Pep Guardiola mówi wprost, że najlepszą dziś piłkę w Niemczech gra nie jego Bayern, a Borussia Dortmund, i przestrzega przed tym, co złego może się wydarzyć. Wolfsburg jest po stracie dwóch kluczowych piłkarzy, w tym genialnego De Bruyne. Borussia Moenchengladbach z czterech meczów przegrywa cztery, a Bayer Leverkusen – dwa. Niejeden zapytałby w tym momencie: panowie, z czym do Europy?
Dietmar Hamann w świeżym wywiadzie nie oszczędza Pepa. Ocenia go na piątkę w skali 1-10, mówi, że inni na tym stanowisku wcale nie wypadliby gorzej. Hamann zwraca uwagę, że Heynckes czy van Gaal z takimi wynikami tak długo mogliby nie pracować, przypomina też boiskową naiwność, jaką Bayern pokazywał w przeszłości z Realem czy Barceloną. Czyli Guardiola znów w niemieckich mediach obrywa. To już nie powinno chyba nikogo dziwić.
Hamann wypomina dwa zawody w Lidze Mistrzów czy przegrany Puchar Niemiec. Wyniki w lidze nazywa wspaniałymi, ale… Bayern już w drugiej kolejce z trudem ograł Hoffenheim: Polanski zmarnował rzut karny, a zwycięskiego gola Lewandowski zdobył w ostatniej minucie. Teraz, w czwartej serii spotkań, Bawarczycy do 77. minuty przegrywali z Augsburgiem. Wyrównał Lewy, a rywala jedenastką załatwił Mueller. Tylko, że ten rzut karny Bild nazwał żartem, trener gości skwitował: “Nie wiem, co sędzia miał w głowie”, a ten później przyznał się do błędu.
– Nie chcę wygrywać w ten sposób – mówi Guardiola. – Każdy z nas musi dać z siebie 100 proc. możliwości. W innym wypadku, będzie źle… Dorzuca też, że dziś najlepszy futbol w Bundeslidze nie jest autorstwa jego piłkarzy, tylko BVB (też komplet zwycięstw, ale lepszy bilans bramkowy).
Na przeciwległym biegunie znajduje się Borussia Moenchengladbach. Owszem, odszedł tego lata Max Kruse z Christophem Kramerem, ale przyszli następcy (Drmić i Stindl). To nie była duża rewolucja kadrowa, jak przed laty kiedy po transferach Dantego, Neustadtera i Reusa załamywano ręce. Mimo to, podopieczni Luciena Favre kompletnie nie ogarniają. Nawet teraz, gdy podejmowali u siebie HSV, nie dali rady. Cztery mecze, cztery porażki. Bilans bramkowy 2:11.
Tylko, że Bayern gra jeszcze z Olympiakosem, a Borussia Moenchengladbach jedzie z kolei do Sevilli. Oj, może się to źle skończyć. Natomiast Wolfsburg przyjmuje na własnym terenie CSKA Moskwa, Bayer gości BATE.
Wokół tej dwójki zamieszanie jest najmniejsze – nikt w mediach nie krzyczy, nikt też nie rozdmuchuje ognia. Nie oznacza to jednak, że kibice tej dwójki śpią spokojnie. Po pierwsze, fanom VfL śni się po nocach wielbiony De Bruyne i aktywny Perisić. Po drugie, Bayer przerżnął u siebie z Darmstadt.
Czyli wydarzyć się może wiele. A Niemcy jak zwykle wysoko zawieszają poprzeczkę.