Mariusz Stępiński – co nie powinno być dla niego wielką nowością – obrywa po głowie. Ale tym razem obrywa, gdy osiągnął najwyższą formę w profesjonalnej piłce i można mu zarzucić wyjątkowo niewiele. Tym bardziej nam go szkoda, że te słowa padają z ust Mariana Ostafińskiego, byłego reprezentanta Polski i olimpijczyka z Monachium w 1972 roku.
Ostafiński mówi w Przeglądzie Sportowym: – Krytykowałem Mariusza Stępińskiego i zdania na jego temat na razie nie zmienię. Strzelił ostatnio dwa gole, ale ślepej kurze też trafi się ziarno. Zresztą Ruch grał w sobotę z Lechem, który ma w swoim składzie dwóch drewniaków, bo inaczej tych obrońców nie można nazwać. Paulus Arajuuri i Marcin Kamiński to stoperzy, na tle których może błyszczeć każdy. Stępiński strzelił dwa gole, ale ze stałych fragmentów gry, a z akcji nie potrafił jakoś poradzić sobie z nimi. Snajper Ruchu w drugiej połowie nie miał już sił. Młody chłopak, a oddychał rękawami. (…) Gdyby Stępiński był naprawdę dobrej klasy snajperem, to grałby w Niemczech. Takich napastników jak on mamy w lidze wielu. Kiedy zmienię zdanie o Stępińskim? Jak zostanie królem strzelców ekstraklasy.
Rzadko stajemy w obronie Stępińskiego – znacznie częściej sami byliśmy w kontrze i go punktowaliśmy – ale trochę zrobiło nam się go szkoda. Na tę krytykę akurat nie zasługuje.
Przede wszystkim ciężko rzucać powiedzonkiem o ślepej kurze, skoro mamy do czynienia z napastnikiem, który w tym sezonie uzbierał sześć bramek. Jedna, dwie czy trzy mogą być dziełem przypadku i sprzyjającego układu gwiazd, ale nie sześć. Poza tym, z tym błyszczeniem na tle obrony Lecha byśmy nie przesadzali: tylko jeden piłkarz przed Stępińskim załadował Kolejorzowi w jednym meczu dwie bramki (wtedy z Kamińskim grał Kadar). No i gdyby ktoś nie pamiętał, to jednak z tą parą stoperów w składzie poznaniacy zostali mistrzem kraju.
Po drugie, nie przesadzalibyśmy z tym oddychaniem rękawami. Jeśli napastnik Ruchu miał problemy, by wytrzymać cały mecz na najwyższych obrotach, wynika to najprawdopodobniej stąd, że w ciągu piętnastu dni rozegrał dwa spotkania więcej od większości kolegów – dwa w młodzieżowej reprezentacji Polski, po 90 minut. No i w tej kadrze U-21 w meczu z Izraelem też ślepej kurze przypadło ziarno. A konkretniej: dwa.
Po trzecie, Ostafiński mówi, że gdyby Stępiński był naprawdę dobry, to grałby w Niemczech. No właśnie. Gdyby był dobry, to grałby w lepszym klubie, ale że aż tak dobry nie jest – gra w Ruchu. Nie ma się co żalić, takie są fakty. Być może nie wszyscy się na to godzą, ale czasy, gdy Niebiescy rozdawali w kraju karty i dobierali sobie zawodników tych, których chcieli, a niektórych wziąć mogą, miały miejsce dawno temu.
Zresztą, ta korona króla strzelców, o którą Ostafiński nawołuje u Stępińskiego, na głowę piłkarza Ruchu po raz ostatni trafiła siedemnaście lat temu. Wtedy Mariusz Śrutwa, wspólnie z dwoma innymi zawodnikami ligi, strzelił czternaście bramek. A wcześniej? Wcześniej to tylko Krzysztof Warzycha, Gerard Cieślik, Ernest Wilimowski i Teodor Peterek. Dlatego dajmy temu Stępińskiemu – to wciąż 20-latek – trochę normalnie pograć.
Fot. FotoPyK