Bądźmy szczerzy – starcie Szkocji z Chorwacją było interesujące głównie z punktu widzenia tabeli naszej grupy, a nie piłkarskich wrażeń, których się po tym meczu kompletnie nie spodziewaliśmy. I z tej perspektywy rzeczywiście mecz wprowadził dodatkowe emocje przed ostatnią kolejką, za to na murawie, zgodnie z przewidywaniami, fajerwerków nie było. Szkoci zwyciężyli po jednej wykorzystanej okazji, choć równie dobrze mogli już przegrywać po pierwszej połowie. Chorwaci za porażkę mogą z kolei „podziękować” Petarowi Suciciowi, który jeszcze przed przerwą wyleciał z boiska z czerwoną kartką, wytrącając gościom z ręki wszelkie argumenty za wygraną.
Pierwszą część meczu spokojnie można zaliczyć na konto Chorwatów. W zasadzie ciężko było zrozumieć nastawienie gospodarzy, którzy zepchnięci na własną połowę wyglądali jak drużyna, która przede wszystkim chciałaby nie przegrać, a nie powalczyć o pełną pulę. Przez długi czas goście dominowali, zamykali Szkotów w ich polu karnym, którzy nawet tworzyli okazje rywalom zagrywając im piłkę wprost pod nogi, co jednak Chorwacja koncertowo marnowała. Szkoci przed przerwą mieli w zasadzie tylko jeden zryw, kiedy Ben Doak ograł na prawej stronie Josko Gvardiola i wystawił piłkę Scottowi McTominayowi. Strzał obronił Dominik Kotarski i ostatecznie po kilku rzutach rożnych z rzędu, gospodarze zakończyli dobry fragment swojej gry.
Chorwaci nie wykorzystali prezentów od gości, za to sami postanowili obdarować gospodarzy. Konkretnie taki pomysł wpadł do głowy Petarowi Suciciowi, który łapiąc jeszcze przed przerwą dwie kompletnie niepotrzebne żółte kartki wyleciał z boiska osłabiając zespół.
To dobre miejsce, żeby naświetlić dodatkowy kontekst spotkania – przed dzisiejszym meczem zagrożona pauzą za kartki była cała masa zawodników obu drużyn. Widać było, że oba zespoły dbają, aby ograniczyć agresję na boisku i w większości piłkarze pilnowali się, aby nie dać się wykluczyć na ostatnią serię gier. W gronie zagrożonych był też Sucić i nie wiemy, może spał na odprawie, może Zlatko Dalić zapomniał go uczulić na zbyt ostre wejścia, ale pomocnika Dinama Zagrzeb można było ganić już za pierwszą bezsensowną kartkę, a złapanie drugiej to była już zwyczajna głupota. Na dodatek nie był to koniec konsekwencji dla Chorwatów, bo przy tej okazji, za dyskusje z sędzią, żółtą kartkę wyłapał Luka Modrić, który tym samym również nie zagra w ostatnim meczu z Portugalią.
Wykluczenie Sucicia kazało sądzić, że w drugiej połowie rozpocznie się zupełnie nowy mecz i poniekąd tak było. Poniekąd, bo to Szkoci zaczęli dłużej utrzymywać się przy piłce na połowie Chorwatów, ale jakości w grze obu drużyn nadal mieliśmy tyle samo, czyli niewiele. W końcu w ataku uaktywnił się Robertson, a Chorwatom – tak jak Szkotom w pierwszej połowie – zdarzały się błędy przy rozegraniu od bramki, których rywale, tak jak w pierwszej połowie goście, nie wykorzystywali.
Kwadrans drugiej połowy wystarczył, żebyśmy i my zdenerwowali się na Sucicia za to, że wyleciał z boiska. Cofnięcie się Chorwatów na własną połowę i większa wstrzemięźliwość w ofensywie uczyniły z ciężkostrawnego widowiska z pierwszej połowy wyrób meczopodobny, w którym widz mógł kibicować już tylko cyferkom na zegarze przybliżającym spotkanie do końca.
Szkoci dzięki przewadze zawodnika siłą rzeczy musieli prowadzić grę, ale nadal nie wyglądali na drużynę, której głównym celem jest zwycięstwo. Wciąż widać było, że przede wszystkim starali się mieć pod kontrolą poczynania podopiecznych Dalicia, a ewentualny gol zdobyty w dogodnej okazji mógłby co najwyżej stanowić bonus za konsekwentne realizowanie założeń taktycznych. I żeby jeszcze taka postawa chociaż wykluczyła groźne ataki Chorwatów, to można by powiedzieć, że był to genialny plan trenera na ten mecz. Ale nie – najbliżej bramki w pierwszej części drugiej połowy byli jednak goście i tylko to, że Pasalić w sytuacji sam na sam z Kotarskim dziubnął piłkę obok bramki, uratowało gospodarzy.
Szkoci mieli jednak dziś na boisku jednego piłkarza, który faktycznie robił różnicę, a był to Ben Doak. Najlepsze, co gospodarze mieli dziś w ofensywie, wychodziło od zawodnika Middlesbrough, który raz po raz robił wiatr na prawej stronie boiska. To po jego dośrodkowaniu w pole karne piłkę odbił Kotarski, co dało okazję strzelecką McGinnowi. Gracz Aston Villi nie pomylił się i na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry dał Szkotom bramkę na wagę trzech punktów i zrównania się z Polską w tabeli grupy 1.
Szkocja zgrania komplet punktów w końcówce! 🏴
John McGinn zdobywa decydujące trafienie 💥 pic.twitter.com/Am72lMGYVd
— Polsat Sport (@polsatsport) November 15, 2024
Chorwaci mogą żałować, że nie wrzucili piątego lub choćby czwartego biegu w pierwszej połowie, mogą też pluć sobie w brodę po niewykorzystanych sytuacjach. Gospodarze pokazali minimum jakości, ale byli zdyscyplinowani, skoncentrowani i przede wszystkim pamiętali, że skoro połowa składu ma żółte kartki, to lepiej trzymać się z daleka od fauli. Sucić zapomniał i zawalił kolegom mecz, choć prawie do samego końca można było wierzyć, że Szkoci są zbyt słabi, by dzisiaj coś strzelić. Okazało się, że wcale nie są, więc w ostatniej kolejce z taką samą liczbą punktów co Polska zmierzą się na Stadionie Narodowym o szansę na pozostanie w dywizji A Ligi Narodów.
Szkocja – Chorwacja 1:0 (0:0)
- 1:0 – McGinn 86′
Czerwona kartka – P. Sucić 44′
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO:
- Najlepsi za kadencji Michała Probierza. A później rozbici i zagubieni
- Brutalne lanie. Noty po portugalskiej lekcji futbolu
- Probierz o sprawie ze Świderskim: Czynnik ludzki, trzeba umieć to zrozumieć
- Świderski nie mógł wejść na boisko, bo nie został zgłoszony do kadry meczowej
Fot. Newspix