Do tej pory Piast Gliwice był sensacją bieżącego sezonu. Od wczoraj, po dziewiątym zwycięstwie w jedenastym meczu należałoby podejść do sprawy szerzej. Jakkolwiek patrzeć, tak efektowny start nie jest normą w polskich warunkach. Dość napisać, że w XXI wieku tylko Wisła Kraków potrafiła zacząć rozgrywki lepiej, a trzeba pamiętać, jak potężny był to klub, zarówno pod względem piłkarskim, jak i finansowym. Natomiast Legii, Lechowi, Śląskowi i całej reszcie ani razu nie udawało się tak spektakularnie wejść w sezon.
Wygrać dziewięć razy na przestrzeni jedenastu kolejek to wielka sztuka, a Piast wyrównał w ten sposób rekord najlepszych drużyn w najnowszej historii polskiej piłki. Zespołu, który wygrał więcej meczów na początku sezonu, należałoby szukać w zamierzchłych czasach, jeszcze przed urodzeniem piłkarzy oraz trenera ekipy z Gliwic. I w tym kontekście zawodnicy Piasta muszą pluć sobie w brodę, chociażby za porażkę w kiepskim stylu w drugiej kolejce z Ruchem w Chorzowie. Gdyby tam pokazali, co pokazują na innych stadionach, trwale zapisaliby się na kartach historii naszego futbolu.
Ale i tak nie ma na co narzekać. Jeszcze w sierpniu, po czwartym zwycięstwie w lidze, odtrąbiono że Piast zanotował najlepszy start w swojej historii. I właściwie podobny sukces można było ogłaszać po każdej następnej kolejce oraz prawdopodobnie będzie można ogłaszać jeszcze długo, niezależnie od wyników. Nie wyobrażamy sobie kataklizmu, jaki musiałby nastąpić, by podopieczni Latala nie uzbierali rekordowej liczby punktów na koniec sezonu zasadniczego. Dość napisać, że w najlepszym sezonie w historii klubu, po którym Piast awansował do europejskich pucharów, licznik zwycięstw zatrzymał się na trzynastu. Czyli ekipa Latala wyrówna ten rekord, jeżeli w najbliższych dziewiętnastu meczach wygra jeszcze cztery razy. Czy ktokolwiek wątpi, że gliwicka maszynka jest w stanie zrealizować ten cel?
I niezależnie od tego, co mówi trener Piasta, w Gliwicach muszą stawiać sobie coraz ambitniejsze cele. W zeszłym sezonie do awansu do grupy mistrzowskiej wystarczyło 41 punktów, więc prawdopodobnie jakieś 14-15 oczek na przestrzeni 19 meczów wystarczy Latalowi do realizacji planu minimum. A później, pozbawiony presji i skupiony wyłącznie na lidze Piast będzie grał o kolejne cele. Kto wie, może nawet o mistrzostwo, chociaż tu statystyka nie wypada zbyt korzystnie. W całym XXI wieku tylko cztery razy zdarzyło się, że lider po jedenastu kolejkach zdobywał później tytuł. A teraz dochodzi jeszcze podział punktów.
Inna sprawa, że Piast to drużyna własnego boiska, na którym legitymuje się bilansem 6-0-0. Kończąc sezon zasadniczy na wysokim miejscu zagwarantuje sobie cztery spotkania grupy mistrzowskiej w Gliwicach. A za tym, że Piast będzie wysoko, przemawia wiele argumentów, z terminarzem na czele. Podopieczni Latala zagrają rewanż z najmocniej goniącą Pogonią na własnym boisku. Z Legią po raz drugi zmierzą się tuż po wyjazdowym starciu “Wojskowych” z Napoli, natomiast z Lechem zagrają na sam koniec wyczerpującej rundy jesienniej, tuż przed świętami. Dla “Kolejorza” będzie to 38. mecz w sezonie, a dla Piasta 22.
Sami nie wiemy, co robi na nas większe wrażenie. Gra Piasta, liczby Piasta, czy perspektywy Piasta. Jasne, za nami dopiero niepełna 1/3 sezonu, ale rozegrana w takim stylu, że aż strach się zastanawiać, jak to się wszystko skończy.
Fot. FotoPyk