Patrzy się na polskich środkowych obrońców i potrzebny byłby cud – tylko trochę mniejszy niż niepokalane poczęcie – żeby z tych gości złożyć defensywę, która będzie trzymać zero z tyłu. Jest źle. TOP10, delikatnie mówiąc, nie zachwyca, a dalej… Ojejku. Czy wiecie, że w tym sezonie graliście tylko pięć minut mniej dla Celtiku niż Maik Nawrocki? Jeśli nie, to już wiecie.
No, ale nie ma co wychodzić poza ranking, bo będzie nam tylko gorzej, skupmy się na tym, co udało się złożyć. Już zwycięzca klasyfikacji mówi nam o tym, że nie dzieje się najsympatyczniej. Jan Bednarek i jego sportowe ograniczenia to temat powszechnie znany, obudzonym w środku nocy da się wymienić, jakie błędy lubi popełniać – tu źle się ustawi, tam skiksuje, gdzie indziej nie nadąży.
Tylko: co z tego? I tak jest najpewniejszym polskim obrońcą.
Najpierw w cholernie wymagającej Championship wykręcił 45 meczów i awans, a teraz regularnie występuje w Premier League. Pewnie – Southampton łapie w pędzel i pewnie wróci, skąd przyszło, ale Bednarek gra. No a Kiwior występuje jednak rzadziej, na trzech frontach wykręcił w tym sezonie mniej minut (731) niż Bednarek tylko w Premier League (1161).
Ponadto jeśli porównać obu panów w reprezentacji, to Bednarek był pewniejszy. Oczywiście najłatwiej jest walić w Janka, bo to wdzięczny cel, kwadratowy, trochę drewniany, ale w teletubisiowym składzie polskiej obrony był w mijającym roku najlepszy. Po Kiwiorze zaś było widać brak rytmu, przez co robił proste błędy.
Czy Kiwior ma wyżej sufit niż Bednarek? Naturalnie. Ale to nie jest plebiscyt na to, co może być, tylko na to, co było i cóż: z Bednarkiem było trochę lepiej.
Dalej doceniamy Walukiewicza, który regularnie gra w Serie A, nie na najwyższych jej poziomach – tam nas nie chcą – ale póki co pod kluby typu Empoli czy Torino jest skrojony. Chciałoby się więcej, ale z drugiej strony najwyraźniej nie ma co być łapczywym, mógł Walukiewicz prezentować pozycję siedzącą Wieteski, a nie prezentuje.
W miarę przyzwoity czas też za Piątkowskim, bo jeszcze wiosną można było wzdychać, obserwując jego hiszpańską przygodę w Granadzie, ale już jesienią był podstawowym obrońcą Salzburga z – jakkolwiek spojrzeć – Ligi Mistrzów. A polski stoper na takim poziomie to jest jednak święto (nawet jeśli rywale nie byli zbyt elektryzujący).
Solidną firmą jest również Tomasz Kędziora, który pyka w Grecji (mistrzostwo) i Lidze Europy. Być może Michał Probierz powinien mu się lepiej przyjrzeć, aniżeli wiecznie liczyć, że z Dawidowicza coś będzie. Oczywiście Kędziora obrony nie zbawi, ale my zbawcy nie szukamy, tylko kogoś, kto nie będzie się kopał po czole. To byłoby już sporo.
Poza tym w rankingu mamy wciąż utrzymującego znośny poziom Bereszyńskiego (co udowodnił nawet w kadrze), Bochniewicza (zdrówka, Paweł), który w tym sezonie przyjął z kolegami dziewięć sztuk w jednym meczu, ale jest stoperem-rodakiem w Eredivisie – to go uprawnia do rankingu, sorry. I Skrzypczaka, mistrza Polski. Znów: duże osiągnięcie w wykonaniu Polaka, mimo że o polskich rozgrywkach mowa.
A dwóch ostatnich panów – no cóż, kogoś trzeba było wrzucić, żeby wykręcić dziesiątkę. Dawidowicz jesień miał po prostu kompromitującą (i w klubie, i w kadrze), ale już dla Janickiego brawa, bo przeskoczył z poziomu przeciętniactwa na bycie solidnym, a wydawało się – gdy Wisła oddawała go do Podbeskidzia – że to niemożliwe.
POPRZEDNI RANKING: