Kamil Grosicki zapowiedział, że po mistrzostwach Europy w Niemczech zakończy reprezentacyjną karierę. Chciałby jeszcze rozegrać pożegnalne spotkanie na Stadionie Narodowym i to by było na tyle, jeśli chodzi o jego występy w kadrze. W cień usuwa się zatem kolejny z bohaterów EURO 2016, a zarazem jeden z naprawdę nielicznych polskich piłkarzy, których kariera kręci się wokół występów w drużynie narodowej. Różnie to bowiem z “Grosikiem” w kadrze bywało – raz zachwycał, innym razem wkurzał, a czasem w sobie tylko wiadomy sposób łączył bycie najbardziej przebojowym i najbardziej irytującym zawodnikiem “Biało-Czerwonych”. Jedno trzeba mu jednak oddać bez dwóch zdań – miał kompletnego świra na punkcie gry w reprezentacji, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego sformułowania.
Spodziewane pożegnanie
Czy jesteśmy zaskoczeni decyzją Grosickiego? Niespecjalnie.
Czy uważamy ją za pochopną? Cóż, mówiąc z brutalną szczerością – również nie.
Grosicki żegna się z kadrą: – To dla mnie jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu
Trudno sobie bowiem w tej chwili przypomnieć ostatni naprawdę udany występ 36-latka w narodowych barwach. Dość powiedzieć, że po raz ostatni “Grosik” spędził na boisku więcej niż 45 minut w meczu reprezentacji jeszcze za kadencji Jerzego Brzęczka, jesienią 2020 roku. Było to domowe starcie z Bośnią i Hercegowiną w Lidze Narodów. Kilka dni wcześniej skrzydłowy rozegrał natomiast jeden ze swoich najlepszych meczów w kadrze – w sparingu z Finlandią zameldował się na murawie z opaską kapitańską na ramieniu i – najwyraźniej natchniony tym faktem – zapisał na swoim koncie hat-tricka, prowadząc “Biało-Czerwonych” do triumfu 5:1. Później jego sytuacja w zespole zaczęła się jednak komplikować. Paulo Sousa na niego nie stawiał, Czesław Michniewicz widział w nim najwyżej dżokera. Podobnie zresztą jak Michał Probierz, który regularnie powoływał Grosickiego na zgrupowania, lecz ani razu nie znalazł dla niego miejsca w wyjściowej jedenastce.
Grosicki stał się zatem kimś w rodzaju dobrego ducha kadry. Przepoczwarzył się w weterana, który prochu nie wymyśli, ale jego wskazówki mogą się okazać przydatne dla młodszych reprezentantów. Jeśli jednak spojrzeć wyłącznie na aspekt sportowy, Kamil po prostu przestał gwarantować jakość. I już nawet nie mówimy o golach czy asystach. Jego wejścia z ławki generalnie były kiepskie, nie licząc może mundialowego epizodziku z Francją. Wprawdzie na poziomie Ekstraklasy doświadczony skrzydłowy nadal trzyma fason, ale na poziomie międzynarodowym jego zrywy i dryblingi nie robią już na nikim wrażenia. Taka jest rzeczywistość. Dowodu na potwierdzenie tych słów nie trzeba zresztą szukać daleko, wystarczy obejrzeć końcową fazę piątkowego meczu z Austrią. “Grosik” nie zdziałał na boisku nic.
Tylko czy to wszystko oznacza, że Grosicki mówi “pas” za późno? Niekoniecznie. Cały fenomen kariery Kamila sprowadza się przecież do tego, że możliwość reprezentowania Polski na arenie międzynarodowej inspirowała go do przekraczania własnych barier. To kadra uczyniła z Grosickiego gwiazdę polskiego futbolu, nie kluby. Dlatego zupełnie nas nie dziwi, że tak długo szukał on swojej szansy na efektowne rozstanie z reprezentacją.
Odpuścić wcześniej? To nie byłoby w jego stylu.
Kadra przede wszystkim
W ostatnich latach jednym z podstawowych problemów naszej reprezentacji jest to, że cała masa zawodników na arenie klubowej prezentuje się znacznie lepiej niż w meczach międzypaństwowych. Sztandarowym przykładem jest tutaj od dawna Karol Linetty, cieszący się naprawdę przyzwoitą reputacją we Włoszech, ale notorycznie rozczarowujący w kadrze. To oczywiście skrajny przypadek, jednak podobnych historii moglibyśmy wyliczyć całkiem sporo. Tymczasem u Grosickiego było w przeszłości dokładnie na odwrót. W klubach często mu nie szło, nawet gdy znajdował się u szczytu swych piłkarskich mocy. Chaotycznie zarządzał swoją karierą, miewał problemy z regularnymi występami, udane sezony przeplatał bardzo przeciętnymi. Nieustannie dostarczał amunicji tym, którzy postulowali odpalenie go z kadry, a przynajmniej z jej wyjściowego składu. Ale po przyjeździe na zgrupowanie Grosicki na ogół momentalnie odżywał.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Jasne, niektóre z jego boiskowych zachowań mogły irytować. Nie do końca przemyślane rajdy, spóźnione powroty do defensywy, nieprecyzyjne strzały i dośrodkowania… Jednocześnie można było jednak stawiać domy na to, że w każdym meczu Grosicki przynajmniej raz wejdzie w tryb “turbo” i wykreuje stuprocentową okazję strzelecką sobie lub koledze. Że nie zwiesi głowy, nawet jeśli nie wyjdzie mu jedno, drugie i trzecie zagranie, tyko będzie nacierał dalej, aż do skutku. Z dzisiejszej perspektywy – gdy podstawowi gracze kadry raz za razem pękają na robocie – doskonale widać, jak cenna jest tego rodzaju postawa. Orzełek na piersi nigdy Grosickiemu nie ciążył. Presja nie pętała mu nóg. Wręcz przeciwnie, właśnie w narodowych barwach skrzydłowy demonstrował prawdziwą lekkość.
Oczywiście można się było z “Grosika” śmiać, gdy za kadencji Paulo Sousy dobijał się do reprezentacji na wszelkie możliwe sposoby, również za pośrednictwem mediów, ale w jego desperacji było też coś na swój sposób ujmującego.
Reprezentant z prawdziwego zdarzenia
Biorąc pod uwagę burzliwe początki jego kariery i całe pasmo problemów natury dyscyplinarnej, w sumie aż trudno uwierzyć, że Grosicki zanotował w kadrze przeszło 90 występów, zapisując po drodze na swoim koncie aż 17 bramek i 24 asysty. Debiutował w seniorskiej reprezentacji w 2008 roku, ale bardzo szybko wypadł z orbity zainteresowań Leo Beenhakkera. Na EURO 2012 otrzymał od Franciszka Smudy zaledwie pół godziny w przegranym starciu z Czechami. Prawdziwym przełomem okazała się dla niego dopiero kadencja Adama Nawałki. W czerwcu 2014 roku “Grosik” zaliczył asystę w sparingu z Litwą, potem dwukrotnie trafił do siatki w eliminacyjnym starciu z Gibraltarem. W efekcie wyszarpał sobie miejsce w wyjściowej jedenastce, które zatrzymał na parę ładnych lat.
Prawdziwym popisem w jego wykonaniu była jesień 2015 roku. W czterech meczach eliminacji do EURO 2016 zanotował pięć asyst oraz dwie bramki. Pisaliśmy wówczas: – Kamil Grosicki zawsze był obietnicą nieprzeciętnie dobrego grania, nie tylko w skali polskiej. Obietnicą jednak tego samego gatunku, co „zadzwonimy do pana” na rozmowie kwalifikacyjnej, „w piątek oddam tę stówę” od kumpla pijaczka, „jutro zacznę” złożone w kwestii przeprowadzenia gruntownego remanentu w nawykach. Obietnicą więc niby do zrealizowania, żadne mission impossible, ale zarazem podskórnie czujesz, że wiara w nią zakrawa na myślenie życzeniowe. Jednak “Grosik”, wieczny znak zapytania, swego czasu mistrz rzucania sobie kłód pod nogi, zadzwonił, oddał, zaczął.
– […] “Grosik” to definicyjny przykład zawodnika, który im większe czuje zaufanie, im większą odpowiedzialność złoży się na jego barki, tym lepiej gra. Jego talent w takich warunkach rozkwita, natomiast gdy trzeba walczyć o skład, gdy ta wiara otoczenia jest mniejsza, gaśnie szybko. To też bezpośrednio wynika z jego stylu gry, ryzykownego, pełnego odważnych zagrań. Jeśli jeden błąd i spartaczona okazja może odesłać na ławę, to ta świadomość zostaje w głowie i redukuje skłonność do piłkarskich zakładów „high risk – high reward”, czyli jego specjalności. Aby grać tak jak “Grosik” potrzeba luzu i wiedzy, że nic się nie stanie, jak teraz akurat nie wyjdzie. Siedem akcji, trzy zepsute, trzy udane, a jedna fantastyczna, która może wygrać mecz – to prawdopodobny rachunek, na który zgodę musi wyrazić trener, wiedząc, że zachowawczy Grosicki, to słaby Grosicki. Gorszy od niego jest tylko obawiający się zepsucia akcji Grosicki.
Nawałka poszedł na ten układ. Zaakceptował Grosickiego ze wszystkimi jego słabościami, co pozwoliło na wyeksponowanie jego atutów. Efekt? Między innymi dwie asysty w fazie pucharowej mistrzostw Europy we Francji. A trzeba pamiętać, że Kamil zaczynał ten turniej z kontuzją.
Nie będzie wielkiej kontrowersji w stwierdzeniu, że kadencja Nawałki (zwłaszcza jej pierwsza część) to najbardziej udany okres w najnowszych dziejach reprezentacji Polski. Z kolei Grosicki należał do najjaśniejszych postaci tej właśnie kadencji. To samo w sobie jest jego sukcesem. – Jestem spełniony jako piłkarz reprezentacji. Były wzloty i upadki. Teraz na Euro zawiedliśmy, ale wierzę, że ta reprezentacja pod okiem trenera Probierza osiągnie sukcesy. Ona ma potencjał. To już widać było w ostatnich miesiącach, że rodzi się tutaj prawdziwa drużyna. Wierzę, że da wam, kibicom, jeszcze wiele powodów do radości. A ja też chce już pamiętać tylko te piękne chwile. Swoje wszystkie występy na Stadionie Narodowym, które były wyjątkowe. Mecz z Rumunią w Bukareszcie, gdzie zagraliśmy świetne spotkanie i strzeliłem ważnego gola. Występ na Euro 2016, ale też każdy awans na wielki turniej – wspominał skrzydłowy podczas dzisiejszej konferencji prasowej.
***
Grosicki napomknął również, że marzy mu się jeszcze jeden występ na Stadionie Narodowym. I wydaje się, że Kamil w pełni na takie uroczyste pożegnanie z kibicami zasłużył. Nie tylko występami, golami, asystami i awansami na wielkie turnieje, ale przede wszystkim tym niepohamowanym parciem na grę w kadrze. To właśnie ono uczyniło z “Grosika” postać wyjątkową dla polskiego futbolu, a nie jednego z wielu graczy, którzy trochę pograli w paru niezłych, zagranicznych ligach
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Czy czujesz się bezpiecznie? Tak, ale… Strach na strefach kibica
- Kto to jest i co tam robi? Dziesięciu piłkarzy na Euro, o których chcecie zapytać
- Młody magik wkracza do gry. Musi udźwignąć „dziewiątkę”
- Śląsk tak bardzo zaufał Klimali, że z rozpędu aż go odpalił
fot. NewsPix.pl