Z reprezentacji uszła pewność siebie po Euro 2012 i eliminacjach MŚ 2014, więc moja czysta głowa, pozytywne myślenie i to, jak wiele miałem do zyskania, na pewno nie zaszkodziły. Ale teraz jestem tak związany z tą reprezentacją, że nigdy nie będę w stosunku do niej sprawiedliwy. Jako ostatni przestanę w nią wierzyć. Wielu kolegów to ma, zostaliśmy tak zaprogramowani. We Frankfurcie graliśmy z mistrzami świata, byli lepsi, ale napędziliśmy im stracha. Oglądałem później mecz Szkocja – Niemcy (2:3), goście nie byli w takich tarapatach jak z nami – mówi dziś Sebastian Mila na łamach Gazety Wyborczej.
FAKT
Sterta meczowych relacji, a w oczy rzuca się ta: Mistrz wreszcie zdobył punkt.
Sukces Lecha! Po ponad dwóch miesiącach wywalczył punkt w ekstraklasie, remisując w meczu o ostatnie miejsce w tabeli z Górnikiem Zabrze 1:1. – Nawet jak bramkarz gra mecz życia, to musimy być lepsi – po raz kolejny wkurza się trener Maciej Skorża (43 l.). (…) Lech zdobył pierwszy punkt od 25 lipca, kiedy ograł Lechię (2:1). Dokładnie zatem po 62 dniach. Do tego po 267 minutach, czyli blisko czterech i pół godzinie, strzelił gola w ekstraklasie – a konkretnie Dawid Kownacki (18 l.).
Poza tym:
– Dzielne Słoniki prawie ograły Legię
– Podoliński pozbierał rozbity zespół
– Piłkarze von Heesena załatwili sprawę po przerwie
– Zwycięska rewolucja Pasów
– Magiera idzie do Suwałk
Lewy powinien mieć dodatkowy trening! W wesołym tonie tabloid pisze o kolejnych golach Roberta.
Kapitan Bayernu Philipp Lahm (32 l.) znowu nabijał się z Polaka. – Strzelił tylko dwa gole i to grając 90 minut? Za karę powinien mieć dodatkowe treningi – mówił ze śmiechem. Z kolei dyrektor sportowy klubu Matthias Sammer (48 l.) stwierdził, że dwa gole Lewandowskiego w Moguncji świadczą o tym, że Polak przechodzi… poważny kryzys. – Tym razem przymkniemy jeszcze oko na jego słabą skuteczność, ale oczekuję, że w kolejnych meczach się poprawi – żartował Sammer.
RZECZPOSPOLITA
Raz na 150 minut strzela gola w lidze Lech. Tekst poweekendowy Stefana Szczepłka.
W Lechu nie doszło latem do rewolucyjnych zmian. Na pewno Denis Thomalla nie zastąpił Zaura Sadajewa. Właśnie brak napastnika jest najbardziej widoczny. Piłkarze Lecha zdobyli tylko sześć goli, najmniej w lidze. Inaczej mówiąc, trafiają do bramki przeciwników raz na 150 minut. Ale przecież słabo gra cała drużyna. Nie potrafię tego zrozumieć. Ten sam trener, ta sama drużyna, a w ciągu kilkunastu tygodni Lech spadł z pierwszego miejsca na ostatnie. Najprościej powiedzieć w takiej sytuacji, że trener źle przygotował zespół do sezonu. Ale przecież Maciej Skorża wie, jak to się robi. Piłkarze nie sprawiają wrażenia, że grają przeciw trenerowi, z którym zdobyli tytuł mistrza. Czekam, kiedy w Poznaniu wszystko wróci do normy. Piast Gliwice ma 19 punktów więcej od Lecha. Wydaje mi się, że wielu kibiców czeka na porażkę Piasta nie dlatego, że źle mu życzy, ale że wciąż w niego nie wierzy. Ile to może jeszcze potrwać? Bo przecież nie do maja przyszłego roku. A niby dlaczego nie? Radoslav Latal jest na dobrej drodze do powtórzenia sukcesów swoich rodaków w polskich klubach: Jaroslava Vejvody i Wernera Licki, który w roku 2006 był nawet kandydatem na trenera reprezentacji Polski. Ta droga jest jednak jeszcze daleka. W ubiegłym roku w podobnym tonie pisałem o trenerze Ruchu, Czechu Janie Kocianie. Ale po zdobyciu trzeciego miejsca w lidze Ruch zaczął grać słabiej i Kociana zwolniono. Ciekawe, jak potoczą się losy Latala.
Piotr Żelazny apeluje z kolei, by uwierzyć w Piasta. Ale to też jest podsumowanie kolejki.
Na pozycji lidera umocnił się Piast Gliwice. Wciąż mało kto wierzy, że fantastyczna postawa zespołu Radoslava Latala to coś trwałego, wszyscy są przekonani, że za chwilę dobra seria Piasta się skończy, a klub z Gliwic wróci tam, gdzie jego miejsce – do środka stawki. Tymczasem z każdą kolejną serią gier drużyna Latala wysyła sygnał, że nie ma zamiaru zwolnić. I powoli można się przyzwyczajać do myśli, że Piast będzie w tym sezonie poważnym kandydatem do gry w pucharach, a może nawet zamiesza w rywalizacji o tytuł. To niesamowite, jak niewiele potrzeba, by w naszej lidze zostać rewelacją rozgrywek. Piast jest po prostu dobrze poukładaną drużyną, z planem na mecz i pomysłem na to, co robić, by zwyciężać. Do tej pory drużyna z Gliwic zachwycała głównie niespotykaną jak na standardy naszej ligi umiejętnością prowadzenia ataku pozycyjnego. Objawieniem rozgrywek był czeski środkowy pomocnik Kamil Vacek, który w każdym niemal meczu miał zagrania, po których warto było bić brawo.
Jest jeszcze tekst o Platinim – podejrzeniu, że przyjął łapówkę od Seppa Blattera.
GAZETA WYBORCZA
Drużyna nie w kij dmuchał. Duży wywiad na dzień dobry – prawie na dwie strony, głównie o reprezentacji, z Sebastianem Milą.
I jest uparty. Nie powoływał cię, ale dzwonił. Cisnął, cisnął, aż wycisnął.
– Zanim przyszedłem na trening, wiedziałem, że jest niezwykle wymagający. Wyczułem z rozmów. Zorientowałem się, że nigdy nie marnuje czasu, że to megakonkretny facet, który doskonale wie, po co jest w kadrze i jak osiągnąć cel. Opowiadał mi, czego oczekuje od zawodników, jak kształtuje drużynę.
Wierzyłeś mu wiosną 2014 r.? Po sparingach ze Słowacją, Szkocją i Irlandią bez gola?
– Powtarzam: od razu wyczułem, że to selekcjoner nie w kij dmuchał. Z twardą ręką. Poza tym, kiedy dzwoni trener i przekonuje, że ma na ciebie plan, to od razu wierzysz, że się uda. Zwłaszcza gdy poprzednicy w ogóle nie biorą cię pod uwagę.
Z reprezentacji uszła pewność siebie po Euro 2012 i eliminacjach MŚ 2014, więc moja czysta głowa, pozytywne myślenie i to, jak wiele miałem do zyskania, na pewno nie zaszkodziły. Ale teraz jestem tak związany z tą reprezentacją, że nigdy nie będę w stosunku do niej sprawiedliwy. Jako ostatni przestanę w nią wierzyć. Wielu kolegów to ma, zostaliśmy tak zaprogramowani. We Frankfurcie graliśmy z mistrzami świata, byli lepsi, ale napędziliśmy im stracha. Oglądałem później mecz Szkocja – Niemcy (2:3), goście nie byli w takich tarapatach jak z nami.
Obok Wojciech Kuczok tajemniczo pyta: A to można tak? I pisze jeszcze o wtorkowym wyczynie Lewandowskiego.
Chłopaki, ja chcę z wami! Ja też chcę o Lewandowskim! Mam pecha mieć felieton poniedziałkowy, a To się stało w miniony wtorek. Wszyscy już zdążyli zapisać, przepisać i rozpisać manitę Lewego, eseje mu poświęcić, przełożyć każdą z bramek na wszelkie języki świata, z językiem reklamy i marketingu na czele. Lecz kto widział wszystkie pięć live? Ha, pewnie tylu, co tych, którzy klną się na wodę święconą, że widzieli, jak Bronisław Pawlik kazał całować misia w dupę. A ja widziałem, w warunkach polowych, po spotkaniu autorskim w Kędzierzynie-Koźlu, podczas rodzinnej kolacji u ziomala na jego laptopie ułożonym w honorowym i widocznym miejscu na kredensie, z nielegalnego streamu, bo w całym mieście nie namierzyłem knajpy, w której godnie i legalnie można by obejrzeć mecz na szczycie Bundesligi.
Jest trochę zagranicy – o Manchesterze City, znów o Lewan101skim oraz Barcelonie. Żeby coś zacytować, wracamy jednak do tematów krajowych. Przemysław Zych, podsumowując weekend, pisze: Lechia to projekt cwaniaków. Ciekawy temat.
Wiemy już jednak, po co tej niezidentyfikowanej grupie ludzi była Lechia. W Gdańsku zbudowano paraklub, który jedynie przy okazji miał osiągnąć sukces sportowy. Przede wszystkim zajmuje się wypłacaniem pieniędzy, które klub otrzymuje z Canal+, od sponsorów i biletów. Do Lechii przyszło aż 44 zawodników, odkąd zimą 2014 r. pojawili się nowi właściciele. Za każdy transfer, ale też przedłużenie kontraktu, agentom należy się kasa. Za każdym razem ktoś więc korzystał, bardzo często Mariusz Piekarski. (…) Po co tyle umów? Bo z każdej jest prowizja. Stojan Vranjes, zanim pod koniec sierpnia został sprzedany do Legii, przedłużył jeszcze umowę w gdańskim klubie. Kto nie chciał pójść na współpracę z menedżerami rządzącymi Lechią, jak Nikola Leković, wędrował do rezerw i był usuwany z klubu. Piekarski od początku wypiera się swojej roli w paraklubie, choć nazywany był „szarą eminencją Lechii”. Ale sporo czasu spędza w biurze prezesa Mandziary, byłego agenta, o którym niegdyś właściciel Wisły powiedział: Za każdym razem, gdy powie ci: „Dzień dobry”, wystawie potem rachunek na 700 tys. euro”. Piekarski łącznie umieścił w Lechii przynajmniej ośmiu piłkarzy. Ile pieniędzy wypłaciła Lechia menedżerom, nie wiadomo. W Gdańsku pracuje też inny menedżer Marek Jóźwiak, oficjalny nazywany „szefem skautingu i menedżerem kadry”. W Lechii umieścił kilku młodych piłkarzy swojej agencji, w której rzekomo zawiesił działalność. Z Piekarskim koleguje się od czasów pracy dla Legii. Dla niej Jóźwiak jako szef skautingu wyszukiwał młodych zawodników, ale do swojej agencji podpisywał ich wtedy… Piekarski.
SUPER EXPRESS
W Fakcie z relacji meczowych wybraliśmy Lecha, teraz dla odmiany – Legię. Nikolić uratował skórę.
Kibice ze stolicy mogli być optymistami. Po dwóch zwycięstwach – po 4:1 z Ruchem w Ekstraklasie i Lechią w Pucharze Polski – wydawało się, że Legia łapie wiatr w żagle. Mecz z beniaminkiem z Niecieczy miał być idealną okazją, by podbudować morale przed bojem w europejskich pucharach. Miał, bo Legia z trudem wywalczyła remis 1:1. – Cieszymy się połowicznie, byliśmy blisko pełnej puli – nie krył trener lepszej w niedzielę Termaliki Piotr Mandrysz (53 l.).
A obok zapowiedź tego, co może wydarzyć się dziś – gra bowiem Pogoń z Jagiellonią. Nie ze mną takie numery, Michał.
– Michał to cwany gracz. Potrafi zaprosić do swojego pokoju przed meczem na kawę, gdzieś na wierzchu położy kartkę ze składem zespołu, a później okazuje się, że na boisku są nie ci piłkarze albo grają na innych pozycjach – zdradza Michniewicz. – Gdy pracowałem w Arce, chciał mnie wyprowadzić w pole już na kilka dni przed meczem. W rozmowie telefonicznej zapewniał, że Tomek Frankowski ma kontuzję i na pewno nie zagra. Traf chciał, że inny piłkarz Jagi, Kamil Grosicki, dzień później przyjechał w odwiedziny do swojego kolegi Bartka Ławy. Oznajmijł mi, że „Franek” jest zdrów jak ryba i faktycznie Tomek zagrał przeciwko nam. Wiem tez, że kiedyś w meczu ligowym Grosicki z Frankowskim mieli się specjalnie zderzyć, żeby zasugerować Grekom z Arisu, że przynajmniej jeden z nich nie zagra przeciwko nim – opowiada trener Pogoni.
Aha, stronę dalej: Lewy zaczął drugą setkę.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka bez fajerwerków.
Co ciekawego, czego nie ma w innych tytułach? Przerzucamy kolejne strony, by dotrzeć do ciekawego wywiadu z Michniewiczem i Probierzem. Dwóch takich, którzy nie boją się własnego cienia.
Którego piłkarza z zespołu rywala wziąłby pan do swojej drużyny?
CZM: – Sebastiana Maderę znam z Widzewa, pasowałby idealnie do Jarka Fojuta i Kuby Czerwińskiego. Moglibyśmy grać trójką obrońców.
MP: – Łukasza Zwolińskiego. Zastanawialiśmy się, w jaki sposób można go odbić z Pogoni, ale się nie udało. Bardzo dobry piłkarz, podoba mi się to, co robi na boisku.
Który z panów jest większym „ulubieńcem” sędziów?
CZM: – Lubią nas jednakowo, bardziej od pizd…tych trenerów, którzy boją się własnego cienia. W przeciwieństwie do mnie, jeszcze nie wylądował na trybunach. Może dlatego, że po zabiegu kolana chodzi o kulach i sędziowie litościwie go oszczędzają. Nie chcą, żeby się forsował na schodach. Ale widzę, że macha tymi kulami, jak babcia, która nie zdążyła do tramwaju. Wracając do pytania – rozmawiam z sędziami, bez względu na to, co się działo w trakcie meczu przy linii. Sprzeczamy się, ale jest sympatycznie. Poza panem Złotkiem, do żadnego innego sędziego nie jestem uprzedzony. Ja i Michał jesteśmy nerwowi, ale jeśli przekroczymy granicę – po meczu idziemy przeprosić.
MP: – Lubią nas tak samo. Jesteśmy w biznesie piłkarskim wiele lat i przeżyliśmy różne sytuacje. Może czasem sędziowie nie przepadają za naszymi ekspresyjnymi zachowaniami, mogą ich drażnić. Ale ja, przynajmniej raz mniej, wyleciałem na trybuny. Niech on się tłumaczy.
Bardzo fajny pomysł z tym materiałem, dalej – nic już na podobnym poziomie nie ma. Spojrzeć możemy jeszcze w tekst o Brożku, który wierzy w silną Wisłę.
Czy w tym sezonie Wisła będzie się biła o czołowe miejsca w ekstraklasie? Paweł Brożek jest przekonany, że z Krzysztofem Mączyńskim w składzie jest to możliwe. – Mam już 32 lata i mogę mieć swoje zdanie. Otóż uważam, że Krzysiu to taki typ piłkarza, jakiego brakowało nam w poprzednim sezonie, by osiągnąć lepszy wynik – mówi Brożek. – To typowa ósemka, która zabezpiecza tyły, ale potrafi też grać do przodu.