Paweł Bochniewicz, stoper SC Heerenveen, ostatnio po raz drugi w karierze zerwał więzadło krzyżowe w kolanie. W dobie obecnej medycyny sportowej nie jest to rzecz, która kończy przygodę z piłką, ale dla każdego sportowca to absolutnie jedno z najtrudniejszych wyzwań. Za pierwszym razem trzykrotny reprezentant Polski je pokonał, ale jak będzie za drugim? Dowiemy się tego… z materiałów na Youtube stworzonych przez profesjonalną ekipę filmową. Co się dokładnie stało, skąd pomysł na pokazanie kulis powrotu do zdrowia, jak Holendrzy podchodzą do kolejnego dramatu Polaka i z czym je się tego typu kontuzja – opowiedział nam sam bohater.
– Więzadła krzyżowe. Drugi raz. Koniec kariery? Już nigdy nie wróci na ten sam poziom? To słowa, które słyszy piłkarz, a ja udowodnię, że to nieprawda. Pokażę wam cały proces – krok po kroku. Start projektu i pierwszy odcinek na moim kanale YouTube 29 grudnia. Więcej szczegółów wkrótce – napisał wczoraj Paweł Bochniewicz na swoim Twitterze, dodając taki oto filmowy zwiastun:
🇵🇱 Więzadła krzyżowe. Drugi raz. Koniec kariery? Już nigdy nie wróci na ten sam poziom? To słowa, które słyszy piłkarz, a ja udowodnię, że to nieprawda. Pokażę wam cały proces – krok po kroku. Start projektu i pierwszy odcinek na moim kanale YouTube 29 grudnia. Więcej szczegółów… pic.twitter.com/yBJ2tA5kfO
— Pawel Bochniewicz (@pbochniewicz5) December 15, 2024
“Klub ACL”. Epidemia, która (z)niszczy futbol
O ile w Europie kilka takich przypadków już było, na polskim rynku możesz być pionierem. Nikt z piłkarzy na takim poziomie nie dzielił się profesjonalnymi materiałami zza kulis dotyczącymi procesu, jakim jest powrót do zdrowia po ciężkiej kontuzji.
Kiedy pierwszy raz zerwałem więzadło krzyżowe, oglądałem materiał Hectora Bellerina, który podzielił się kulisami powrotu do zdrowia. Za granicą niektórzy piłkarze to robili, ale nie z Polski. Kiedy już wiedziałem, że z kolanem jest źle, szukałem o tym informacji na Youtube. Nic nie znalazłem. Dlatego stwierdziłem: dobra, robię to. Zacząłem nagrywać rozmowy z lekarzami czy z rodziną, jeździłem do Poznania, żeby sprawdzać swój stan i mieć inną opinię, co też rejestrowałem. Aż wreszcie gdy padła ostateczna diagnoza, poszukałem profesjonalnej firmy, która mogłaby realizować filmy.
Ale chęć zrobienia czegoś nietypowego to nie jedyny powód, dla którego zdecydowałem się to wszystko nagrywać. Chcę mieć pamiątkę na przyszłość. Z żoną lubię robić na przykład vlogi z wakacji, które nie są publiczne i fajnie jest do nich wracać. Stwierdziłem, że z okresu kontuzji też chcę mieć swego rodzaju pamiętnik, który mi kiedyś przypomni, jak to przechodziłem.
No i jeszcze jedna sprawa: kiedy pierwszy raz zerwałem ACL-a i wróciłem do gry, wiele osób pisało do mnie, jak się rehabilitować i co powinni robić. Dlatego uznałem, że pokazanie mojej drogi może być fajne ze względu na merytoryczną warstwę. W materiałach będą wypowiadać się doktorzy, fizjoterapeuci, osteopaci, trenerzy od motoryki i psycholog. Chciałbym, żeby ktoś mógł się tym zasugerować, wyciągnąć coś dla siebie. Ale też nie będę ukrywał faktów i pokażę, jak wygląda ta gorsza strona powrotu. Prawdopodobnie czasami będę miał słabszy humor na vlogach, a za kolei inne mogą być śmieszne.
Z taką merytoryką dotrzesz nie tylko do profesjonalistów, ale też przeciętnych ludzi, z których duży procent myśli po takich urazach, że nie wróci do optymalnej sprawności. A wcale tak nie musi być, znam to po sobie, nawet jeśli nie masz tylu pieniędzy na rehabilitację. Do tego poprzez lekarzy i trenerów możesz pokazać, co warto robić, a czego unikać.
Tak, nie chciałbym, żeby mój przekaz dotarł tylko do sportowców, bo piszą do mnie też ludzie spoza środowiska. Nawet teraz, jak wrzuciłem post z zapowiedzą vlogów, ludzie zaczęli pytać mnie o ćwiczenia! Jestem przekonany, że wrócę do normalnej dyspozycji i profesjonalnego futbolu, mimo że to nie jest takie proste. Ale przez to może być bardziej motywujące dla innych. Owszem, jako zawodnik na swoim poziomie mogę sobie pozwolić na co chcę. Na operację w najlepszej klinice i tak dalej, budżet mi na to pozwala. Wiem, że nie wszyscy tak mogą, ale chcę, żeby oglądający mieli z materiałów jakąś wartość, za którą normalnie musieliby zapłacić.
Drugi raz był gorszy niż pierwszy? Czy jeszcze za wcześnie, żeby porównać te zerwania więzadła krzyżowego?
Trudno na razie powiedzieć, bo jestem kilka dni po operacji i właściwie głównie leżę w łóżku. Myślę jedynie, że za pierwszym razem mogłem mieć do siebie jakieś zastrzeżenia na zasadzie “może nie zrobiłem czegoś na siłowni” albo “zrobiłem za dużo”. Ta pierwsza poważna kontuzja zmieniła wiele rzeczy, jeśli chodzi o moje podejście i nie mam na myśli tylko siłowni. Starałem się mieć wszystko bardzo poukładane, a i tak zdarzyło się drugie zerwanie. Inna sprawa, że… ach, to zobaczycie na vlogu! Nie mogę wszystkiego zdradzać. Chodzi w skrócie o to, że grałem z uszkodzonym więzadłem i nawet nie wiedziałem, kiedy to się wydarzyło. To będzie wyjaśnione w jednym odcinku.
Co sądzisz o obecnym rozwoju medycyny sportowej? Drugie zerwanie więzadła krzyżowego 10 lat temu miałoby znacznie większy wydźwięk niż teraz. Dziś, bez błędów na etapie powrotu do normalności, raczej nie musisz martwić się o karierę. Inna sprawa, że tego typu kontuzje niestety stały się standardem i duża w tym wina faktu, że mniej czasu poświęca się na budowanie czystej siły mięśni i solidną prewencję nie tylko między sezonami. Szczególnie ostatni rok to pokazał, bo zebrał straszne żniwa.
Intensywność samych meczów też wzrosła w porównaniu do dawniejszych czasów. Gdyby porównać liczbę wykonywanych sprintów, realia sprzed 15 lat a dzisiejsza rywalizacja – niebo a ziemia. Sama liczba meczów na najwyższym poziomie powoduje, że brakuje czasu na regenerację. Ja na takim nie gram, nie mam meczów co trzy dni przez cały sezon, ale tam w ogóle jest przesada totalna. Moim zdaniem to powinno się zmienić, zwłaszcza że trzeba połączyć to wszystko z czasem na podróże. Potem jest z ACL-ami, jak jest. Zrywa się ich więcej.
A co do medycyny, zerwanie ACL-a to już tak powszechna kontuzja, wokół której zrobiono mnóstwo badań, że można być spokojnym. Zresztą już to przeszedłem i wiem, że dam radę. Jestem świadomy. To było też szczęście w nieszczęściu, że nie miałem zmasakrowanego kolana. Są piłkarze, którym oprócz krzyżowych zrywają się dodatkowo poboczne więzadła i muszą mieć szyte łąkotki.
Najnowsza historia Daniego Carvajala jest pod tym względem makabryczna.
Tak, to już dużo cięższa kontuzja. Ja tym razem miałem szytą jedną łąkotkę, przez co przez 4-6 tygodni muszę chodzić o kulach i nie mogę mocniej obciążać nogi. Ale to tylko to: więzadło, łąkotka i jeszcze jedna drobna sprawa. Są gorsze przypadki, po których dużo trudniej wraca się do grania.
Trzy lata temu już to przeżyłeś. Co jest twoim zdaniem najtrudniejsze w powrocie do zdrowia po zerwaniu ACL-a?
Miałem kilka trudnych momentów. Pierwszy to oczywiście chwila zdarzenia, bo nigdy wcześniej nie miałem takiego uczucia w kolanie. Sama diagnoza po rezonansie też była mocna, zwłaszcza że byłem po dobrym sezonie w Heerenveen i szykowałem się do transferu. Wiadomość, że stracisz cały sezon, dobija. Później starałem się to przepracować i stwierdziłem: okej, to po prostu nowe wyzwanie, będzie dobrze. Gdy klub potwierdził oficjalnie moją kontuzję, ludzie zaczęli do mnie pisać i ten okres też był przytłaczający, mimo że to było bardzo miłe. Ale nawet gdy ktoś chce cię wesprzeć, w takiej sytuacji w głowie rodzi się przeświadczenie, że kurczę, to jest coś dużego, poważnego.
Trudny moment był też wtedy, gdy wróciłem do Holandii i trenowałem, ale dalej nie mogłem grać. “Włożyłem tyle pracy w powrót, a oni nie pozwalają mi grać…”. Ale z perspektywy czasu uważam, że klub podjął dobrą decyzję. Na początku powiedziano mi, że będą mógł zagrać po dziewięciu miesiącach. Gdy ten czas minął, byłem gotowy. Zostały dwa mecze do końca sezonu, ale nikt nie chciał ryzykować. Byłem zły, że nie zagrałem nawet minuty. Powiedzieli mi nawet, że mogę wcześniej skończyć sezon i wrócić do domu. Niby miałem dłuższe wakacje, ale tylko w teorii, bo wciąż pracowałem nad kolanem. Co jednak najważniejsze, dzięki spokojnemu podejściu klubu odpocząłem psychicznie.
Wyrobiłeś sobie taką pozycję w Heerenveen, że raczej trudno spodziewać się sytuacji, w której po drugim zerwaniu ACL-a klub zacząłby spychać cię na boczny tor. Ten sezon masz z głowy, ale za to kontrakt ważny do 2026 roku, więc tutaj zabezpieczenie też jest.
Jeśli chodzi o ludzkie podejście, mogę wypowiadać się o Heerenveen w samych superlatywach. I nie chodzi tylko o opiekę przy kontuzji, a całokształt, dlatego przedłużyłem kontrakt po pierwszym zerwaniu. Mimo że niektórzy dziwili się, dlaczego to zrobiłem, czułem, że jest to fair w stosunku do klubu, który traktuje mnie bardzo dobrze. Teraz, czy to chodzi o operację albo rehabilitację, powiedzieli, że mam czuć się dobrze i zdecydować, czego chcę. Potrzebują zrobić tylko kontrolę, u kogo i co robię, ale generalnie mam dowolność. Chcą tylko wiedzieć, że nie rehabilituję się w piwnicy!
Bochniewicz: Mówienie, że któremuś reprezentantowi się nie chce to farmazon [WYWIAD]
Miałem rozmowy z klubem, na których usłyszałem, że niczym mam się nie przejmować nawet pod względem finansowym. No i wiem, że czekają na mnie. Czuję wsparcie od kolegów, trenerów i kibiców. Czasami jest tak, że piłkarza traktuje się jak produkt, a jak patrzę na siebie przez pryzmat produktu, wiem, że moja cena w tym momencie pewnie idzie w dół. Ale Heerenveen nie daje mi tego odczuć.
Co do wsparcia, w zapowiedzi swoich materiałów udostępniłeś fragment głosówki od Tymka Puchacza. Myślę, że jak będziesz to sobie puszczał codziennie do śniadania, nie zginiesz.
Puszka jest jedyny w swoim rodzaju! On był chyba pierwszą osobą, która wysłała mi wiadomość. Piłkarze wiedzą, jaka to kontuzja, jak to jest trudne dla profesjonalnego zawodnika nie robić czegoś, co kochamy, przez tak długi okres. Mogę jedynie podziękować wszystkim, którzy mnie wspierają, mimo że tak jak powiedziałem wcześniej: to pokazuje, z jak dużą rzeczą trzeba się uporać.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Vinagre, Douglas, Hellebrand i inni. Najlepsze letnie transfery w Ekstraklasie [RANKING]
- Prezydent Puław idzie siedzieć przez hałas na orliku | PATOLIGA #10
- Kłopoty Kacpra Urbańskiego. Dlaczego gra tak mało w Bolonii?
- Zimowe przygotowania Ekstraklasy. Raków pod okiem właściciela, Radomiak w Polsce?
- Trela: Życie na krawędzi. Trener, czyli najmniejszy problem Radomiaka
Fot. Newspix