Tęgie głowy z UEFA wiedzą, że sprzedanie widzom nowego formatu rozgrywek Ligi Mistrzów będzie możliwe, gdy jakość będzie się wylewać z ekranu tydzień w tydzień. W mig zaserwowano nam europejski klasyk z udziałem Milanu i Liverpoolu, poprawiając czymś, co świetnie kojarzy się nie tylko z powodu sentymentów. Manchester City jeszcze niedawno grał z Interem Mediolan o triumf w Champions League, teraz zaś był to jeden z meczów otwierających nową erę rozgrywek.
Zerkając na czysty wynik, można się uśmiechnąć, że w zasadzie było to przedłużenie wspomnianego finału. Wieńczące sezon spotkania zwykle okazują się długim polowaniem na okazje, gdzie gole nie sypią się jak mąka na stołach najlepszych włoskich pizzaioli. Premierowa odsłona Ligi Mistrzów na Etihad Stadium wyglądała bliźniaczo podobnie, nie pozwalając na chwilę uniesienia ani Anglikom, ani Włochom.
Zieliński z momentem wieczoru
Docenić trzeba Piotra Zielińskiego. Momenty, które będzie można wyciąć do kompilacji najlepszych zagrań, takie jak przewiezienie balansem ciała Savinho wraz z Rico Lewisem, ucieczka Rodriemu i wreszcie naciągnięcie na żółtą kartkę Rubena Diasa, to jedno.
— follow @utdbaki for comps and highlights (@Stephenjos4626) September 18, 2024
Drugie to ogrom pracy włożony w zamykanie przestrzeni, konstruowanie ataków, w zasadzie każdą fazę gry. Wymowne, że do przerwy to właśnie polski pomocnik biegał najwięcej spośród piłkarzy Interu. Zieliński start miał utrudniony, wstrzymała go kontuzja, wieszczono mu, że w towarzystwie pracusia Hakana Calhanoglu i magika Nicolo Barelli zginie, tymczasem w Manchesterze wyglądał jak facet, który mógłby biegać w koszulce The Citizens, nie przynosząc nam wstydu.
Mapa podań Piotra Zielińskiego z Manchesterem City (Opta)
Inter przetrwał zasypany strzałami
Pewnym problemem przyjezdnych jest jednak to, że taniec z rywalami Zielińskiego jest w zasadzie ich najlepszym wycinkiem z wizyty w Manchesterze. Inter stawił się na Wyspach Brytyjskich z zamiarem zaprezentowania wybitnej organizacji w tyłach, która pozwoli na kilka szybkich wypadów łupieżczych na terytorium Edersona. Szło nieźle, bo czterdzieści pięć minut mozolnego przesuwania się, łatania dziur i ofiarnych wślizgów przyniosło efekt w postaci niewielkiej liczby okazji dla City.
Wspomniane wypady tak udane jednak nie były. Owszem, Nerazzurri grozili palcem rywalowi, gdy sunęli na bramkę w przewadze, jednak każdą z szans marnowali w sposób budzący politowanie.
Im dalej w las, tym słabiej wyglądały też defensywne zasieki włoskiej ekipy. Liczby nie kłamią: pierwsza połówka to xG City na poziomie 0,82, gdy druga to już 1,64. Banda Pepa Guardioli rosła, Phil Foden może sobie pluć w brodę, że na dwadzieścia minut przed końcem uderzył wprost w Yanna Sommera, ale jeszcze gorzej wypadli ci, którzy próbowali zaskoczyć Szwajcara po nim.
Manchester City umęczony lasem nóg pod bramką rywala sięgnął po metody wyspiarskie, czyli wrzutkę na banię, choć akurat ich adresatem był Ilkay Gündoğan. Syn marnotrawny, przygarnięty przez The Citizens po rocznej banicji, nie odwdzięczył się za ciepły kąt pod angielską strzechą, dwukrotnie uderzając z pięciu, maksymalnie ośmiu metrów niecelnie.
Jeśli w mediach społecznościowych wyśmiewano atmosferę na obiekcie gospodarzy — Quietihad, jak kogoś słychać, to Włochów! – to w tamtej chwili echem odbił się huk kamienia, który spadł Sommerowi i spółce z serca. Inter, choć zasypany strzałami, przetrwał, wyrwał punkt i zdaje się, że można to uznać za wynik sprawiedliwy, względnie zasłużony.
Zgadzało się poświęcenie, trafiła forma bramkarza, pomocną rękę, pudłując, wyciągnęli rywale. Przy tylu składowych nie mogło się to skończyć inaczej.
Manchester City – Inter Mediolan 0:0
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Liga Mistrzów. Dlaczego nowa formuła zapowiada się dobrze?
- Jak Liga Mistrzów stała się Superligą?
- Trela: Wygrać Ligę Mistrzów w domu. Czy Bayern może spełnić życiowe marzenie Hoenessa?
- Niespodziewani goście z lig TOP5 na salonach. Jak poradzą sobie w Lidze Mistrzów?
Fot. Newspix