu najdroższych ruchów w Ekstraklasie według Transfermarkt, z sugestią, że kosztował pół miliona euro. Kto jednak zna prezesa Mateusza Dróżdża, ten wie, że podpisu pod takim przelewem by nie złożył. Drążyliśmy, pytaliśmy różnych osób i okazało się, że nawet połowa tej kwoty oznaczałaby przeszacowanie rzeczywistej sumy odstępnego. Cracovia może się pochwalić tym, że niezłego piłkarza sprowadziła za grosze.
Również w kontekście comiesięcznych wydatków pensja Minczewa nie zbliżyła się nawet do poziomu z Turcji. Ustaliliśmy, że wypłata Bułgara mieści się w przedziale piętnaście — dwadzieścia tysięcy euro miesięcznie. Przy czym raczej bliżej piętnastu niż dwudziestu, więc są to pieniądze, za które w Ekstraklasie piłkę kopie wielu ligowców, często przepłaconych. W Krakowie chwalą się, że to konkretny plan, nie pieniądze, przekonały Martina do przeprowadzki.
Niewiadomą pozostaje jeszcze to, co Cracovia zapisała w zamian za liczne ustępstwa, bo negocjacje kontraktowe nigdy nie są grą do jednej bramki. O tym jednak przekonamy się pewnie dopiero, gdy dojdzie do transferu wychodzącego. Czytaj: gdy reprezentant Bułgarii spełni swoją rolę.
Czy Martin Minczew może być lepszą wersją Benjamina Kallmana?
Będzie nią zapewnienie bramek oraz asyst, gdy Benjamin Kallman ruszy na zachód po wypełnieniu umowy z klubem. Cracovia naprawdę starannie wybrała człowieka, który ma wejść w buty Fina. Wystarczy zerknąć na dane Hudl StatsBomb z ostatniego sezonu ligi czeskiej, w którym Martin Minczew strzelał dla Sparty Praga i porównać je z obecnymi rozgrywkami w wykonaniu Kallmana. Obaj pełnili podobną rolę, obaj mieli podobne otoczenie pod kątem intensywności oraz założeń taktycznych.
Z radaru jasno wynika, że Kallman i Minczew mają wiele punktów wspólnych. Na przykład:
- obaj są bardzo aktywni w polu karnym rywala i mogą się pochwalić wysokim współczynnikiem przewidywanych bramek/90 minut,
- podobnie często notują straty,
- kreowanie sytuacji kolegom z zespołu to dla nich zadanie równie ważne, co strzelanie goli.
Od razu widzimy też, że Bułgar potrafił wejść na wyższy poziom w wielu kategoriach. Jeśli chodzi o udział w grze drużyny, był nawet bardziej aktywny niż Kallman, którego kontakty z piłką często równają się strzałom na bramkę. Znakomicie odnajdował się w pressingu, notując ponad dwadzieścia skoków pressingowych/90 minut — to świetny rezultat, na poziomie najlepszych w Ekstraklasie.
Minczew w Sparcie oddawał strzały z lepszych pozycji, był także skuteczniejszy w grze w powietrzu. Naprawdę wiele rzeczy wskazuje więc, że Cracovia sięga po piłkarza zbliżonego charakterystyką do swojego najlepszego zawodnika. Wiadomo też, że ściąga piłkarza zupełnie innego niż Michał Rakoczy, którego zimą oddała, nie widząc szans na to, żeby w ogóle łapał minuty. Martin na tle młodzieżowego reprezentanta Polski wygląda, co tu kryć, znacznie ciekawiej.
Z której strony nie spojrzeć, Minczew oferuje więcej. Ok, może nie Michał Rakoczy był skuteczny w pressingu, może i częściej oraz lepiej dryblował. Całokształt pokazuje jednak, że wachlarz atutów Martina jest znacznie większy. To transfer, o którym powiemy, że nie ma słabych stron.
Dyrektor skautingu Cracovii: Minczew to kompleksowy piłkarz
Żeby jednak upewnić się, że Cracovia wie, co robi, odezwałem się do sprawcy całego zamieszania. Jarosław Gambal tłumaczy mi, dlaczego zdecydował się sięgnąć akurat po Martina Minczewa.
— To zawodnik o takim profilu, że odnajduje się w dynamicznych fragmentach gry. Atakuje przestrzeń za linią obrony, wypełnia pole karne. Ma bardzo dobrą motorykę i dobre nastawienie do pressingu, co jest istotne w naszym stylu gry. Dodatkowo jest dość wysoki jak na ofensywnego pomocnika, co ma dodatkową wartość przy stałych fragmentach gry. Może także pełnić rolę napastnika czy skrzydłowego przy zmianie struktury, jest kompleksowy. Wreszcie: to piłkarz z bliskiego kręgu kulturowego, który w tej części Europy już grał i odnosił sukcesy.
Idealnie byłoby, gdyby Pasy zyskały na transferze reprezentanta Bułgarii już teraz, z miejsca. Wiadomo jednak, że proces wdrażania do zespołu zawodnika, który opuścił obóz przygotowawczy i staje się częścią drużyny już w trakcie ligowej rundy, gdy czasu na aklimatyzację jest mniej, a hierarchia w drużynie jest już mniej więcej ustalona, wygląda nieco inaczej niż w przypadku wczesnych ruchów transferowych.
Cracovia zadziałała jednak wzorowo pod kątem lata. Na odejście najlepszego zawodnika jest gotowa już teraz, bez żadnych zapowiedzi, wstępnych list i rodzących się w głowach pomysłów. Nie oznacza to, że gdy Benjamin Kallman opuści Kraków, pion sportowy nie będzie się rozglądał za wzmocnieniem ofensywy. Będzie, ale z większym spokojem, bo zastosowano przemyślany ruch wyprzedzający. Pozostaje przyklasnąć, tak się to robi w profesjonalnie zarządzanych klubach.
WIĘCEJ O KULISACH TRANSFERÓW:
- Drodzy i nieskuteczni. Dlaczego nie warto kupować napastników zimą? [ANALIZA]
- Jiri Bilek – idealny dyrektor sportowy dla Legii? Kulisy sukcesy Slavii Praga
- Jak znaleźć piłkarza do Premier League? Tłumaczy polski analityk [REPORTAŻ]
- Wszyscy je sprawdzają, nie każdy je poważa. Kulisy wycen Transfermarktu
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix