Reklama

Drodzy i nieskuteczni. Dlaczego nie warto kupować napastników zimą? [ANALIZA]

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

28 lutego 2025, 07:41 • 9 min czytania 34 komentarzy

Zimowe okno transferowe w Ekstraklasie stało pod znakiem napastników. W połowie sezonu trzy walczące o mistrzostwo Polski kluby ściągnęły nową dziewiątkę. Jedna z nich, Ilja Szkuryn, kosztowała 1,5 mln euro – za taką samą kwotę ligę opuścił najlepszy strzelec Widzewa Łódź. Tylko czy kupowanie zimą snajpera ma w ogóle sens? Twarde dane pokazują, że… niekoniecznie.

Drodzy i nieskuteczni. Dlaczego nie warto kupować napastników zimą? [ANALIZA]

Na rynku transferowym napastników panował ruch jak na rondzie w Rijadzie. Tylko zimą kluby Ekstraklasy sięgnęły po piętnastu piłkarzy grających na tej pozycji. Odejmijmy Adama Basse, którego Raków Częstochowa kupił z myślą o przyszłości – wciąż zostaje czternastka, wśród nich wiele nowych twarzy. Część ruchów była podyktowana uruchomionym dominem:

  • Leonardo Rocha odszedł z Radomiaka, więc Radomiak szukał jego następcy i robił to bardzo aktywnie: ściągnął trzech zawodników, z których jeden zdążył już z klubu odejść,
  • Ilja Szkuryn w ostatniej chwili zamienił Stal na Legię, więc w Mielcu też musieli poszukać rozwiązań, których wcześniej nie zakładali.

Reakcja na stratę dziewiątki średnio wyszła Widzewowi, którego dyrektor sportowy zapowiadał, że jest gotowy na stratę Imada Rondicia, po czym klub z Łodzi klasycznego napastnika de facto nie ściągnął – Lubomir Tupta, choć w ataku grywa, miał być transferem na skrzydło, ale w obliczu wątpliwości wobec Abdallaha Gninga przedstawiono go jako alternatywę także na szpicy, więc na końcu i jego można podciągnąć pod kategorię „napastnicy”.

Lech potrzebował jakości na ławce rezerwowych i minut dla Filipa Szymczaka – to zrodziło dwa kolejne ruchy. Górnik z kolei zorientował się, że sprowadzeni latem zawodnicy nie wystarczą, więc dołożył kolejnego. Wreszcie: Śląsk Wrocław chciał dać sobie cień szansy na utrzymanie, zakontraktował więc dwóch gości odpowiedzialnych za trafianie do siatki.

Pomijając więc tych, którzy musieli załatać dziurę w składzie, można dojść do wniosku, że nowy napastnik w przerwie między rundami dla wielu brzmi jak wybawienie. Tu dochodzimy do ciekawej sprzeczności – otóż wszystkie znaki na niebie i ziemi podpowiadają, że jeśli możesz się powstrzymać, to ze sprowadzeniem dziewiątki lepiej poczekać do lata.

Reklama

Transfery. 91% napastników kupionych zimą strzela w Ekstraklasie… mniej niż pięć bramek

Pomysł podsunął mi Aurel Nazmiu, analityk danych, który w mediach społecznościowych podzielił się ciekawym badaniem. Otóż sprawdził, z jakim dorobkiem kończyli sezon napastnicy sprowadzeni zimą w pięciu najlepszych ligach w Europie w minionych dziesięciu latach. Wnioski mogą zdumiewać:

  • 38% dziewiątek podpisanych w styczniu do końca sezonu nie strzela ani jednego gola,
  • 84% kupionych zimą napastników zdobywa mniej niż pięć bramek.

Nazmiu uzupełnił swoje badania o kwestię finansową: ceny w okienku między rundami są o 17% wyższe niż w przypadku letnich transferów. Kluby wydają więcej pieniędzy, ale nie przekłada się to na wpływ na grę i wyniki zespołu – bo skoro brakuje bramek, to i efekt jest odwrotny do zakładanego.

Kibic, dziennikarz, ekspert, nawet klubowy działacz na co dzień nie musiał się nad tym głowić, patrzeć na transfery napastników w szerszym kontekście. Ale może jednak – zwłaszcza ten ostatni – powinien? Czy Legia Warszawa płacąc 1,5 miliona euro za Ilję Szkuryna była świadoma tego, że ostatnim napastnikiem w Ekstraklasie, który zimą zmienił klub i strzelił minimum dziesięć bramek, był… Arkadiusz Piech?

Panic buying. Dlaczego transfer Ilji Szkuryna do Legii Warszawa nie ma sensu?

Więcej: Legia była w ten transfer zamieszana. To ona oddała Piecha do GKS-u Bełchatów, gdzie napastnik w piętnastu (na osiemnaście możliwych) meczach uzbierał jedenaście trafień i asystę.

Reklama

Wreszcie, bo to istotne, Piech jako jedyny mógł się pochwalić dwucyfrowym dorobkiem. Jako jedyny ze 117 nazwisk, które prześwietliłem, sprawdzając, czy badania Aurela Nazmiu prowadzą do podobnych wniosków także w Ekstraklasie. Lidze, w której czasu na szukanie dziewiątki jest więcej – okno przeciąga się, aż topowe ligi już dawno planują ruchy letnie – ale też, w której, z uwagi na pieniądze, szuka się ich w zupełnie innych miejscach.

Okazało się, że jest nawet gorzej:

  • 41% dziewiątek podpisanych zimą do końca sezonu nie strzela żadnej bramki,
  • 91% kupionych między rundami napastników trafia do siatki mniej niż pięć razy.

Jeśli więc zakładaliście się, że Szkuryn swoimi bramkami doprowadzi Legię do mistrzostwa, albo że Rocha podwoi zimą swój dorobek – szykujcie się na godne przyjęcie porażki. Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że blisko połowa z czternastu napastników, którzy zmienili klub, nie wpisze się do protokołu ani razu. Część z nich zresztą miała już ku temu okazję i jej nie wykorzystała.

W pierwszych wiosennych meczach napastnicy strzelili 25 bramek, lecz żadna z nich nie padła po strzale nowego nabytku któregoś z klubów. Więcej: nowi piłkarze strzelili cztery gole, z których większość przypisujemy… obrońcom! Saad Agouzoul i Damian Michalski to stoperzy, Rasmus Carstensen to boczny defensor. Wszyscy okazali się skuteczniejsi niż koledzy po fachu, których na co dzień zatrzymują na treningach.

Ostatnim napastnikiem w Ekstraklasie, który zimą zmienił klub i strzelił przynajmniej pięć bramek, był Tomas Pekhart, który po powrocie do Legii Warszawa pięć razy wpisał się na listę strzelców, dorzucając do tego dwie asysty. Poza nim i wspomnianym wcześniej Piechem minimum pięć sztuk w pierwszej rundzie po transferze uzbierali:

  • Leonardo Rocha (Radomiak) – 6 goli w 1062 minuty
  • Kamil Wilczek (Piast) – 5 goli w 963 minuty
  • Alon Turgeman (Wisła K.) – 6 goli w 621 minut
  • Łukasz Zwoliński (Lechia) – 7 goli i 2 asysty w 795 minut
  • Jakov Puljić (Jagiellonia) – 5 goli i asysta w 1242 minuty
  • Tomas Pekhart (Legia) – 5 goli i 2 asysty w 644 minuty
  • Cillian Sheridan (Jagiellonia) – 8 goli i 4 asysty w 1184 minuty
  • Zdenek Ondrasek (Wisła K.) – 6 goli i 4 asysty w 1384 minuty
  • Josip Barisić (Zawisza) – 8 goli i 3 asysty w 1311 minut

Wąskie grono jak na ponad sto mniej lub bardziej kosztownych prób.

Dlaczego lepiej kupić napastnika latem niż zimą? Jesienią dziewiątki strzelają więcej bramek

W analizie Aurela Nazmiu zabrakło mi jednego: porównania skromnego dorobku „strzelców zimowych” z wynikami ich konkurentów ściągniętych do klubu przed startem sezonu. Oczywiście także na przestrzeni jednej, pierwszej rundy, żeby rywalizacja była uczciwa. Wiadomo, że i tak do końca nie jest, bo trzeba brać pod uwagę kilka zmiennych, na przykład:

  • runda wiosenna przeważnie jest trochę krótsza,
  • zimą dziewiątki częściej są potrzebne zespołom w potrzebie, nie tym, które notują świetne wyniki.

Nie oznacza to jednak, że kupieni latem piłkarze są w uprzywilejowanej pozycji. Przerwa między sezonami jest dłuższa, często zdarzało się, że zawodnik przychodził do zespołu pod koniec okienka, gdy mieliśmy za sobą parę kolejek – więc i w tym przypadku nie wszyscy mogą mówić o równym dystansie walki.

Niemniej dopiero porównanie obydwu okienek daje pełen obraz sytuacji. Nie wiem, jak w przypadku badań Nazmiu, ale w Ekstraklasie bardziej opłaca się ściągnąć napastnika latem, bo:

  • 66% z nich strzela przynajmniej jednego gola,
  • 18% z nich trafia do siatki minimum pięć razy.

Tak, wciąż zatrważa liczba piłkarzy, którzy są kupowani z myślą o seryjnym trafianiu do siatki, tymczasem nie wypalają nawet raz, ale jednak porównanie nie pozostawia wątpliwości: wynik napastników bez gola latem jest o ponad siedem punktów procentowych niższy niż tych kupionych zimą. Tych, którzy zdobywają przynajmniej pięć goli jest z kolei znacznie więcej – mówimy o różnicy na poziomie dziewięciu punktów procentowych.

Zdarzyło się nawet, że napastnik sprowadzony latem w swojej pierwszej rundzie wykręcił wynik absolutnie kosmiczny: Nemanja Nikolics uzbierał aż 21 bramek, dorzucając do tego jeszcze pięć asyst. Potrzebował na to 1719 minut – fakt, więcej niż Arkadiusz Piech w Bełchatowie, fakt, w topowym zespole, ale to nie był jednostkowy przypadek. Dwucyfrówkę wykręcili też:

  • Mariusz Stępiński (Ruch) – 11 goli, asysta
  • Jakub Świerczok (Zagłębie) – 16 goli, 3 asysty
  • Christian Gytkjaer (Lech) – 10 goli, asysta
  • Carlitos (Wisła K.) – 15 goli, 4 asysty
  • Marcin Robak (Śląsk) – 10 goli, asysta

Bardzo blisko byli Said Hamulić, Pedro Henrique czy Ilja Szkuryn, którzy i tak mogli pochwalić się ponad dziesięcioma punktami w kanadyjce – to wszystko świeżynki, najnowsze przykłady. Lista tych, którzy wypalili więcej niż pięć razy, byłaby znacznie, znacznie dłuższa. 

Wniosek jest prosty: jeśli liczysz na gole, prędzej spodziewaj się ich po napastnikach kupionych latem.

Transfery z opóźnionym zapłonem. Napastnicy ściągani zimą mogą odpalić w kolejnym sezonie

Żeby jednak być fair wobec ściąganych zimą dziewiątek, trzeba zauważyć, że spora część z nich odpala. Po prostu robi to po czasie, na przykład w kolejnym sezonie. Czasami można się uśmiechnąć na widok nazwisk, które wiosną należały do „klubu zero”, rzućmy kilka przykładów:

  • Marco Paixão (Lechia) – 170 minut, 0 goli i kontuzja w pierwszej rundzie, 18 bramek w kolejnym sezonie
  • Jose Kante (Górnik Z.) – 1144 minuty, 0 goli i asysta w pierwszej rundzie, 10 bramek w kolejnym sezonie
  • Adam Zrelak (Warta) – 466 minut, 0 goli i asyst w pierwszej rundzie, 9 bramek w kolejnym sezonie
  • Vladislavs Gutkovskis (Bruk-Bet Termalica) – 303 minuty, 0 goli i asyst, 8 bramek i asysta w kolejnym sezonie

Nie każdy nieskuteczny napastnik ściągnięty zimą to Richmond Boakye, Cheikhou Dieng czy Rauno Sappinen. Marc Gual wiosną strzelił trzy razy, żeby po wakacjach rozpocząć marsz po koronę króla strzelców. Adam Buksa też załapał się do szufladki „mniej niż pięć goli” w Pogoni, żeby potem walnąć ich jedenaście, a jeszcze potem – siedem. I wyjechać do Stanów Zjednoczonych za ponad cztery miliony euro.

Splata się to z teorią, o której coraz częściej słychać z zachodu – transfery robi się na przyszły sezon. Zakłada ona, że wręcz warto zapłacić i „przecierpieć”, poczekać, jeśli oznacza to ruch wyprzedzający i ważny wkład w budowę drużyny, która za parę miesięcy zaskoczy ligę. To w styczniu do Liverpoolu trafił Virgil van Dijk. Albo, jeszcze lepszy przykład, transfer Aymerica Laporte’a do Manchesteru City. Lepszy, bo wiosną pięć razy siadał na ławce, żeby w kolejnym sezonie opuścić mecze tylko wtedy, gdy przyplątał mu się drobny uraz.

Kristoffer Velde, jeden z najdroższych zimowych transferów w historii Ekstraklasy, też rozbujał się pół roku po transferze. Pierwszą rundę zakończył bez gola, w kolejnym sezonie zrobił dwucyfrówkę w kanadyjce i popisywał się w pucharach

Dobitniej widać to jednak po piłkarzach ofensywnych. Anthony Gordon kosztował blisko 50 baniek, tymczasem w pierwszym półroczu w Newcastle nie zagrał nawet pięciuset minut. Do bramki trafił raz. Sezon później zrobił double-double.

Z polskiej perspektywy problem leży jednak w tym, że na wydłużony czas oczekiwania nie możemy sobie pozwolić. Jeśli Ilja Szkuryn odpali w lipcu, w sierpniu, Warszawa odetchnie z ulgą, ale czy kciuk powędruje w górę, jak u cesarza, jeśli w marcu, kwietniu i maju nie okaże się receptą na problemy w walce o mistrzostwo Polski? Wątpliwe, Legię za wydanie wielkich pieniędzy będzie się rozliczać w najbliższych tygodniach. 

Gdyby chciała napastnika strzelającego od lata, kupiłaby go latem – proste rozumowanie i niekoniecznie błędne, bo przecież problem nieskuteczności trzeba rozwiązać tu i teraz. Planować na pół roku do przodu można, gdy spogląda się na resztę stawki z góry, nie z perspektywy peletonu. Choć w Ekstraklasie i to bywa niebezpieczne, bo na tle Europy jesteśmy ewenementem pod kątem zmian w czołówce.

Jak robić transfery pod puchary, jak dawać sobie półroczny margines błędu, gdy na przestrzeni tych kilku miesięcy rozstrzyga się, czy w ogóle jest się na co szykować? Jeśli nie, to zamiast wizjonerstwa zostaje ci dziura w budżecie.

Dlatego trzymajmy się ziemi i, to darmowa – w przeciwieństwie do napastników ściąganych zimą – rada dla klubów: róbcie wszystko, żeby dziewiątki zimą jednak nie ściągać. A gdy w przerwie między rundami znajdzie się chętny na waszą gwiazdkę, pokażcie mu te wyliczenia z propozycją kompromisu: i dla was, i dla nas lepiej będzie zaczekać z tym do lata.

WIĘCEJ O KULISACH TRANSFERÓW:

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Gol w 94. minucie uratował City! Pasjonująca walka o Ligę Mistrzów

Wojciech Górski
2
Gol w 94. minucie uratował City! Pasjonująca walka o Ligę Mistrzów

Ekstraklasa

Anglia

Gol w 94. minucie uratował City! Pasjonująca walka o Ligę Mistrzów

Wojciech Górski
2
Gol w 94. minucie uratował City! Pasjonująca walka o Ligę Mistrzów