To był cały Nicola Zalewski. Przy pierwszym rzucie karnym naciął na faul Anthony’ego Ralstona, przy drugim Granta Hanleya. Obaj obrońcy reprezentacji Szkocji wyglądali na tle jego gracji jak betonowe kloce. Niestety, ale piłkarz ukształtowany w Polsce raczej by czegoś takiego nie dokonał. Zamiast wejść w drybling, zatrzymałby się i szukał podania, raczej do najbliższego partnera, często do tyłu, a w takim układzie nie byłoby szans na zwycięską inaugurację kolejnej edycji Ligi Narodów. Na szczęście, Zalewski gra po swojemu. Jednak tylko w kadrze.
Po fazie grupowej Euro 2024 na statystycznym portalu Whoscored.com pojawiła się listę turniejowych zawodników z najwyższym procentem udanych dryblingów, warunek znalezienia się w zestawieniu był tylko jeden: podjęcie przynajmniej dziesięciu takich prób. Najwyższe miejsce zajmował Kylian Mbappe – 64.3%. Zalewski z 60% skutecznością plasował się na drugim miejscu. Ex aequo z Jamalem Musialą, gwiazdorem Bayernu Monachium.
I to wszystko przy zastrzeżeniu, że mistrzostwa Europy nie były w jego wykonaniu jakieś niesamowite. Podjął niemądrą decyzję o wpakowaniu piłki z lewej flanki do środka pola, co skończyło się golem na 1:1 dla Holendrów. Przeciętnie wyglądał z Austrią. Nie zmienia to jednak faktu, że Zalewski trzymał poziom: rywale nie mieli z nim łatwo, liczba udanych dryblingów najlepiej tego dowodzi, do tego naprawdę porządnie wyglądał w defensywie, co w jego wersji reprezentacyjnej jest trochę niedoceniane.
Choćby ten mecz ze Szkocją. 22-letni wahadłowy dał show w ofensywie. Odważnymi dryblingami wrzucił na karuzelę Ralstona i Hanleya, wypracowując dla Polaków dwa rzuty karne, szczególnie ten w siódmej minucie doliczonego czasu gry wymagał fantazji. Ba, na murawie nie było już Roberta Lewandowskiego, więc Zalewski sam wziął piłkę w ręce, ustawił na wapnie i pokonał Angusa Gunna. To 3:2 było zwycięstwem jego talentu. Ale warto też docenić, że do samego końca tyrał w defensywie. Szkoci często kierowali dośrodkowania na wbiegających mu za plecami zawodników, a on każdorazowo się za przeciwnikiem wracał i zachowywał pełną czujność przy dość niewygodnych interwencjach.
To wcale nie taka oczywistość, bo w przeszłości Biało-Czerwonym zdarzało się tracić bramki po takich akcjach rywali, gdy na lewej flance bronił na przykład Bartosz Bereszyński, który jest przecież profilowo znacznie bardziej skoncentrowanym na obronie zawodnikiem niż Zalewski. Temu ostatniemu zdarzają się w tyłach błędy, również poważne, przypominaliśmy już Holandię, a wcześniej podobna wpadka przydarzyła mu się też z Turcją, ale to żaden palący temat, w tej kadrze jest cała grupa piłkarzy, którzy mają sobie w tej materii znacznie więcej do zarzucenia: trójka stoperów, środek pola, drugie wahadło z ostatnio zagubionym Przemysławem Frankowskim na czele. Zaraz wyjdzie, że prawie wszyscy. I nie będzie to kłamstwo.
Zalewski to najlepszy piłkarz reprezentacyjnej kadencji Michała Probierza, który przecież nie powołał go na pierwsze zgrupowanie za swoich rządów. Mówił wtedy, że reakcja 22-letniego zawodnika była bardzo zdrowa, nie obrażał się, pojechał na kadrę U-21. Wrócił w listopadzie, z Czechami był najlepszy na boisku po polskiej stronie, z Łotwą zaliczył dwie asysty. Tak samo w półfinale barażu z Estonią, świetny był też w finale z Walią. Formę utrzymywał w meczach towarzyskich przed Euro 2024. Z Ukrainą kompletnie nie nadążali za nim Andrij Jarmołenko i Ołeksander Tymczyk. Z Turcją strzelił bardzo ładnego gola na wagę zwycięstwa w 90. minucie spotkania. Euro miał niezłe, ze Szkocją był kapitalny. Od dziewięciu miesięcy Polskę budować można wokół niego.
Dzieje się to mimo jego problemów w Romie. Po udanym sezonie 2022/23, w którym we wszystkich rozgrywkach zagrał dla włoskiego klubu ponad 3000 minut, nadeszła redukcja czasu gry o mniej więcej połowę – do 1500 minut. W Serie A przeważnie siedział na ławce, szczególnie wiosną. Gdy już pojawiał się na boisku, nie błyszczał, często zawodził, ze strony kibiców „Giallorossich” spadała na niego krytyka, która szybko przerodziła się w hejt. Negatywne emocje nasiliły się przede wszystkim w lecie, w mediach społecznościowych Zalewski określany jest „szatniowym kretem”, wynoszącym informacje o tajemnicach zespołu. Otoczenie Polaka do walki z pomówieniami wynajęło prawników.
Włoskie media sprzedawały go już na setki sposobów, spekulowało się o Juventusie, Milanie, Torino, Bournemouth, West Hamie, Nottingham Forest, Borussii Dortmund czy PSV Eindhoven. Ostatecznie został w Romie. I nie jest tak, że Daniele De Rossi całkowicie go skreślił. Na inaugurację ligi z Cagliari wybiegł w pierwszym składzie. Z Empoli dostał połówkę. Z Juve pół godziny. W międzyczasie kibice Romy wygwizdywali go po każdym kontakcie futbolówki.
– To źle, gdy zawodnik jest wygwizdywany. Nie wydawało mi się, że spisał się gorzej od innych. Popełnia błędy, ale jest silniejszy. Futbol jest taki wszędzie, znam to miasto i wiem, że jeśli sprawy nie będą iść dobrze, to ja też będę wygwizdywany. Nicola Zalewski to zaangażowany zawodnik o wielkim potencjale – bronił go De Rossi.
Czy Roma to dla niego za wysokie progi? Niekoniecznie, Zalewski ma papiery na grę w czołowych zespołach lig top 5, nawet w 2024 roku gra poniżej oczekiwań. Ważne, że nie został odstrzelony, że dostaje szanse, nawet jeśli De Rossi wciąż szuka optymalnego ustawienia dla mających mocarstwowe ambicje „Giallorossich” i nie jest powiedziane, gdzie w takim układzie znajdzie się miejsce dla 22-letniego zawodnika.
Oczywiście, w przeszłości bywało tak, że na przykład Kuba Błaszczykowski czy Kamil Grosicki mieli problemy w klubach, a wciąż zaliczali kozackie występy w barwach reprezentacji Polski, ale… w przypadku Zalewskiego naprawdę liczymy, że jedno będzie szło w parze z drugim. To już nie tylko potencjał na kozaka. Ale coraz częściej po prostu kozak.
Czytaj więcej o reprezentacji Polski:
- Indywidualności ważniejsze od stylu, czyli Polska jako typowy zespół reprezentacyjny
- Król Zalewski, tragiczny Kiwior [NOTY]
- Cała naprzód, ale to wsteczny. A mieliśmy wrzucić piąty bieg [KOMENTARZ]
- Jak dobrze, że Zalewski nie słyszał „nie kiwaj!”
Fot. 400mm.pl