Reklama

Kulesza dla Weszło: Nie miałem przyjacielskich relacji z poprzednią władzą

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

04 października 2024, 10:20 • 18 min czytania 40 komentarzy

Długa rozmowa z Cezarym Kuleszą na Weszło. Czy zapędził się w relacjach z poprzednią władzą? Czy wypada się spotykać z Łukaszem Mejzą? Czy może pomóc Wiśle Kraków? Czy żałuje swoich słów o siedzeniu bez niczego? Co z bazą treningową PZPN-u? Jaka jest przyszłość przepisu o młodzieżowcu, a jaka Michała Probierza? Zapraszamy.

Kulesza dla Weszło: Nie miałem przyjacielskich relacji z poprzednią władzą

Raczej się pan nie spodziewał, ale zacznę od pochwały. Udało się panu oczyścić trochę atmosferę wokół związku. Jest ulga?

Wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski, wprowadziliśmy zmiany w kwestiach organizacyjnych i komunikacyjnych. Cieszę się, że widać rezultaty. Natomiast trzeba też jasno powiedzieć, że atmosfera się czyści, gdy reprezentacji dobrze się powodzi – zawsze uważałem, że przy dobrych występach kadry, to nawet zagęszczona atmosfera potrafi się rozrzedzić. Ten zespół w jakiś sposób uspokaja społeczeństwo i kibiców. No, ale wciąż ma dużo do zrobienia.

Natomiast te wszystkie wcześniejsze problemy, afery, nie dotyczyły tylko reprezentacji, więc pytam bardziej pod tym kątem – czuje pan ulgę, czy się jednak martwi, że zaraz coś wyskoczy?

Nie martwię się, ponieważ tak jak mówiłem, wprowadziliśmy zmiany, które przynoszą efekty. Nie nazywam tamtych tematów aferami. Niejednokrotnie jakaś drobna rzecz nakręca się jak kula śnieżna. To ja zapytam: jaka była wielka afera, co pan ma na myśli?

Reklama

Wizerunek PZPN-u jest w ruinie [CZYTAJ O PROBLEMACH ZWIĄZKU]

Największa to pewnie premiowa.

Wie pan, ja z tym miałem najmniej do czynienia, ponieważ nie zostałem zaproszony na tamto spotkanie z premierem. Lista uczestników była sporządzona i jest to to dowód, że mnie tam nie było. Posiadam ten dokument. A jeśli premier przyjeżdża, coś proponuje, to ja też nie jestem w stanie wiele wskórać w tym temacie.

Trudno uwierzyć, że nie wiedział pan o spotkaniu z premierem.

Jest coś takiego jak Służba Ochrony Państwa i co ona robi dwa dni przed wizytą? Prosi o dane każdego, kto ma być na spotkaniu. PESEL, imię, nazwisko. To względy bezpieczeństwa. Jeżeli mnie i sekretarza nie było na tej liście, to jak mogłem tam pojechać? Gdybym pojechał, może i zostałbym wpuszczony, ale mówię o konkretnym dokumencie, na którym mnie nie było.

To inaczej – jest pan szefem. Czy to świadczy dobrze o szefie, że nie jest na takim spotkaniu?

Reklama

Jestem szefem PZPN. Moją rolą jest zapewniać jak najlepsze warunki do pracy dla wszystkich 17 reprezentacji Polski. Nie ingeruję w pracę sztabów szkoleniowych. Zwłaszcza w trakcie turniejów rangi mistrzowskiej. Jest wiele spotkań i sytuacji, w których drużyna powinna być w swoim gronie. Z perspektywy czasu myślę, że może i powinienem być, ale następnego dnia jest śniadanie, potem po południu wylatujemy do Kataru i co miałem zrobić? Oddać walkowerem mecze, trenera zwolnić, wstrzymać samolot?

PZPN-em kierują komunikacyjni piromani [CZYTAJ KOMENTARZ Z GRUDNIA]

Zarządzić sytuacją.

Jak?

To pan jest prezesem.

Łatwo się mówi, nie mając pełnej wiedzy. To była naprawdę nietypowa sytuacja i dosyć zaskakująca. Wszystko było zaplanowane przez władze państwowe, samolot rządowy, godzina ta i ta. Co miałem zrobić – awanturę?

Jak już mnie pan pyta, to wyobrażam sobie, że przytomnie idzie pan do zespołu i mówi, żeby zapomnieli o kasie z publicznych pieniędzy, bo będzie z tego afera.

Ja, będąc zawodnikiem, powiedziałbym: panie prezesie, ale to nie są pańskie premie. Pan nam nic nie obiecywał. I musiałbym odpowiedzieć: „okej”.

Czyli nie ma momentu, w którym uważa pan, że mógł zrobić coś więcej?

Po czasie zawsze można mówić, co by się zrobiło inaczej. Ale cokolwiek by się w tej historii zrobiło, byłoby to źle odebrane. Tutaj nie ma mądrej decyzji. Nie przyszedł do piłkarzy, załóżmy, dyrektor zakładu energetycznego, tylko premier. Są przecież dodatkowe pieniądze za zdobycie medalu olimpijskiego. I gdyby tutaj powiedzieć, że ten dodatek będzie za medal, może byłoby inaczej to odebrane przez społeczeństwo. No, ale ja nie miałem kontaktu z premierem, nie wiedziałem, co zostanie przekazane zawodnikom. Ale jak sam pan zauważył, od dłuższego czasu wokół PZPN panuje spokój. Mamy odpowiednie procedury i podobne historie już się nie powtórzą. Idziemy do przodu.

Kulesza nie cofa PZPN-u do czasów Laty, tylko do jaskiniowców [KOWAL W MOCNYCH SŁOWACH PO AFERACH W PZPN]

To może wyciągnął pan wnioski z innych, niepotrzebnych historii, jak wywiad w RMF-ie. Zdanie „siedzicie tak bez niczego?” przypięło się do pana na amen. Żałuje pan tych słów?

Nie, nie żałuję. Pan ma Pepsi na stole, więc nie siedzi pan bez niczego. Reszta została dopowiedziana.

Przecież wiadomo, że chodziło o alkohol.

Ale ja tego nie powiedziałem.

Ale to dość proste dodawanie, że chodziło o alkohol. A PZPN kojarzy się z nim dość negatywnie i było to po prostu niepotrzebne.

Nie miałem wtedy niczego złego na myśli.

Dobrze, ale na końcu ktoś śpiewa „zuzuzizuza”, a Lewandowski otwarcie narzeka na działaczy.

My jako Polski Związek Piłki Nożnej profesjonalnie podchodzimy do sprawy organizacji zgrupowań, wybieramy najlepsze hotele, organizujemy czartery, a piłkarze mają wszystko to, co jest potrzebne do profesjonalnego przygotowania się do meczu. To jest naprawdę dopracowane. Sytuacja, którą pan przywołał, była jednorazowym ekscesem, który już się nie powtórzył i nie powtórzy.

Czy temat ośrodka treningowe jest dalej aktualny?

Tak. Nadal jesteśmy tym tematem zainteresowani, bo wiemy, jak on jest potrzebny. Większość federacji w Europie posiada taki obiekt. Kadra stacjonuje w Warszawie i tutaj o boisko jest naprawdę ciężko, trenujemy na Legii, ale przecież Legia nie będzie trzymać nieruszonej płyty przez dwa miesiące tylko dla nas. Ta logistyka jest dla nas dużym problemem. Proszę sobie sprawdzić nawet Liechtenstein – ma siedzibę, cztery czy pięć boisk. My jesteśmy zdecydowanie większym krajem i większą federacją, a ten ośrodek nie przyda się tylko jednej reprezentacji, ale też młodzieżówkom, drużynom kobiet, futsalowcom i tak dalej.

Minister Nitras powiedział w maju, że nie ma na razie nowego wniosku o budowę tego ośrodka. Coś się zmieniło?

Nie, nic się nie zmieniło.

A dlaczego?

Jeżeli znajdziemy miejsce odpowiednie do budowy takiego ośrodka, czyli gdzie będzie można postawić boiska i będziemy mieli blisko do jakiejś bazy hotelowej, to się o to pokusimy i stworzymy coś takiego samodzielnie.

Temat Otwocka upadł?

Tak.

Po czasie zgodził się pan ze słusznością decyzji ministra Nitrasa, by cofnąć wam dotację na tamten ośrodek?

To decyzja ministerstwa, mieli do niej prawo, nie mnie to oceniać.

A uważa pan, że były luki w tym wniosku? Że był źle skonstruowany?

Federacja działała według zaleceń oraz informacji otrzymywanych od ministerstwa. Wszystko, czego wymagało od nas ministerstwo, dostarczyliśmy. Jako PZPN dopełniliśmy wszelkich formalności, jeśli chodzi o ten wniosek.

Ministerstwo jest to samo, choć ludzie inni. Więc co się stało?

Nie wiem, co tam było dodatkowo potrzebne. Co trzeba było w tamtym czasie dostarczyć – dostarczyliśmy.

A jak – poza tym – układa się współpraca z nowym rządem?

Dobrze. PZPN zawsze będzie współpracował z rządem, który obecnie kieruje państwem. Jesteśmy organizacją neutralną światopoglądowo. Nie ma znaczenia, czy jest ta opcja, czy inna. Nie układamy się politycznie z nikim. Naszą polityką jest piłka nożna.

To ciekawe, bo była masa zarzutów, że jest pan zbyt blisko z poprzednią ekipą.

Każdy sobie buduje relacje. Każdy prezes w każdej federacji. A w jakiej skali ja je zbudowałem z poprzednikami – trudno mi oceniać. O pana względy też przecież się zabiega, żeby pan kogoś nie skrytykował. No i tak to jest w życiu, ja nic nie robiłem poza tym, że zabiegałem o dobre relacje z ministerstwem. I rolą prezesa największego związku sportowego w Polsce jest budowa dobrych relacji z przedstawicielami władz państwa, ale nie ma dla mnie znaczenia opcja polityczna.

Ale zna pan polską rzeczywistość – nowa władza może źle odebrać przyjacielskie relacje z poprzednikami i tak się chyba stało.

Nie były to przyjacielskie relacje, bez przesady. Jeżeli jest program, na który składamy wniosek, trudno mi się nie spotkać z ministrem i nie omówić rzeczy, które są potrzebne w PZPN-ie. Z obecnym ministrem też się spotykałem. Mam go unikać, żeby następcy się nie obrazili? Dla dobra piłki nożnej współpracuję i będę współpracował z politykami niezależnie od ich przynależności partyjnej – łączy nas piłka, ponad podziałami.

Spłyca pan temat, który płytki nie jest. Na przykład spółka pan Tadajewskiego, Publicon, będąca w dobrych relacjach z poprzednią władzą, zaraz po objęciu przez pana sterów w PZPN-ie weszła do związku.

Pana Tadajewskiego widziałem kilka razy w życiu i trudno mi oceniać, z kim on ma styczność. Pan się dzisiaj ze mną spotyka, to ja panu powiem, że pan ma też relacje z tamtą władzą, bo ja z nią współpracowałem jako prezes. I co – błędne koło wytykania sobie, kto z kim się widział. Mnie interesuje dobro piłki nożnej. Nie interesuje mnie polityka.

Pan mówi, że nie wie, co robi pan Tadajewski, że pan nie wiedział albo pana nie zaproszono na spotkanie z Morawieckim. A ja się będę upierał, że powinien pan takie rzeczy wiedzieć. Prezes powinien dużo rzeczy wiedzieć. Co więcej, myślę, że pan te rzeczy wie, tylko wygodniej panu powiedzieć, że pan nie wie. Natomiast czy pan wie, czy pan nie wie, nie zmienia to faktu, że są z tego problemy.

Ale pan oczekuje, żeby pan Tadajewski do mnie przed każdym spotkaniem dzwonił i mówił, z kim się spotyka? Ja też nie dzwonię i nie mówię wszystkim, gdzie jadę. To przecież tak nie działa.

Chodzi mi o to, że mówi pan o apolityczności związku, kiedy jednocześnie pan Tadajewski pomagał Andrzejowi Dudzie w kampanii, miał szerokie powiązania ze spółkami skarbu państwa za rządów PiS-u, a chwilę po pana wygranej wchodzi z Publiconem do PZPN-u.

Podkreślam, że mnie interesuje piłka nożna, a nie polityka. W swoich decyzjach patrzę wyłącznie na aspekty merytoryczne i nie obchodzą mnie czyjeś poglądy, relacje prywatne lub doradzanie innym podmiotom. Zresztą ja naszą współpracę oceniam też bardzo dobrze, wręcz nienagannie, bo mamy sponsorów. A co pan Tadajewski w życiu prywatnym robi? Nie będę w to wnikał.

Pan z kolei idzie na urodziny do Adama Bielana, przyjaźni się z Kamilem Bortniczukiem – coś dużo tych przypadków. Po prostu.

Czy to jest gdzieś zapisane, że Kulesza nie może pójść na urodziny? Czy to jest karane? Bo jeżeli tak, to powinienem mieć jakiś wyrok, a nie mam. Jeżeli coś jest niezgodne z przepisami, to ja tego nie robię. Powtórzę: działam dla dobra piłki i z przedstawicielami każdej opcji politycznej szukam porozumienia na rzecz rozwijania tej dyscypliny sportu. Chodzę w różne miejsca, bo buduję relacje z ludźmi, którzy też chodzą w różne miejsca. Trzeba rozmawiać, żeby poprzez takie spotkania coś dobrego wynikało dla polskiej piłki.

Z takim Mejzą wypada się spotykać? Przecież jemu nie należy podawać ręki.

Był na jakimś wydarzeniu, na którym ja również byłem i tyle. Nie mam z nim żadnych kontaktów, nie rozmawiamy ze sobą. Wiem tylko, jak wygląda, to wszystko.

Okej, ale kończąc temat, pan, jako prezes, musi mieć świadomość, żeby nie wejść w jakąś relację za głęboko. Bo taki mamy kraj, że następcom się to nie spodoba i utrudni pan funkcjonowanie związkowi.

Jak rozróżnić, czy relacja jest za głęboka czy płytka? Kto to ocenia? Chodziłem na spotkanie, by zbudować relacje nie dla siebie, bo ja tego nie potrzebuję, tylko dla PZPN-u. Żeby łatwiej było zdobyć pieniądze na szkolenie młodzieży, trenerów, rozwój piłki w Polsce. Jak pan kogoś spotka na ulicy i pan z nim porozmawia, a potem się okaże, że to inna opcja, to co wtedy?

Idzie pan w skrajności, przecież nie o to chodzi. Dlaczego PZPN zyskał miano zbratanego z PiS-em? Ludzie to sobie wymyślili?

Nie mam sobie nic do zarzucenia, naprawdę. Na moich spotkaniach zyskiwał PZPN. Na przykład certyfikacje akademii – została stworzona czwarta gwiazdka, zielona, która przyniosła pieniądze 10-15 tysiącom szkółek, a te wcześniej nie mogły na to liczyć. Teraz władza się zmieniła i nadal z takim samym nastawieniem i zaangażowaniem współpracuje z jej przedstawicielami dla dobra polskiej piłki.

A zrobił pan rachunek sumienia, do którego namawiał pana minister Nitras?

Jaki rachunek?

Powiedział: „Są sprawy, po których pan prezes Kulesza powinien zrobić uczciwy rachunek sumienia”.

Nie wiem, co pan minister miał na myśli. Nie wiem. Nie mam pojęcia.

Takie zdania ministra Nitrasa każe mi sądzić, że co najmniej początek tej współpracy był trudny. A mógł być trudny, bo najwyraźniej uwikłał pan PZPN politycznie.

Sugerowałbym zapytać ministra co miał na myśli, bo ja nie wiem. Współpracę z panem ministrem oceniam dobrze.

Jak często myśli pan o kolejnych wyborach w PZPN-ie?

Na razie w ogóle nie myślę, bo do wyborów jeszcze niecały rok.

Nie szuka pan kontrkandydata na korytarzach?

A po co?

Żeby się bronić.

Nie. Jak podejmę decyzję, to pewnie będę się zajmował wyborami.

Jaką decyzję, czy będzie pan startował?

Tak. Przecież ja nawet nie ogłosiłem swojego startu.

Trudno mi sobie wyobrazić, że nie będzie pan kandydować.

Spokojnie. Daleka droga do wyborów.

Czy kluby mogą się czuć panem zawiedzione, że nie skasował pan przepisu o młodzieżowcu?

One zaczęły z nami rozmawiać dopiero na trzy tygodnie przed podjęciem decyzji. W Jachrance stwierdziły, że chcą rozmawiać o przepisie, ale do kwietnia nikt ze mną takich rozmów nie podejmował.

Czyli mówi pan, że kluby Ekstraklasy chcą, by ten przepis pozostał?

Nie, mówię, że ze mną nie rozmawiano do kwietnia.

Ale pan nie rządzi od stycznia, tylko trzy lata.

Kluby spotkały się w Jachrance, miały wyznaczyć osobę, która ze mną porozmawia na temat tego przepisu. Nikt do kwietnia się nie zgłosił. To ja mam dzwonić i pytać się: panowie, rozmawiamy, czy nie? Kluby między sobą przegłosowały jakąś niewielką liczbą głosów, że chcą o temacie porozmawiać, więc należałoby się zgłosić do PZPN-u i to zrobić. Wysłać przedstawiciela, ja bym wziął ze sobą na spotkanie na przykład Marcina Dornę i byśmy dyskutowali. Co w zamian tego przepisu? Może ośmiu Polaków w kadrze? Ale takich rozmów do kwietnia nie było, bo nikt się nie zgłaszał, a na chwilę przed majem i zarządem na rozmowy było za późno.

Nie było tak, że w kampanii wyborczej obiecywał pan zniesienie tego przepisu?

Nie, nie obiecywałem. Zresztą, żeby coś skasować, trzeba mieć pomysł na coś innego, a takiego nie da się opracować w trzy tygodnie, skoro dopiero w kwietniu podjęto rozmowy. Pan ma szefa, to przecież nie mówi mu pan o czymś, nie znika na cztery miesiące, by się przypomnieć za pięć dwunasta. Ten przepis i tak został wcześniej zmieniony z korzyścią dla klubów. Jeśli jakiś młodzieżowiec gra słabo, trener może go ściągnąć i w następnym meczu wystawić go albo jakiegoś innego, żeby dbać o ten limit minut. Jeśli w ogóle chce się tym limitem zajmować. Wachlarz możliwości jest szerszy.

Może panu jest wygodniej, że ten przepis jest, bo są pieniądze dla PZPN-u.

My je przeznaczamy na młodzież. Nie bierzemy ich przecież do kieszeni.

A nie sądzi pan, że ten przepis promuje bogatszych?

To znaczy?

Bogatszy go oleje, a biedniejszy nie może.

Raków chyba raz czy dwa zapłacił, a teraz już gra młodzieżowcem, bo jednak takie płacenie boli. To są duże pieniądze.

No, ale wcześniej nie grał, ktoś biedniejszy nie może sobie pozwolić na taki komfort.

Ale teraz gra, więc nawet bogatszy zmienia nastawienie. Natomiast jak pan porówna biednego do bogatego, to ten bogaty też może sobie wykupić najlepszych piłkarzy i nic mu pan nie zrobi.

Ale zasady piłki nożnej pozostają te same, tu przecież nie.

My tego przepisu nie narzuciliśmy Ekstraklasie. Ona poprosiła, żeby ten wcześniejszy jakoś złagodzić i zaproponowaliśmy taki wariant. Powiedzieli: okej, bierzemy. Nie było tak, że dostali to z marszu i nie mieli nic do powiedzenia. Powiedzieli, że to jest uczciwsze, lepsze, że to lepsza opcja, niż z przymusem.

Może nie warto zostawiać tego w rękach Ekstraklasy, która ma w radzie nadzorczej przeważnie bogatsze kluby.

Trzeba rozmawiać, bo to Ekstraklasa prowadzi rozgrywki. Nie może być tak, że dostają przykaz z góry i tyle. To byłoby źle odbierane z ich strony. Jak byłem prezesem w Jagiellonii, to też się buntowałem, chyba zresztą najbardziej. Że jak to możliwe, ktoś mi będzie mówił, kto ma grać.

Jest pan teraz prezesem czegoś innego i już jest okej?

Oczywiście, że z perspektywy prezesa PZPN patrzę na pewne sprawy inaczej niż patrzyłem jako prezes klubu. Będziemy rozmawiać. Jesteśmy umówieni do końca roku. Wypracujemy jakiś model. Musimy zabezpieczyć młodych piłkarzy, żeby uczestniczyli w rozgrywkach, dzisiaj gra jeden-dwóch Polaków i na tym się kończy.

Przepis o młodzieżowcu. PZPN odbija piłeczkę: klubom brakuje inicjatywy [CZYTAJ WIĘCEJ NA TEMAT PRZEPISU O MŁODZIEŻOWCU]

Czy jest pan w stanie pomóc Wiśle Kraków?

W jaki sposób?

Jej kibice od dawna nie mogą jeździć na wyjazdy.

To ciężki temat.

Dlaczego?

Prezes pierwszej ligi, czyli pan Janicki, musi spotkać się z tymi prezesami i tak szczerze porozmawiać. Ktoś musi jako pierwszy zacząć tych kibiców przyjmować, wyłamać się. Bo teraz jak każdy raz w roku ma ich przyjąć, to jest remont i pan nie jest w stanie tego dopilnować.

I zawsze remont wypada na przyjazd Wisły Kraków?

Kluby mają to udokumentowane. Nie mam władzy policyjnej, rządowej, pójdę tam i co zrobię? Kluby przedstawiają dokumenty, mają opinię policji i nie mogą przyjąć gości, bo to, bo tamto. No więc potrzebna jest szczera rozmowa z prezesami.

To niech pan rozmawia, przecież jest pan ważniejszy niż pan Janicki. Nie widzi pan, że to fikcja, patologia?

Żyjemy w demokratycznym kraju. Nie mogą komuś nakazać siłą, że jak nie przyjmiesz kibiców, to ja ci stadion zamknę albo punkty zabiorę. To tak nie działa.

A może powinno?

Nie no, jak. Trzeba się stosować do przepisów.

Nie wydaje się panu żałosne, że w Siedlcach mówią o kołowrotku, prezes Królewski odpowiada: to ja wam wyremontuje ten kołowrotek, a na końcu i tak nie wpuszcza się tych kibiców?

Ale mają dokumenty, że kołowrotek jest zepsuty. Przecież nie jestem policjantem, prokuratorem. Pokazują, że jest zepsuty i co można zrobić?

Pan naprawdę często mówi, że czegoś nie może albo nie wie.

No to niech pan powie co i jak, bo łatwo się mówi, że coś ma być, nie podając rozwiązań.

Zacząłbym od tego, co pan sugeruje Janickiemu. Tylko żeby pan to zrobił osobiście, bo jest pan ważniejszy w polskiej piłce.

Rolą prezesa jest umiejętnie zarządzać strukturami. Powiedziałem panu Janickiemu, że ma się spotkać z prezesami zbiorczo albo z każdym indywidualnie.

I co, spotkał się?

Robi to. Ten proces trochę potrwa.

I kiedy będą efekty?

Jak skończy rozmowy. Zobaczymy, jak przebiegną. To nie jest takie proste.

Ale pech! Znowu usterka, gdy mają przyjechać kibice Wisły… [CZYTAJ O SYTUACJI KIBICÓW WISŁY KRAKÓW]

Ale trwa za długo i rozumiem frustrację Wisły.

Przecież ja chciałbym, tak jak pan, żeby kibice jeździli na mecze. Jeżeli jednak prezesi nie zrozumieją pewnych rzeczy i nie pójdą w dobrym kierunku, to może być trudno. Oni też są jakoś nakręcani.

Pewnie przez kibiców.

Być może. To nie są łatwe sytuacje.

Kibic ma rządzić klubem?

To już pytanie do prezesów, ale wiem, że wypracowanie dobrych relacji to czasem wymagające zadanie. Natomiast trzeba się go podjąć.

Czy Michał Probierz może spaść z Ligi Narodów, ważne, by zbudował zespół na eliminacje?

Nie oceniam trenerów przed rozgrywkami. Wiemy, w jakiej grupie jesteśmy, to silne zespoły. Naszą największą bolączką jest to, że nasi piłkarze z zagranicznych klubów nie grają. Moder nie gra, Kiwior dopiero teraz dostał 45 minut, Zalewski nie gra, dobrze, że Zieliński zaczął występować. Michał sprawdza, buduje, jest dobra atmosfera, ale na końcu ci piłkarze muszą grać w klubach. Bez tego jest ciężko.

A jak Moder nie gra, to powinien być powoływany?

To są decyzje trenera, w które ja nie ingeruję. Być może trener liczy na to, że jak go powoła, to może ci z Anglii też popatrzą, że mają reprezentanta i może warto go wystawić.

To chyba tak nie działa.

Spekuluję. To pytanie do trenera. Różnie można myśleć. Tylko jak nie Moder, to kto? Trzeba by wszystkich z Ekstraklasy powoływać. My naprawdę mamy mało piłkarzy. Nie mamy przede wszystkim boisk. Byliśmy w Hanowerze – tam mieszka 460 tysięcy ludzi i mają 60 pełnowymiarowych boisk. A ile jest w takim Poznaniu? Siedem, osiem, przy 600 tysiącach mieszkańców. Na Białołęce mieszka 140 tysięcy ludzi. Zero boisk. Ursynów – 240 tysięcy. Zero boisk. No i gdzie ci młodzi mają trenować? Na asfalcie? Akademia Jagiellonii trenuje na jednej sztucznej nawierzchni. Mamy infrastrukturę stadionową, ale nie mamy treningowej. Teraz jest za późno, ale może trzeba było pomyśleć o przymusie, żeby przy tych nowych stadionach trzeba było zbudować 3-4 pełnowymiarowe boiska.

A w Białymstoku, gdzie pan rządził Jagiellonią, tak się stało?

Jeżeli by pan prezydent Białegostoku zlecił, że mają być 3-4 płyty trawiaste wokół stadionu, to pewnie by znaleźli ten teren i by zbudowali. Mistrz Polski powinien mieć przynajmniej sześć-osiem boisk pełnowymiarowych boisk trawiastych.

Wróćmy do Probierza – czy nie ma ciśnienia na wynik w Lidze Narodów?

Każdy liczy zawsze na to, żeby był dobry wynik.

Ale bardziej w eliminacjach do mundialu, a nie w LN.

Nie można sobie wybierać. Każdy trener w każdym meczu gra o zwycięstwo.

To oczywiste, że fajniej jest wygrywać niż przegrywać, ale pytam, czy pierwszeństwo będzie mieć budowa zespołu bez ciśnienia na wynik.

Najlepiej się utrzymać w Lidze Narodów i awansować na mundial. Też nie można zapominać o rankingu, który jest potem ważny.

Ten czas między odejściem Santosa a zatrudnieniem Probierza był dla pana pewnie trudny – z jednej strony odchodzi kompletny niewypał, z drugiej strony przychodzi, w opinii kibiców, kolega. Gdyby pan nie trafił – byłby dramat wizerunkowy.

Wie pan, nie jesteśmy kolegami, pracowaliśmy razem. Nie jeździliśmy z Michałem razem na wczasy. Wiem, że był taki moment, gdy pojawiło się nazwisko Probierza jako trenera, to 70-80% społeczeństwa pisało, że go nie chce.

Więc to było podwójne ryzyko.

Było, ale w piłce zawsze jest ryzyko. Więc widzi pan – wracając do wcześniejszego fragmentu rozmowy – nie jest tak, że unikam trudnych decyzji i wzięcia odpowiedzialności.

A rację ma Marek Papszun, który mówił, że nie brał udziału w żadnym konkursie, bo gdy przychodził na rozmowę, to pan już wiedział, że zatrudni Probierza?

Nie, to jest nieprawda. Powiedziałem trenerowi Papszunowi, że jest dwóch kandydatów on i Michał. Że dam odpowiedź w ciągu 4-5 dni. Rozmawialiśmy z Markiem przez dwie godziny na różne tematy. Zapytałem go, jakim systemem ma grać kadra, kogo widzi w 50-osobowym zespole, kogo w 30, kogo w 20, na końcu jaką jedenastkę by wystawił. Jaki sztab, jakie wynagrodzenie, jak długi kontrakt, premie, nagrody. Trzeba to wszystko przedyskutować. Wybór był trudny, cenię i Marka, i Michała, konsultowałem się z zarządem, tam 90% osób wskazało na Probierza.

Jakie są pana cele na ostatni rok kadencji?

Stwarzanie naszym drużynom jak najlepszych warunków do pracy. Liczę na jak najlepszy wynik w Lidze Narodów. Wiadomo, to ode mnie nie zależy, ale robimy wszystko, żeby Probierz miał komfort pracy. W grudniu jest losowanie grup eliminacyjnych do mundialu…

… to już w ogóle od pana nie zależy.

Prawda. No i staramy się zlokalizować i określić bazę treningową, żeby zespoły miały komfort i przyjeżdżały do siebie, żeby nie były bezdomne. To jest coś, co chcę po sobie zostawić. Oglądamy tereny wokół Warszawy – Nadarzyn, Karczew, dużo takich gmin się zgłasza, analizujemy to. Jestem też po rozmowach z szefem UEFA Alexandrem Ceferinem – będzie w tym temacie wsparcie finansowe z ich strony.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix&FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Młodzi podbijają Monaco. Tak obiecującej drużyny dawno tam nie mieli

Patryk Stec
2
Młodzi podbijają Monaco. Tak obiecującej drużyny dawno tam nie mieli

Piłka nożna

Francja

Młodzi podbijają Monaco. Tak obiecującej drużyny dawno tam nie mieli

Patryk Stec
2
Młodzi podbijają Monaco. Tak obiecującej drużyny dawno tam nie mieli

Komentarze

40 komentarzy

Loading...