Reklama

Marcus. Brazylijczyk, który został Polakiem

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

22 listopada 2024, 08:11 • 7 min czytania 13 komentarzy

Tytułowe nawiązanie do filmu o Karolu Wojtyle nie wzięło się znikąd. Dla kibiców Arki Gdynia Marcus da Silva jest jak papież. No i choć urodził się w Brazylii, ma polskie obywatelstwo. W niedzielę po raz ostatni wyjdzie na pierwszoligowe boisko w żółto-niebieskich barwach.

Marcus. Brazylijczyk, który został Polakiem

Przyjemnie jest spędzać listopad w Brazylii. Na pewno przyjemniej niż w Europie. Kiedy w Londynie czy Warszawie trzeba opatulać się szalem i skrobać szyby, na plażach Rio de Janeiro wypada pamiętać jedynie o kąpielówkach i kremie z filtrem. 23-letni Marcus pojechał jednak na Galeão, skąd odleciał do Berlina. Był 2007 rok.

Kilka tygodni wcześniej zakończył czteroletni związek z dziewczyną. Uznał, że teraz albo nigdy. Agent obiecał mu porządny klub. W samolocie zastanawiał się, co kupi za pierwszą pensję. Powtarzał sobie w głowie, że pogra przez kilka lat, trochę zarobi i wróci do siebie, żeby żyć spokojnie. O pogodzie nie myślał wcale.

Z Rio do Choszczna

Z Niemiec pojechał na Litwę. Pierwszy raz w życiu musiał założyć czapkę i rękawiczki, których nie zdejmował nawet na boisku. Ale to jego zdjęli. Uznali, że się nie nadaje. Potem była Łotwa, Estonia, Szwecja i Szwajcaria. Najbliżej było w Chorwacji. Może dlatego, że trochę cieplej. Drugoligowy klub zaproponował mu umowę i mieszkanie. A następnego dnia przyszedł agent i powiedział, że jednak nic z tego. Więc znów spakował się i ruszył dalej.

Święta i Sylwestra spędził w hotelowym pokoju. Kompletnie sam, bo jego kolega Bruno, z którym jeździł od klubu do klubu, już dawno wrócił do Rio z podkulonym ogonem.

Reklama

Kilka dni po Nowym Roku pojechał do Hanoweru, gdzie na obozie przebywała Flota Świnoujście. Zagrał w sparingu. Zrobił wrażenie na wszystkich, poza trenerem Petrem Nemecem. Więc kontraktu znów nie dostał. Za to podszedł do niego Andrzej Kaliszan, który wówczas działał we Flocie, i zaproponował, że załatwi inny klub w Polsce.

W ten sposób Marcus Vinicius da Silva de Oliveira w nieco ponad dwa lata przebył drogę od Vasco da Gama do Piasta Choszczno.

Nauka spadania

Kilkunastotysięczne miasteczko na południowy-wschód od Szczecina. Czwarta liga. Zamiast mieszkania, pokoik w przystadionowym motelu.

To było 16 lat temu. Za nic nie wymyśliłbym wtedy, jak to wszystko się potoczy – przyznaje Marcus. – Mam wrażenie, że to było inne życie. Na pewno inny świat. Internet był luksusem. Nie miałem opcji, żeby zadzwonić do rodziny, o rozmowie przez kamerkę nie wspominając. Zresztą niekoniecznie chciałem, żeby wiedzieli, jak naprawdę wygląda moja codzienność.

Ludzie byli życzliwi, ale warunki i pieniądze, jeśli w ogóle, to marne. Zamiast marudzić, 24-letni Marcus uczył się języka. Na kartkach zapisywał słowa i ich wymowę. Zaczął od liczb. Nie zakładał, że spędzi w Polsce dużo czasu. Po prostu chciał wiedzieć, co do niego mówią.

Latem powiedzieli, że we Flocie nadal jest niemile widziany przez Nemeca. Kaliszan ściągnął go do Żagania. W drugoligowych Czarnych jednak nie zagrał, bo nikt nie załatwił karty pobytu. Przez pół roku tylko trenował. Nauka liczenia po polsku na nic się nie przydała, bo pensji nie dostawał. Czasem wpadł menadżer i rzucił dwie stówy na jedzenie. Na opłacenie hotelu nie starczyło, więc pewnego dnia przyszła recepcjonistka i poprosiła o opuszczenie pokoju. Pomogli koledzy z drużyny. Mariusz Kryszak załatwił sofę do spania, Mateusz Trachimowicz zaprosił na święta. I tak mijały kolejne miesiące.

Reklama

Sanatorium

W końcu poddał się. Chciał wrócić do Brazylii, ale na tarczy nigdzie by nie doleciał, a na samolot nie miał pieniędzy. Zresztą agencja i tak nie wypuściłaby go z Europy. Za dużo zainwestowali, żeby wszystko przepadło. Wsadzili go w samochód i zawieźli z Żagania do Koszalina, gdzie miał grać w piątej lidze za zakwaterowanie i 900 złotych.

Zanim podpisał jakiekolwiek papiery, znów zadzwonił Kryszak.

Gdy o tym usłyszał, powiedział, że po mnie przyjedzie. Nawet nie wiedziałem, gdzie jestem, więc zszedłem do recepcji i zapytałem o adres. Spakowałem się i zabrał mnie do Ciechocinka. Zamieszkałem w sanatorium – wspomina po latach Marcus. – Na początku były nerwy, bo znów nie wiedziałem, czy w ogóle dostanę szansę, ale Mariusz mnie pocieszał i mówił, że jeśli nie wyjdzie, to da mi na bilet do Brazylii.

Ale tym razem wyszło. W Ciechocinku Marcus poznał trenera Macieja Bartoszka. To był punkt zwrotny. W 25 meczach strzelił 16 goli. Wystarczyło nieco ponad pół roku w trzecioligowym Zdroju, by 25-letni Brazylijczyk trafił na celownik klubów z Ekstraklasy.

Zadzwonił Michał Probierz i zaprosił do Jagiellonii na testy. Marcus pojechał więc do Białegostoku. Wówczas odezwał się Piotr Burlikowski z Zawiszy. Powiedział, że w Bydgoszczy czeka na mnie kontrakt. Testy? Żadnych testów!

Podpisałem półroczną umowę i pojechałem do kolegi na święta. Później rozpocząłem przygotowania jako piłkarz Zawiszy. Na jednym z pierwszych treningów lekko skręciłem staw skokowy. Kiedy wróciliśmy z obozu, trener Mariusz Kuras kazał mi pójść do dyrektora i rozwiązać kontrakt. Już mnie nie potrzebował. Nie potrafiłem powstrzymać łez. Powiedziałem, że nie zgadzam się na rozwiązanie umowy, ale oni wiedzieli, że nie mam pieniędzy, więc usłyszałem, że jeśli nie rozwiążę, będę musiał zapłacić za hotel, w którym mieszkałem.

Więc rozwiązał. No i znów był bez klubu oraz pieniędzy. Za to z kontuzją. Pozostało zrobić krok w tył i wrócić do trzeciej ligi. Tym razem padło na Orkan Rumia. Jeśli Bóg istnieje, musiał maczać w tym palce.

Nie ma przypadków

Na każdy mecz Orkana przychodziła Ewelina, córka właściciela. Wpadła też na imprezę po zakończeniu sezonu. I zaiskrzyło. Kilka lat później została żoną Marcusa i matką jego dzieci.

Na swojej drodze spotkałem wiele przeszkód, ale też wszystko, co dobre, zawdzięczam piłce. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Nie byłoby jej, gdybym nie trafił do Rumi – uważa da Silva.

Po kilku miesiącach w Orkanie, znów zadzwonił telefon. Maciej Bartoszek zaprosił do Bełchatowa. Po ponad dwóch latach w Polsce spełnił się sen Marcusa o Ekstraklasie. Nie trwał długo. Bartoszka zastąpił Paweł Janas i wkrótce Brazylijczyk wrócił do Rumi, gdzie rozegrał kolejny sezon w trzeciej lidze.

Rumia graniczy z Gdynią, więc na meczach Orkana regularnie pojawiali się przedstawiciele Arki. A Marcus strzelał gola za golem. Latem 2012 roku podpisał kontrakt z pierwszoligowcem. Na przeszkodzie nie stanął nawet Petr Nemec, który prowadził wówczas żółto-niebieskich. Czech podobno nie pamiętał, że dwukrotnie odpalił Brazylijczyka we Flocie.

Legenda

Gdyńscy kibice pokochali Marcusa od pierwszego wejrzenia. Ewentualnie od pierwszego trafienia. W debiutanckim sezonie Brazylijczyk zdobył dla Arki 15 bramek. Tym samym wreszcie głośno i wyraźnie przedstawił się piłkarskiej Polsce. Miał wówczas 28 lat. Jeśli ktoś przypuszczał, że w Arce spędzi kolejnych 11 sezonów i zostanie najlepszym strzelcem w historii klubu, powinien zamieszkać w Człuchowie i tytułować się jasnowidzem.

259 meczów i 63 gole – oto dorobek Marcusa w żółto-niebieskich barwach. Zdecydowanie odzyskał stracony czas. Którą z bramek wspomina najcieplej?

Dwie zdobyte w spotkaniu z FC Midtjylland – odpowiada bez wahania. I dodaje: – To był mój najlepszy moment, coś niesamowitego. Cały ten mecz, otoczka, atmosfera. Piękne chwile.

Do tego doszedł awans do Ekstraklasy, trzy finały Pucharu Polski – w tym jeden zakończony wzniesieniem trofeum, dwa Superpuchary. Marcus stał się symbolem złotej ery Arki.

Choć nie było tak, że po przeprowadzce do Gdyni rozpoczęły się miodowe lata. Wciąż zdarzały się momenty mniej i bardziej przykre. Jak wtedy, gdy „jeden z najlepszych polskich trenerów” Zbigniew Smółka odstawił Marcusa do drużyny rezerw, bo uważał, że ma siedmiu lepszych zawodników na jego pozycji. Były też tragedie. Podczas wesela zmarł jego ojciec. Przyleciał na ślub z Brazylii razem z całą rodziną. Był szczęśliwy. Uśmiechał się, tańczył, aż nagle upadł na podłogę. Atak serca. Nie było łatwo, ale Marcus i to przetrzymał.

W 2017 roku odebrał polskie obywatelstwo. Nie ze względów na przepisy, tylko dlatego, że chciał, aby jego dzieci wiedziały, że ich tata też jest Polakiem, jak one.

W niedzielę po raz ostatni zagra w pierwszej drużynie Arki. Osiem minut. Bo właśnie z tym numerem na plecach występował. Kto wie, czy nie okaże się to również ostatni mecz, w którym samodzielnie przewodził klasyfikacji najlepszych strzelców gdyńskiego klubu. Karolowi Czubakowi brakuje tylko jednego trafienia, by wyrównać osiągnięcie Marcusa.

Jestem dumny, że jako pomocnik strzeliłem tyle goli i serdecznie pogratuluję „Czubiemu”, kiedy mnie przegoni. Mam nadzieję, że zdobędzie dla Arki jeszcze wiele bramek i mocno mu tego życzę. Wiem, co teraz czuje – mówi 40-latek w przededniu pożegnania.

Co istotne: pożegnania z pierwszą drużyną, ponieważ swojej piłkarskiej kariery jeszcze nie kończy. Wciąż będzie grał dla zespołu rezerw, który prowadzi do awansu do czwartej ligi. Zapewnia, że ostatecznie i definitywnie pożegna się dopiero wówczas, gdy nie będzie już miał siły biegać. Czyli może jeszcze dwa lata, a może 22.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Nowy trener Manchesteru United: Wierzę, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu

Arek Dobruchowski
0
Nowy trener Manchesteru United: Wierzę, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu

Betclic 1 liga

Anglia

Nowy trener Manchesteru United: Wierzę, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu

Arek Dobruchowski
0
Nowy trener Manchesteru United: Wierzę, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu

Komentarze

13 komentarzy

Loading...