Reklama

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

redakcja

Autor:redakcja

28 września 2015, 14:32 • 4 min czytania 0 komentarzy

A my, Polacy, my lubim pomniki – pisał Gałczyński i coś jest na rzeczy. Piszę to obserwując tempo, w jakim stawia się monument Lewandowskiemu. Otóż jest on już najlepszym napastnikiem świata, kompletną maszyną, kosmitą i takie tego typu historie, w zasadzie tylko dlatego, że w kilku meczach zrobił to, co do niego należy, czyli wkopał trochę goli. No, ale czytam już, że to mega gwiazda Bayernu i nawet tam lepszych od niego już nie ma. No, może Mueller i Neuer są równi.

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

Ejże, to są mistrzowie świata, a obok biega Goetze, ten nawet zdobył zwycięskiego gola mundialu. Kilku mistrzów innych też jest, w tym jeden z Hiszpanią, takoż mistrz Europy, wicemistrz globu z Holandią, a tak w ogóle to kilkunastu triumfatorów Ligi Mistrzów. I po paru dniach euforycznych dochodzę do wniosku, iż… Lewandowskiemu takie sukcesy z reprezentacją nie grożą. Zatem pozostanie on trochę pechowcem – bo medale mieli Deyna, Lato, Boniek, a on pozostanie wspaniałym, ale jednak graczem klubowym. Zresztą i tu bywają lepsi – CR, a rekordy bardziej imponujące. Właśnie – a’propos 100 gola powaliła mnie informacja, że Gerd Mueller nastrzelał ich dla Bayernu 365, Shearer w Anglii 260, Totti już 300 w Romie… I tak dalej, itp. Nie, nie zamierzam tutaj z kolei pomników żadnych obalać – po prostu jesteśmy wszyscy tak szczęśliwi po latach posuchy, że przypisujemy jednemu zawodnikowi cechy niemal boskie, a przynajmniej historyczne. Rozszerza się to i na inne sfery – Lewandowski najmądrzej trenuje, najlepiej się odżywia, żonę ma najmądrzejszą i najzręczniej porusza się w biznesie. Gdyby projektował koszule męskie – byłyby najmodniejsze, a linia perfum pachniała najdoskonalej.

Wszystko to, uwierzcie, jedynie pobożne życzenia.

W całej tej fajnej historii, która oby się nie skończyła (ma RL już 27), brakuje mi jednak roboty dziennikarskiej – dokumentu jak to się stało, ze tak dobrego zawodnika pozbyła się Legia Warszawa. Rozmów z ówczesnymi szefami klubu, trenerami i dyrektorami. No bo przecież trudno nie nazwać tego największym skandalem, żeby taka armia ludzi – niby fachowców – nie dostrzegła talentu, który był widoczny z kilometra!

No więc czekam na taki dokument wstydu i kompletnej ignorancji. I zawsze o tym pomyślę, ile razy RL kopnie do bramki, więc pewnie już jutro… I będę kibicował, by było tych goli więcej i jeszcze piękniejsze, przy najbliższej okazji przybiję piątkę, czekam jednak na coś wyjątkowego w reprezentacji Polski. Polski, w której ma miliony wyznawców.

Reklama

Myślę, że tak się wskakuje na pomniki. Zwyciężając dla Ojczyzny.

*

Jeśli o Ojczyznach – mieliśmy w weekend dwa początki w jednym miejscu zresztą. Jeden to początek odrodzenia Katalonii. Dwa – początek końca Leo Messiego.

O Leo zamilknę, niech płaczą sieroty po nim czekając na powrót, bo bez niego oglądanie Barcy traci magię. Ale ta Katalonia… Zewsząd pohukują na nią, że nikt nie pozwoli, zwłaszcza Madryt, jej się odłączyć.  A to dlaczego?

Na przykład odłączył się Donbas, niedawno. Tylko w Europie podzielone są Irlandia i Cypr, podobnie Grecja z Macedonią. Niedawno Anglicy pozwolili oderwać się Szkotom (!), ale ci w referendum, legalnym, uznali iż nadal chcą paradować w spódnicach i bez majtek. Oderwać się chcą Północne Włochy (od biedoty z Południa, mafii i brudu), Rosja za separatystyczne uznaje kraje nadbałtyckie i Białoruś, a Rumunia – Mołdawię. Podzieliła się Gruzja. Dalej chcecie tę wyliczankę? Otóż nigdy nie będzie ona miała końca, bo żadne granice nie są wieczne, chyba że ta prosta kreska amerykańsko-kanadyjska. Dlatego Katalończycy przy całej swej desperacji prawo do samostanowienia mają, podobnie jak – już nie Europa lecz przykład trafny – Palestyna.

Byłaby to w tej Katalonii jedna rzecz wyjątkowa. Mianowicie autonomia, której zalążkiem stał się patriotyzm, a jego źródłem – futbol.

Reklama

Państwo futbolowe, pierwsze w świecie. Chciałbym tego doczekać tylko po to, żeby spróbowali.

A gdy ktoś spyta, czy chciałbym, by podzieliła się Polska?

No więc chciał Napoleon na przykład i stąd moje ulubione Księstwo Warszawskie. Mamy Ruch Autonomii Śląska (nie przeszkadza mi wcale), mógłbym zgodzić się na Wolne Miasto Gdańsk czy Wielkopolskę rządzoną po swojemu. Chętnie przygarnąłbym za to Lwów i okolice.

Byle wszystko odbywało się bezkrwawo. Na przykład za pomocą futbolowej piłki.

*

Dziś 25 lat Radia Zet, słucham codziennie bo wprawdzie irytują mnie konkursy czyniące z dziennikarzy wiejskich konferansjerów, ich poglądy polityczne również (bo mam odmienne), ale dawka spontanicznego humoru jak dla mnie jest ok. No i poprosili na antenie, by jeśli ktoś kojarzy fajne zdarzenie z dziejów Zetki, nagrał je na telefon. Tak też zrobiłem.

Było to lata temu, radio prowadziło konkurs zabawny. Redaktor Weis dzwonił pod przypadkowy numer, czytał go, i mówił: „Dzwonię do pana (pani) w nietypowej sprawie”. I jeśli ktoś od razu odpowiedział „radio Zet!” – dostawal pokaźną gotówkę.

Cała Warszawa tego słuchała. Siedzimy kiedyś w redakcji „Piłki Nożnej” i słychać w radiu Weisa, jak podaje numer… do nas! Do sąsiedniego pokoju! Pędzimy tam i krzyczymy: „Radio Zet! Radio Zet!”.

A koleś, który podniósł słuchawkę odwraca się i mówi: „Nie, to dzwoni jakiś facet w nietypowej sprawie…”.

*

Ten kolega, Krzyś Nowiński, w całej redakcji uprawiał najwięcej sportu, nie pił, nie palił – ale raz spadł deszcz, poraził go prąd i młodziutko, tragicznie zginął.

To a’propos – cieszcie się każdą chwilą, bo niezbadane są wyroki boskie.

Z Lewandowskim, po Wolfsburgu, znów po latach cieszyłem się jak małe dziecko! Czyżby czas umierać?

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...